Читать книгу Pracująca dziewczyna - Diana Palmer - Страница 4

ROZDZIAŁ TRZECI

Оглавление

Lila sporządzała notatki dotyczące powieści, Amanda bawiła się lalką, a Merlyn przekopywała się przez opasłe tomy, szukając informacji i ciekawostek na temat Tudorów. Wciąż jednak wracała myślą do rozmowy z Cameronem.

Prawdopodobnie oczy wyszłyby mu na wierzch, gdyby dowiedział się, kim ona naprawdę jest… Wyobraziła sobie, jak schodzi po schodach w miejskiej rezydencji ojca, ubrana w białą kreację z odkrytymi plecami od Billa Blassa, z włosami upiętymi w wymyślny kok, ozdobionymi brylantowym diademem, w brylantowym naszyjniku i kolczykach po matce, ożywiających jej jasną cerę. Szybko przywołała się do porządku. W jakim celu rozwiewałaby jego błędną opinię? Niech myśli o niej, co chce.

– Mówiłaś, że angielscy królowie cię bardzo zaciekawili. Dlaczego? – spytała nieoczekiwanie Lila, odrywając się od notatek.

Przez moment chciała wyznać pisarce prawdę, że jej własna rodzina wywodzi się z czasów Plantagenetów, ale zbytnio by się odkryła.

– Miałam kuzyna, który był Anglikiem – odparła. Przynajmniej nie skłamała.

– To w nim się zakochałaś? – drążyła temat Lila.

Merlyn uśmiechnęła się, myśląc o Ryszardzie Lwie Serce i jego legendzie.

– W zasadzie można tak powiedzieć.

– Któregoś dnia musisz mi o nim opowiedzieć. – Lila z westchnieniem powróciła do zapisków. – Zdaje się, że dzień, w którym wreszcie zacznę pisać książkę, będzie prawdziwym świętem. Ledwie zdążyłam wymyślić głównych bohaterów. Ogromnie zainteresował mnie Jasper.

– Stryj Henryka VII, który wspierał go w walce o tron – dodała Merlyn, zadowolona, że może popisać się wiedzą. – Znalazłam o nim wspaniały materiał. W czasie Wojny Dwóch Róż zabrał wdowę po bracie, Margaret Beaumont, do swojego zamku w Pembroke, gdzie powiła syna, przyszłego Henryka VII, ojca Henryka VIII. Jasper stracił majątek w czasie Wojny Dwóch Róż, prowadząc kampanię przeciwko Yorkom i w końcu ocalił Henryka Tudora, ostatniego męskiego potomka z linii Lancasterów. Yorkowie i Lancasterowie byli dwiema stronami konfliktu. Wracając do Jaspera, on i Henryk byli więzieni w Bretanii aż do śmierci Edwarda IV, którego synowie zostali pojmani przez Ryszarda III. Zwolennicy osadzenia Henryka na tronie rośli w siłę, w czym wydatny udział miały polityczne intrygi jego matki, Margaret Beaumont. Stryj Jasper zebrał armię, która ruszyła przeciwko Ryszardowi III. Król zginął na polu bitwy. Henryk poślubił najstarszą córkę Edwarda IV, Elżbietę York. Tym samym zjednoczył oba rody i położył kres wojnie.

– Celująco odrobiłaś lekcję – orzekła z podziwem Lila.

– Nie tak starannie jak bym chciała. Jest wiele pytań związanych z Jasperem, na które nie znalazłam odpowiedzi. W każdym razie dożył sędziwego wieku i odzyskał majątek.

Lila ściągnęła usta i z namysłem zmarszczyła czoło. Postukała ołówkiem w notatnik.

– Fascynujący mężczyzna. Myślisz że… – Urwała.

– Mógłby posłużyć za pierwowzór fikcyjnego bohatera? – odgadła Merlyn. – Dlaczego nie? Ten okres jest szalenie ciekawy. Przekonasz się o tym, jak bardziej zagłębimy się w te lata. Mam głowę pełną wiadomości i pomysłów.

