Читать книгу Demony przeszłości. Część druga - Diana Palmer - Страница 4

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Оглавление

To był najdłuższy tydzień w życiu Gaby, mimo że na dobre zaczął się w środę. Po przyjęciu oferty pracy w „Lassiter Citizen” zgromadziła wszystkie informacje, jakie udało się jej zebrać, związane z projektowana inwestycją Bio-Ag, w tym wywiady z ludźmi zajmującymi się ochroną środowiska i materiałami, które otrzymała od pana Barry’ego, Lopezów i pana Samuelsa, prezesa Bio-Ag. Następnie przystąpiła do pisania artykułu, a kiego go skończyła, uznała, że jest w miarę neutralny, a zarazem uczciwie prezentuje stanowiska obu stron w tej drażliwej sprawie.

Starała się być jak najbardziej obiektywna, mimo to ostatecznie stanowisko Bio-Ag zostało przedstawione nieco bardziej przychylnie niż oponentów projektu tej firmy. Skrzywiła się na myśl o reakcji Bowiego na tę publikację. Nie będzie zadowolony – to pewne.

Nie zamierzała wyrażać w artykule własnych poglądów, a jedynie przedstawić racje obu przeciwstawnych stron. To, czego dowiedziała się o projekcie, wzmogło jej ciekawość. Jednocześnie podejrzewała, że inwestorzy z premedytacją zatajają swoje zamiary, co wzbudziło jej niepokój.

Z szacunkiem odnosiła się do farmerów i zdawała sobie sprawę z wagi rolnictwa, zwłaszcza że bardzo mały procent populacji pracował na wyżywienie reszty. Nie byłoby rozsądne występowanie przeciwko projektowi zagospodarowania ziemi pod uprawy. Z drugiej strony, a wielkoobszarowe rolnictwo pochłaniało dużo wody i powodowało obniżanie się poziomu wód gruntowych. Czy uprawnione jest przedkładanie produkcji rolniczej nad konieczność zapewnienia ludności wody do picia i codziennego funkcjonowania? Nie można jednak zapominać, że Bio-Ag stworzyłoby tak poszukiwane przez miejscowa ludność nowe miejsca pracy.

Im dłużej zastanawiała się nad planami Bio-Ag, tym pojawiało się więcej wątpliwości. Istniała możliwość, że za projektem może się kryć oszustwo. Doszła do wniosku, że ze względu na dobro lokalnej społeczności i własne sumienie musi dalej drążyć temat, zanim opowie się za Bio-Ag.


Tymczasem Aggie podpisała w kancelarii prawnej dokumenty wymagane do przekazania Casa Rio Bowiemu i Gaby, po czym udała się na lotnisko i wsiadła do samolotu do Nassau. Postanowiła wyjechać w czasie nieobecności w domu syna. Była świadoma, że sprawi mu przykrość, ale miała prawo być na niego zła, zresztą podobnie jak na Gaby. Walnie przyczynili się do jej rozstania z Nedem, którego od początku traktowali podejrzliwie. Wprawdzie Gaby zmieniła zdanie, ale Bowie uznał Neda za oszusta, który chce się związać z zamożną kobieta i zapewnić sobie wygodne życie, i trzymał się tej opinii. Pamiętała, że przy pożegnaniu Gaby spytała, czy ona zamieszka w Casa Rio, na co Aggie się roześmiała i zauważyła, że odtąd dom należy do niej i do Bowiego. Na koniec obie się popłakały.

Po powrocie z Tucson Bowie dowiedział się, że matka wyjechała, nie czekając na jego powrót. W tym momencie opadły go wspomnienia z okresu, kiedy czuł, że znalazł się na drugim planie z powodu przygarnięcia przez rodziców Gaby. Wówczas Aggie ogromnie się cieszyła, że wreszcie ma upragnioną córkę, i na niej się skupiła. Być może mógł mieć bliższe relacje z matką, gdyby się trochę bardziej postarał, ale nie pozwalała mu na to duma. A teraz może już być za późno na nawiązanie więzi.

Zawiózł Gaby do Phoenix, żeby sfinalizowała sprawę rezygnacji z pracy w tamtejszej redakcji. W drodze Gaby poruszała neutralne tematy. Słowem nie wspomniała o artykule, który niczym prezent pożegnalny wiozła Johnny’emu Blake’owi. Z jednej strony, miała ochotę powiedzieć Bowiemu, ile pracy włożyła w napisanie artykułu, i jak bardzo starała się w sposób wyważony przedstawić stanowiska obu stron konfliktu, z drugiej – obawiała się naruszyć panujący między nimi pokój.

