Читать книгу Naciągnięte - Elżbieta Turlej - Страница 5
ROZDZIAŁ PIERWSZY
RAJ
Część trzecia
Przypowieść o zębach
ОглавлениеDzień dobry, jestem Iza. Dla przyjaciół Bella.
Mam 57 lat. Zapraszam cię do mojej bawialni. Właśnie mijasz ustawioną w przedpokoju przeszkloną szafę z kolekcjonowanymi przeze mnie figurkami z porcelany.
Na dolnej półce stoją lalki. Na drugiej żołnierzyki. Na trzeciej, najwyższej, książki kucharskie.
Teraz przechodzisz przez kuchnię. Pod stołem widzisz łapkę na myszy. Nie dziw się. To stara kamienica. Może o tym zapomniałaś, ale myszy nie wymarły. Nadal tu są.
A teraz usiądź na żółtej kanapie, pod starym zegarem. Uprzedzam, że co chwilę będę wstawać, żeby rozprostować nogi. Odkąd mam problemy z zębami, jem niewiele i często łapią mnie skurcze mięśni.
Marzę o słoninie, boczku, kiełbasie.
Śnią mi się twarde orzechy laskowe, pistacjowe i migdały. Coraz częściej skubię oparcie kanapy, jakby była słonecznikiem, z którego mogę wyłuskać pestki.
Na razie zostaje mi sam pusty gest.
Nie wiem, kiedy coś pogryzę, zmiażdżę zębami, zetrę na papkę, bo mam obluzowaną szczękę.
Za chwilę ci o niej opowiem, ale najpierw, jak w każdej bajce, będzie początek.
Dawno, dawno temu, czyli na początku XXI wieku, usłyszałam o programie telewizyjnym, w którym brzydkie kaczątka – na oczach widzów – zamienią się w piękne łabędzie.
Czułam się brzydkim kaczątkiem, bo właśnie urodziłam drugą córkę i zbliżałam się do czterdziestki. Mój partner, ojciec dziecka, był dużo młodszy. Chciałam być młodsza, piękniejsza, szczęśliwsza również dla niego. Dziś mówię o nim księciunio, ale wtedy był moim księciem z bajki.
Wysłałam zgłoszenie. Poszłam na casting. Stałam w szeregu innych, czekających na swoją koronę wybranki.
Dostałam ją, również dzięki mojej historii z księciem.
Przestawiłam dziecko na butlę (karmiłam piersią), spakowałam się w niewielką walizkę. Producenci przekonywali, że wrócę z kilka razy większym bagażem pełnym kosmetyków i sukienek.
Razem z kilkoma innymi wybrankami zamieszkałyśmy w hotelu na obrzeżach W. Z zewnątrz hotel przypominał zamek rycerski. W środku był niezły standard, ale telewizja cięła koszty i nie dostałyśmy jedynek. W pokojach byłyśmy po dwie. Nie mogłyśmy nigdzie wychodzić, bo albo czekałyśmy na zabiegi, albo dochodziłyśmy po nich do siebie.
Zostawały nam spacery po okolicy i paplanie o tym, co w domu, jak dzieci, jak robota.
Dziś tam są nowe osiedla, ale na początku XXI stulecia były chaszcze i hałdy piachu.
Ekipa telewizyjna kręciła na nich rozmowy z uczestniczkami show. Musiały być łzy, emocje, więc płakały do kamery.
Ja nie płakałam, bo inne wybranki cierpiały mocniej: chirurg na oczach kamer rozcinał ich piersi, łamał nosy, rozpruwał skórę.
Przez kilka dni po operacji przypominały potwory z wielkimi, zapuchniętymi twarzami, wybałuszonymi oczami i napompowanymi ustami. Potem zyskiwały anielską urodę.
Ja dostałam tylko botoks w czoło, aquamid (żel poliakrylamidowy) w usta i własny tłuszcz w policzki. Chirurg podciął mi skrzydełka w nosie, przyciął i naciągnął górną oraz dolną powiekę.
Po raz pierwszy zapłakałam po wizycie u stomatologa.
Kiedy szłam do programu, miałam swoje zęby, ale po dwu ciążach były w kiepskiej kondycji: wymagały leczenia, czyszczenia, wymiany starych plomb.
Stomatolog z kliniki, która każdej z nas obowiązkowo robiła zęby, przekonał mnie, że słabszych trzeba się pozbyć, a resztę wyleczyć kanałowo, spiłować i nałożyć licówki.
Dałam się namówić. Nie miałam pojęcia, że spiłowanie zębów będzie oznaczać ich utratę.
Stomatolog najpierw – oczywiście przed kamerami – wyrwał mi dwie ósemki i trójkę. Potem spiłował resztę.
Wtedy, wychodząc do toalety, spojrzałam w lustro i chciałam je zbić. Po drugiej stronie stał ktoś obcy. Mnie już nie było.
Stomatolog uspokajał, że wszystko będzie dobrze, bo przecież dopiero jestem w budowie. Wystarczy, żebym przestała płakać i otworzyła usta.