– Czuję to samo w stosunku do swoich bohaterów i czasów, w których ich umieściłam. Po raz pierwszy sięgam do tego okresu angielskiej historii i jestem bardzo zadowolona, że trafiłam na tak dobrze zorientowaną osobę – oświadczyła Lila i dodała: – Powinnaś spróbować sił w pisaniu.

– Chyba nie mam wystarczających umiejętności… W każdym razie ja również bardzo się cieszę z poznania ciebie i z naszej współpracy – powiedziała z przekonaniem Merlyn. – Bardziej, niż potrafię to wyrazić.

– Miło mi.

– Od dawna jestem twoją wielbicielką i… bardzo mi się podobają sceny miłosne w twoich książkach – wyznała nieśmiało.

– Przyznam ci się, że kiedy je piszę, za każdym razem jestem lekko skrępowana.

– Z pewnością panna Forrest nie czuje skrępowania, gdy je czyta. – Z różanego ogrodu przy patiu dobiegł je głęboki, sarkastycznie brzmiący głos.

Merlyn spojrzała na bankiera, nie kryjąc zdziwienia.

– Daje pan wyraz swoim pobożnym życzeniom, panie Thorpe? – spytała rzeczowym tonem. – Czyżby marzył pan o odegraniu ze mną sceny miłosnej? Cóż, jest pan przystojny, ale przyjechałam tu wyłącznie pracować.

Oczy mu pociemniały. Był ubrany w zielony pulower, drogą koszulę i jasnobrązowe spodnie, wyglądał elegancko i mimo swojej potężnej budowy wcale nie zwaliście.

– Czy pani nigdy nie jest poważna?

– Kiedy patrzę na saldo swojego konta bankowego, zawsze staję się poważna – skłamała.

– Czy czegoś chciałeś, kochanie? – zwróciła się Lila do syna, przerywając im tę wymianę zdań.

Cameron nie od razu przeniósł wzrok na matkę.

– Chciałem cię uprzedzić, że Delle i Charlotte wyruszyły z Atlanty. Zostaną tylko na jedną noc. Delle leci rano do Francji spotkać się w Nicei z bratem. Zostanie tam kilka dni.

– Wspaniałe miasto. Czyste błękitne niebo, białe plaże – powiedziała Merlyn z rozmarzeniem.

– Skąd pani wie? – spytał szyderczo Cameron.

– Nie wierzy pan, że mogłabym tam spędzić wakacje?! – zaatakowała go, żeby zatuszować niezręczność, którą popełniła.

– Nie wierzę – potwierdził i rzucił jej wymowne spojrzenie, jakby sugerował, że nie przypuszcza, by miała nawet na bilet do Atlanty.

– W takim razie nie będę pana zanudzała opowieściami o wakacjach spędzanych tam w willi ojca – stwierdziła, wzruszając ramionami.

– Poprosiłem Tilly – Cameron zwrócił się do matki, ignorując Merlyn – aby dołożyła starań, przygotowując kolację. Będziemy musieli się odpowiednio ubrać. Charlotte i Delle są przyzwyczajone jadać w przyzwoitym otoczeniu – podkreślił, spoglądając wymownie na Merlyn. – Pochodzą z Charlestonu, są dziedziczkami fortuny.

Merlyn otworzyła usta i wciągnęła powietrze, robiąc teatralną minę pełną podziwu.

– Będę wdzięczny, panno Forrest – kontynuował – jeśli powstrzyma się pani od demonstrowania swojego wątpliwego poczucia humoru. Panie Radner są dla mnie kimś ważnym.

– Proszę się nie martwić, panie Thorpe – zapewniła go. – Znam swoje miejsce.

Nie uśmiechnął się. Czy on w ogóle się uśmiechał? – zastanawiała się Merlyn. Biedny człowiek. Ciekawe, jak się zachowuje w łóżku? Naturalnie, ma więcej doświadczenia od niej, skoro ona jest dziewicą. Rozbawiła ją myśl, że mogłaby go zobaczyć nago.

– Kiedy mówiłem o odpowiednim ubraniu, miałem na myśli formalny strój – dorzucił z naciskiem.

– Mam taki słodziutki podkoszulek ze wstawkami z koronki i… – zaczęła Merlyn, ale Lila wpadła jej w słowo.