Ze smutkiem pomyślała o rozstaniu z redakcją, w której pracowała przez trzy ostatnie lata. Na szczęście Johnny pozwolił jej odejść, nie robiąc z tego wielkiej sprawy, ale zastrzegł, żeby przesyłała mu informacje na temat postępów inwestycji Bio-Ag. Gaby wiedziała, że będzie jej brakowało tempa pracy i atmosfery panującej w zespole, a przy tym intuicja podpowiadała jej, iż polubi pracę w „Lassiter Citizen”. Bob Chalmers był bardzo zadowolony, że przyjęła jego ofertę, czego nie można było powiedzieć o Harveyu Ritterze, przypuszczalnie obawiającym się konkurencji.

Żałowała, że nie będzie w tym tygodniu uczestniczyć w posiedzeniu rady miejskiej, gdyż Bob zlecił obsługę sesji Harveyowi. Z drugiej strony, może to i lepiej, pomyślała, ponieważ Bowie na pewno chciałby jej towarzyszyć. Podpyta Harveya o informacje na temat losów projektu Bio-Ag.

W poniedziałek, gdy przygotowywała się do wyjścia z domu, aby rozpocząć pracę w nowej redakcji, nagle przyszło jej do głowy, iż niewykluczone, że Bowie pożałował złożenia jej propozycji małżeństwa. Ostatnio częściej niż zwykle popadał w zadumę. Gaby miała świadomość, że przykro mu z powodu nagłego wyjazdu matki, która się z nim nie pożegnała. Dręczyło ją jednak pytanie, dlaczego on trzyma się od niej z daleka. Spędzili razem weekend i poszli w niedzielę do kościoła, ale odniosła wrażenie, że dzieli ich dystans większy niż kiedykolwiek przedtem. Napomknęła o tym Bowiemu, lecz nie podjął tematu i odszedł, jak robił to zawsze, kiedy nie chciał o czymś rozmawiać. Zaczęła się zastanawiać, czy aby nie oświadczył się jej tylko ze względu na Casa Rio.

Zjawiła się w pracy o wpół do dziewiątej rano ubrana w dżinsową spódnicę i koronkową bluzkę, na nogach miała pantofle na wysokich obcasach. Pracownicy redakcji, w dżinsach i T-shirtach, oszacowali ją zdziwionym wzrokiem i wrócili do zajęć.

– Wystroiłam się? – spytała ukradkiem Boba.

– Nie na Phoenix – odparł żartobliwie – i nie, jeśli wybierasz się na wywiad. Jednak na bieganie po mieście, to tak. Uważam, że lekko przesadziłaś.

– Okej. Następnym razem się poprawię. Czym mam się zająć?

Bob przedstawił jej zakres obowiązków i przydzielił boks tuż obok boksu Harveya Rittera. Zwróciła uwagę, że Ritter nawet nie podniósł głowy na jej widok ani jej nie przywitał. Jako jedyny reporter w pracującym od lat zespole, niechętnie odniósł się do jej obecności, co wcale nie zdziwiło Gaby.

– To spis lokalnych numerów. – Bob wskazał kartkę umieszczoną przy stacjonarnym telefonie. – Policja, straż pożarna, obrona cywilna i tak dalej. Jak będziesz miała trochę czasu – nie dzisiaj, bo musimy zapełnić na jutro gazetę – to warto, żebyś obeszła wszystkie ważne instytucje w mieście i się przedstawiła. Spotkasz miłych ludzi. Polubisz ich.

– Okej. A co masz teraz dla mnie? – spytała Gaby.

– Harvey kończy artykuł na temat nowej firmy, która się u nas ulokowała, po czym zajmie się kroniką policyjną. Możesz dowiedzieć się czegoś na temat pożaru, który wybuchł w czasie weekendu, i sprawdzić, czy ktoś coś wie o nalocie na handlarzy narkotyków. Słyszałem, że są w to zamieszane grube ryby.

– W takim razie zasięgnę języka w komendzie policji i przejrzę raporty z aresztowań.

– Rzeczywiście tak postąpisz? – zdziwił się Bob.

– Oczywiście, że tak.

– Zatem witaj w Lassiter – odparł z szerokim uśmiechem.


Gaby musiała się pospieszyć, bo jedna informacja pociągała za sobą następną, więc prawie cały dzień zajęło jej zbieranie materiałów. Wzięła je do domu, żeby wieczorem napisać artykuł.

– Chyba nie powinnaś przynosić roboty do domu? – spytał Bowie, kiedy poprosiła go o udostępnienie komputera.

