Читать книгу Pracująca dziewczyna - Diana Palmer - Страница 3
ROZDZIAŁ DRUGI
ОглавлениеRzeczywiście nie mógł przewidzieć, że w ciemnościach o bardzo późnej porze natknie się na nią w holu, to Merlyn rozumiała. Ona też nie spodziewała się, że wyrośnie na jej drodze w, zdawałoby się, uśpionym domu. Tylko dlaczego posłał ją na podłogę? – tego nie pojmowała. Na szczęście posadzka była pokryta grubą wykładziną dywanową.
– Co do… – rozległ się niski i dudniący głos. – Kim, do cholery, pani jest?
Merlyn odrzuciła do tyłu długie czarne włosy. W świetle kolejnej błyskawicy mignęła jej twarz żywcem wyjęta z Jane Eyre, powieści Charlotte Brontë. Po chwili rozbłysło światło i zobaczyła intruza dokładniej.
Był ogromny, wcześniej nie zdarzyło się jej stanąć z takim olbrzymem twarzą w twarz. Wysoki, zbudowany jak zapaśnik, w dużych dłoniach trzymał czarną teczkę dyplomatkę i parasol. Miał na sobie granatowy prążkowany garnitur. Nie nosił kapelusza, gęste czarne włosy były potargane i stanowczo wymagały ostrzyżenia. Ciemne oczy, głęboko osadzone pod krzaczastymi brwiami, ciskały błyskawice.
– Nie może pan uważać, dokąd idzie? – rzuciła z pretensją w głosie Merlyn, wciąż zbyt wstrząśnięta, żeby pozbierać się z podłogi. – Prze pan do przodu jak czołg! Szczerze mówiąc – dodała zjadliwie – wyglądem też pan go przypomina.
– Proszę natychmiast wstać!
– Tak jest! – zareagowała złośliwie, patrząc na niego z oburzeniem, i podniosła się na nogi.
Nie podobało się jej to, jak na nią patrzył, więc owinęła ciaśniej cienkim błękitnym szlafrokiem swoje na wpół nagie ciało. Stopy miała bose, bo nie pomyślała o włożeniu kapci. Prawdę mówiąc, chyba w ogóle zapomniała je wziąć.
– Słucham! – ponaglił ją groźnie.
– Wyjaśnienie tego jest trochę skomplikowane – odparła z przesłodzonym uśmiechem – a pan wygląda na nieskomplikowanego mężczyznę. Zastanawiam się, czy został pan zaproszony do tego domu, czy jest pan drobnym włamywaczem – ciągnęła, widząc, że nieznajomy wygląda tak, jakby za chwilę miał wybuchnąć. – Chociaż określenie „drobny” jest tu całkiem nie na miejscu. Fascynujące byłoby obserwować, jak pan się do kogoś podkrada…
W odpowiedzi z głośnym stuknięciem odstawił dyplomatkę na podłogę.
– Kim pani jest, do cholery?!
– Jestem Jane Eyre. – Merlyn wykonała głęboki ukłon. – Przybyłam uczyć dzieci i zapewniać panu romantyczne atrakcje.
– Boże, nie wierzę własnym oczom – powiedział do siebie, przeciągając dłonią po nieogolonej twarzy. – Sześć godzin w samolocie, dwie oczekiwania na odprawę bagażu… Jeśli nie chce pani spędzić reszty nocy na najbliższym posterunku policji, niech mi pani wreszcie powie, kim pani jest, i to szybko.
– W salonie stoi stacjonarny telefon. Wystukam panu numer policji.
Postąpił krok do przodu, a Merlyn cofnęła się o krok.
– Spokojnie – ostrzegła. – Sam pan sobie zaszkodzi.
– Cholernie wątpię – odparł ponuro i zrobił kolejny krok.
– Pani Thorpe! – wrzasnęła Merlyn i rzuciła się przez hol do sypialni starszej damy.
