Читать книгу Zaginiona córka - Gill Paul - Страница 5
ОглавлениеProlog
Jekaterynburg, 16 lipca 1918
Jurowski obejrzał broń rozłożoną na stole: sześć pistoletów i osiem rewolwerów. Dziwnie wyglądały w gabinecie dżentelmena z drogą purpurową tapetą w złoty wzór liści palmowych, z olbrzymim srebrnym żyrandolem, witrażowymi lampami w stylu art nouveau i drewnianym gramofonem. Dwa pomieszczenia dalej rodzina Romanowów jadła kolację w obecności czworga służących. Omlet – tego dnia mieli jajek pod dostatkiem.
Drzwi gabinetu się otworzyły i do środka weszli przygarbieni mężczyźni, spoglądając najpierw na broń, a potem na Jurowskiego. Stanęli w półokręgu. Jermakow stał bezpośrednio pod łbem jelenia wiszącym na ścianie. Jego ciemne włosy były rozczochrane, twarz lśniła od potu. Jurowski był za daleko, by poczuć alkohol w jego oddechu, lecz wiedział, że Jermakow pił, mimo że minęła dopiero dwudziesta i na zewnątrz wciąż było jasno.
– Dziś wieczorem – zaczął – Prezydium Rady Uralskiej powierzono wielką misję: uwolnić nasz kraj od wrogów bolszewizmu. – Poczuł ucisk w żołądku. Z Moskwy nie przyszedł jeszcze telegram z potwierdzeniem, lecz i tak było jasne, czego od niego wymagają. Nadeszła jego chwila, czekało na niego miejsce w podręcznikach historii. – Potrzebuję jedenastu ludzi – ciągnął rzeczowym tonem – jednego na każde z nich, żeby śmierć nastąpiła jednocześnie. Każdemu zostanie przydzielony cel i osobiście wydam rozkaz oddania strzału. Macie strzelać tak, żeby zabić i oszczędzić im niepotrzebnych cierpień związanych z patrzeniem na śmierć pozostałych.
Mówiąc, wodził wzrokiem po twarzach, wypatrując oznak wahania, strachu albo zdenerwowania. Potrzebował pewnych ludzi, którzy podporządkują się bez zadawania pytań. Tę grupę tworzyli bojówkarze z Wierch-Isetskich Zakładów Metalurgicznych, prawdopodobnie o inteligencji poniżej przeciętnej. To dobrze, nie chciał słyszeć żadnych pytań o powody i cele, potrzebował tylko milczącego posłuszeństwa. Większość z nich nie poznała jeszcze rodziny, więc nie mieli okazji się do niej przywiązać. Byli jednak młodzi, najmłodszy miał zaledwie siedemnaście lat. Czy zachowają spokój, gdy zacznie się strzelanina?
Jermakow był chętny do pracy.
– Wezmę mauzera – powiedział, sięgając po jeden z największych pistoletów na stole.
Adolf Lepa, dowódca tej nowej grupy strażników, zaskoczył Jurowskiego.
– Chyba nie zdołam zastrzelić dziewcząt – wymamrotał, spoglądając na swoje stopy.
Jurowski rzucił mu wściekłe spojrzenie. Po południu Lepa był na spotkaniu w hotelu Amerika, gdzie podjęto decyzję. Wiedział, że nie mogą pozwolić, by Romanowów oswobodzili kontrrewolucjoniści mogący potem przywrócić ich panowanie dzięki wsparciu obcych rządów.
– Ja też – odezwał się Węgier Verhas.
Jurowski otworzył usta, żeby ich zbesztać i ponownie podkreślić konieczność przeprowadzenia egzekucji, lecz uświadomił sobie, że to nie ma sensu. Myślał, że na Lepie można polegać, ale nigdy nie wiadomo, jak zareagują ludzie w chwili próby.
– Wracajcie obaj do domu Popowa – rozkazał. – I ani słowa o tym, co tu się dzieje. Reszta strażników dowie się dopiero w ostatniej chwili.
Zanim przemówił do pozostałych, zaczekał, aż ci dwaj wyjdą.
– Teraz możecie wybrać broń, z której będziecie strzelali.
Podeszli do stołu, mierząc wzrokiem drugiego mauzera, colty, naganty, smitha & wessona i browninga. Podnosili je, by ocenić, ile ważą i jak leżą w dłoni. Jednemu z mężczyzn tak mocno trzęsła się ręka, że omal nie upuścił broni na podłogę. Inny z daleka śmierdział bimbrem – jego oddech tak nim cuchnął, że Jurowski aż się skrzywił.
– Wy dwaj. – Skinął na nich, po czym wskazał drzwi. – Możecie odejść.
Zostało dziesięciu, łącznie z nim samym. Ktoś musiał zatem zastrzelić dwoje ludzi. Spojrzał na Jermakowa trzymającego mauzera. Mężczyzna miał wzrok roziskrzony rewolucyjną gorączką.
– Zabiję dwóch – zaoferował się ten dzikus, uprzedzając dowódcę.
Jermakow już kiedyś zabił. Spędził sześć lat w kolonii karnej za pozbawienie głowy stróża w fabryce, do której się włamał. Po rewolucji go wypuszczono. Teraz był oficerem Czeka i cieszył się w regionie dużym poważaniem. Jurowski wiedział, że wykona zadanie.
– W takim razie wszystko gotowe. – Po raz ostatni spojrzał na mężczyzn. – Nie wolno nam popełnić żadnego błędu. Przywódcy obdarzyli mnie wielkim zaufaniem, a ja obdarzyłem nim was. Weźcie broń i czekajcie na rozkazy.
Gdy wychodzili z pokoju, jeden z nich potknął się o dywan i jego pistolet z hukiem upadł na podłogę. Jurowski westchnął. Zapowiadała się długa noc.