Читать книгу Ziemiożerczyni - Dolores Reyes - Страница 7

1

Оглавление

Walter był dobry, tak jak ciotka. Siadał na moim łóżku, słuchał, mówił niewiele. Nie gniewał się, jeśli czasem zabierałam poduszkę i spałam na podłodze, pod łóżkiem, jak gdyby drewno i materac były dachem domu przeznaczonego wyłącznie dla mojego ciała. Leżałam tam, długie godziny sama ze sobą. Czekałam.

Słuchałam hałasów domu, rosłam.

Czasami mój brat pytał mnie o tatę. „Stary”, mówił o nim. Chciał wiedzieć, czy wrócił, czy się z nim widziałam.

– Nie wiem nic o tacie. Mam zapytać ziemię?

– Nie – odpowiadał zawsze Walter. – To ci zaszkodzi.

Pewnego popołudnia zaczekałam, aż ciotka pójdzie kupić coś do jedzenia, a potem wyszłam z pokoju. Poszukałam Waltera w pomieszczeniu obok.

Wynieśli duże łóżko.

Jestem sama, pomyślałam. A jeśli Walter i ciotka już nigdy nie wrócą?

Poszłam do kuchni i otworzyłam puszkę groszku. Szkoda mi było go wyrzucić, więc opróżniłam pojemnik na stole. Z kupki na środku wypływał lepki płyn. Zachciało mi się jeść, ale nie mogłam. Musiałam mieć pusty brzuch. Poszłam po nóż, a kiedy otworzyłam szufladę, zobaczyłam otwieracz do butelek ojca.

Żeby zapytać ziemię, potrzebowałam czegoś należącego do niego, a ciotka i Walter wymazywali go z tego domu i z mojego życia. Nie zostawili nawet łóżka. Chwyciłam otwieracz i zaczęłam mu się przyglądać. Później, szczęśliwa, jakbym znalazła skarb, schowałam go do kieszeni szortów.

Wyszłam z domu, boso, z rozpuszczonymi włosami, z otwieraczem w kieszeni, z pustą puszką w jednej ręce i z nożem w drugiej.

Usiadłam w ogródku, przeciągnęłam dłonią po ziemi, wbiłam nóż i wyjęłam kawałek. Podobał mi się. Znowu wbiłam nóż, ale tym razem nie wyjęłam, tylko usiłowałam zruszyć ziemię, otworzyć, rozluźnić ją trochę. Była twarda, ale pozwoliła mi to zrobić. Kiedy zaczęła się otwierać, oparłam dłoń i zacisnęłam ją. Ziemia w mojej pięści. Położyłam ją na szortach. Rozluźniałam ziemię nożem i ręką i gromadziłam ją tutaj. Następnie wyjęłam z kieszeni otwieracz ojca i wsadziłam go do dołu. Umieściłam go na środku, po czym garściami z powrotem włożyłam ziemię, aż otwieracz został porządnie zasypany. Wytarłam ręce o szorty i nogi.

Gdy siedziałam, moje włosy sięgały podłoża. Miały kolor ziemi, na której żyłam.

Chciałabym, by wyszedł choćby jakiś robak, żeby dotrzymać mi towarzystwa, ale tak się nie stało. Czekałam, oglądając swoje ręce, nogi i nóż. Później chwyciłam wszystko – ziemię i otwieracz – i pomyślałam o ostatnim razie, gdy widziałam mojego ojca otwierającego piwo.

Bolało mnie myślenie o tym. Ze złością wrzuciłam wszystko do puszki.

Wstałam i wróciłam do środka. Część soku z groszku skapała na podłogę. Odsunęłam krzesło i usiadłam. W jednej ręce trzymałam puszkę, a wnętrze drugiej dłoni miałam otwarte i skierowane ku górze. Chciałam wysypać trochę ziemi na otwartą dłoń, ale wyleciało mi wszystko – ziemia i otwieracz. Połowa ziemi wysypała się na podłogę. Resztę wzięłam do ust i zjadłam z taką samą ochotą, jaką miałam na to, by znowu zobaczyć się z tatą. Napełniałam sobie buzię, zamykałam usta i usiłowałam połykać. Czułam, że ziemia z czegoś, co znajdowało się w mojej dłoni, staje się czymś żywym, ziemią przyjaciółką we mnie, i jadłam dalej. Kiedy połknęłam wszystko, został tylko otwieracz. Przeciągnęłam po nim językiem, aż stał się czysty.

Kiedy mój brzuch zrobił się już ciężki od ziemi, zamknęłam oczy.

– Tata żyje – powiedziałam później Walterowi i ciotce. Stali i patrzyli na mnie. Myślałam, że się ucieszą, ale nie. Nic nie powiedzieli. Wyglądali, jakby zamarli. Podbiegłam do Waltera i uścisnęłam go.

– Coś ty, do diabła, zrobiła, idiotko? – Ciotka złapała za moje ramię, żeby odsunąć mnie od brata.

– Walter, tata żyje – powtórzyłam, podczas gdy ona ciągnęła mnie do tyłu.

Brat wziął mnie za rękę. Zaprowadził mnie do łazienki, gąbką umył mi nogi, zostawił odkręcony kran. Podczas gdy myłam sobie ręce i ramiona, kazał mi obiecać, że już nigdy więcej nie zjem ziemi. Kiedy mu to obiecałam, pogłaskał mnie po głowie. Nie wiedziałam, czy on był wyższy, czy to ja, z jego ręką na głowie, stałam się mniejsza.

– Teraz umyj zęby – powiedział i zostawił mnie w łazience samą.

Przejrzałam się w lustrze i uśmiechnęłam. Zęby miałam ubrudzone błotem. Przypomniałam sobie tatę palącego swoje papierosy, zapach i ciemność w jego ustach, i pomyślałam, że oni chcieli o nim zapomnieć i że tak było najlepiej. Znowu odkręciłam kran, wsadziłam szczoteczkę pod wodę, nałożyłam trochę pasty, zmoczyłam wszystko i zaczęłam myć zęby.

Wróciłam do kuchni i postanowiłam spróbować ostatni raz.

– Twój brat żyje.

Ciotka spojrzała na mnie wściekle. Z kieszeni dżinsów wyjęła paczkę papierosów.

– Brudaska. Jak jeszcze raz zobaczę, że jesz ziemię, to przypalę ci język zapalniczką.

Przestraszyłam się tak bardzo, że przez pewien czas nawet nie chciałam po niej stąpać, więc starałam się nigdy nie wychodzić boso. Jeśli nachodziła mnie chęć na jedzenie ziemi, dostawałam gorący posiłek, który ciotka dopiero co zdjęła z ognia. Nie czekałam. Napychałam sobie usta i czułam, jak na podniebieniu tworzą mi się pęcherze. Piekący język zmuszał mnie do wypijania jednej szklanki wody za drugą. Napełniałam brzuch i mijała mi ochota na ziemię. Następnego dnia prawie nic nie jadłam, ledwie mogłam mówić.

W szkole z czasem przestali nam dokuczać. W plecaku nie znajdowałam już ziemi, która kiedyś brudziła mi zeszyty, czemu towarzyszyły zdławione chichoty. Na mojej ławce nie było wypełnionych ziemią opakowań po alfajores, ciastkach, które chciałam, a których nie mogłam kupować. Tylko parę spojrzeń co jakiś czas i mnóstwo ciszy.

I wszystko – bez ziemi – układało się idealnie.

Do czasu, aż pani Ana, nauczycielka, nie wróciła.

Ziemiożerczyni

Подняться наверх