Читать книгу Monster High. Przyjaciółki na zabój - Gitty Daneshvari - Страница 8

Оглавление

Wgłębi bujnych lasów stanu Oregon kryło się niewielkie i pozornie przeciętne miasteczko. Znajdowały się w nim sklepy, restauracje, niewielkie domki jednorodzinne i oczywiście szkoły – podobnie jak w większości miast w Ameryce. Mieścina zdawała się tak zwyczajna, że z trudem zapadała w pamięć. Niezliczeni przejezdni mijali ją obojętnie i nie przeszłoby im przez myśl, że Salem może kryć w sobie coś wyjątkowego. Oczywiście, gdyby ktokolwiek z nich uważnie rozejrzał się dookoła, szybko zorientowałby się, że miasteczko zasiedlają zdecydowanie niezwyczajni mieszkańcy: potwory!

Mogłoby się zatem wydawać, że to wyjątkowo ciekawe miejsce. Nic bardziej mylnego. W Salem już dawno nie wybuchł żaden skandal, a największe kontrowersje wzbudzał wybór cmentarzyska, na którym odbędzie się Doroczny Bal Upiorów, czyli impreza organizowana dla upamiętnienia ukochanych zmarłych potworów. Salem było tak spokojne i przewidywalne, że najbardziej ekscytującym wydarzeniem na horyzoncie był dla jego mieszkańców nadchodzący początek roku szkolnego w straszyceum Monster High.

Był rześki poniedziałkowy poranek, kiedy wysłużone, misternie kute żelazne bramy szkoły rozwarły się z przeciągłym jękiem, by wpuścić do środka napływający strumień młodych potworów. Wśród nich znalazła się drobna kamienna postać odziana w wyszukaną różową sukienkę z lnu, w talii przewiązaną szalem z Przerażancji niczym pasem. Młoda przedstawicielka rodzaju gargulców poruszała się w tłumie uczniów z wyjątkową ostrożnością, bacząc na swoją walizkę firmy Louis Creton i oswojonego gryfa o imieniu Roux, ale przede wszystkim uważając na to, o co ocierają się jej dłonie. Jak wszystkie gargulce była stworzona z kamienia, co sprawiało, że ważyła zdecydowanie więcej, niż na to wyglądała, i… miała wyjątkowo ostre szpony. A podarta sukienka była ostatnią rzeczą, o której marzyła w pierwszy dzień szkoły.

– Pardonnez-moi1, madame! – zawołała Rochelle Goyle z uroczym przerażjańskim akcentem, gdy weszła na schody wiodące do budynku. – Nie chcę się wtrącać w nie swoje sprawy, ale wydaje mi się, że znalazłam coś, co należy do pani – powiedziała nieśmiało, po czym schyliła się, by podnieść leżącą na ziemi głowę o kruczoczarnych włosach i karminowych ustach. Ostrożnie podała ją okazałej, bezgłowej postaci stojącej obok drzwi wejściowych.

– Dziecko drogie, bardzo ci dziękuję! A tak starałam się nie stracić głowy w tym całym zamieszaniu… dosłownie i w przenośni. Widzisz, niedawno przeżyłam uderzenie pioruna i jeszcze nie całkiem doszłam do siebie po tym wstrząsającym wydarzeniu. Ale nie martw się, to nie potrwa wiecznie – wyjaśniła dyrektor Krewnicka, mocując głowę z powrotem na karku. – Czy my się w ogóle znamy, kochana? W moim obecnym stanie miewam problemy z zapamiętywaniem twarzy i imion czy też – szczerze mówiąc – czegokolwiek.

– Nie, proszę pani, nie może mnie pani kojarzyć. Nazywam się Rochelle Goyle i pochodzę z Upioryża. To mój pierwszy dzień tutaj. Przydzielono mi miejsce w nowym dormitorium.

– Okropnie cieszy mnie fakt, że reputacja naszego straszyceum przyciąga do Salem tak wielu międzynarodowych uczniów. A więc pochodzisz z Upioryża? Jak się u nas znalazłaś? Mam nadzieję, że nie przyjechałaś wierzchem na grzbiecie tego uroczego gryfa? – spytała dyrektor Krewnicka, wskazując na pełnego werwy czworonożnego ulubieńca Rochelle.

