Читать книгу Przyjaciółki i niezła heca - Gitty Daneshvari - Страница 8

Оглавление

Potężna, kuta żelazna brama błyszczała w słońcu, którego nie przesłaniał nawet najlżejszy obłok. Okolica była pogrążona w niezwykłym bezruchu, jeśli nie liczyć kilku połyskujących jedwabiście nitek pajęczyny, unoszących się w podmuchach wiatru pomiędzy rzeźbionymi czarnymi kratami. W oddali, za ogrodzeniem majaczyła pełna smukłych, gotyckich okien fasada straszyceum Monster High. Choć budynek wydawał się równie jasny i pogodny jak zawsze, nieokreślony, złowieszczy cień zdawał się czaić w powietrzu – cień nierozwiązanej do końca tajemnicy.

Niespodziewanie przed bramą wyrosły trzy sylwetki, w jednej chwili odmieniając opustoszały krajobraz. Osobie patrzącej pod słońce ręce, nogi i tułowia postaci mogły się zlać w zniekształconą postać rodem z gabinetu krzywych luster. Wtem szczupła dłoń sięgnęła do ogrodzenia. Pięć palców zacisnęło się mocno na żelaznym pręcie bramy.

– Auć! – pisnęła Venus McFlytrap i szybko rozluźniła uchwyt. – Czy ktoś mógłby mi wytłumaczyć, co właściwie tu robimy tak wcześnie rano? Moje pnącza nie zdążyły się jeszcze rozbudzić – mruknęła z niezadowoleniem, po czym ziewnęła szeroko.

Obdarzona szmaragdowozieloną skórą córka potwora roślinnego przechyliła głowę, pozwalając swym długim różowo-zielonym włosom opaść na doniczkę, którą zamieszkiwał jej roślinny przyjaciel, Gryzioł. Utworzona w ten sposób kurtyna chroniła roślinkę przed ostrymi promieniami światła słonecznego.

– Biedaczysko, jego listki okropnie więdną – westchnęła czule Venus, patrząc, jak stworzonko rzuca się z zębami na przelatującego komara. – Całe szczęście, że dopisuje mu dobry apetyt – dodała.

– C’est très important1, byś dobrze mnie zrozumiała. Nie chcę nikogo wprowadzać w błąd, dlatego nim powiem, co przyszło mi na myśl, pozwolę sobie na krótkie oświadczenie: pamiętaj, że nie zajmuję się botaniką profesjonalnie i nie jestem ogrodnikiem – oznajmiła poważnie Rochelle Goyle z pełnym wdzięku akcentem upioryskim.

– Mówisz serio, Rochelle? – parsknęła Venus, przewracając wymownie oczami. – Szanse na to, by ktoś wziął cię za botanika lub ogrodnika są równe zeru. Albo i mniej.

– Tym lepiej. Chciałam zapytać, czy rozważałaś posmarowanie liści Gryzioła kremem przeciwsłonecznym. Myślę, że mocny filtr ochronny zdziałałby cuda. Gdybym nie miała skóry z granitu, sama bym go stosowała.

Rochelle – choć wykuta z kamienia – była zaskakująco filigranowym gargulcem o drobnych skrzydłach umieszczonych tuż nad ramionami. Miała doskonałe wyczucie stylu i mnóstwo pomysłów na zaskakujące wykorzystanie dodatków w swoich stylizacjach. Tego dnia upięła długie różowe włosy w wysoki kok, umocowany na głowie za pomocą żółtej chusty z Upioryża.

– O rajuśku, gdyby ktoś mnie zapytał, czy czułam się kiedyś jak nietoperz na gorącym blaszanym dachu, odpowiedziałabym: tak! Jest tak duszno, że jeszcze chwila i wyparuję! – zawołała Robecca Steam z charakterystycznym przejęciem.

– Z technicznego punktu widzenia trudno nazwać dzisiejszą pogodę duszną ze względu na niski poziom wilgotności w powietrzu – odparła rzeczowo Rochelle. – Byłam przekonana, że akurat ty powinnaś o tym dobrze wiedzieć – dodała, unosząc pytająco brwi.

