Читать книгу Echa dawnej Warszawy. Kryminalne opowieści - Gabriela Jatkowska - Страница 9
Оглавление1. Seryjny znad Wisły
35-letni Szczepan Paśnik nie jest bynajmniej typem zbrodniarza pospolitego, a jego maltretowana ponoć przezeń żona 40-letnia Józefa Paśnikowa z domu Talarek – przedstawia typ kobiety na wskroś zwyrodniały.
Tak zaczął się elektryzujący przez kilka kolejnych dni proces jednego z najgłośniejszych morderców w Rzeczypospolitej, który natychmiast otrzymał przydomek „Landru znad Wisły”. Pierwowzorem jego był bowiem jeden z bardziej znanych – ówcześnie szalenie znanych – seryjnych morderców, Henri Landru, działający we Francji, stracony dokładnie w tym samym roku, co rozgrywała się akcja niniejszej historii. Francuz zamordował co najmniej jedenaście kobiet, które zwabił do swojego mieszkania celem poznania się. Mężczyzna dawał ogłoszenia matrymonialne, kierowane do wdów, które potraciły mężów na skutek działań wojennych. Sprowadzone do domu kobiety okradał i mordował, a ich ciała palił w piecu. Policja długo nie mogła wpaść na jego trop.
Sprawa Paśników swą fabułą przypomina jednak bardziej historię znaną nam dzisiaj na przykład z Urodzonych morderców.
Jak Bonny i Clyde
Sądzenie sprawy Paśników odbywa się wśród niezwykłego nastroju: Sala I-wsza 8 wydziału karnego wypełniona publicznością – przystępował do relacji reporter „Kurjera Porannego”. W sprawie orzekało trzech sędziów, tj. przewodniczący, będący jednocześnie wiceprezesem sądu, Gumiński, w asyście Laskowskiego i Kozakowskiego. Oskarżał prokurator Rettinger. A choć przemówienie prokuratora unikało możliwie scen drastycznych, nagromadzonych obficie w tym procesie niemniej z tytułu i urzędu musiało ono z lekka je musnąć.
Fabuła zbrodni przedstawiała się następująco. Paśnikowa, jako kochająca żona, wyszukiwała swojemu mężowi odpowiednie kandydatki. Kandydatki do… dokonania na nich mordu. 20 lutego 1922 roku udała się w tym celu na teren Dworca Głównego, gdzie przyjezdni poszukiwali pracy, a potencjalni pracodawcy – czy raczej ich wysłannicy – szukali pracowników. Tam poznała dwie kobiety. Obie rozglądały się za pracą w charakterze służących. Paśnikowej od razu zapaliło się światełko. Przeczuwając, że właśnie znalazła potencjalne ofiary, obiecała im pomoc. Następnego dnia zapoznała je ze swym mężem, który, udając rolę zamożnego gospodarza, pierwszą z pań – Morozównę – przyjął do pracy natychmiast, oferując jej świetne warunki. Następnie wraz z kobietami Paśnikowie udali się na alkoholową libację do swojej dobrej znajomej, niejakiej Zarzyckiej, u której ostatecznie „targu” dobito.
24 lutego syn wartownika kolejowego w Błoniu spostrzegł trupa kobiecego niedaleko toru – opisuje w dalszej części artykułu „Kurier Poranny”. Zawiadomiono urząd śledczy, który energicznie przystąpił do rozwikływania zagadki śmierci młodej kobiety. Prasa nie podaje niestety szczegółów śledztwa i nie mówi, które ślady tak szybko doprowadziły funkcjonariuszy na trop Paśników. Dość, że zbrodnicza para niemal natychmiast trafiła pod klucz.