– Ależ Cameron! Nie możemy oczekiwać…

– Tak się składa, że zaplanowałam wieczór. – Teraz Merlyn wpadła w słowo Lili. Uśmiechnęła się do stojącego z ponurą miną bankiera. – Chyba dobrze się składa, ponieważ nie przywiozłam ze sobą kreacji od Billa Blassa. Proszę się więc nie martwić, że narobię panu wstydu przed paniami Radner. Nie wrócę przed świtem.

– W tym domu panują inne zwyczaje – oświadczył Cameron. – Ma pani wrócić przed północą. Nie życzę sobie, żeby pani łamała obowiązujące tu reguły.

Spojrzała na niego z oburzeniem.

– Zostanę poza domem tak długo, jak to będzie mi odpowiadało. Czasy wiktoriańskie dawno się skończyły, nie jestem też pańską niewolnicą. Co do ubrania się do kolacji…

– Merlyn – przerwała jej Lila – przy moim stole możesz zasiąść nawet nago.

– Co za intrygująca sugestia – podchwyciła natychmiast Merlyn i roześmiała się, patrząc na coraz bardziej wzburzonego bankiera. – Poczerwieniał pan?

Powoli i głęboko odetchnął, patrząc na nią ostrzegawczo.

– Niech pani dalej mnie prowokuje – odparł zwodniczo spokojnie – a zobaczymy, czym się to skończy.

– Już nie mogę się doczekać… – Merlyn nie odmówiła sobie satysfakcji wypowiedzenia ostatniego słowa.

Z chrapliwym westchnieniem, Cameron obrócił się na pięcie i odszedł.

– Syn wyrósł na sztywnego i przesadnie zasadniczego człowieka – powiedziała z ubolewaniem Lila. – Miałam wobec niego całkiem inne plany, ale jego ojciec odseparował go ode mnie. Włóczył go z sobą po świecie i wyszydzał przy każdej okazji. To musiało zostawić ślady. – Popatrzyła z żalem w tym kierunku, w którym poszedł syn. – Mąż postępował z nim tak, bo chciał uczynić z niego silnego, odpornego człowieka. Cóż, osiągnął swój cel, ale też pozbawił go wrażliwości i czułości. Reszty spustoszenia dopełnił związek z Marcią. – Pokiwała smutno głową. – Cam ma za sobą trudne lata. Jeśli poślubi Delle, będzie mu jeszcze gorzej.

– Jest aż tak niedobrze? – spytała współczująco Merlyn.

– Och, moja droga… Żywiłam nadzieję, że syn się z kimś zwiąże, dobiega przecież czterdziestki. Czekałam na synową, która… – spojrzała z wahaniem na Amandę, pochłoniętą zabawą drogą lalką – … będzie zupełnie inna niż Delle.

– Inna? – spytała z zaciekawieniem Merlyn.

– Wkrótce przekonasz się, o co mi chodzi – odparła ze znużeniem Lila.


Merlyn zdecydowała, że najlepiej zrobi, jeśli resztę dnia spędzi w Gainesville. Miała dość niechętnych spojrzeń Camerona, poza tym Lila uprzedziła ją, że nie będą mogły pracować przy paniach Radner. Pisarka westchnęła z żalem, gdy Merlyn powiadomiła ją o swoich planach, i powiedziała, że i ona bardzo chętnie opuściłaby dom na czas wizyty gości.

Kiedy Merlyn weszła do holu, ubrana do wyjścia w ponczo, zieloną bluzkę z długimi rękawami i białe spodnie, stanęła jak wryta na widok Delle Radner, którą spostrzegła przez otwarte drzwi salonu.