– Co się dzieje? – Rozczochrana i zaspana Lila pojawiła się w drzwiach.
Zaskoczona spojrzała na przyciśniętą do ściany Merlyn, a potem na rozwścieczonego mężczyznę.
– Cameron! – wykrzyknęła i uśmiech rozjaśnił jej pomarszczoną twarz. – Co za przyjemna niespodzianka w taką okropną noc. Podejdź do mnie, niech ci się przyjrzę. Jak widzę, poznałeś już Merlyn Forrest – dodała z uśmiechem. – Merlyn, to mój syn, Cameron.
– Pani syn? – Merlyn zamrugała powiekami. – To jest pani syn? – spytała z niedowierzaniem, patrząc na mężczyznę, który prawdopodobnie ważył dwa razy więcej niż Lila i w przeciwieństwie do niej miał ciemną cerę i czarne włosy.
– Kim ona jest? – spytał lodowatym tonem Cameron Thorpe.
– Kochanie…
– Kim ona jest? – powtórzył nieustępliwie.
– Mówiłam ci przecież – odparła nieco zniecierpliwiona Lila – że szukam kogoś, kto pomoże mi zbierać materiały do następnej książki.
Cameron spojrzał na Merlyn, jakby powątpiewał w jej zdolności umysłowe.
– Gdzie ją wynalazłaś? – spytał szorstko.
– W wyszukiwarce internetowej – powiedziała pod nosem Merlyn. – Wystarczy wpisać „najlepsi szperacze”.
Bankier posłał jej cierpkie spojrzenie.
– Mamo? – Zwrócił się do Lili ponaglającym tonem, na co starsza pani westchnęła ostentacyjnie.
– Przez twojego znajomego, Jacka Thomasa. Jest znajomą jego znajomego.
– Ma jakieś referencje? – zapytał, ignorując obecność Merlyn.
– Ukończony wydział historii – odezwała się Merlyn. – Udawanie, że jest pan wrogo do mnie nastawiony, zda się na nic. Ja i pan jesteśmy jakby dla siebie stworzeni, tylko nie chce pan tego przyznać. – Zrobiła fałszywie skromną minkę. – Gdy się spotkaliśmy, jakby błyskawica rozbłysła…
Zamamrotał coś pod nosem, na szczęście niezrozumiale, i chwycił dyplomatkę oraz parasol. Lila z trudem skryła uśmiech.
– Cameron, proszę cię, tylko nie próbuj zastraszać mojej nowej asystentki – zwróciła się po chwili do syna. – Nie napiszę tej książki samodzielnie, potrzebuję pomocy Merlyn co najmniej przez miesiąc.
– Miesiąc?– spytał takim tonem, jakby go spotkała bardzo nieprzyjemna niespodzianka.
– Dotrzyma towarzystwa mnie i Amandzie – dodała zdecydowanie Lila. – Twoja córka bardzo ją polubiła.
Oto ojciec, Cameron Lodowate Serce, pomyślała Merlyn. Uosobienie biznesmena, który skupia się wyłącznie na interesach. Nic dziwnego, że jego córka wygląda na wycofaną i stłamszoną. Przyglądała się bankierowi w milczeniu, wyobrażając sobie, że stoi przed nimi ubrany jedynie w bokserki w kropki. Musiała przygryźć wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
– A podobno dzieci mają wyjątkową intuicję – zauważył zgryźliwie.
Merlyn zmierzyła go wzrokiem i owinęła się ciaśniej szlafrokiem.
– Tak się cieszę, panie Thorpe, że się panu spodobałam – powiedziała z emfazą. – I z wzajemnością. Mroczni, ponurzy mężczyźni zawsze mnie pociągali – wyjawiła i uśmiechnęła się promiennie.
Sprawiał wrażenie, że ostatkiem sił powstrzymuje się od wybuchu.
– Jest bardzo późno, na pewno jesteś zmęczony, kochanie – stwierdziła Lila. – Należy ci się odpoczynek. Zostaniesz na cały weekend?