– Paragraf 11, punkt 5 Kodeksu Etycznego Gargulców wyraźnie zabrania siadania nawet na solidnie wyglądających meblach, o zwierzętach domowych nie wspominając! Przyleciałam Wilkołaczymi Liniami Lotniczymi „Pełnia”. To przewoźnik godny zaufania. Ich samoloty są wyposażone w siedziska ze wzmacnianej stali, przystosowane do potrzeb kamiennych podróżnych – wyjaśniła dziewczyna, wskazując na swoje szczupłe, acz zaskakująco ciężkie ciało. – Czy mogłaby mi pani wskazać drogę do mojego dormitorium?

Jednak nim dyrektor Krewnicka zdążyła odpowiedzieć, Rochelle powaliło na ziemię uderzenie ściany wody. Dziewczyna podniosła wzrok i ujrzała niewysoką, pulchną kobietę o siwych włosach, która sunęła przez tłum uczniów niczym fala tsunami, przewracając wszystkich i wszystko, co tylko znalazło się w zasięgu dwóch metrów od jej osoby. Ta zabójczo mokra i przenikliwie zimna postać w jednej chwili spowiła Rochelle i jej gryfa gęstą, wilgotną mgłą.

– Panna Sue Nami? – zawołała dyrektor Krewnicka, akurat w momencie, gdy wodna kobieta z impetem odrzuciła na ścianę niczego niespodziewającego się wampira.

Na dźwięk wysokiego głosu przełożonej panna Sue Nami zawróciła i ruszyła w jej kierunku, z każdym krokiem zostawiając za sobą niewielką kałużę. Gdy znalazła się bliżej, Rochelle omiotła spojrzeniem jej poprzecinaną zmarszczkami twarz, przenikliwe niebieskie oczy i bezkształtną sylwetkę. Kobieta stanęła na szeroko rozstawionych nogach i oparła ręce na potężnych biodrach; w tej pozycji przypominała zapaśnika wagi ciężkiej.

– Słucham, proszę pani! – huknęła Sue Nami tubalnym głosem.

– Ta młoda dama to gość z zagranicy. Czy byłaby pani tak dobra i wskazała jej drogę do dormitorium? – poprosiła dyrektor Krewnicka, po czym zwróciła się do Rochelle: – Jesteś w naprawdę dobrych rękach. Panna Sue Nami niedawno objęła stanowisko mojej zastępczyni do spraw kataklizmów i dyscypliny.

W obawie, że uczniowie będą nadmiernie wykorzystywać jej chwilowe oszołomienie i problemy z pamięcią wynikające z bliskiego spotkania z błyskawicą, dyrektor Krewnicka uczyniła pannę Sue Nami osobą odpowiedzialną za sprawy dyscyplinarne.

– Niedorosła istoto, łap za torbę, bierz pod pachę swoją maskotkę i ruszaj za mną – burknęła wodna postać.

– Roux to nie zabawka, to oswojony gryf. Mówię o tym tylko dlatego, by wyprowadzić panią – czy też kogokolwiek innego, kto mógłby tak pomyśleć – z błędnego przekonania. Dla nas, gargulców, prawda jest bardzo ważna.

– Lekcja pierwsza: mówisz, kiedy ruszasz ustami. Lekcja druga: idziesz, kiedy ruszasz nogami. Jeżeli nie jesteś w stanie wykonywać obu tych czynności jednocześnie, bardzo proszę – skup się na tej ostatniej – warknęła panna Sue Nami, po czym zawróciła gwałtownie i przekroczyła próg imponujących drzwi wejściowych do szkoły.

Znalazłszy się w środku budynku Monster High, Rochelle poczuła, że ogarnia ją silna tęsknota za domem. Wszystko dookoła sprawiało tak obce wrażenie… Jej poprzednia szkoła, École de Gargouille, mieściła się w starym zamku, który niegdyś stanowił siedzibę burmistrza Upioryża. Ściany wszystkich pomieszczeń były bogato zdobione i dodatkowo pokryte dekoracyjnymi tkaninami, a z sufitów zwisały ogromne kryształowe żyrandole. Nic dziwnego, że nowoczesne posadzki w fioletowo-czarną kratę, zielone ściany i różowe szafki w kształcie trumien, które ujrzała w Monster High, mocno ją zaskoczyły. Z pewnym zdziwieniem przeczytała też napis na stojącym tuż przy wejściu nagrobku, który przypominał uczniom o stanowczym zakazie wycia, zrzucania sierści, porzucania kończyn i zakłócania wypoczynku nietoperzom śpiącym w szkolnych korytarzach.