Szczupła, drobna, z twarzą okoloną złotymi lokami niczym Shirley Temple i zbyt mocno umalowanymi niebieskimi oczami, stała wystrojona tak, jakby wybierała się na koktajl. Miała na sobie czarną, sięgającą tuż za kolana suknię z jedwabiu, bez wątpienia od drogiego projektanta, ozdobioną przy linii dekoltu i mankietach przepiękną koronką z kwiatowym motywem. Przy jej delikatnej jasnej cerze i blond włosach dawało to znakomity efekt. Dodatki były bez zarzutu, czarne szpilki bez pięt z imitacji skóry węża i taka sama torebka. Mówiła coś do Camerona, wydymając przy tym pełne usta pomalowane czerwoną szminką. On, ubrany w czarny smoking, sprawiał wrażenie lekko zirytowanego, ale wyglądał oszałamiająco. Rzucałby się w oczy nawet w najbardziej wytwornym towarzystwie, uznała Merlyn. Musiała przyznać sama przed sobą, że patrzy na niego z przyjemnością.

Natychmiast przywołała się do porządku. Ten mężczyzna oznaczał dla niej kłopoty, a chciała trzymać się od nich jak najdalej. Poza tym nie przebywała tu, żeby komplementować Camerona Lodowatego. Jej pozycja była nieco inna niż zwykłego pracownika. Ta myśl trochę ją rozbawiła i wymknął jej się krótki chichot, co zwróciło na nią uwagę. Pod bacznym i wrogim spojrzeniem dwóch par oczu przywołała na pomoc wpojone jej zasady dobrego wychowania i umiejętność panowania nad sobą.

– Och, dzień dobry – powiedziała z ożywieniem i wkroczyła do salonu, odrzucając ruchem głowy do tyłu długie czarne włosy. – Pani musi być Delle – zwróciła się do blondynki. – Wiele o pani słyszałam. – Wyciągnęła dłoń, a Delle ujęła ją z protekcjonalnym uśmiechem.

– A pani jest…? – spytała z chłodną grzecznością, której przeczyło taksujące spojrzenie, jakim obrzuciła Merlyn.

– Merlyn Forrest – odezwał się lodowatym tonem Cameron. – Pomaga mojej matce przy pisaniu nowej książki.

Delle uniosła brwi w wyrazie uprzejmego zdziwienia.

– Jest pani pisarką?

– Nie. Ukończyłam studia historyczne.

– Och… – Delle zamrugała oczami. – Myślałam, że tylko mężczyźni to studiują – powiedziała ze śmiechem.

– Zadziwiające, ale kobiety też – zapewniła ją Merlyn. Kąciki jej ust drgnęły, gdy spojrzała na Camerona. – Chociaż niektóre z nich porzucają mroczne korytarze uniwersyteckie, aby pracować dla uderzająco przystojnych mrocznych mężczyzn…

– Wybiera się pani dokądś? – spytał Cameron i zabrzmiało to niemal jak pogróżka.

– Owszem. Do Gainesville, aby podrywać mężczyzn.

W tym momencie do salonu weszła Lila.

– W takim razie czy ja też mogę pojechać?

– Mamo! – wybuchnął Cameron.

– Kto to jest? – rozległ się beznamiętny głos.

– Merlyn Forrest, moja asystentka, pomaga mi zbierać materiały do książki – wyjaśniła Lila stojącej za nią kobiecie. – Merlyn, poznałaś już Delle, to jest Charlotte Radner, jej matka.

– Asystentka? – Charlotte zaśmiała się cicho, ale jej oczy pozostały nieprzyjazne.

Była ubrana w niebieską suknię za kolana, o kroju podkreślającym smukłą figurę. Prawdopodobnie była kiedyś miodową blondynką, teraz jej siwe włosy miały atrakcyjny zimny kolor.

– Merlyn pomaga mi w wyszukiwaniu informacji z okresu panowania Plantagenetów i Tudorów. Chociaż ostatnio praktycznie ograniczyłyśmy się tylko do Tudorów. Epoka jest niezwykle barwna.

– Z pewnością, moja droga – przyznała Charlotte, lecz bez entuzjazmu. – Musisz jednak pamiętać, że niewielu ludzi interesuje historia.

– To raczej nudne – zawtórowała jej Delle, przytulając się do ramienia Camerona. – Wolałabym porozmawiać o polo. Cam, przyjedziesz w następnym tygodniu na mecz?

Bankier zaprzeczył ruchem głowy.

– Mam dużo pracy. Czeka nas zebranie zarządu w sprawie budżetu.

