Читать книгу Nowe oblicze Greya - Э. Л. Джеймс - Страница 10
ОглавлениеPROLOG
Mamusiu! Mamusiu! Mamusia śpi na podłodze. Już długo tak śpi. Szczotkuję jej włosy, bo to lubi. Nie budzi się. Szarpię ją. Mamusiu! Boli mnie brzuszek. Jestem głodny. Jego tu nie ma. Chce mi się pić. W kuchni podsuwam krzesło do zlewu i odkręcam kran. Woda opryskuje mi niebieski sweter. Mamusia dalej śpi. Mamusiu, obudź się! Leży i się nie rusza. Jest zimna. Idę po swój kocyk, przykrywam mamusię i kładę się obok niej na lepkim, zielonym dywanie. Mamusia nadal śpi. Mam dwa małe samochodziki. Jeżdżę nimi po podłodze obok mamusi. Chyba jest chora. Szukam czegoś do jedzenia. W zamrażalniku jest groszek. Zimny. Jem go powoli. A potem boli mnie brzuszek. Zasypiam obok mamusi. Groszku już nie ma. W zamrażalniku jest coś jeszcze. Dziwnie pachnie. Liżę i język przywiera mi do tego czegoś. Jem powoli. Fuj, niedobre. Popijam wodą. Bawię się samochodzikami i śpię obok mamusi. Jest taka zimna i nie chce się obudzić. Drzwi otwierają się z hukiem. Przykrywam mamusię kocykiem. On tu jest. „Kurwa? Co tu się, do kurwy nędzy, wyrabia? Co za porąbana dziwka. Cholera. Kurwa. Spierdalaj, gówniarzu”. Kopie mnie, a ja uderzam głową o podłogę. Boli mnie głowa. On dzwoni do kogoś, a potem wychodzi. Zamyka za sobą drzwi. Kładę się obok mamusi. Boli mnie głowa. Jest tu pani policjantka. Nie. Nie. Nie. Nie dotykajcie mnie. Nie dotykajcie mnie. Nie dotykajcie mnie. Zostaję z mamusią. Nie. Zostawcie mnie. Pani policjantka trzyma w rękach mój kocyk i podnosi mnie z ziemi. Krzyczę. Mamusiu! Mamusiu! Chcę do mamusi. Słowa zniknęły. Nie potrafię ich wypowiadać. Mamusia mnie nie słyszy. Nie mam żadnych słów.
– Christianie! Christianie! – Jej głos wyrywa go z otchłani koszmarnego snu, z otchłani rozpaczy. – Jestem przy tobie. Jestem.
Budzi się i widzi, że ona pochyla się nad nim, trzymając go za ramiona, potrząsając nim. Twarz ma naznaczoną udręką, w niebieskich oczach błyszczą łzy.
– Ana. – Jego głos to pozbawiony tchu szept. W ustach czuje smak strachu. – Jesteś.
– Oczywiście, że tak.
– Miałem zły sen...
– Wiem. Jestem przy tobie, jestem.
– Ana. – Bez tchu wypowiada jej imię, które jest talizmanem chroniącym przed mroczną, dławiącą paniką przetaczającą się przez jego ciało.
– Ćśś, jestem przy tobie. – Oplata go całą sobą, a jej ciepło wślizguje się do jego ciała, przeganiając cienie, odsuwając strach. Ona jest słońcem, jest światłem... i należy do niego.
– Proszę, nie kłóćmy się. – Głos ma schrypnięty, gdy obejmuje ją mocno.
– Dobrze.
– Przysięgi. Żadnego posłuszeństwa. Dam radę. Znajdziemy rozwiązanie. – Słowa wypływają z jego ust, gnane emocjami, konsternacją i niepokojem.
– Tak. Znajdziemy. Oczywiście, że znajdziemy – szepcze i swoimi ustami zamyka jego, uciszając go, sprowadzając do teraźniejszości.