Otworzyłam.
Stomatolog na kłykciach, które zostały ze spiłowanych i wyleczonych zębów, umieścił licówki, używając tytanowej konstrukcji z bolcami. W górnej części szczęki konstrukcja składała się z dwu tytanowych rusztowań, na których tkwiło po sześć zębów. W dolnej szczęce korony były nasadzone pojedynczo.
Potem przekonywał (mnie, a przy okazji prawie 3 mln widzów), że przez 20 lat nie będzie z nimi kłopotów. Miałam tylko o nie dbać, czyli nie palić, płukać sodą itd. No i dwa razy w roku przyjeżdżać na kontrolę do kliniki w W.
Na zakończenie programu dostałam tzw. kartę kredytową na zęby, która upoważniała mnie do bezpłatnych konsultacji i zabiegów w klinice.
To zakończenie programu było naprawdę bajkowe. Warte wszystkich łez świata.
Ekipa wynajęła salę teatralną. Pod sceną siedział księciunio, wtedy jeszcze książę.
Wyszłam na scenę cudownie ubrana, umalowana i ufryzowana. Anielsko piękna. Robiłam siedem kroków w tył, siedem kroków w przód. Bez żadnego potknięcia.
Książę sławił moją urodę. Sala wiwatowała na moją cześć.
Od tamtej pory minęło 12 lat.
Panuję nad ustami, z których co prawda zszedł aquamid, ale udało mi się zrobić znacznie tańszy i bardziej wytrzymały makijaż permanentny warg. Nieźle trzymają się za to policzki, w które podczas programu wstrzyknięto mi własny tłuszcz, i nos z podciętymi przez chirurga skrzydełkami.
Niestety, grawitacja daje o sobie znać i górna oraz dolna powieka – podczas metamorfoz przycięte i naciągnięte – znów zaczynają opadać.
Ale największy problem jest z zębami.
Nikt mi nie powiedział, że opuszczenie czy zaniechanie wizyt kontrolnych oznacza utratę karty kredytowej na zęby.
Początkowo jeździłam do kliniki w W., ale kiedy z zębami nic się nie działo, dałam spokój. Wizyta w W. to cały dzień w plecy. Musiałam brać wolne z pracy, opowiadać bajeczki o chorobie albo szkoleniach, płacić za lewe zwolnienia. Szefowa od początku źle oceniała moją metamorfozę. Powtarzała, że jako urzędnik państwowy powinnam się lepiej pilnować.
A potem były kolejne kłopoty z pracą, rozstanie z księciuniem, choroba dziecka.
Nikt też – na co dawali nadzieję producenci programu – nie zgłosił się z propozycją poprowadzenia programu telewizyjnego. Okazałam się też za stara na modelkę. Reklamodawcy woleli młodsze.
Już nikt, nawet w domu, nie wiwatował na mój widok.
Nikt nie sławił mojej urody.
Po rozstaniu z księciuniem mieszkałam sama z dziećmi.
Pewnego dnia poczułam luz w górnej szczęce. Miałam wrażenie, że zęby wiszą na chyboczących się zawiasach, które za moment puszczą. Poszłam do dentysty u siebie w Z. Złapał się za głowę:
– Kto to pani zrobił? Cała góra do wymiany. Gdyby zęby były wkładane pojedynczo, wystarczyłoby wyjąć kilka, te, które się poluzowały z powodu zanikania kości. A tak kość z wiekiem robi się coraz cieńsza i bolce łączące z nią tytanową nakładkę z koronami nie mają się czego przytrzymać. Takie konstrukcje wytrzymują na sztywno góra sześć, siedem lat!
Wyliczył, że koszt wymiany całej góry i kilku zębów z dołu to około 20 tys. zł. Nie miałam tyle. W klinice, która na oczach milionów widzów nałożyła mi korony, usłyszałam, że w związku z zaprzestaniem wizyt kontrolnych klinika nie bierze odpowiedzialności za problem z uzębieniem.
Odnalazłam na FB kilka wybranek, uczestniczek show. Wszystkie miały podobne kłopoty z koronami.
Żadnej nie udało się uzyskać pomocy od kliniki, która w programie obiecywała bezpłatny serwis. Zazwyczaj powodem do zerwania umowy był brak wizyt kontrolnych. Jedna z wybranek usłyszała, że sama – z powodu braku odpowiedniej higieny – doprowadziła do poluzowania koron.
Drugiej nie udało się dostać do lekarza, który przed laty razem z nią z zachwytu nad nowym uzębieniem płakał na wizji.
Same sobie byłyśmy winne. I nie mogłyśmy się nikomu poskarżyć, bo podpisałyśmy z telewizją umowę, w której zobowiązałyśmy się do milczenia. Za złamanie tych zasad grozi kilkadziesiąt tysięcy złotych kary.
Nie mam tyle nawet na zęby.
Dlatego milczę, chociaż chciałabym krzyczeć.