Paśnik przyznaje się do morderstwa. Zeznał, że wraz z Morozówną wyjechał tamtego wieczora z Warszawy w kierunku Płochocina. Następnie pieszo skierowali się do Błonia. Grożąc dziewczynie pobiciem, zmusił ją do odbycia stosunku. W trakcie gwałtu zawiązał jej na szyi pasek, co w konsekwencji spowodowało śmierć. Zwłoki kobiety porzucił, wcześniej jednak dokonał rabunku. Chustkę Morozówny przekazał żonie – jako nagrodę za pomoc w wytypowaniu ofiar. Resztę trofeów – sprzedał.
W trakcie składania wyjaśnień dotyczących tego konkretnego morderstwa ujawnił, że jest sprawcą jeszcze kilku mordów! Jakże to typowe dla seryjnych zabójców, którzy w momencie złapania czują potrzebę pochwalenia się i podzielenia szczegółami odrażających historii. I otóż – w okolicach Pruszkowa w połowie stycznia zamordować miał Józefę Gądekową. Motyw? Zemsta za… namawianie go do zbrodni!
Dwa tygodnie później zarżnął matkę i siostrę pierwszej ofiary (kolejno: Mariannę Wiśniewską i Rozalię Garlińską). Dobrze mu idą te morderstwa, zabija więc w dalszej kolejności pewną kobietę o nieustalonych personaliach. Do zbrodniczej gry dołącza żona, przy pomocy której zabija w okolicy Wawra dziewczę o imieniu Stasia. Dziesięć dni później małżonka pomaga mu w morderstwie następnej ofiary, niejakiej Marianny Justyniak. Ostatnią ofiarą była właśnie Marianna Morozówna, w kontekście której w aktach pojawił się termin „defloracja”. A więc gwałt lub dotykanie części intymnych.
Paśnikowa, żona mordercy, nie przyznała się do winy, która polegać miała – jak zapisano w akcie oskarżenia – na dostarczaniu mężowi ofiar. Pod pozorem pomocy w poszukiwaniach pracy, namawiała je do wyjazdu ze stolicy.
Krew zostawia ślady
Z przemówienia prokuratora Rettingera publiczność, składająca się w głównej mierze z przedstawicielek płci pięknej, dowiedziała się, że Paśnik wyspecjalizował się w zabójstwach kobiet. Dokonywanych głównie w celu zysku (żona sprzedawała zdarte z trupów kobiecych suknie, szale, biżuterię itd. na Kercelaku), ale też z lubieżności. Zbrodnicze popędy wykazywał Paśnik, ale wcale nie mniejsze – jego połowica. Warunkiem nieodzownym, od którego zależały zbrodnie spełniane przez Paśnika – była konieczna interwencja jego żony. Paśnik przy pomocy żony, bez skrupułów wykonywał swe niecne czyny, żadne widma i mary nie prześladowały go – ustalił sprawozdawca sądowy.
W trakcie rozpraw Paśnik siedział z miną niewzruszoną. Czasem pozwalał sobie na drwiące uśmieszki, które słał jako przykład pewności siebie swej małżonce. Co prawda próbował wykręcić się od winy – przyznanie miało być jakoby wymuszone na nim przez funkcjonariuszy policji (widać linia obrony nie zmienia się od dziesiątków lat!) – nikt tym tłumaczeniom jednakże nie dawał wiary. Paśnikowie nie mogli liczyć na rozpatrywanie żadnych okoliczności łagodzących – tych po prostu nie było. Była za to przemyślana i zaplanowana zbrodnia, dokonana przez dwoje ludzi, których połączyły ze sobą ohydne skłonności i makabryczne zainteresowania. Ostatecznie Paśnika pogrążyły jego własne słowa, przytoczone przez oficera śledczego Sikorskiego (który kierował dochodzeniem policyjnym), że zabijać nożem lub innem narzędziem nie warto, bo krew zostawia ślady na ubraniu, a wtedy trudno je spieniężyć. W związku z czym sprawca dusił kobiety, za każdym razem używając swojego paska od spodni. Sikorskiemu Paśnik miał także wyznać, że nie miał nic innego na widoku, jak tylko znęcanie się nad kobietami i to był jego jedyny cel.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.