Robecca, pokryta miedzianymi płytkami potworzyca, którą poskładał z części silników parowych jej ojciec, szalony naukowiec Hexicah Steam, była istotą półmechaniczną. Została powołana do życia dawno temu, jednak potem pewien czas spędziła rozmontowana na części i dopiero niedawno złożono ją w działającą całość. Okresu przestoju nie było zresztą po niej widać. Robecca funkcjonowała bez zarzutu – no, może poza jedną drobną usterką. Jej wewnętrzny zegar był wyjątkowo zawodny, przez co dziewczynie nigdy nie udawało się punktualnie dotrzeć w umówione miejsce. Z tego powodu to jej przyjaciółki musiały pilnować, by Robecca znalazła się tam gdzie powinna na czas, a przynajmniej regularnie przypominały jej, która jest godzina.

– Rochelle, wiesz, że cię lubię, ale błagam, powiedz, dlaczego zaciągnęłaś nas tu o tak nieprzyzwoitej porze. Jest tak wcześnie, że budzik nastawiał chyba sama wiesz kto – westchnęła Venus, sugestywnie wskazując na Robeccę.

– Ale czad! Czyżbym właśnie została same wiecie kim? Co za wspaniałe wyróżnienie! Przecież każdy, kto jest same wiecie kim, to nie byle kto! – zawołała z entuzjazmem miedziana dziewczyna, po czym odpaliła rakietowe buty i wykonała w powietrzu wspaniałe salto.

– Robecco, nie jestem pewna, czy to okazja do świętowania – stwierdziła sucho Venus i spojrzała wymownie na Rochelle. – Nieprawdaż?

– Muszę się zgodzić z Venus. Manewry powietrzne są très dangereux2. Dlatego lepiej powstrzymaj się od ich wykonywania, chyba że to absolutnie konieczne.

– Rochelle! Starczy już o manewrach powietrznych! Powiedz wreszcie, o co chodzi. Dlaczego nas tu przyprowadziłaś? – nie wytrzymała Venus. Wtem coś przebiegło między jej obutymi w różowe botki nogami. – Grr, Roux! Uspokój się! Twoja radość zaczyna mi działać na nerwy.


– Najwyższa pora, by Roux dołączył do treningów potworniarek. Tylko spójrzcie na niego! Samorodny talent! – zażartowała Robecca, spoglądając na granitową dziewczynę z rozbawieniem.

Roux, oswojony gryf Rochelle, był wiecznie radosny – co bywało wręcz irytujące. Czasami wydawało się, że to niewielkie skrzydlate stworzenie jest niezdolne do odczuwania innych emocji. Pod wieloma względami stanowiło całkowite przeciwieństwo mechanicznej przyjaciółki Robekki. Pingwinica Penny była bowiem niemal nieustannie naburmuszona. Choć właściwie nie należało się temu specjalnie dziwić, gdyż Robecca miała przykry zwyczaj zostawiania swojej towarzyszki w przypadkowych miejscach i zapominania o niej na śmierć. W ciągu ostatnich miesięcy Penny miała wątpliwą przyjemność poznać bliżej toaletę w lokalnym centrum handlowym czy dział produktów mrożonych w supermarkecie, przy czym żadne z tych miejsc nie było dla mechanicznego pingwina środowiskiem naturalnym.

– Rochelle, powiesz mi w końcu, jaki mamy plan? – jęknęła Venus i teatralnie spojrzała na zegarek.

– Paragraf 6, punkt 9 Kodeksu Etycznego Gargulców wyjaśnia en detail3, że każdy gargulec musi przestrzegać złożonych obietnic. A ja dałam słowo Skelicie Calveras i Jinafire Long, że będę ich przewodniczką po Monster High w pierwszym dniu szkoły.

