Читать книгу Randka z jeleniem - Elżbieta Sęczykowska - Страница 9
A wszystko
zaczęło się w Mongolii
ОглавлениеWiele lat temu właśnie tam, pośród mongolskich stepów narodziła się idea założenia farmy i hodowli, aczkolwiek droga, którą wędrowała, wydaje się z pozoru długa, kręta i na pierwszy rzut oka niezupełnie związana z meritum sprawy.
Kiedy pewnego dnia nadeszło zaproszenie od dyrektora Centralnego Banku Mongolii w rewanżu i podzięce za przeprowadzone szkolenia i pobyt jego pracowników w Londynie, jeszcze nie zdawaliśmy sobie sprawy, co kryje się za jakże miłym gestem. Jednak dziś już mamy pewność, że pobyt w tym odległym kraju otworzył absolutnie nowy rozdział w naszym życiu.
Pierwszą wyprawę do Mongolii wspominam jako wielką i wspaniałą, prawie nierealną przygodę. Piękną i nieskalaną żadnym przemysłem krainę widziałam wszak głównie z okien ciężarówek i łazików, przymgloną odpowiednio dużą ilością kumysu pitego obowiązkowo we wszystkich mijanych i zaprzyjaźnionych jurtach. Jak to w mongolskim zwyczaju, zwłaszcza przy okazji oficjalnych wizyt, kiedy gospodarze starają się ugościć przybysza najlepiej jak potrafią.
Dopiero kolejne wyprawy na Daleki Wschód i dłuższy czas spędzony w Azji ukazały prawdziwe skarby tej ziemi z całym bogactwem tradycji, obyczajów i wierzeń pielęgnowanych przez jej mieszkańców.
Oprócz oczywistych walorów tych trudnych ekspedycji oraz niekłamanego podziwu dla piękna fauny i flory oraz uroku przyjaznych ludzi prawdziwą zaletą okazała się wyniesiona wiedza i zaszczepiony bakcyl pełnego życia w szeroko otwartej przestrzeni. Zachwyt nad możliwością współistnienia z otaczającą przyrodą i symbiozy ze zwierzętami. To wszystko sprawiło, że decyzja, którą mieliśmy wkrótce podjąć, stawała się coraz łatwiejsza.
A jej realizacja, oprócz oczywistej przyjemności z codziennego, namacalnego obcowania z naturą, dawała szansę na realne wykorzystanie tych wszystkich walorów także do celów naukowych. Przede wszystkim w różnych dziedzinach medycyny.
I tak właśnie rozpoczęła się przygoda z jeleniami, bo to one stały się wkrótce głównymi bohaterami naszej przyszłej eksperymentalnej farmy.
Spośród wielu innych wynalazków najważniejszy dla ludzi okazał się IGF1 – zwany potocznie insuliną hormonu wzrostu. Swoim początkiem sięgający tysiącletniej dalekowschodniej tradycji picia krwi jeleni w okresie wzrostu poroża. Już dawno udowodniono, że krew jest bogatym źródłem wielu potrzebnych do zachowania zdrowia, a nierzadko też życia składników i daje nadzieję na wiele ludzkich uzdrowień. Jednocześnie ten życiodajny hormon wpływa nie tylko na długość życia, ale także na jego jakość, jak również przynosi ponoć konkretne efekty w dziedzinie seksualności, służąc z powodzeniem jako afrodyzjak. A nawet sprawiając, że siwe włosy stają się ciemniejsze, jak twierdzą niektórzy!
Po wielu wnikliwych analizach i badaniach właściwości krwi zawartej w porożach jeleni, stwierdzono, że dawni pasterze się nie mylili…
Dziś technologicznie udoskonalona, rzecz jasna, metoda preparowania poroży jeleni i przyswajania hormonu wzrostu wprowadzana jest w życie jako szeroka oferta kierowana zwłaszcza do szpitali i aptek. Hormon jest dostępny w postaci tabletek, proszków albo kroplówek. Stosuje się go przede wszystkim podczas rekonwalescencji po przebytych operacjach. Podaje się go także dzieciom z problemami wzrostu.
