Читать книгу Polska na kozetce - Eliza Michalik - Страница 5
Jeśli nie my, to kto?
Jeśli nie teraz, to kiedy?
ОглавлениеMam w nosie mój kraj, moje miasto, moją wieś. Mam w nosie moich sąsiadów, moje dzieci, moją żonę i przyjaciół, nawet mojego psa. Nikogo nie obchodzi, że mało zarabiam i nie mam przed sobą żadnej przyszłości. Nie obchodzi, że mój syn i córka, moje wnuki, będą harować jak woły, jak parobkowie na folwarku, a ich los zależny będzie od kaprysu pana. Nie mam pasji, nie mam marzeń, nie mam nadziei. Wiem, że politycy kłamią, media ogłupiają, a wszyscy dookoła chcą mnie wykorzystać. Wiem, powiesz, że narzekam, że jęczę zamiast działać, ale – na miłość Boską! – przecież nic się nie da zrobić! Próbowałem! Narzekam więc i nienawidzę, bo to jedyne zajęcie, które pozwala mi wyrzucić z siebie tę beznadzieję, strach i złość, że gdzieś tam w Skandynawii ludzie mają lepiej, że gdzieś, może w Kanadzie, Francji, Ameryce, podróżują, spełniają marzenia, żyją po prostu!, a ja tu, na Folwarku Polska…. No właśnie.
Zgodnie z wieloma badaniami psychologicznymi i socjologicznymi diagnozami, które znamy, i prawdopodobnie zgodnie z większością, których nie znamy, w taki sposób myśli dziś (a przynajmniej myślało do wyborów) większość Polek i Polaków. Myśli słusznie, bo stosunki w polskich firmach i w życiu wiernie odtwarzają stosunki na pańszczyźnianym folwarku, czasem tak dokładnie, że obserwując firmę, rodzinę czy grupę społeczną, można dokładnie określić, kto odgrywa w niej rolę parobka, dziewki folwarcznej, ekonoma, a kto pana. Dla mieszkańców folwarku życie jest ciężkie, większość z nich czuje się przywiązana do ziemi (we współczesnej wersji: kredytów, miejsca zamieszkania), nic więc dziwnego, że szukają ucieczki i ukojenia w sposobach znanych od wieków. Mężczyźni piją (pamiętacie chłopów przesiadujących w karczmach i zadłużających się na wódkę u miejscowego Żyda?), kobiety wyżywają się w psychicznym matriarchacie, próbując kontrolować życie innych: mężczyzn, dzieci i innych członków własnych rodzin, blokując w ten sposób własny rozwój i możliwości dążenia do szczęścia, wikłając się w branie na siebie odpowiedzialności ponad siły. A nad każdym z tych mężczyzn i folwarcznych chłopów, nad każdą z kobiet i folwarcznych dziewek… stoi pan – nawiedzony polityk, kapryśny szef, ksiądz, nieraz jakiś mądrala z telewizji, który krytykuje, grozi, obraża, a czasem znęca się fizycznie, psychicznie i materialnie, wiedząc, że – jak to na folwarku – jego uprzywilejowana pozycja gwarantuje mu bezkarność.
Wyjściem z tej sytuacji nie jest polityczna zmiana, a przynajmniej nie od razu.
Wielu obecnych polityków nie ma interesu w reformie folwarku, przeciwnie, dla nich korzystne jest jego aktywne podtrzymywanie i tworzenie kolejnych wersji. Władza silniejszego (wiedzącego lepiej) nad słabszym, urzędnika nad obywatelem, mężczyzn nad kobietami, księdza nad parafianami, bogatszych nad biedniejszymi jest dla wielu polityków stanem naturalnym – innego nie znają i, prawdę mówiąc, pewnie nie za bardzo potrafią sobie wyobrazić.
Wyjście z tej sytuacji jest w nas samych, Polkach i Polakach, kobietach i mężczyznach, którzy nie chcą żyć na folwarku i nie chcą odtwarzać na co dzień ról znanych od wieków. We wszystkich, którzy wierzą, że bez względu na naturalne różnice płci, wieku, wykształcenia, zawodów, rasy, wyznania czy orientacji seksualnej, nie musimy ze sobą walczyć. Przeciwnie, możemy się porozumieć, współpracować i razem, ciesząc się z podobieństw i szanując odmienności, zbudować Polskę radosną, sprawną, logiczną, bezpieczną, traktującą człowieka jak podmiot, nie przedmiot, Polskę, w której szanowani i podziwiani będą ludzie postępujący etycznie, a nie hipokryci, cwaniacy i łajdacy.
