Читать книгу Detektyw Owen Yeates - Eugeniusz Dębski - Страница 9

Fragment kolejnego tomu przygód Owena Yeatesa: „Furtka do ogrodu wspomnień” (5 tom)

Оглавление

…Półtorej godziny później dzień się nieco przejaśnił, może dlatego, że miałem na koncie kilka spektakularnych sukcesów: dopełzłem do łazienki, przełknąłem wszystkie prochy, popiłem roztworem, zwaliłem się do wanny i nie utonąłem, oraz – co najważniejsze – przegnałem skunksa i zawładnąłem na nowo jego norą. Po pierwszej puszce piwa czarno-biały świat nabrał leciutkich kolorków, a odgłos wpadających do wanny kropel przestał katedralnym echem kołatać się pod czerepem. Po wyjściu z wanny bez trudu dogoniłem krnąbrny prawy klapek i przetrzymałem bez jęku cały cykl masażu. Zerkając w lustro, zobaczyłem tam po raz pierwszy tego dnia siebie. Posłałem mu… sobie uśmiech. I natychmiast cichuteńko odezwał się telefon. Poleciłem włączyć ekran i uśmiechnąłem się szerzej.

– Cześć, kochanie! – zagadałem szybko, widząc, że Pyma ma ten „zwiastujący” coś nieprzyjemnego, lekko nachmurzony, wyraz twarzy. – Wyglądasz uroczo…

Gorączkowo usiłowałem przypomnieć sobie, czy dzwoniłem do niej w nocy.

– Ty też. O ile to jesteś ty – powiedziała, zachowując powagę. – Ale nie o tym… – Rzuciła spojrzenie gdzieś w bok. – Mam mały problem. Nasz syn… Twój wariant syna… No, chodźże tu! Opowiesz sam. – Wcisnęła przed obiektyw Phila. Z jej tonu wnosząc, powinien mieć skruszony wyraz pyszczka, pewnie jednak gdzieś na satelitarnych łączach szczegóły obrazu się zacierały. – Opowiadaj! – ponagliła Pyma.

– Wysmarowałem… – Przypomniał sobie coś: – Dzień dobry, tatuś! A Teba wczoraj pobiegła…

– Ph-i-l?! – Pymie udało się podzielić na trzy tempa jego imię.

– Aha! Wysmarowałem drzwi wychowawcy…

– Czym? – zainteresowałem się, myśląc intensywnie, jak i przed czym go obronić.

– Pisakiem.

– Po co?

Wzruszył ramionami. Popatrzyłem na Pymę. Poczułem, że już mam ochotę na papierosa. Zapaliłem, a syn czekał na moje pytania.

– No? Po co?

– Pan De Wint… Dopisałem mu „a”…

– Ale po co?

– Żeby było dewiant. – Ożywił się, nieco zdziwiony moją ignorancją.

– A przynajmniej wiesz, co to znaczy?

– No pewnie! Sam kazałeś mi korzystać ze słownika wyrazów obcych!

– No tak… – Rzuciłem tęskne spojrzenie w stronę barku. – Miałeś jakiś powód?

– No… Chciałem się upewnić, czy to znaczy to, co myślałem.

– Chol… Nie o to pytam! Czy miałeś powód, żeby tak napisać?

– Zabiera gumę do żucia… – mruknął, patrząc pod moje stopy.

– Nie wydaje ci się, że to za mało?

– Zabiera gumę tylko dziewczynkom, robi z tego duże grudy i potem głaszcze, kiedy myśli, że nikt nie widzi. Przymyka przy tym oczy i…

– Dobra! Już rozumiem…

– Phil? – Pyma straciła swój Oskarżycielski Egzekutorski i Inkwizytorski Wygląd, wpatrywała się w syna z zaskoczeniem, niedowierzaniem i strachem. Tak, strachem. – Tego mi nie powiedziałeś! I dyrektorowi też!