– Na ogół tego nie robię, ale jestem tu nowa. Poza tym muszę się nauczyć rytmu pracy w tygodniku. Mówią, że Harvey Ritter stara się unikać kontrowersji.

– Ale ty nie, prawda? – Bowie zmrużył oczy. – Nie liczysz się z tym, gdzie uderzysz i jak mocno.

Gaby zaczerwieniła się, świadoma, iż jej artykuł dla „Phoenix Advertiser” na temat przedsięwzięcia Bio-Ag wczoraj ukazał się drukiem. Było dla niej oczywiste, że Bowie go przeczytał.

– Zaprezentowałam stanowiska obu stron – zauważyła.

– Pewno. Swoje i ich – zakpił.

– Bowie…

– W gruncie rzeczy nie dbam o to, co piszesz, bo i tak się nie poddam – odrzekł. – Nie musisz podzielać mojego punktu widzenia, aby go szanować.

– Oczywiście, że szanuję – powiedziała Gaby niemal błagalnym tonem. – Nie jesteś osamotniony. Popierają cię przynajmniej dwie grupy obrońców środowiska i część mieszkańców. Chodzi o to, że po prostu muszę przedstawić problem tak, jak go widzę.

– Możemy o tym dyskutować do sądnego dnia – stwierdził Bowie. – Lubisz swoją pracę, prawda?

– Może jestem uzależniona od adrenaliny – odparła wymijająco. – A teraz pora, żebym popracowała nad artykułem.

– Zapraszam do mojego gabinetu. – Z tymi słowami opuścił salon, po czym bez słowa wyszedł z domu.

Kiedy Gaby kładła się spać, jeszcze go nie było.

Artykuł zawierał nazwiska, daty, miejsca, podawał wiarygodne źródła informacji. Gaby przywiozła dyskietkę do redakcji, żeby Bob mógł przeczytać tekst. Gdy skończył lekturę, orzekł:

– Świetnie się spisałaś.

Gaby wróciła do swojego boksu i zaczęła przepisywać na maszynie najnowsze wiadomości, które nadchodziły mailem albo zostały przyniesione do redakcji, głównie dotyczące życia towarzyskiego, a także ciekawostki o miejscowych notablach. Chciała w ten sposób pomóc Judy, która tkwiła po uszy w reklamach, ogłoszeniach drobnych i nekrologach. Reklamami wielkoformatowymi, jak się dowiedziała, zajmowali się Bob i Harvey.

Wtorek to najgorętszy dzień w redakcji, uznała. Napływało dużo wiadomości, telefony się urywały, trzeba było przygotować serwis informacyjny oraz pomagać w dziale technicznym.

– Co to jest? – spytał Harvey po lunchu, czytając pierwszą stronę najświeższego wydania „Lassiter Citizen”. Twarz mu poczerwieniała. – Kto to napisał? To artykuł, który miałem przygotować na przyszły tydzień!

– Wtedy byłaby to już musztarda po obiedzie – wyjaśniła Gaby. – Ja miałam czas, a ty nie, co za różnica, kto wykona robotę? Czyż nie stanowimy zespołu?

– To prawda – włączył się Bob – nie gorączkuj się.

– Uważam, że w tym miasteczku za mało się dzieje jak na dwóch reporterów – zauważył kąśliwie Harvey.

– Byłbyś zaskoczony, dowiadując się, jak dużo – odparował Bob. – Przestań się jeżyć. Nie zostaniesz bez pracy, dlatego że zatrudniłem Gaby. Zresztą, ona będzie zajmowała się sprawami, których ty nie znosisz, jak choćby kontrowersyjnym planem Bio-Ag.

Początek był kiepski, a potem było jeszcze gorzej. Gaby musiała walczyć o każdy strzęp informacji. Harvey prawie zawsze wydawał się wiedzieć, co ona zamierza, i ją ubiegał. Miał nad nią przewagę, bo znał miasto i wszystkich oficjeli. Gaby pozostała kronika policyjna i niewiele więcej. Poza tym zlecano jej rozmaite dodatkowe obowiązki. Musiała przepisywać swoje teksty, pomagać przepracowanej Judy, zajmować się prenumeratą, wysyłką gazet, przyjmować ogłoszenia przez telefon, a nawet w razie potrzeby robić zdjęcia. Przedstawiały na przykład gigantyczne warzywa i wraki samochodów, podczas gdy Harvey fotografował oficjalnych gości przybywających do miasta, królowe piękności i pożary.

– Harvey przyzwyczai się do ciebie – orzekł Bob, kiedy wreszcie po dwóch tygodniach Gaby poskarżyła się szefowi. – Daj mu czas.