– Pardonnez-moi, panno Sue Nami, czy naprawdę znajdują się tutaj nietoperze? Na pewno zdaje sobie pani sprawę z ilości chorób, które przenoszą te zwierzęta… – powiedziała Rochelle. Przebierała co sił swoimi krótkimi kamiennymi nogami, a i tak ledwo nadążała za posuwistymi krokami wodnej kobiety.


– Nietoperze zamieszkujące Monster High są szczepione i służą nam jako tępiciele niepożądanych insektów i pająków. Jako że kilkoro uczniów przynosi żywe owady na swoje drugie śniadanie, nietoperze stanowią doskonałe uzupełnienie naszej ekipy sprzątającej. Jeżeli chcesz zgłosić swoje uwagi na ten temat, sugeruję wizytę w gabinecie dyrektor Krewnickiej. Zdecydowanie polecałabym jednak upewnienie się wpierw, czy jej głowa jest na swoim miejscu – wymamrotała pod nosem panna Sue Nami i z impetem otworzyła solidne drzwi, niemal zgniatając przy tym jakiegoś powolnego zombie.

Oszołomiony potwór zdążył jeszcze zachwiać się słabo, po czym runął na podłogę. Na ten widok Rochelle i Roux westchnęli z przejęciem, ale ich wodna przewodniczka sunęła przed siebie, jakby całkowicie nieświadoma przypadkowych strat, które powodował jej zamaszysty przemarsz.

– Nie chcę być niegrzeczna, madame, bo wiem, że to nie moja sprawa, ale po prostu muszę zapytać: czy wie pani, że po drodze powaliła pani na ziemię całkiem sporo potworów? – odezwała się taktownie Rochelle.

– Nic na to nie poradzę. Powinni schodzić mi z drogi, w szkole musi być dyscyplina. No, ale starczy tego gadania. Raz, raz, przyspiesz trochę! Nie mam całego dnia na oprowadzanie nowych uczniów! – burknęła panna Sue Nami. – Jeśli potrafisz jednocześnie przebierać nogami i słuchać, potraktuj te kilka minut jak darmową wycieczkę z przewodnikiem. Po twojej prawej znajduje się Laboratorium Absolutnie Pomylonego Naukowca. Nie myl go z Laboratorium Kompletnie Szalonego Naukowca, którego budowa trwa właśnie w szkolnych lochach.

– Czy dwie tak podobne nazwy nie będą wprowadzały niepotrzebnego zamieszania? – zdziwiła się na głos Rochelle, zaglądając przez otwarte drzwi do laboratoryjnego pomieszczenia, pełnego palników Bunsena, retort i probówek z kolorowymi płynami, plastikowych okularów ochronnych, białych fartuchów i mnóstwa bliżej niezidentyfikowanych preparatów.

– Nie odpowiem na twoje pytanie, bo wydaje mi się ono nie na miejscu – odparła z przekąsem panna Sue Nami. – Pozwól, że będę kontynuować. Obecnie w laboratorium odbywają się zajęcia z Nienormalnej Nauki, podczas których uczniowie samodzielnie wytwarzają przeróżne mikstury, takie jak balsam przeznaczony do skóry pokrytej łuską, krople przeciwgrzybiczne dla dyniogłowych, serum do sierści dla owłosionych, olej organiczny dla stworów robotycznych, ultramocny odświeżacz do ust dla potworów morskich i wiele innych – powiedziała wodna opiekunka, po czym przystanęła i otrzepała się jak pies po kąpieli, by pozbyć się nadmiaru wody, ochlapując przy okazji wszystkich, którzy znaleźli się bliżej niż metr od niej. Na szczęście gargulce jako istoty stworzone do odprowadzania wody są na nią odporne – dzięki temu Rochelle i jej sukienka pozostały suche.

– Uwielbiam wodę, ale nawet ja uważam, że to było obrzydliwe – wymamrotała pod nosem pokryta łuską morska potworzyca w japonkach i jaskraworóżowych szortach, ocierając twarz cienką chustką.

– Cóż, przynajmniej nie wyglądasz teraz jak zmokły pies – jęknęła modnie ubrana wilkołaczka, ze wstrętem dotykając przemoczonego futra na kołnierzu, które jeszcze chwilę wcześniej było puszyste i błyszczące.

