Читать книгу Chata wuja Toma - Гарриет Бичер-Стоу - Страница 4
ROZDZIAŁ I
ОглавлениеPewnego wieczora w domu państwa Szelby, posiadających wielu niewolników, smutek zapanował i troska.
Zacni ci ludzie, obchodzący się ze swą służbą, jak z własną rodziną, znaleźli się w położeniu tak rozpaczliwem, iż zmuszeni byli sprzedać jednego z niewolników, aby dług zaspokoić.
Właśnie handlarz tymi nieszczęśliwymi, Halcy, przybył dobić targu i trudno mu było zgodzić się na podawane przez pana domu warunki.
Handlarz ów na wszelkie wywody pana Szelby, odpowiadał wytrwale:
— To niemożliwe! Nie mogę zgodzić się na podobne warunki...
— Halcy, — rzekł wreszcie pan domu, — Tom, którego chcę sprzedać, jest niezwykłym sługą: silny, zdrowy, szlachetny i nad wyraz uczciwy. Zawierzyć mu można duże sumy pieniędzy, a nigdy nie złapałem go na oszustwie.
Zadumał się Halcy, wreszcie zaproponował, aby mu dano na dokładkę dziewczynkę lub chłopca, a zgodzi się na żądaną cenę.
Gdy to mówił, drzwi się otworzyły i na środek pokoju wbiegł pięcioletni, niepospolitej piękności chłopczyk.
Pan Szelby rzucił grono winne do góry a ten złapał w powietrzu i podszedł do swego pana, który go pogłaskał po główce i kazał tańczyć.
Dziecko tańczyło i śpiewało naprzemian.
— Brawo! — zawołał handlarz — daj mi pan w dodatku do Toma tego chłopca, a zapłacę ile chciałeś.
Tejże chwili weszła do pokoju młoda i piękna niewolnica, matka dziecka.
Postać jej była bardzo wdzięczna, ręce małe i delikatne, z trwogą zbliżała się do chłopca.
— Przepraszam pana, że weszłam, — rzekła zaniepokojona, ale szukam Henrysia.
— Zabierz go, moje dziecko, — odrzekł pan Szelby — podczas, gdy Eliza porwała syna w objęcia i czemprędzej odeszła.
— Oddaj mi pan chłopca, a umieszczę go u bogaczów, będzie mu dobrze.
Pan Szelby zadumał się, poczem obiecał mu dać odpowiedź wieczorem.
Wyszedł handlarz, a Eliza miotana straszliwem przeczuciem, poszła do pani Szelby, ale usłużyć jej dziś nie potrafiła.
— Co ci się stało? co ci jest, droga Elizo, — odezwała się wkońcu pani domu — powiedz mi, jako swej opiekunce.
— Ach! pani! — jęczała biedna kobieta, — był Halcy i pewnie sprzeda mu pan mego Henrysia.
— Ależ nie bój się Elizo, — uspokajała łkającą pani Szelby, — wiesz, jak kochamy naszą służbę i nie lubimy się z nikim rozstawać...
Wieczorem jednak podsłuchała Eliza rozmowę swych państwa, którzy, płacząc boleśnie musieli się zgodzić na tę ostateczność i sprzedać Toma i chłopca, obiecując sobie za rok, gdy interesa się poprawią wykupić obu dla siebie.
Eliza, nieszczęsna matka, wbiegłszy do swego pokoju, ubrała dziecko i porwawszy je w objęcia, uciekła.
Przeszedłszy z wiorstę drogi zapukała do drzwi chaty Toma, która otoczona była ślicznym kwiatowym i warzywnym ogródkiem, gdzie również rosły i osypane kwieciem drzewa owocowe i maliny.
Chata Toma znana była z czystości, ładnego urządzenia i wielkiej gościnności gospodarzy.
Gdy weszła Eliza, Kloc, żona Toma, przywitała ją serdecznie, ale i ze zdziwieniem, iż przychodzi tak późno.
— Co się stało? — spytał Tom, bladej jak papier, Elizy.
— Chcą mi zabrać mego Henryczka, już go sprzedali, — wyjęczała kobieta. — I Tom już sprzedany! — dorzuciła z boleścią.
Po słowach tych zapanowała taka cisza złowroga, jakby gdzieś w kącie izdebki czaiła się śmierć. Słychać było tylko ciężki oddech trzech zrozpaczonych serc.
Tom usiadł z głową ujętą w obie dłonie i szlochał.
Kloc zrozpaczona zaczęła go namawiać, aby uciekał z Elizą i dzieckiem, ale odmówił.
Nie chce, aby pan był zrujnowany, poświęci się więc dla niego, a gdy go wykupią wróci do domu.
Wskazano Elizie drogę ku rzece Ohio, która była trudna do przejścia z powodu kry płynącej, ale stanowiła jedyną ucieczkę.
Dobiegłszy do przewoźnika, nie zastała go, a tymczasem chwila każda zbliżała do wroga. Co pocznie biedna matka?
Dziecko zawisło na ramieniu Elizy i bezsilne, prawie omdlałe ze strachu tuliło swą rozpaloną twarzyczkę do matki.
Siadła ze swym skarbem przy oknie w izbie przewoźnika, gdy naraz gwizd straszliwy rozdarł powietrze, a to, co ujrzała było tak okropne i niespodziane, że z jękiem złapała się za serce.