– Tak. Będę ci zobowiązany, jeśli utrzymasz Jane Eyre z daleka od moich gości.
– Gości? – spytała z ożywieniem Lila.
– Charlotte i Delle Radner. Przyjadą jutro z Atlanty.
Lila westchnęła, jej mina nie wyrażała entuzjazmu.
– Aha. Oczywiście są mile widziane, jak wszyscy twoi goście – dodała sztywno.
– Przyzwyczaisz się do nich – zapewnił ją.
– Cóż, będę musiała – odparła zrezygnowanym tonem Lila.
– Domyślam się, że jedna z nich jest pańską bliską znajomą. – Merlyn wydęła usta. – Łamie mi pan serce. Pomyśleć, że zakochałam się w panu od pierwszego wejrzenia, panie… przepraszam, zapomniałam imienia.
Chciał coś powiedzieć, ale w końcu zrezygnowanym gestem machnął dłonią, obrócił się na pięcie i odszedł holem, ciężko stąpając. Dziwne, że szyby nie drżą, pomyślała Merlyn, a Lila dała upust długo powstrzymywanemu śmiechowi.
– Och, moja droga! – Otarła łzy z kącików oczu. – Nigdy przedtem nie widziałam go w takim stanie.
– Podejrzewam, że niewiele osób miało taką okazję – odparła Merlyn, patrząc w kierunku, w którym odszedł Cameron. – Nieźle mnie wystraszył, gdy wyrósł przede mną nieoczekiwanie. Nie spodziewałam się, że pani syn się dzisiaj zjawi.
– W całym tym zamieszaniu związanym z twoim przyjazdem zapomniałam cię uprzedzić – usprawiedliwiła się Lila. – Rzeczywiście wspominał, że zaprosi Delle i jej matkę wtedy, gdy przyjadą do Atlanty odwiedzić krewnych. – Zrobiła zmartwioną minę. – Charlotte Radner tutaj… – Westchnęła ciężko. – Wątpię, żeby wyściubiła nos z domu. Co to by była za zgroza, gdyby słońce musnęło jej nieskazitelną białą skórę.
– Która z nich jest sympatią pani syna?
– Delle. Córeczka swojej mamusi. Panie Radner tutaj… A tak bardzo chciałam jutro przystąpić do pracy… Nieważne. Chodźmy spać, moja droga, przecież możemy robić swoje nawet podczas ich obecności.
– Już wieczorem zajęłam się gromadzeniem materiałów- powiedziała Merlyn, gdy szły holem. – Znalazłam bardzo ciekawy wątek z początkowego okresu dynastii Tudorów. Mam nadzieję, że będzie to pani odpowiadać.
Oczy Lili pojaśniały.
– Fantastycznie! Plantagenetami zajmę się w następnej książce. Rano mogłybyśmy zacząć szkicować zarys fabuły. Myślę, że nas to wciągnie i sprawi nam przyjemność.
– Ja też mam taką nadzieję – odparła niepewnie Merlyn, patrząc w kierunku, w którym oddalił się Cameron Thorpe.
– Nic się nie martw. Stworzymy wspólny front przeciwko niemu – obiecała Lila. – Żałuję, że nie będzie sam, mógłby wreszcie spędzić trochę czasu z Amandą. Wpada tu tylko na weekendy. Przyznano mu prawa rodzicielskie po rozwodzie, ale zamieszkał w Charlestonie i nie ma nikogo, kto mógłby się nią opiekować. Jak wiesz, matka mojej wnuczki nie żyje.
– A dlaczego Delle nie może się nią zająć? – spytała rzeczowo Merlyn.
– Delle? – powtórzyła niemal z przerażeniem Lila. – Miałaby się opiekować dzieckiem?
– Przepraszam. – Merlyn zaczynała mieć coraz pełniejszy obraz pań Radner.