– Lagoono Blue, Clawdeen Wolf, marnujecie życie, stojąc na korytarzu i narzekając w ten sposób. Jeśli aż tak wam źle, proszę wylewać żale w zaciszu swoich pokoi, tak jak zrobiłby na waszym miejscu każdy mądry potwór.

– Bonjour2 – bąknęła cicho Rochelle, rzucając dziewczynom nieśmiały uśmiech.

– Szal z Przerażancji zawiązany w pasie? To pomysł żywcem ze „Zjawiskowej Zjawy”! Wygląda to straszliwie fantastycznie! – skomplementowała wyszukany ubiór nastolatki Clawdeen.

– Merci beaucoup3 – zawołała w odpowiedzi dziewczyna, pospiesznie oddalając się za panną Sue Nami.

– Następny przystanek na trasie naszej wycieczki to dzwonnica. Za nią znajduje się dziedziniec, a dalej zjadalnia. Po lewej znajdziesz salę gimnastyczną, boisko do kościokówki, świetlicę i wreszcie posępownię, gdzie odbywają się zajęcia złochowawcze – kobieta wyrzucała z siebie kolejne nazwy niczym karabin maszynowy, mijając przepastne fioletowo-zielone korytarze.

Nagle wpadła na rząd różowych szafek w kształcie trumien, ale nie zwolniło to jej ruchów nawet na moment. Gwałtownie skręciła w jedną z odnóg korytarza i bez zająknięcia kontynuowała opowieści o szkole.

– Ta droga prowadzi na cmentarzysko, gdzie będziesz mogła zaliczyć Wychowanie Meta-fizyczne na zajęciach z Upiornych Pląsów. Oczywiście możesz również dołączyć do szkolnej drużyny rolkolady, która spotyka się w labiryncie ukrytym za tymi drzwiami. Następne w kolejce jest zejście do lochów, gdzie niesubordynowani uczniowie zostają po lekcjach za karę, i wreszcie – strachoteka, w której odbywają się lekcje Upiornej Literatury i Straszystorii, czyli historii potworzych rodów.

– Czy mogłabym otrzymać plan szkoły? – zapytała grzecznie Rochelle; Roux przycupnął uroczo na jej ramieniu. – Mój umysł całkiem nieźle radzi sobie z zapamiętywaniem nowych informacji, ale muszę przyznać, że jest zupełnie do niczego, jeśli chodzi o kierunki.

– Plany są dla tych, którzy boją się zgubić, albo dla tych, którzy już się zgubili, ale boją się, że ktoś ich odnajdzie. Ty nie należysz do żadnej z tych dwóch kategorii. Poza tym jak na razie musisz zapamiętać, gdzie znajduje się Wampiaula, bo to tam odbędzie się oficjalne rozpoczęcie roku szkolnego.

– Ależ ja nie mam pojęcia, gdzie ona może być!

– Zatem sugeruję, żebyś dowiedziała się tego jak najszybciej.

– Pani nie może mi powiedzieć?

– W żadnym razie. Przewidziałam dla nas optymalną trasę do dormitorium, a Wampiaula się na niej nie znajduje. No, dalej, ruszamy! – ryknęła panna Sue Nami, po czym zamaszystym gestem otworzyła drzwi w kształcie trumny, wiodące do kolejnego skrzydła budynku szkoły.

Na końcu długiego i raczej pustego korytarza znajdowały się schody pomalowane na wesoły, jaskrawy róż, w rzeczywistości jednak wyraźnie mocno nadgryzione zębem czasu.

– Pardonnez-moi, madame, ale odnoszę wrażenie, że konstrukcja tych schodów nie jest zbyt wytrzymała… ani zgodna z ogólnymi wymaganiami bezpieczeństwa. Zgodnie z Paragrafem 1, punkt 7 Kodeksu Etycznego Gargulców muszę ostrzec panią przed każdym zaobserwowanym przez siebie niebezpieczeństwem, co też właśnie czynię: te schody grożą śmiercią!

– Przestań się tyle martwić, bo zrobią ci się od tego zmarszczki – burknęła w odpowiedzi panna Sue Nami, uciszając Rochelle.