Lekarstwa pochodzenia zwierzęcego, wśród nich te preparowane z poroży jeleni, są używane co najmniej od dwóch tysięcy lat. Opisywane między innymi przez Chińczyków w kontekście doskonale działających afrodyzjaków stały się legendą. W każdej chińskiej aptece do dziś można doznać zawrotu głowy od ich bogactwa. Na własne oczy widziałam wielkie ilości sproszkowanych poroży jeleni, rogów nosorożców, wysuszonych na wiór jaszczurek i węży, a także mnóstwo innych dziwnych rzeczy, dzięki którym nie tylko można odzyskać podobno sprawność seksualną, ale też skutecznie pozbyć się dręczących człowieka chorób. A nawet dzięki zastosowanym paralekom ująć sobie lat!
W 1596 roku słynny chiński lekarz, którego nazwiska niestety nie pamiętam, w książce pt. Chińska farmakologia opisał nawet czterotysięczną tradycję używania tych leków!!!
Dalsze doświadczenia i wiedzę z zakresu hodowli, zastosowania i produkcji preparatów najnowszymi technologiami w większej skali dla przemysłu farmaceutycznego należy już zdobywać raczej poza Mongolią. Na przykład w Korei Południowej, Japonii czy w słynnym Instytucie Hodowli Jelenia w Ałtaju, który prowadzi badania naukowe w tej dziedzinie z dużymi sukcesami już od lat dwudziestych ubiegłego wieku.
Jednak Mongolia jeśli chodzi o jakość hodowli jeleni, warunki ich bytowania, czystość środowiska wraz z szeroko pojętą ekologią jest wciąż niezastąpiona pomimo rosnącej od dawna silnej konkurencji. Jak widać zapotrzebowanie na preparaty pochodzące z poroży jelenia jest wciąż ogromne. Choćby tylko takiego półtoramiliardowego giganta jak Chiny! A przecież cały Wschód ma je w bez mała codziennym użyciu. Zainteresowanie nimi rozszerza się żywo także na inne rejony świata, tworząc tym samym przeogromny i wciąż nienasycony rynek.
Mając przed sobą takie oto perspektywy, na pewnym etapie poszukiwań farmy już prawie całkowicie przestałam się wahać i krytykować wizje Ryszarda na temat opłacalności jej założenia.
Teraz, kiedy spośród wielu innych ta jedna została wybrana, należało tylko przeprowadzić formalne procedury.
I tu zaczęły się schody, ponieważ do sukcesu, jak widać, nie da się dojechać windą...
W istniejącej i niezmienianej od lat ustawie rolniczej nie było dotąd zapisu na temat farmowej hodowli zwierząt jeleniowatych. Zatem przy okazji zmiany ustawy dostosowującej rolnictwo do wymogów Unii Europejskiej podjęliśmy temat w ministerstwach rolnictwa i ochrony środowiska, a także w sejmie i senacie, a nawet u samego prezydenta, aby uaktualnić zapisy na wzór innych krajów unijnych i dodać punkt regulujący tę kwestię. Przekonanie polityków do zmiany poglądu w sferze hodowli zwierząt uznanych dotąd za dzikie wymagało wielu zabiegów i dyskusji na najwyższych szczeblach władzy. W tym czasie termin „innowacyjna gospodarka” nie był jeszcze w modzie. Jednak z perspektywy dzisiejszych czasów widać, że dalej czyny nie nadążają za słowami.
My tymczasem szczęśliwi z uzyskanych pozwoleń i zgód złapaliśmy wreszcie wiatr w żagle, a plany stały się nagle całkiem realne. Droga do Warmii i Mazur stała otworem. A atawistyczne pragnienie powrotu na łono natury było już tylko kwestią czasu.
Jednocześnie po wielu latach odżyła dawna taternicka znajomość Ryszarda z kolegą, który obecnie pracuje jako lekarz weterynarii. Wydawało się, że sam Bóg nam sprzyja i zsyła nie przypadkiem anioła stróża i świętego Franciszka w jednej osobie – specjalistę od wszelakich zwierząt. Tych domowych i tych uważanych za dzikie. Wkrótce okazało się, że także od płci pięknej...