– Przykro mi, że mój syn cię zdenerwował – zmieniła temat Lila.
– Trzeba mu uczciwie oddać, że nie spodziewał się zastać nikogo w holu. Szłam, żeby przygotować sobie filiżankę czekolady, ale spotkanie z nim było na tyle emocjonujące, że czuję się wystarczająco zmęczona, aby zasnąć.
– Zobaczysz, jak ci się tutaj spodoba, gdy deszcz przestanie padać – zapewniła ją starsza pani. – Mieszkam nad jeziorem od czterech lat i nie wyobrażam sobie, że mogłabym się przeprowadzić gdzie indziej. Wkrótce poprawi się pogoda i zaroi się od żaglówek.
– Widziałam jezioro wiele razy, jeżdżąc szosą – powiedziała Merlyn, nie zamierzając wspominać, że jej przyjaciel Dick ma tu olbrzymi dom. – Wiem, że niezależnie od funkcji rekreacyjnej pełni ważną rolę, zaopatrując Atlantę i cały obszar metropolitalny w wodę pitną.
– Zdaje się, że te okolice nie są ci obce – zauważyła Lila. – Dobrej nocy.
– Pani również.
Merlyn weszła na górę i ze szczytu schodów rzuciła ostatnie spojrzenie na hol, zanim zamknęła za sobą drzwi sypialni. Zawsze musi być jakaś łyżka dziegciu w beczce miodu! Cameron Thorpe mógł jej przysporzyć niemałych kłopotów, a jego znajome nie zapowiadały się na przyjemne osoby. Trochę zrzedła jej mina, nie była już taka pewna, że z palcem w nosie odegra rolę pracującej dziewczyny. Musi być ostrożniejsza, inaczej się zdradzi.
Może ranek okaże się lepszy od minionego wieczoru i części nocy, pomyślała i wzdychając, opatuliła się kołdrą.
Nadzieja okazała się płonna. Wprawdzie dzień wstał jasny i ciepły, ale gdy weszła na patio, Cameron Thorpe, który wraz z matką spożywał śniadanie, rzucił jej wrogie spojrzenie, po czym bez skrępowania otaksował ją wzrokiem.
Włożyła wyblakłe jasnoniebieskie dżinsy i jaskrawopomarańczowy podkoszulek z długimi rękawami, ozdobiony z przodu napisem „Pocałuj mnie, jestem żabą”. Długie czarne włosy opadały jej swobodnie na ramiona, jasnozielone oczy patrzyły bystro. Nie była tak piękna jak jej zmarła matka, ale miała subtelne rysy twarzy i perfekcyjną figurę, której zazwyczaj nie wahała się podkreślać. Dzisiaj z rozmysłem wybrała najdziwniejszy podkoszulek, jaki miała, licząc na to, że zdenerwuje Pana Konserwatywnego, i się nie zawiodła.
– Zawsze tak się pani ubiera? – spytał.
– Cóż, z wyjątkiem sytuacji, kiedy jestem nago – rzuciła ze swobodnym uśmiechem.
Przyjrzała się bankierowi. Miał na sobie garnitur, białą koszulę i krawat. Założyłaby się, że w swojej szafie trzyma kilka takich jednakowo wyglądających garniturów.
– Chcesz jeszcze jajecznicy? – zwróciła się do syna Lila.
– Nie, dziękuję – odparł, nie spuszczając wzroku z Merlyn, gdy siadała za stołem, brała tost i nalewała sobie kawy.
Spostrzegła, że jego twarz ma wyraziste rysy, nos jest niezwykle kształtny, a szczęka mocno zarysowana.
– Ocenia mnie pan? Noszę spodnie w rozmiarze dziesięć, podkoszulek „M”. Bielizny dzisiaj nie włożyłam- poinformowała szeptem, nachylając się do Camerona.
Twarz mu poczerwieniała, ciemne oczy rozbłysły.
