Читать книгу Serce - Edmondo De Amicis - Страница 7
Październik
Szlachetny postępek
Оглавление26. środa
Zdarzyło mi się poznać Garronego bliżej tego ranka. Kiedym przyszedł do szkoły – a spóźniłem się trochę, bo mnie zatrzymała nauczycielka z pierwszej wyższej, aby zapytać, o której godzinie mogłaby przyjść nas odwiedzić, tak żeby zastać mnie w domu – nauczyciela jeszcze nie było, a trzej czy czterej chłopcy znęcali się nad biednym Crossim, tym rudym, co to ma rękę uschniętą, a matka jego sprzedaje jarzyny. Szturchali go liniami, rzucali mu w twarz łupiny od kasztanów, przezywali mańkutem i strachem na wróble, przedrzeźniając, jak to on rękę na temblaku nosi. A biedny kaleka stał w głębi ławek blady i milczał patrząc błagalnie to jednemu, to drugiemu w oczy, żeby mu dali spokój. A że chłopcy naigrawali się z niego coraz złośliwiej, zaczął cały drżeć z gniewu i czerwienieć. Wtem Franti, ten wyrzutek z brzydką, ponurą twarzą, skoczył na ławkę i udając, że dźwiga dwa kosze na ręku, począł małpować matkę Crossiego, jak przychodziła i czekała syna u drzwi szkoły, a teraz nie przychodzi, bo jest chora. Cała kupa uczniaków wybuchnęła śmiechem. Wtedy Crossi stracił głowę, chwycił kałamarz i cisnął nim co siły prosto w łeb Frantiego. Ale Franti się uchylił, a kałamarz trafił w samą pierś wchodzącego w tej chwili nauczyciela. Wszyscy umknęli na miejsca i ucichli ze strachu jak trusie. Nauczyciel pobladł, podszedł do stołu i gniewnym głosem zapytał:
– Który to uczynił?
Nie odpowiedział nikt. Więc nauczyciel krzyknął jeszcze gniewniej:
– Który?
Wtedy Garrone, ruszony litością nad biednym Crossim, podniósł się w ławce i rzekł:
– To ja!
Nauczyciel spojrzał na niego, popatrzył po uczniach osłupiałych i nagle uspokojonym głosem powiedział:
– Nie! To nie ty. – A po chwili: – Nie ukarzę winnego. Niech wstanie.
Crossi wstał i płacząc tak mówił:
– Szturchali mnie, prześmiewali… straciłem głowę… rzuciłem…
– Siądź – rzekł nauczyciel. – Niech wstaną ci, którzy go doprowadzili do gniewu.
Wstało czterech z pochyloną głową.
– Znieważyliście – mówił nauczyciel – kolegę, który z wami nie szukał zaczepki, wyśmiewaliście się z nieszczęśliwego, prześladowaliście kalekę, który się nie mógł obronić. Spełniliście jeden z najnikczemniejszych, najhaniebniejszych czynów, jakim się człowiek zmazać24 może. Podli!
To powiedziawszy wszedł między ławki, podłożył rękę pod brodę Garronego, który stał z głową schyloną, a podniósłszy mu twarz spojrzał w oczy jego i rzekł:
– Szlachetna dusza w tobie!
Garrone, pomilczawszy chwilę, zamruczał coś niewyraźnie na ucho nauczycielowi, a ten odwrócił się do czterech winowajców i rzekł nagle:
– Przebaczam wam!
24
zmazać – zhańbić. [przypis edytorski]