– Nie mogę się doczekać, aż poznam twoje nowe koleżanki! Szkoda, że Venus i mnie nie udało się pojechać z tobą na wycieczkę do Upioryża – paplała radośnie Robecca. Nagle zwróciła się do Penny, której lewe skrzydło zdawało się lekko skrzypieć przy poruszaniu. – Oho! Najwyższa pora na wymianę oleju w Smarowni.

Słońce nie przestawało świecić. Trzy straszyciółki powoli milkły. Ich myśli zaczęły odpływać ku sprawom czekającym je w niedalekiej przyszłości. Wyobrażały sobie radosne powitania z dawno niewidzianymi kolegami i koleżankami czy zadania domowe, które już niedługo znów będą musiały odrabiać. Wspominały również nie do końca wyjaśnioną tajemnicę zaklinacza potworów.

Raptem Robecca jęknęła, przerywając ciszę. Nigdy nie potrafiła utrzymać swoich przemyśleń dla siebie.

– Ach! Nie mogę przestać myśleć o ostrzeżeniu w liście od signore Vitrioli! Co o tym sądzicie? Czy ci, którzy rzucili czar na szkołę, naprawdę powrócą? Na samą myśl mam ochotę spuścić trochę pary!

– Robecca, s’il vous plaît4, nie ma co się denerwować tak wcześnie rano, chociaż doskonale wiem, jak się czujesz. Pamiętam, jakie to było dziwne, kiedy uczniowie i nauczyciele zostali pozbawieni wolnej woli – wzdrygnęła się Rochelle.

– Dziewczyny, przecież nie chodzi o to, czy powrócą, tylko o to, czy w ogóle opuścili szkołę – zauważyła rozsądnie Venus.

– Masz na myśli pannę Flapper? – spytała Rochelle, jednocześnie tuląc Roux i kołysząc go w ramionach, co wyraźnie spodobało się stworzonku.

– Nie jestem pewna, czy wierzyć w jej historyjkę. Twierdzi, że sama była pod wpływem uroku. Nie da się ukryć, że ta wersja jest dla niej bardzo wygodna. Dzięki temu może udawać, że to nie ona odpowiada za zawładnięcie umysłami całej szkoły – odparła Venus oskarżycielskim tonem.

– A co powiesz na reakcję panny Flapper na wieść o tym, co zrobiła? Była autentycznie załamana – przypomniała Robecca.

– To nie problem odegrać taką scenę – parsknęła Venus, kręcąc głową z politowaniem nad naiwnością swojej straszyciółki.

– Rety! Jeśli masz rację, to naprawdę niezła z niej aktorka. Może nawet lepsza niż Feral Streak! – zawołała Robecca.

– W tej chwili żadna z nas nie jest w stanie jednoznacznie stwierdzić, czy panna Flapper faktycznie maczała w tym palce, czy była po prostu jedną z ofiar uroku. Dlatego musimy mieć cały czas oczy szeroko otwarte, oczywiście z wyjątkiem snu lub sytuacji, w których jakiś ostry przedmiot będzie zbliżał się do naszej twarzy – objaśniała rzeczowo Rochelle, podczas gdy rozbawione jej powagą Venus i Robecca dusiły śmiech.


– Czołem, potworzyce! Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje, prawda? – Lagoona Blue przywitała pogodnie grupkę przyjaciółek. Tuż za nią szedł jej chłopak, Gil Webber.

– Lagoona! Gil! – Venus, Robecca i Rochelle z nieukrywaną radością pozdrowiły parę morskich potworów. Ich obecność oznaczała bowiem, że zbliża się wreszcie godzina rozpoczęcia roku szkolnego.

– Miłego poranka, rybki! – uśmiechnęła się Lagoona. – Venus, dostałaś może mojego mejla na temat afery z wyciekiem ropy?

– Grr, na samą myśl o tych niedbałych kretynach skacze mi ciśnienie! Gdybym tylko mogła, potraktowałabym ich moim pyłkiem perswazji! – fuknęła dziewczyna. Była przekonana, że pyłek mógłby wpłynąć na chciwych potentatów naftowych i zachęcić ich do większej dbałości o ocean.