Ciągnąc walizkę marki Louis Creton w górę różowych schodów, które jęczały nieznośnie pod jej ciężarem, Rochelle poczuła, że ogarnia ją kolejna fala tęsknoty za domem. Brakowało jej wszystkiego: od gotyckich łuków jej ukochanej katedry po jednocześnie melodyjne i lekko chropowate brzmienie języka przerażjańskiego. Jednak w tej chwili najbardziej – szczególnie uginając się pod ciężarem bagażu – tęskniła za swoim chłopakiem, Garrottem DuRokiem. Garrott łączył w sobie urodę ciała i ducha: był nie tylko zabójczo przystojny, ale i romantyczny. Chociaż nigdy nie dane im było usiąść razem na ławce w parku (w obawie przed jej zawaleniem), łączyło ich mnóstwo innych pięknych chwil i gestów – chociażby krzak róży, który chłopak posadził specjalnie dla niej i nazwał jej imieniem.

Gdy Rochelle w końcu udało się wdrapać na szczyt schodów, przeżyła przyjemne zaskoczenie. Tuż przed nią wisiała misternie tkana zasłona w kolorze zgaszonej bieli, wykonana z przeplatających się jedwabistych pasm. Połyskująca delikatnie w miękkim świetle tkanina poruszyła serce Rochelle, tak wrażliwe na piękne i wyszukane materiały. Zaczęła się zastanawiać, czy udałoby się jej zlecić komuś wykonanie szala w podobnej technice. Chciałaby przesłać go swojej grand-mère4, która – podobnie jak wnuczka – uwielbiała piękne tkaniny. Drobne palce gargulicy, ozdobione pierścionkami z motywem szarej lilijki, zatrzymały się kilka centymetrów od zasłony. Och, ile by dała, by móc jej dotknąć! Nie chciała tego zrobić w obawie przed podarciem materiału swoimi ostrymi szponami, jak zdarzało się to już w przeszłości.

W tym momencie panna Sue Nami machnęła swą pomarszczoną dłonią i brutalnie rozerwała delikatną zasłonę na dwie części.

– O nie, quelle horreur5! – krzyknęła Rochelle na widok zniszczonego materiału.

– Nie panikuj, ta tkanina zrasta się na powrót w ciągu kilku sekund – parsknęła poirytowana nauczycielka i wskazała na zastęp pracowitych pająków, który już wziął się za naprawę uszkodzeń. Dwadzieścia czarnych stworzeń, nie większych od monety, wściekle przebierało nogami w przedziwnym pajęczym kankanie, błyskawicznie odtwarzając rozerwany wzór. Choć Rochelle nigdy nie przepadała zbytnio za tymi wielonożnymi istotami – głównie z powodu ich irytującego zwyczaju zagnieżdżania się na gargulcach bez pytania o pozwolenie – zgranie i prędkość ruchów pająków zrobiły na niej wrażenie.

Dormitorium znajdowało się w długim, okazałym korytarzu o ścianach pokrytych mchem, z witrażowymi oknami, przez które wpadało światło, rzucając kolorowe wielokąty na srebrną posadzkę imitującą wężową skórę. Miękki, szmaragdowozielony mech rósł nierównymi pasmami, układając się w wyraźne doliny i wzgórza. Widać było codzienne ścieżki zamieszkujących te wnętrza pająków – znaczyły je pajęcze nici porzucone tu i ówdzie na zielonych przestrzeniach.

– Pan D’nat, nasz szkolny pedagog, zajmuje się przyjmowaniem nowych uczniów – wymamrotała panna Sue Nami, prowadząc Rochelle przez korytarz aż do większego pomieszczenia znajdującego się na jego końcu. – Trzymaj się regulaminu, a z pewnością nie będziesz miała ze mną do czynienia, niedorosła istoto.

– Jestem gargulcem, a gargulce kochają regulaminy i zasady. Muszę przyznać, że czasem nawet sami układamy nowe, tak dla zabawy – odparła Rochelle zgodnie z prawdą. Wodna opiekunka skinęła tylko głową i odmaszerowała z powrotem.

Sama w obcym kraju, z nowym językiem i w nowej szkole, Rochelle nie miała wyjścia: musiała zebrać całą swoją odwagę i odważnie stawić czoła czekającym ją wyzwaniom. Z tego, co zrozumiała, następnym przystankiem na jej drodze miało być spotkanie z panem D’natem.

1 Przepraszam (fr.)

2 Dzień dobry (fr.)

3 Dziękuję bardzo (fr.)

4 Babcia (fr.)

5 Co za okropność! (fr.)

Monster High. Przyjaciółki na zabój

Подняться наверх