Читать книгу Pies w czasach zarazy - Dorota Combrzyńska-Nogala - Страница 3

Miejscówka

Оглавление

Tylna ściana naszej kamienicy graniczy z dużym parkiem miejskim. Do tej pory dla wszystkich mieszkańców było to czymś zwyczajnym, chociaż miłym. Kiedy jednak koronawirus, czyli pandemia na całym świecie, zmieniła wszystkim życie, miejscówka okazała się megaważna.

To może ja się przedstawię. Jestem Wiktor i mam dwanaście lat, mieszkam w oficynie na trzecim, ostatnim piętrze. Wyżej jest tylko strych.

Pierwszego dnia, kiedy okazało się, że zamknięto szkoły, dzieci ogarnęła euforia. Super, to coś wspaniałego! Podejrzewam, że nasi nauczyciele też na chwilę odetchnęli z ulgą. Nie do uwierzenia, że mogliśmy się wtedy cieszyć. Teraz tęsknimy za szkołą.

Po kilku dniach zaczęły się lekcje przez internet. Ciągle rozmawialiśmy z kumplami przez FB, Instagram albo inne media. No ale potem nagle przestało być fajnie. Szczególnie kiedy wprowadzono zakaz wychodzenia z domu. Można było iść tylko do sklepu spożywczego, do apteki lub do pracy. A na spacer najwyżej z psem. Wszystko, żeby ograniczyć kontakty z potencjalnymi zarażonymi. Testy niestety nie były powszechne.

Po jakimś czasie ludzie mieli dosyć, szczególnie kiedy zrobiła się słoneczna, wiosenna pogoda. Z żalem patrzyliśmy na nasz park przez okno. Był dosłownie na wyciągnięcie ręki, a jednak niedostępny.

Wtedy stary pan Kopeć z parteru nagle zaczął wychodzić ze swoim psem na długie spacery po parku. Do tej pory wcale tego nie robił, bo mu się nie chciało. Wypuszczał swojego Asa na podwórko i zawsze były o to awantury, bo po nim nie sprzątał. Pies godzinami wystawał przy furtce i tęsknym wzrokiem wpatrywał się w niedostępny zielony raj po drugiej stronie parkanu. I nagle cud! Stary Kopeć ostentacyjnie paradował aleją na tyłach naszej kamienicy i rozkoszował się wiosną. Uwięzionym mieszkańcom kamienicy złość zalewała mózgi.

Widziałem go doskonale z balkonu naszej oficyny. Naprzeciwko taki sam ma moja koleżanka Ninka, więc razem z nudów obserwowaliśmy i komentowaliśmy, co się dzieje. Podwórko jest w kształcie prostokąta. Od strony parku odgradza je parkan z furtką. Mieliśmy blisko. Kiedy wprowadzono kwarantannę, wszystkie alejki opustoszały i tylko pan Kopeć oraz kilku innych właścicieli psów z okolicy spacerowało w bezpiecznej od siebie odległości. Generalnie było pusto i głucho.

Po kilku dniach sytuacja uległa pewnej zmianie. Zaczęliśmy widywać znanego wszystkim psa pana Kopcia, ale każdy spacer odbywał on z innym sąsiadem z naszej kamienicy.

– Popatrz, Ninka, As rano był na spacerze z Trojanowską, a teraz znowu biega z tym perkusistą Markiem – zauważyłem.

– Ciągle łazi, furtka nieustannie skrzypi – potwierdziła moje spostrzeżenia.

Okazało się, że Kopeć wypożyczał swojego psa na spacer za obiad zamówiony z restauracji. Niektórzy byli oburzeni, bo zawsze wybierał najbardziej wykwintne dania, rzadko chińskie potrawy czy pizzę. Chętnych jednak nie brakowało, chociaż za jego plecami narzekali, iż jest tak chciwy, że w głowie się to nie mieści. Pan Kopeć znowu przestał wychodzić z domu, tylko podawał smycz Asa z psem na końcu i kartkę z wybranym daniem.

My z Ninką nie oburzaliśmy się na niego. Wiedzieliśmy, że jest biednym emerytem. Nie miał nikogo, kto mógłby o niego zadbać, bo jest dość wredny. Radził sobie, jak mógł. A jego As był jedyną istotą, której epidemia zmieniła życie na lepsze.

Pies w czasach zarazy

Подняться наверх