– Zaczęlibyście… – Strzelił do mnie spojrzeniem, potem zerknął na nią z dołu. – Myślę, że byłabyś zakłopotana. A dyrektor zacząłby uważać, że w naszym domu muszą się dziać niezłe rzeczy, skoro dziecko ma pojęcie o dewia…

– Jasne! – Pyma przerwała mu wypowiedź. – Wiemy już teraz, że w pewnym sensie miałeś rację. Mówię to tylko do naszego użytku. Ale pozostaje kwestia twojej próby samowolnego wymierzenia sprawiedliwości…

– Poczekajcie oboje – wtrąciłem się. – Phil, mama przyznała, że miałeś trochę racji, i tu się z nią zgadzam. Zgadzam się również, że to jest satysfakcja do wewnętrznego rodzinnego użytku. Absolutnie nie do afiszowania się na zewnątrz, rozumiemy się? – Skinął głową. Przeniosłem spojrzenie na Pymę. – Natomiast nie widzę powodu, żeby w tym kontekście uważać dopisanie jednej litery za nadmierną satysfakcję…

– Literki?! Przecież nie o tym mówię. – Pyma roześmiała się sztucznie. – Phil… Idź już do siebie, dobrze? – Nie wytrzymała, chwyciła w garść gęstwinę włosów chłopca i przyciągnęła do siebie. Pocałowała go w czubek głowy i popchnęła lekko. Mrugnął do mnie i zniknął z ekranu. Pyma odczekała kilka sekund, popatrzyła na mnie. Gdzieś poza nią, niewidoczny, ale wyraźnie wyczuwalny czaił się uśmiech Phila. – Owen, wiesz, co on zrobił?

– Nawet nie próbuję zgadnąć… Poczekaj, zrobię sobie…

– Jeszcze nie! – zastopowała mnie. – Widzę po oczach, że lepiej, żebyś jeszcze dwie godziny poczekał…

– OK. Odczekam, ale cóż on takiego zrobił?

– Dorwał się do tej cholernej kulki z zarekwirowanej dziewczynkom gumy do żucia i wstrzyknął do środka klej z utwardzaczem. De Wint zaczął ją żuć w zaciszu swojego gabinetu. Mówić dalej?

Pokręciłem głową, utrzymałem powagę na twarzy. Powiedziałem:

– W tym małym człowieku skupiły się i znalazły nowe, czasem zaskakujące, najlepsze cechy jego rodziców, chociaż…

– Wart jeden drugiego! Dlaczego nie zapytasz, po kim ma tę skłonność do „zaskakujących” zastosowań kleju?

– Dobrze, po mnie. A wiesz dlaczego nie zapytam, skąd ściągnął propozycję zastosowań? – Dźgnąłem palcem ekran, starając się trafić czubek nosa Pymy. – „Ucz się czytać, synku, bo będzie ci głupio, że wszyscy czytają książki tatusia, a ty nie umiesz” – sparodiowałem znaną mi z przeszłości wypowiedź Pymy. – Gdyby nie czytał…

– Tęsknisz? – przerwała mi, sygnalizując, że dalsze moje wymądrzanie się zupełnie jej nie interesuje.

Zaprzeczyłem ruchem głowy.

– Gdzieżby tam! Tłumy fanek, wśród nich na pewno znajdzie się kilka z obfitymi biustami, które chętnie kładą na twoje spragnione poklasku ego, co?

– Nie przeczę.

– Spróbowałbyś! – Sięgnęła do kieszeni, przetarła swój monitor chusteczką i z zatroskaną miną powiedziała do siebie: – Trzeba będzie zmienić nasz ekran, kolory wysiadają. Wyglądasz na nim, jakbyś miał worki pod oczami. Zaraz zadzwonię do serwisu…

– Tęsknisz? – przerwałem.

Też zaprzeczyła.

– Kiedy wracasz? I czy w ogóle wracasz?

– Może… Może jutro. – Zgasiłem papierosa, który bez mojego udziału dobrnął do końca istnienia. – O piątej z minutami melduję się na lotnisku, o szóstej poproszę stawiać na stół wszystkie te proste domowe potrawy, które tak lubię: Johnny Walker, syfon…

– No to do zobaczenia. Pa!

– Pa… – powiedziałem do srebrzystego ekranu.

Zerknąłem na barek, wsłuchałem się w pracę własnej maszynerii. Daleko jej było do szwajcarskiej precyzji. I – co było jasne nawet dla mnie – smarowanie nie mogło pozytywnie wpłynąć na działanie…

Detektyw Owen Yeates

Подняться наверх