– Musi przez cały czas rzucać mi kłody pod nogi? – spytała żałośnie. – Kocham swój zawód, ale w tej sytuacji nie jestem w stanie go wykonywać. Czy nie moglibyśmy ustalić określonego zakresu obowiązków, żebyśmy nie wchodzili sobie w drogę?

– To jest myśl. – Bob uniósł brew.– Okej. Daj mi kilka dni.

Po tej rozmowie naczelny dokonał podziału pracy, co jeszcze bardziej rozeźliło Harveya i zdenerwowało Gaby. Harvey węszył, gdzie mógł, szukając informacji kompromitujących ludzi. Usłyszała kiedyś przypadkowo, jak pytał o jej koneksje z McCayde’ami i o pochodzenie. Wydawał się człowiekiem mściwym i przeczuwała, że przysporzy jej kłopotów.

W domu nie wiodło się Gaby dużo lepiej. Od kiedy Aggie wyjechała, Bowie w tygodniu przebywał w Tucson, a podczas weekendów na ogół wypuszczał się w teren. Początkowo Gaby myślała, że może w ten sposób on przestrzega konwenansów, ale z czasem uświadomiła sobie, że po prostu wrócił do dawnego stylu życia. Zaręczyny nie były dla niego powodem do rezygnacji z przyzwyczajeń, a od czasu opublikowania jej artykułu w „Phoenix Advertiser” odnosił się do niej z chłodnym dystansem. Nie wspominał już o przyszłości, nawet o pierścionku zaręczynowym. Zaczęła myśleć, że Aggie nie pomyliła się co do przyczyn zaproponowania Gaby zaręczyn.

– Jutro wieczorem zbiera się rada miejska – oznajmiła przy kolacji.

– Znowu? – zdziwił się Bowie, wpatrzony w dokument, który akurat czytał.

– Ostatnie zebranie odbyło się miesiąc temu – zauważyła Gaby.

Bowie podniósł głowę i spojrzał jej w twarz. Spostrzegł, że zmizerniała i ma cienie pod oczami. Przez ostatni miesiąc był tak pochłonięty pracą i tak zirytowany przystąpieniem Gaby do wrogiego obozu w sprawie Bio-Ag, że zmuszał się do omijania jej szerokim łukiem. Teraz poczuł się winny. Może oczekiwała czegoś więcej po ich zaręczynach? Tylko raz spróbował się do niej zbliżyć, ale się wycofała, jakby pocałunek jej nie cieszył, tylko wzbudził obawy. Nie zapomniał stwierdzenia Aggie, że Gaby jest nim tylko zauroczona i nic więcej. Niewykluczone, że matka miała rację. Próbował wybadać, czy narzeczonej rzeczywiście na nim zależy, ale mu się nie udało. Oddanie się pracy, brak lojalności wobec niego w sprawie Bio-Ag, powściągliwość w kwestii fizycznej bliskości doprowadzały go do wściekłości. Odsunął się od Gaby, czego teraz żałował, bo naprawdę nie chciał jej zranić . Poza tym przypomniał sobie, iż nie kupił jej pierścionka.

– Zaniedbywałem cię – powiedział.

– Tak. Domyśliłam się, że coś cię gnębi.

– Wiele spraw, kotku. – Bowie odchylił się w krześle. – Włącznie z twoimi artykułami na temat projektu agrarnego. Rzeczywiście uważasz, że są bezstronne?

– Przyznaję, że mogą się wydawać tendencyjne, ale muszę omówić tę sprawę z różnych stron i pokazać rozmaite punkty widzenia.

– A ja wciąż uważam, że jest coś niezbyt uczciwego w tym przedsięwzięciu. Zbyt wiele punktów pozostaje niewyjaśnionych.

– Nie jestem ślepa. Ja też zauważyłam pewne luki i pominięcia. Nie zamierzam ich ignorować, ale jako dziennikarka nie powinnam zajmować stanowiska, nawet gdybym chciała. Mam zobowiązania wobec gazety i własnego sumienia w sprawach, o których piszę. Jeśli zawiodę i skrzywdzę ludzi, będę musiała żyć z poczuciem winy. Zamierzam zgłębiać tę sprawę, na ile będzie to możliwe, i tak szybko, jak się da. Jeśli odkryję coś podejrzanego w tym przedsięwzięciu, to natychmiast o tym napiszę. Tego oczekuje ode mnie Bob Chalmers. Wiem, że go nie lubisz, ale jest dobrym redaktorem.

Demony przeszłości. Część druga

Подняться наверх