– Pani sposób bycia nie wydaje mi się ani trochę zabawny – osadził ją. – Ponadto nie życzę sobie, aby moja córka była narażona na wysłuchiwanie takich uwag.
– Nie ma jej tu, podobnie jak innych dzieci – odparła Merlyn, przyglądając mu się uważnie. – Pani Thorpe wspomniała, że jest pan bankierem.
– Jestem – rzucił takim tonem, jakby rozmowa z nią była męczarnią.
– Ekscytujące. – Zdusiła ziewnięcie.
– Gdzie pani kończyła studia? – spytał nieoczekiwanie.
– Na Uniwersytecie Georgii – poinformowała go i upiła łyk kawy.
– Jakaś specjalizacja?
– Nie. Historia starożytna interesowała mnie na równi z innymi okresami.
– Czy w takim razie może pani podjąć się tej pracy? – spytał szyderczo. – Ma pani jakieś referencje?
– Zupełnie jakbym się znalazła w czasach hiszpańskiej inkwizycji – odcięła się Merlyn. – Pańska matka uznała moje kwalifikacje za wystarczające.
– Rzeczywiście – poparła ją Lila i nachmurzyła się. – Cameron, nigdy bym nie przypuszczała, że potrafisz zachowywać się tak niegrzecznie w stosunku do gościa.
– Ale też wcześniej nie mieliśmy takiego – podkreślił – gościa.
– Jakie to smutne. – Merlyn uśmiechnęła się do niego promiennie. – I oto w końcu jestem.
– Muszę zadzwonić. – Cameron wstał od stołu, mierząc Merlyn jawnie niechętnym wzrokiem. – Dobrze się składa, bo jeszcze pięć minut w towarzystwie Jane Eyre i zacznę się rozglądać za jakimś tępym narzędziem.
– Podniecająca perwersja – prowokowała go dalej Merlyn. – Zwykle mężczyźni są ekstremalnie podnieceni, gdy do tego dochodzi. Jest jakaś szansa, że uwiedzie mnie pan nad jajecznicą?
Lila pospiesznie przyłożyła serwetkę do ust.
– Nawet gdybym był nastolatkiem z trądzikiem, nie wykazałbym się taką desperacją.
– Serce panu pęknie, kiedy uświadomi pan sobie, z czego zrezygnował. – Merlyn rzuciła ostatnią uwagę, zanim wszedł do domu, zatrzaskując za sobą drzwi.
Lila opuściła serwetkę i się roześmiała.
– Biedny Cameron – powiedziała w końcu. – Zawsze taki dominujący w stosunku do kobiet.
– Nie tym razem – oświadczyła z zadowoleniem Merlyn. – Jestem niezależna. Poza tym nie lubię mężczyzn.
– Istnieje jakiś powód tej niechęci?
– Narzeczony, który okazał się wysysającym krew wampirem. Zerwałam zaręczyny i usiłuję się pozbierać.
– Przykro mi.
– Mnie też. Skończyłam dwadzieścia sześć lat i jestem gotowa się ustatkować. Nie miałabym nic przeciwko mężowi i dzieciom. Jednak na razie potrzebuję czasu, aby zapomnieć o tym, co się wydarzyło.
– Jesteś jeszcze młoda, kochanie – zapewniła ją z uśmiechem Lila.
– Chyba tak – zgodziła się Merlyn i zmieniła temat. – Gdzie będziemy pracować? Wewnątrz? – Spojrzała niespokojnie na dom.
– Nie byłoby to rozsądne, co? – zauważyła Lila. – Oczami wyobraźni widzę, jak ciskasz przedmiotami w Camerona.
– Och, w grę wchodziłyby co najwyżej jakieś drobne meble. – Merlyn westchnęła i zmieniła ton. – Proszę się nie obawiać, pani Thorpe, przyzwyczaję się do niego, tak samo jak przekonałam się do szparagów i kabaczków.
Starsza pani znów się roześmiała.