– Boo-la-la, Venus – cmoknęła z troską Rochelle. – Nie unoś się tak, bo robisz się cała czerwona, a to nie wygląda dobrze u osoby, której naturalnym kolorem jest zielony.

– Ona ma rację, laska. Tylko spokój może uratować nas i środowisko – przytaknęła Lagoona, po czym wraz Gilem dołączyła do grupki powolnych zombie kierujących się w stronę wejścia do Monster High.

– Niezła fryzura, Rochelle! – zawołała mijająca trio wilkołaczka o lśniącej sierści.

– Merci beaucoup5, Clawdeen – odparła dziewczyna, z zadowoleniem gładząc swój kok owinięty jasnożółtym szalem.

– Rany Julek, widziałyście ją? Jej włosy, ciuchy, perłowo białe kły… Prawdziwa z niej petarda! – westchnęła Robecca, z zachwytem odprowadzając wzrokiem wilkołaczkę w fioletowych butach na koturnie.

– Czy ktoś mówił coś o kłach? – odezwała się blada jak papier, różowowłosa Draculaura, i puściła do dziewczyn oko, po czym chwyciła w pokryte błyszczykiem usta rurkę swojego koktajlu witaminowego i pociągnęła spory łyk. Jako wegetarianka musiała wzbogacać dietę preparatami zawierającymi żelazo. Doskonale opanowała przy tym sztukę picia bez rozmazywania szminki.

– Cześć, Draculauro! – pozdrowiła ją Robecca, a Venus i Rochelle zamachały jej na przywitanie.

– Chętnie bym z wami pogadała – zaczęła córka Draculi, mrużąc oczy w jasnym świetle poranka – ale w tym słońcu długo nie wytrzymam.

– Znam ten ból. Moje śrubki aż parzą – weszła jej w słowo Frankie Stein, miętowozielona córka Frankensteina i stanęła obok przyjaciółki, pozwalając się wyminąć jakiemuś wilkołakowi.

– Wow, Frankie, niezły wzór szwów – pochwaliła Draculaura, kiwając z uznaniem głową.

– Dzięki. Całą noc spędziłam na szyciu, ale opłacało się. Chciałam wyglądać wystrzałowo w pierwszym dniu szkoły – odparła dziewczyna, po czym obie ruszyły w stronę szkoły.

– No, teraz uwaga – parsknęła Venus. – Dygamy na raz, dwa, trzy… Nadchodzi królowa!

Trudno było nie zauważyć Cleo de Nile, kiedy kroczyła odziana w wykwintne złote bandaże z głową udekorowaną lśniącą od klejnotów tiarą. Uwagę zwracał też jej zabójczo przystojny chłopak, Deuce Gorgon, który szedł tuż obok mumii. Ich związek stanowił dowód na to, że przeciwieństwa się przyciągają. Cleo była wymagająca i sztywna – i to delikatnie mówiąc – a Deuce miał raczej luźne, nieskrępowane podejście do życia.

– Cześć, Rochelle – rzucił niezobowiązująco. Gargulica momentalnie okryła się rumieńcem i poczuła w brzuchu stado trzepoczących się motyli. – Robecca, Venus, jak się macie, dziewczyny?

– Deuce, gorąco mi w tym słońcu. Nie lubię, gdy coś błyszczy jaśniej ode mnie, chyba o tym wiesz – przerwała im Cleo, po czym złapała chłopaka za ramię i pociągnęła go za sobą. – Idziemy do środka, zanim spłynie ze mnie cały makijaż.

Gdy tylko para odeszła na bezpieczną odległość, Venus spojrzała na Rochelle z uniesionymi brwiami i kpiącym uśmieszkiem.

– Ktoś tu się zadurzył, czy mi się wydaje?