– Nieustannie jesteś zajęty – poskarżyła się Delle. – Ciągle tylko praca i praca. Mógłbyś raz oderwać się od biurka. Przecież grywałeś w polo, wiele razy cię widziałam.

– Musiała pani wtedy nosić jeszcze warkoczyki – zauważyła z uśmiechem Merlyn i ku swojej satysfakcji zauważyła błysk gniewu w oczach pani Radner.

– Delle jest bardzo dojrzała jak na swój wiek – oznajmiła zimnym tonem Charlotte i ruchem ręki powstrzymała córkę, gdy ta chciała coś powiedzieć. – Ma też wyrafinowany gust.

Merlyn natychmiast rozłożyła ponczo, aby je zademonstrować.

– A to dowodzi mojego braku gustu, jak zgaduję? – prowokowała.

Wzgląd na dobre maniery powstrzymał panią Radner od zrewanżowania się kąśliwą uwagą.

– Moja droga, nie miałam nic złego na myśli – odparła sztywno.

– Naturalnie. Jest pani zbyt dobrze wychowana, żeby podkreślać oczywistą różnicę w możliwościach finansowych pani córki i moich.

Pani Radner spojrzała na nią surowo, a oczy Camerona niebezpiecznie rozbłysły.

– Zdaje się, że pani właśnie zamierzała wyjść – zwrócił się do Merlyn, akcentując każde słowo.

– Rzeczywiście – potwierdziła z promiennym uśmiechem. Odrzuciła energicznym ruchem głowy włosy i spojrzała na niego zalotnie. – Do zobaczenia.

Patrzył na nią gniewnie, a Delle posłała mu zdziwione spojrzenie i kurczowo ujęła jego ramię.

– Baw się dobrze, Merlyn – rzuciła jej na odchodnym Lila.

– Postaram się wrócić najpóźniej o drugiej, może o trzeciej – odparła, pamiętając, co jej zapowiedział Cameron. Zerknęła na niego i zorientowała się, że zamierza wygłosić jakąś uwagę. W tej sytuacji szybko wyszła, pożegnawszy się ożywionym:

– Dobranoc wszystkim!

Z ulgą odetchnęła świeżym powietrzem. Delle była jeszcze młodziutką dziewczyną, najwyraźniej oczarowaną Cameronem. Ale ta jej matka! Całkowicie zdominowała córkę, która pozostawała pod jej silnym wpływem. Cameron wbijał sobie gwóźdź do trumny, doszła do wniosku Merlyn, ale nie miała powodu go żałować. Był zimny, dominujący, zasługiwał na to, co go spotka. Uosabiał wszystko, czego nie znosiła w mężczyznach. Na samą myśl o nim cierpła jej skóra.

Spacerowała kilka godzin nad jeziorem, potem buszowała jakiś czas w centrum handlowym w Gainesville, gdzie sporo uwagi poświęciła najnowszym modelom komputerów, potem zjadła kolację w uroczej małej restauracji, udekorowanej zwisającymi roślinami o zielonych liściach. Na koniec pojechała do Holiday Inn, wynajęła pokój i do późna oglądała filmy w telewizji.


Była dziewiąta rano, gdy Merlyn podjechała pod dom Thorpe’ów swoim małym czerwonym volkswagenem i zaparkowała go obok czarnego lincolna Camerona. Spojrzała z niechęcią na duży wehikuł. Czarny, no jasne. Jego osobowość wykluczała jaskrawoczerwony sportowy samochód.

Wysiadła z ociąganiem, ubrana w te same rzeczy co wczoraj, weszła do domu i skierowała się do jadalni. Na jej widok Lila odetchnęła z wyraźną ulgą.

– Dzień dobry, jadłaś już śniadanie?

– Dzień dobry, jeszcze nie – odparła Merlyn, uśmiechając się do wszystkich siedzących przy stole.

Amandy nie było, pewnie jeszcze spała, ale obie panie Radner w eleganckich spodniumach i Cameron już wstali i cała trójka patrzyła na nią z dezaprobatą.