– Zwracaj się do mnie Lila, nie pani Thorpe. Sądzę, że po jakimś czasie przywykniesz do mojego syna, a on do ciebie. Dobrze mu zrobi uzmysłowienie sobie, że nie dla każdej kobiety jest wyrocznią. – Wstała. – Jest tak ciepło, że możemy poczynić wstępne ustalenia tutaj, na patiu. Pójdę po notatnik, a ty przynieś książki, które wczoraj przydźwigałaś.
– Już po nie idę.
Po kilku minutach Merlyn wróciła z kilkoma tomami, zadowolona, że nie natknęła się na Camerona Thorpe’a.
– Amanda długo dzisiaj śpi – zauważyła, siadając przy niewielkim białym stoliku.
– Tak, ale nic w tym niezwykłego – odpowiedziała Lila. – W czasie wiosennych ferii nie pojawia się przed jedenastą. Biedne dziecko, czuje się taka samotna… Cameron na mało czasu.
– Znalazłby go, gdyby chciał – orzekła Merlyn. – Ja też czułam się samotna w dzieciństwie. Mama umarła, gdy byłam mniej więcej w wieku Amandy. Ojciec nie mógł pogodzić się ze stratą. Rzucił się w wir pracy, nie szukał kontaktu ze mną. Dopiero gdy byłam nastolatką, uprzytomnił sobie swój błąd i stopniowo zbudowaliśmy więź, ale tamte lata są bezpowrotnie stracone.
– Boję się, że Cameron będzie tak postępował przez całe życie. – Pani Thorpe wbiła wzrok w swoją smukłą piękną dłoń. – Zmarła żona nie była osobą, jakiej potrzebował. Efektowna i ekscytująca, nie lubiła przesiadywać w domu i nie chciała dzieci. Usunęłaby ciążę, gdyby Cameron nie zagroził jej, że rzuci ją na pożarcie konserwatywnej prasie. Zostawiła go natychmiast po urodzeniu Amandy. Kilka lat później zginęła w wypadku samochodowym. Tragiczny związek, i to pod każdym względem.
– Czy Amanda ją poznała?
– Nie. Marcia traktowała dziecko jak kulę u nogi, a nie bezbronną istotę, która potrzebuje matczynej miłości. Amanda ma dobre serce i charakter, lecz nie jest zbyt urodziwa. Zresztą wątpię, czy gdyby była, Marcia by się nią zainteresowała, nie mówiąc o obdarzeniu małej uczuciem. Kompletnie nie miała instynktu macierzyńskiego.
– Smutne. Tym bardziej że ojciec poświęca jej tak mało uwagi. Przyjdzie taki dzień, że gorzko tego pożałuje.
– Stale mu to powtarzam, ale nie słucha moich rad.
– Zauważyłam.
– Nie mam nic przeciwko temu, żebyś mu dalej działała na nerwy. Może go to przebudzi.
– To mi akurat przychodzi bez wysiłku. Odnoszę wrażenie, że samo moje istnienie wystarczy, aby wyprowadzić go z równowagi – zauważyła Merlyn.
Były pogrążone w pracy, dyskutując o ewentualnych fikcyjnych bohaterach, pasujących do powieści, której akcja miała się rozgrywać w czasach panowania Henryka VII, pierwszego władcy z dynastii Tudorów.
W pewnym momencie pojawiła się Amanda.
Lila miała rację, pomyślała Merlyn. Dziewczynka wdała się w ojca, nikt nie określiłby jej mianem ślicznego dziecka. Była nerwowa, szczupła, o tyczkowatej figurze i wielkich dominujących w twarzy oczach. Kiedy dorośnie, prawdopodobnie przejdzie zdumiewającą przemianę, zaskakując wszystkich. Z brzydkiego kaczątka stanie się pięknym łabędziem, o ile będzie umiała podkreślić walory swojej urody, doszła do wniosku Merlyn.
– Dzień dobry – rzuciła radośnie pod adresem Amandy.