– Jak doskonale ci wiadomo, nie jestem już związana z Garrottem DuRokiem, co jednak nie zmienia faktu, że Deuce wciąż jest chłopakiem Cleo, a według Kodeksu Etycznego Gargulców…


– Daruj sobie cytaty, rozumiem – przerwała jej Venus. Jej ciało spięło się nagle, a pnącza zatrzepotały ostrzegawczo. Na horyzoncie pojawiła się bowiem pewna szczupła ruda kotołaczka.

Do bramy straszyceum podchodziła niespiesznie uczennica znana wszystkim ze swoich intryg i wybryków: Toralei Stripe o tygrysiej, prążkowanej twarzy i czujnie nadstawionych, trójkątnych uszach.

– Czy przechodziła tędy Cleo? – zamruczała pytająco pełnym wzgardy tonem, jednocześnie odgarniając lok, który przesłonił ciemnorudą łatę okalającą jej lewe oko. – Dość wyraźnie czuję dziwną woń.

– Możliwe, Cleo słynie przecież ze swego upodobania do perfum. Słyszałam, że codziennie wybiera inny zapach – odparła niewinnie Robecca. – Trochę jej tego zazdroszczę, bo sama nie mogę używać perfum. Moja para momentalnie wszystko zmywa.

– Miałam raczej na myśli zapach czegoś zepsutego, dawno po terminie ważności – rzuciła Toralei. – No, dziewczyny, nie udawajcie, że nie wiecie, o czym mówię… Przecież mumie są zgniłe.

– Jak się nie ma nic ciekawego do powiedzenia, lepiej trzymać język za zębami – wymamrotała pod nosem Venus, wyraźnie zniesmaczona komentarzem kotołaczki.

– Toralei, jako gargulec czuję się w obowiązku poinformować cię, że jesteś w błędzie. Mumie nie są zgniłe. Przed rozkładem chroni je proces balsamowania. Tym samym możesz być pewna, że ciało Cleo jest nienaruszone – wyjaśniła sucho Rochelle.

Toralei zmrużyła oczy i zmierzyła dziewczynę od stóp do głów: od srebrnych butów z otwartym noskiem aż po lśniące różowe loki.

– Och, teraz rozumiem – syknęła. – Celowo ubrałaś się jak panna Kindergrubber. Muszę przyznać, że ten żółty szal się sprawdził.

Rochelle z oburzenia i wstydu odjęło mowę. Kotołaczka zastrzygła uszami z zadowoleniem – tym osobliwym ruchem nagradzała samą siebie za każdym razem, gdy udało jej się skutecznie komuś dokuczyć.

– Kurczę blaszka! To wszystko jest dziwniejsze niż żółw wygrywający maraton – szepnęła Robecca, patrząc za oddalającą się Toralei, na której twarzy malował się pełen satysfakcji uśmieszek.

– Czemu? Przecież ona tak zawsze – zauważyła Venus.

– Nie chodzi mi o Toralei, tylko o wszystkich. Spójrzcie na nich! Zachowują się, jakby kompletnie zapomnieli o tym, co tu się działo!

– Rzeczywiście, masz absolutną rację – przyznała Venus i zaczęła rozglądać się po tłumie uczniów podążających do głównego wejścia straszyceum. – Zombie, wilkołaki, wampiry… Wszyscy są całkowicie wyluzowani, jak gdyby nigdy nic.

– Racja, ale z drugiej strony pamiętajcie, że oni nie wspominają tego tak, jak my. Dla nich wydarzenia zeszłego semestru pozostają jak za mgłą. A bez wyraźnych wspomnień o wiele łatwiej im przejść do porządku dziennego nad tym, co się wydarzyło – zauważyła rzeczowo Rochelle.

– Niby mamy to już za sobą, ale co dalej? – spytała poważnie Venus. – Obawiam się, że mogą nas czekać jeszcze gorsze rzeczy…

1 To bardzo ważne (fr.)

2 Bardzo niebezpieczne (fr.)

3 Szczegółowo (fr.)

4 Proszę (fr.)

5 Bardzo dziękuję (fr.)

Przyjaciółki i niezła heca

Подняться наверх