Читать книгу 13 pięter - Filip Springer - Страница 5

Оглавление

Pię­tro II

– Ja mia­łam swo­je drze­wo – mó­wi Lu­iza Po­de­dwor­ny z uli­cy Po­trzeb­nej w War­sza­wie. – Wie pan, ma­ło kto ma drze­wo. To by­ła wi­śnia. Ta­ta ją po­sa­dził, jak się uro­dzi­łam. Zna pan to po­wie­dze­nie: dom, dziec­ko, drze­wo. No, ni­by syn, a nie dziec­ko, ale się cór­ka uro­dzi­ła, to co by­ło ro­bić. Po­sa­dził i ono ro­sło ra­zem ze mną, tu na po­dwór­ku. I jak ten chuj wy­ry­wał mi to drze­wo, mo­ją wi­śnię… to ja wte­dy zro­zu­mia­łam, o co ja tu­taj wal­czę. Że to nie jest wal­ka o miesz­ka­nie ko­mu­nal­ne ani o wy­so­kość czyn­szu. Nie. Oni nas tu ku­pi­li. W pierw­szej umo­wie, ja­ką pod­pi­sa­li, by­ło, że ca­łą ka­mie­ni­cę ku­pi­li za czte­ry­sta sześć­dzie­siąt ty­się­cy zło­tych. Tę kwo­tę moż­na po­dzie­lić przez licz­bę miesz­kań­ców i wyj­dzie war­tość czło­wie­ka w zło­tów­kach. Ja wiem, że pie­nią­dze są bar­dzo waż­ne, nie uro­dzi­łam się wczo­raj, ale mam też ta­kie prze­ko­na­nie, że czło­wie­ka sprze­dać ani ku­pić nie moż­na. To jest mo­że nie­po­pu­lar­ne my­śle­nie, ale ja nie za­mie­rzam z nie­go re­zy­gno­wać przez kil­ku ban­dy­tów. Cza­sem mi te gno­je mó­wią, że wszę­dzie tak jest, że­bym się nie dzi­wi­ła. Ale czy to, że tak jest wszę­dzie, zna­czy, że tak jest do­brze?

Pew­ne­go dnia w bra­mie po­ja­wią się kart­ki143. Bę­dzie na nich na­pi­sa­ne, że zmie­nił się wła­ści­ciel bu­dyn­ku, że wkrót­ce przyj­dą pi­sma co da­lej. Al­bo że bę­dzie re­mont i na ja­kiś czas trze­ba się bę­dzie prze­pro­wa­dzić do lo­ka­li za­stęp­czych. Al­bo nu­mer kon­ta, na któ­re te­raz trze­ba wpła­cać czynsz. Al­bo dwa nu­me­ry. Nikt się pod ty­mi in­for­ma­cja­mi nie pod­pi­sze.

Treść ogło­szeń nie ma żad­ne­go zna­cze­nia. To po pro­stu po­czą­tek pro­ce­su. Kart­ki ma­ją tyl­ko za­siać nie­pew­ność. Pierw­sze po­ja­wią się ja­koś przed dłu­gim week­en­dem al­bo przed świę­ta­mi. To do­bra po­ra na sia­nie stra­chu. Lu­dzie za­czną o tym mó­wić – na scho­dach, na po­dwó­rzu, w ko­lej­ce po buł­ki.

Po­tem przyj­dzie peł­no­moc­nik wła­ści­cie­la. Za­dzwo­ni do drzwi, wej­dzie jak do sie­bie. Nie po­ka­że żad­nych kwi­tów, żad­ne­go upo­waż­nie­nia, nic z tych rze­czy. Po pro­stu wej­dzie i po­wie, kim jest. Nie dba o to, czy mu wie­rzą czy nie. Mo­że na­wet się nie przed­sta­wi. Bę­dzie z nim jesz­cze kil­ka osób, też wej­dą. Zaj­rzą do kuch­ni, do sy­pial­ni, otwo­rzą sza­fy i zo­ba­czą, co w nich le­ży. Nic nie wy­tłu­ma­czą. Roz­ma­wiać bę­dą ra­czej mię­dzy so­bą. Że tu się wy­mie­ni pod­ło­gę, tam okna, tę ścia­nę się pew­nie wy­bu­rzy. Po­tem wyj­dą. Na od­chod­nym rzu­cą, że bę­dzie pod­wyż­ka czyn­szu.

Za­cznie się od dro­bia­zgów. Za­żą­da­ją opróż­nie­nia stry­chu i piw­ni­cy. Al­bo sa­mi wy­nio­są pral­kę, któ­ra tam stoi. Mo­że się znaj­dzie, a mo­że nie. Nie ich pro­blem. Po­tem przyj­dzie pi­smo o tej pod­wyż­ce. Sto pro­cent, dwie­ście, za­le­ży. Bo „ka­mie­ni­ca wy­ma­ga re­mon­tu”, choć wca­le nie wy­ma­ga. Każ­dy lo­ka­tor do­sta­nie tro­chę in­ny czynsz. Niech się bo­ją tak­że sie­bie na­wza­jem. Tam­tym pod­nie­śli mniej. Czy po­szli na układ? Do­ga­da­li się i te­raz współ­pra­cu­ją? A co, je­śli tak by­ło od po­cząt­ku? Mo­że też trze­ba się do­ga­dać, za­dzwo­nić do te­go go­ścia, po­roz­ma­wiać jak czło­wiek z czło­wie­kiem. Przyj­dzie, coś się usta­li. Po­tem przy­śle ese­me­sa, że nie, a po­tem, że mo­że jed­nak tak. A po­tem znów, że nie i że trze­ba się bę­dzie wy­pro­wa­dzić, bo czyn­sze wzro­sną jesz­cze bar­dziej. W tej grze też cho­dzi tyl­ko o sia­nie nie­pew­no­ści.

Po­tem za­czną się re­mon­ty. To bę­dzie ja­koś w li­sto­pa­dzie al­bo na po­cząt­ku grud­nia. Wy­mon­tu­ją bra­mę, drzwi na po­dwó­rze i wszyst­kie okna na klat­ce scho­do­wej. W pu­stych miesz­ka­niach też. Za­krę­cą tam ka­lo­ry­fe­ry, że­by by­ło jesz­cze zim­niej. Mo­że pęk­ną i coś za­le­ją. Wte­dy trze­ba bę­dzie wy­łą­czyć ogrze­wa­nie.

Na po­dwó­rzu ze­rwą bruk, od uli­cy usta­wią rusz­to­wa­nia i po­wie­szą na nich ja­kieś szma­ty, że­by w miesz­ka­niach zro­bi­ło się ciem­no. Ze­rwą ba­rier­ki z bal­ko­nów. Wy­ko­pią wzdłuż mu­rów głę­bo­kie do­ły i ni­czym ich nie za­bez­pie­czą. Do bra­my bę­dzie się wcho­dzi­ło po ugi­na­ją­cej się de­sce. Jak ktoś ma ma­łe dziec­ko al­bo jeź­dzi na wóz­ku, to ma pro­blem.

13 pięter

Подняться наверх