Dziewczynka odpowiedziała jej uśmiechem. Łatwo jej przychodziło reagować uśmiechem na obecność żywiołowo zachowującej się Merlyn.
– Dzień dobry pani. Dzień dobry, babciu.
– Jadłaś już śniadanie? – spytała Lila.
– Nie, babciu – odparła i usiadła na huśtawce, splatając dłonie. Włosy miała zebrane w koński ogon, bluzka prezentowała się nieskazitelnie.
– Dlaczego nie? – dopytywała się Lila.
– Nie chciałam prosić pani Simms, żeby przygotowała je specjalnie dla mnie – wyjaśniła nieśmiało dziewczynka.
– Nonsens. Tilly z pewnością nie miałaby nic przeciwko temu. Poza tym pracuje u nas, Amando. Idź do niej i powiedz, na co masz ochotę.
– Ale nie jestem głodna – wykręcała się dziewczynka.
Lila westchnęła ciężko.
– Dziecko, i tak jesteś za chuda, sama skóra i kości.
– Zdecydowanie tak – rozległ się tubalny męski głos. Cameron obrzucił córkę spojrzeniem. – Wróć do domu i zjedz śniadanie – polecił rozkazującym tonem.
– Dobrze, tato – odpowiedziała ulegle Amanda i ze spuszczonymi oczami weszła do środka.
– Podziwiać pański sposób odnoszenia się do dzieci, panie Thorpe – powiedziała z fałszywą słodyczą Merlyn. – Co z wyczucie i subtelność!
– Milczeć! – odrzekł zimno, ostrzegając ją wzrokiem.
Merlyn zerwała się na równe nogi.
– Może pan rozkazywać Amandzie, ale ja nie jestem dzieckiem. Mam tu pracować, a nie…
– To niech pani weźmie się do roboty i zostawi mnie wychowywanie córki – oświadczył dobitnie.
– Panie Thorpe…
– Do pani obowiązków należy wyszukiwanie materiałów pomocnych mojej matce – wpadł jej w słowo. – Poza tym nie przypominam sobie, żeby studiowała pani psychologię dziecka. – Uniósł dłoń, nie dając matce dojść do słowa.
Zielone oczy Merlyn rozbłysły gniewnie.
– Mój ojciec zachowywał się podobnie – był pogrążony w pracy i emanował chłodem. Dobrze, że mieliśmy sąsiadów. Ciekawe, jak pan się poczuje, gdy Amanda dorośnie i opuszczając dom, powie panu to, co ja kiedyś zarzuciłam swojemu ojcu.
Rzucił jej oburzone spojrzenie, po czym wszedł do środka, zatrzaskując za sobą drzwi.
– No, no… – mruknęła Lila.
– Przepraszam – powiedziała Merlyn, siadając – ale doprowadził mnie do szału. Rzeczywiście powiedziałam ojcu straszne rzeczy. Na szczęście od pewnego czasu pozostajemy w przyjaźni, ale nie zawsze tak było. Mój ojciec i pani syn dobrze do siebie pasują.
– No cóż, przykro mi z tego powodu, co się tutaj dzieje. Cameron to mój ukochany syn, ale istotnie nie ma łatwego charakteru.
– Nie miałam prawa mu tego wszystkiego mówić – przyznała Merlyn, ochłonąwszy. – Przeproszę go.
– Aby stał się jeszcze bardziej zadufany w sobie?! – zaprotestowała Lila. – Ani się waż!
– Tak jest! – rzuciła ze śmiechem Merlyn.
Amanda wróciła po jakimś czasie ze szczęśliwą miną.
– Tata siedział ze mną przy śniadaniu – pochwaliła się i widać było, że jest wciąż tym zdziwiona. – Dawno tego nie robił. Nawet rozmawialiśmy.
Merlyn i Lila, również zaskoczone, ale i rozbawione, wymieniły spojrzenia, zanim wróciły do pracy.