Читать книгу Strata - Eve Ainsworth - Страница 5
ОглавлениеDla Ethana, mojej gwiazdy futbolu.
Nie mogłabym być z ciebie bardziej dumna.
Zawsze będę cię kochać.
.
Wzięła go za rączkę, małą i brudną, i ścisnęła mocno. To był chłodny dzień i powietrze szczypało ich w twarze. Świeży zapach soli zapierał im dech i palił w gardłach.
Szli tą samą drogą, co zawsze, skręcili w prawo przy kiosku i okrążyli go powoli, ostrożnie. Dreptał niezdarnie i często się zatrzymywał, żeby pokazać jej coś, co przykuło jego uwagę. Mieniący się srebrem ślad pozostawiony przez ślimaka. Ładny kamyczek. Porzucone przez kogoś opakowanie po czipsach. Nic ważnego, a jednak dla niego były to malutkie kawałeczki cudowności. Miał pięć lat i świat wydawał mu się piękny.
Nie przeszkadzało jej, że szedł tak wolno. Rzadko się gdzieś spieszyła. Przemawiała łagodnie i z namysłem. Często go chwaliła, dotykała jego włosów, gładziła go po buzi i trzymała za rękę. Jej dłonie były delikatne, a paznokcie długie i pomalowane na czerwono. Zawsze na czerwono. Odcinały się jaskrawo na tle jego bladej skóry.
Zmierzali w stronę swojego ulubionego punktu obserwacyjnego. Zazwyczaj przekraczali drogę w miejscu, gdzie przechodziła ona w promenadę, i stawali przy barierkach. Stąd mieli najlepszy widok na morze i molo po lewej, które przypominało długi, wyciągnięty palec.
Rzuciła szybkie spojrzenie na brzeg i rozszalałe fale. Uniosła dłoń do ust. Zawsze się rozglądała. Powiedziała mu, że czeka na mewy. Większość ludzi ich nienawidziła, ale nie ona. Uwielbiała ich okrzyki. Mówiła, że są jak muzyka morza.
Dziś panował tu spokój, w pobliżu nie było nikogo. Zaczęła śpiewać pod nosem jakąś piosenkę zasłyszaną w radiu. Znajome słowa, które już zadomowiły się w jego mózgu. Ale czasami śpiewała inne, starsze piosenki. Takie, których nauczyła ją matka. Wyglądała wtedy na smutną. Wiedział, że jej mama umarła. Wiedział, że teraz miała tylko ich.
Wiatr od morza niósł jej głos.
„Przez uliczki Dublina szła raz piękna dziewczyna,
Pchając wózek z rybami, słodka Molly Malone.
Pierwszy raz ją ujrzałem w dali tam nad kanałem,
Gdy wesoło krzyczała: «Świeże ryby dziś mam!».
«Świeże ryby dziś mam, świeże ryby dziś mam!»
Wesoło krzyczała: «Świeże ryby dziś mam!»”[1].
Uniósł głowę, żeby na nią popatrzeć. Wydawała się teraz taka szczęśliwa i spokojna, słońce igrało w jej jasnych lokach, a oczy jej błyszczały, gdy uśmiechała się do niego.
Przeczesała dłonią jego niesforne włosy.
– Zawsze będziesz moim wyjątkowym chłopcem – powiedziała.
Pokiwał głową. Wiedział, że to prawda. Przywarł do jej boku i tak już zostali. Lekki wiatr muskał ich delikatnie.
To był idealny moment. Chciał, żeby tak było zawsze.