Читать книгу Byłam tu - Gayle Forman - Страница 49
Od autorki
ОглавлениеWiele lat temu napisałam artykuł o samobójstwach. Zawierał wywiady z rodzinami młodych kobiet, które targnęły się na własne życie. Tak „poznałam” Suzy Gonzales. Nie poznałam jej naprawdę, ponieważ od kilku lat nie żyła. Słuchając relacji jej bliskich, często zapominałam, że zbieram materiały do tekstu o samobójstwie. Portret, który mi nakreślili, ukazywał bystrą, twórczą, charyzmatyczną, nieulegającą normom społecznym dziewiętnastolatkę. Dziewczynę, z którą mogłabym przeprowadzić wywiad przy okazji premiery jej pierwszej powieści, debiutanckiego albumu albo interesującego niszowego filmu. Suzy nie wydała mi się kimś, kto byłby zdolny popełnić samobójstwo. Nie tylko mnie.
Rzecz w tym, że Suzy cierpiała na depresję, podobnie zresztą jak wszystkie bohaterki mojego artykułu. Kiedy zaczęła mieć myśli samobójcze, szukała pomocy w uniwersyteckiej przychodni lekarskiej. Ostatecznie jednak zaufała tak zwanej grupie wsparcia dla samobójców. Grupa ta nie tylko wsparła jej autodestrukcyjne impulsy, ale i udzieliła szczegółowych instrukcji.
Nigdy tak naprawdę nie przestałam myśleć o Suzy. O tym wywiadzie, który mogłabym z nią kiedyś przeprowadzić à propos właśnie wydanej książki, debiutu zespołu, w którym by grała, albo filmu, który by nakręciła. Gdyby tylko odpowiednio leczono jej przypadłość. Przypadłość, która sprawiała jej taki ból, że jedyną ucieczką od niego wydało się samobójstwo.
Ponad dziesięć lat później Suzy stała się inspiracją dla powstania fikcyjnej postaci imieniem Meg. A wraz z Meg pojawiła się Cody, bohaterka Byłam tu. Cody jest młodą kobietą, zdruzgotaną z powodu śmierci najlepszej przyjaciółki. Cierpi i miota się pomiędzy smutkiem, złością, żalem a mnóstwem pytań, na które nigdy nie otrzyma odpowiedzi.
Cody i Meg nigdy nie istniały. Co nie powstrzymuje mnie od zastanawiania się. Gdyby Meg miała świadomość, jak jej samobójstwo wpłynie na najbliższą jej osobę, na jej rodzinę – czy mimo to odebrałaby sobie życie? Czy pogrążona w depresji byłaby w stanie przewidzieć, jaki efekt wywoła swoim czynem?
Amerykańska Fundacja Zapobiegania Samobójstwom (AFSP) stwierdza, że przeważająca większość osób, które odebrały sobie życie – ponad dziewięćdziesiąt procent – cierpiała w tym czasie na zaburzenia psychiczne. Najpowszechniejszą wśród samobójców chorobą tego typu jest depresja. Choroba dwubiegunowa afektywna i nadużywanie substancji zmieniających świadomość są kolejne na liście najczęstszych przyczyn. Choroby te często pozostają niezdiagnozowane (i nieleczone) – aż do momentu, gdy jest już za późno.
Zwróćcie uwagę, że mówię tu o chorobach. Tak samo jak angina jest chorobą. Wielu ludzi ma problem z zaliczeniem zaburzeń psychicznych do prawdziwych chorób, „bo przecież to wszystko jest tylko w twojej głowie”.
Niestety, to nieprawda. Badacze wykazali ścisły związek między samobójstwem a chemicznymi zmianami w mózgu. Mowa tu o działaniu neurotransmiterów, takich jak serotonina. Jej fizjologiczny niedobór powoduje, że czujemy się nieszczęśliwi – na ciele i na duszy. Ta przypadłość może się okazać zabójcza, jeśli nie zacznie się jej leczyć. Podobnie jak angina.
Na szczęście istnieją skuteczne terapie, oparte na połączeniu stabilizujących nastrój leków i terapii. Odmowa podjęcia leczenia depresji niczym się nie różni od odmowy podjęcia leczenia anginy. Wyobraźcie sobie, że ktoś chory na nią nie chce przyjmować antybiotyków ani leżeć w łóżku. To właśnie zrobiły Meg i Suzy. Dostały diagnozę anginy i szukały porad w sieci. A tam przeczytały, że powinny codziennie wypalać paczkę mocnych papierosów i uprawiać jogging w deszczu.
Czy któreś z was posłuchałoby takiej rady?
Nie każdy, kto cierpi na depresję, miewa myśli samobójcze. Większość jest od nich wolna. Nie każdy, komu przeleci przez głowę myśl o śmierci, jest chory. Jak to ujął Richard: „Wszyscy tak czasem mamy”. Myślę, że miał rację. Wierzę, że każdy miewa dni albo tygodnie tak ciężkie, że zaczyna fantazjować o zakończeniu tego wszystkiego. Ale jest różnica między fantazjowaniem a pozwoleniem, by myśli o samobójstwie przeistoczyły się w szczegółowe plany, a plany – w konkretne działania.
Miewałam takie chwile – podobnie zresztą jak Cody i Richard. Nigdy nie rozważałam samobójstwa na poważnie. Co nie znaczy, że samobójstwo nie wywarło żadnego wpływu na moje życie. Lata temu próbował je popełnić ktoś bardzo mi bliski. Otrzymał odpowiednią pomoc – i długie, szczęśliwe życie. Jeśli samobójstwo jest jak obrotowe drzwi, prowadzące do licznych „co by było, gdyby?” – to w przypadku Suzy i Meg ich życia tkwią gdzieś tam w krainie możliwości, nieprzeżyte. A w tym innym przypadku widzę drugą stronę monety: los uratowany, który mógłby nigdy się nie zdarzyć.
Życie bywa ciężkie i piękne, i skomplikowane także. Ale oby było jak najdłuższe. Z perspektywy długiego życia widać, że niczego nie można przewidzieć. Że okresy ciemności przychodzą i odchodzą – czasem wspierane dużym wysiłkiem – ostatecznie pozwalając słońcu świecić dalej.
Jeśli jesteś w ciemnościach, może ci się wydawać, że tak już będzie zawsze. Że będziesz się w niej błąkać samotnie. To nieprawda. Tam na zewnątrz są ludzie, gotowi pomóc ci odnaleźć wyjście. Oto, jak do nich dotrzeć.
Jeśli cierpisz i potrzebujesz pomocy, powiedz o tym komuś. Rodzicom, starszemu rodzeństwu, ciotce, wujkowi – znajdź jakiegokolwiek dorosłego godnego zaufania. Może to być duchowny, psycholog szkolny, lekarz, pielęgniarka, przyjaciel rodziny. To dopiero pierwszy krok – nie jedyny. Nie wystarczy się komuś zwierzyć. Kiedy już to zrobisz, on albo ona pomoże ci znaleźć profesjonalne wsparcie, którego potrzebujesz.
Jeśli nie znasz żadnego godnego zaufania dorosłego albo nie wiesz, co zrobić w związku z problemem bliskiej ci osoby – zadzwoń na młodzieżowy telefon zaufania.
Aby dowiedzieć się więcej o Suzy Gonzales, wejdź na stronę: www.suzyslaw.com