Czy możemy zburzyć folwark i od nowa zbudować swój dom, swój kraj, nie czekając aż wezmą się za to politycy? Jeśli każdy z nas rozpozna w sobie parobka i zacznie zmianę od siebie, rozpozna u siebie nawyki i język pogardy, przekona się, że ta jedna mała zmiana spowoduje zmiany większe, zacznie zataczać coraz szersze kręgi. W naturalny sposób wyłonią się spośród nas nowi liderzy i liderki, których sposób myślenia i działania będzie zupełnie inny niż dzisiejszych przywódców, a rzeczywistość, krok po kroku, zacznie zmieniać się na lepsze. Z czasem po folwarku nie pozostanie nawet ślad. To jest możliwe!
Z pomocą najlepszych w Polsce ekspertów i ekspertek prześledziliśmy, co naprawdę dzieje się na folwarku, i zrozumieliśmy, jak nieufność Polaków rodzi ich bezradność, bezradność z kolei wyzwala agresję, agresja powoduje nieskuteczność podejmowanych działań, a wynikające z tego niskie poczucie własnej wartości przekształca się, koniec końców, w niszczącą wszystko pogardę Polaków do siebie nawzajem i pogardę do własnego państwa: system przekonań i zachowań, który w tej książce nazywać będziemy językiem i nawykami pogardy.
Widać go wszędzie: na ulicy, w szkole, kościele, w mediach, firmach, rodzinach i związkach. Rozpropagowują go skutecznie politycy, utrwalamy my sami, często nieświadomie. Na co dzień żyjemy w bolesnym rozdwojeniu, marząc o lepszej przyszłości, jednocześnie nie wierząc, że tu, w Polsce, kiedykolwiek może być lepiej. Czujemy się skazani na życie poniżej naszych możliwości i oczekiwań, na nicość, przeciętność, szarość.
Badania nastrojów społecznych, sondaże – zresztą, pal sześć sondaże, czujemy to wszyscy w kościach, w powietrzu – pokazują jednak, że właśnie teraz mamy szansę, by żyć lepiej i przekuć beznadziejny Polski Folwark w normalną, szczęśliwą, przyjazną Polskę – Polskę, o jakiej marzymy i jakiej pragniemy.
Napisaliśmy tę książkę, bo jesteśmy przekonani (więcej: mamy na to dowody :-), że tak, jak pojedynczy człowiek może osiągnąć spektakularny sukces i stworzyć dobrą firmę, rodzinę, życie – uwaga! – z własnych słabości i ograniczeń, tak my, obywatele, na fundamencie tego, co tu i teraz boli nas najbardziej: braku pracy, lęku o przyszłość, niewiary w elity, kryzysie zaufania, świadomości niedostatków wolności i praw – możemy zbudować przyjazną Polskę.
Droga do tej przemiany nie musi być wcale bolesna, może być wielką życiową przygodą, ale wymaga świadomości i uważności, zrozumienia pewnych mechanizmów, postawienia diagnozy i rozpoznania przejawów folwarczności najpierw w sobie. To konieczne, nie ma bowiem skutecznego leczenia bez trafnej diagnozy, bez zrozumienia, na czym właściwie polega problem.
Ale najlepsze w tej przemianie jest to, że wszystkie nasze narodowe nieszczęścia i nieprzepracowane traumy zamiast, jak dotychczas, być powodem do narzekań, mogą stać się naszą największą siłą! Prosimy, przemyślcie to dobrze i zastanówcie się, zanim rzucicie tę książkę w kąt :-)
„Polska na kozetce”, którą oddajemy w Państwa ręce, jest owocem gniewu i nadziei i najlepszym dowodem na to, że te dwa uczucia są awersem i rewersem tej samej monety. Pomysł jej napisania zrodził się spontanicznie, w czasie pełnej pasji rozmowy o nawykach pogardy. Ale ta książka jest przede wszystkim wyrazem naszego głębokiego wewnętrznego przekonania, że żadna Polka i żaden Polak nie mogą dłużej siedzieć cicho i pochlipując w kątku albo ekscytując się myślą, że teraz ktoś za nią lub za niego zrobi porządek i wszystko załatwi – roztrząsać swego złego losu lub uciekać z Ojczyzny w poszukiwaniu „dobrego życia”. Nadszedł czas, żeby bierno-agresywny polski folwarczny chłop, uległy lub zbuntowany, zmienił się w człowieka wolnego, twórczego, pewnego siebie, wiedzącego, kim jest i dokąd zmierza. Żeby zaczął dążyć do szczęścia w sobie właściwy i nieskrępowany sposób i osiągnął to szczęście. Żeby zaczął żyć pełnią życia i spełniać się w dobrych relacjach z innymi.
Bo jeśli nie my, to kto? Jeśli nie teraz, to kiedy?
Eliza Michalik i Jacek Santorski