Читать книгу Serce - Edmondo De Amicis - Страница 12

Listopad
Kominiarczyk

Оглавление

1. listopada

Wczoraj wieczorem poszedłem do żeńskiej szkoły, tuż przy naszej, żeby zanieść opowiadanie o chłopcu z Padwy nauczycielce Sylwii, która je przeczytać chciała.

Sześćset dziewcząt jest w tej szkole!

Zaczynały właśnie wychodzić, kiedym nadszedł, wesoło, bo idą dwa dni wolne, Wszystkich Świętych i Zaduszki – i oto, com tam zobaczył. Wprost wejścia do szkoły, po drugiej stronie ulicy, oparty o mur, zakrywając ręką oczy, stał kominiarczyk, zupełnie jeszcze mały i czarny na twarzy, ze swoim workiem, ze swoim drapaczem i gorzko płakał. Zaraz do niego podeszły dwie czy trzy starsze dziewczynki pytając, czego by tak bardzo płakał. Ale kominiarczyk nie odpowiadał, tylko jeszcze głośniej szlochać zaczął.

– Ale powiedz, powiedz, co ci jest i czego tak płaczesz? – dopytywały się dziewczynki.

Wtedy odjął rękę od twarzy zupełnie jeszcze dziecinnej i szlochając opowiedział, że czyścił kominy w kilku domach, zarobił trzydzieści soldów35 i że je zgubił.

– Musiały wypaść przez dziurę w kieszeni – dodał pokazując rozdartą kieszeń – a teraz nie śmiem wrócić do domu, bo mnie majster bić będzie.

Tutaj znów gorzko zaczął płakać zakrywszy twarz ręką.

Dziewczynki spoważniały i patrzyły na biednego chłopca zafrasowane36. Tymczasem nadbiegały inne, małe i duże, strojne i ubogie, z teczkami pod pachą, a jedna starsza, z niebieskim piórkiem w kapelusiku, dobyła z kieszeni dwa soldy i rzekła:

– Ja mam tylko dwa soldy… Złóżmy się na niego!

– I ja mam także dwa soldy – powiedziała inna, czerwono ubrana. – Może się u wszystkich znajdzie ze trzydzieści…

I zaraz zaczęły się zwoływać:

– Amelka! Ludka! Anulka!… Daj no solda!… Kto ma solda?… Dawajcie no tu soldy!…

Kilka z nich miało po parę soldów na kwiaty, na kajety. Mniejsze oddawały swoje grosiaki. Wtedy ta z niebieskim piórkiem zebrała wszystko i głośno liczyła:

–… Osiem, dziesięć, piętnaście! – Ale nie stało37 więcej.

Wtem podeszła największa z nich wszystkich, że prawie mogła ujść za nauczycielkę, i dała pół lira, a dziewczęta zaczęły chwalić i dziękować.

Ale brakowało jeszcze pięciu soldów.

– Idą teraz te z czwartej… Te mają! – rzekła jedna.

Jakoż przyszły te z czwartej i posypały się soldy. Wszystkie zaczęły się cisnąć do biedaka. Pięknie było patrzeć na tego małego kominiarczyka, w pośrodku tych jasnych sukienek, tych fruwających wstążek, piórek… Już dawno zebrało się trzydzieści soldów, ale dziewczątka jeszcze dokładały, a te najmniejsze, którym jeszcze nie dawano pieniędzy w domu, przepychały się pomiędzy dużymi, dając mu parę kwiatków, żeby tylko i od nich coś było.

A wtem wyszła odźwierna wołając głośno:

– Pani dyrektorka idzie!

Porwały się dziewczęta jakby stado wróbli. A wtedy kominiarczyk ukazał się w pośrodku ulicy sam, ocierający z łez oczy, uśmiechnięty, ściskający w obu rękach swoje soldy, a u kapelusza, u kurtki, po kieszeniach tyle miał kwiatów, że aż się sypały i pełno ich było nawet u nóg jego, na ziemi.

35

sold – drobna moneta włoska. [przypis edytorski]

36

zafrasowany (daw.) – zmartwiony. [przypis edytorski]

37

stać (daw.) – wystarczyć. [przypis edytorski]

Serce

Подняться наверх