– Bardzo miło spędziłam czas – dodała, zajmując miejsce przy stole. Uśmiechnęła się ciepło do Tilly, która nalała jej kawy i podsunęła tosty i masło. – Mam nadzieję, że się o mnie nie martwiłaś? – zwróciła się do pani Thorpe.

– Nie, kochanie – odparła Lila.

Po tym, co usłyszała od Merlyn na temat mężczyzn, dobrze wiedziała, że jej asystentka nie spędziła nocy w ramionach żadnego z nich.

– Po prostu za dobrze się bawiłam, żeby wracać. – Merlyn ugryzła kawałek tostu i upiła łyk kawy.

– Za moich czasów młode kobiety nie spędzały całych nocy na hulankach – oznajmiła pani Radner. – Przyzwoite kobiety – podkreśliła. – Delle ma osiemnaście lat, a nigdy nie wraca do domu po północy.

– Dopiero osiemnaście lat! – wykrzyknęła Merlyn, patrząc na Delle. – A pan… czterdzieści pięć – przeniosła spojrzenie na Camerona.

– Trzydzieści siedem – sprostował chłodno.

– Dziewiętnaście lat różnicy – powiedziała z zadumą Merlyn i rzuciła pod adresem Delle: – Biedne dziecko.

Cameron odłożył serwetkę na stół.

– Panno Forrest… – zaczął z wściekłością.

– Proszę mnie nazywać Jane, jak wszyscy moi przyjaciele – przerwała mu i przesłała samymi wargami żartobliwego całusa.

Twarz mu tak silnie poczerwieniała z gniewu, że była zadowolona, iż nie znajduje się z nim sam na sam.

– Cameron nie jest stary – broniła go niezbyt zręcznie Delle, patrząc na niego z uwielbieniem. – Jest w kwiecie wieku. To urodzony przywódca, stanowczy i władczy…

Merlyn usilnie starała się nie parsknąć śmiechem i omal się nie zakrztusiła kawą. Patrząc na nią wrogo, Cameron zacisnął leżącą na stole dłoń w pięść, aż pobielały mu kostki palców.

– Rzeczywiście jesteś dzisiaj w znakomitym nastroju, Merlyn – zwróciła się do niej Lila. – Muszę się z tobą wypuścić na następną nocną eskapadę.

– Lilo, nie powinnaś pochwalać takiego postępowania – oświadczyła sucho Charlotte. – Nawet jeśli we współczesnym świecie brak moralności.

– Co jest niemoralnego w samotnym spędzeniu nocy w Holiday Inn? – spytała Merlyn i uniosła brwi w wyrazie uprzejmego zdziwienia.

Pani Radner nie zdołała ukryć zaskoczenia. Zawahała się, jakby szukała odpowiednich słów.

– Sądziłam… – zaczęła.

Przerwał jej Cameron, nie bacząc na dobre maniery.

– Pani Forrest – zwrócił się do Merlyn, przewiercając ją na wylot gniewnym spojrzeniem czarnych oczu – została pani poproszona o powrót przed północą.

– Nic podobnego, panie Thorpe. Wydano mi rozkaz. Nie najlepiej reaguję na polecenia, nawet jeśli wydaje je ekscytujący posępny brunet.

– Cameron – włączyła się Delle – czy nie uważasz…

– Nie wtrącaj się – rzucił rozkazująco, jakby mu było szkoda czasu na wysłuchanie tego, co narzeczona ma do powiedzenia.

Delle pokornie spuściła głowę, a Merlyn popatrzyła na nią z niedowierzaniem.

– Pozwoli mu pani odzywać się do siebie w ten sposób? – oburzyła się. – Nie do wiary! Pozwala pani, by traktował ją, jakby była zabawką!

Delle sprawiała wrażenie zszokowanej, ale to było nic w porównaniu z reakcją Camerona. Tracąc panowanie nad sobą, cisnął serwetką, jakby to była bomba.

– Dość tego! – oznajmił podniesionym, groźnie brzmiącym głosem. – To już przekracza wszelkie granice!

– Mogę to tylko potwierdzić – odgryzła się Merlyn, wstając od stołu. Czuła na sobie wściekłe spojrzenie pani Radner i rozbawione Lili. – Dławię się w towarzystwie męskich szowinistów, takich jak pan. Zechcą mi państwo wybaczyć, pójdę się odświeżyć. – Skinęła głową i poszła do swojego pokoju.


– Zwolennik męskiej dominacji nad światem, cesarz we własnym domu – mruczała pod nosem, zdejmując ubranie.

Związała włosy na czubku głowy, ochroniła je plastikowym czepkiem kąpielowym i udała się do łazienki.

– A to biedne mizdrzące się do niego stworzenie bierze to za dobrą monetę – dorzuciła rozzłoszczona.

Weszła pod prysznic, namydliła się szybko i równie szybko opłukała. Wytarła się energicznie ręcznikiem, zdjęła czepek i potrząsnęła włosami. Nie dość, że Cameron Thorpe ją denerwował, to jeszcze pojawiła się pani Radner. Ta dopiero mogła człowieka wyprowadzić z równowagi! Zadzierająca nos snobka. I kto jej dał prawo zakładać, że ona źle się prowadzi?Fakt, mogła powziąć to przekonanie, skoro Merlyn stwarzała takie pozory. Z pewnością była więcej warta od pań Radner i nie podobało jej się, że ją lekceważą. Jeśli niezamożne osoby stale musiały to znosić, nie było im przyjemnie… Ta ostatnia myśl skłoniła ją do zastanowienia. Zdaje się, że ojciec chciał jej właśnie takiej lekcji udzielić.

Trochę zła na niego, po raz kolejny nabrała podejrzeń, że może mijał się z prawdą i jego znajomość z Cameronem Thorpe’em nie jest wcale przelotna. Nie znalazłby lepszego dla niej przeciwnika, gdyby nawet szukał całe życie. Nagle zdała sobie sprawę z nonsensowności takiego założenia. Ojciec usiłowałby znaleźć dla niej pokrewną duszę, nie wroga.

Wróciła do sypialni, smukła i zachwycająca w swojej nagości. Jędrne, sterczące piersi pozostawały w doskonałej proporcji do reszty zgrabnego harmonijnego ciała. Merlyn jeszcze nie była w pełni świadoma, jak taki widok działa na zmysły.

W tym samym momencie Cameron otworzył drzwi jej pokoju. Stanęła jak wryta, kompletnie zaskoczona. Obrzucił ją wzrokiem, a ona odniosła wrażenie, że spojrzenie czarnych oczu, prześlizgując się po jej ciele, zarazem go dotyka. Cameron wpatrywał się w nią tak intensywnie, że pozostawała nieruchoma niczym nimfa przyłapana w kąpieli przez fauna.

– Do diabła z tobą – wyszeptała, odzyskując przytomność umysłu.

Złapała błękitny szlafrok z jedwabiu i owinęła się nim szczelnie. Twarz jej poczerwieniała. Żaden mężczyzna nie widział jej dotąd całkiem nagiej, nawet ten kretyn, z którym była zaręczona. Nie próbował niczego poza paroma pocałunkami, i to właśnie wzbudziło w niej podejrzenie, że chodzi mu o jej pieniądze, a nie o nią samą.

– Ciekawe – mruknął do siebie Cameron, obserwując, jak owinięta szczelnie szlafrokiem Merlyn dla większej pewności chowa się za postumentem, podtrzymującym baldachim nad jej łóżkiem.

Zamknął za sobą drzwi z głuchym trzaśnięciem i podszedł do Merlyn. Natychmiast odskoczyła od łóżka i dla odmiany schroniła się za oparciem fotela.

– Co pan tu robi?! – zawołała, patrząc z oburzeniem na Camerona.

– Strasznie histerycznie to zabrzmiało, panno Forrest – zauważył.

Włożył ręce do kieszeni i powoli uśmiech rozjaśnił jego twarz, która nagle przybrała zmysłowy wyraz. Koszulka polo opinała szeroką pierś, krótkie rękawy odsłaniały umięśnione ramiona. Dopasowane spodnie podkreślały kształt długich silnych nóg, wąskie biodra i płaski brzuch. Nienawidziła siebie za to, że w jej oczach wyglądał fantastycznie.

Pracująca dziewczyna

Подняться наверх