Читать книгу Pudełko pełne wspomnień - Grażyna Kuźmicka - Страница 4
Tekturowe pudełko
ОглавлениеGorąco jak w piekle. Nagrzane powietrze ani drgnie, zero wiatru, zero nadziei na deszcz i ochłodzenie. Duszę się tak, jak gdyby ktoś zacisnął na mojej głowie woreczek foliowy, a jeszcze muszę odszukać stare rachunki, bo znowu Polsat ma jakieś wątpliwości.
Pawlacz jak pawlacz, otwierasz i lecą ci na łeb wszystkie rupiecie ze starych pudełek. Nareszcie odnajduję to cholerne pudełko z rachunkami, szukam i jest. JEST! Ten sporny, najważniejszy rachunek, którego szukałam.
Ale co to? Na samym dnie leży stary, mocno pożółkły i sponiewierany zeszyt. Otwieram i nic już nie jest ważne – ani rachunki, ani układanie tego bałaganu w jakimś porządku.
Otwierając ten zeszyt, otworzyłam zamknięte w pisanych naprędce zdaniach zmory. Zmory dzieciństwa, którego nie miałam.
Mamo, boże kochany pomóż! Modlę się do ciebie mamusiu i do boga, a ty nawet się nie odezwiesz i nie śnisz mi się. Wiesz Tonio zasnął z płaczu, bo był głodny, a ja też jestem głodna, a on znowu wróci pijany i obrzyga podłogę. A ja ją szorowałam tą szczotką ryżową, co wiesz i pamiętasz. Teraz już trochę pada śnieg i nic już nie ma na polu u tego chłopa za górką. Boże święty błagam każ mojej mamie wrócić. Ile mam się jeszcze modlić, jesteś gorszy od ojca, ale przepraszam nie gniewaj się.
Cholera, muszę przerwać czytanie... Muszę wziąć ręcznik zamiast chusteczek.
Mamo mogłaś nas zabrać ze sobą, a teraz biorę pod poduszkę twój szlafrok, bo jeszcze pachnie jak ty, a ojciec chciał go spalić ale go chowam za łóżko. Mamusiu przyjdź, błagam ciebie i boga i dlaczego się nie odzywacie?
Parę pustych linijek, jakieś serduszko, jakiś kwiatek, i czytam dalej, ale to już jest inny dzień, inna data, inny kolor ołówka.
Mamo zabieram zeszyt do szkoły, bo jak on go znajdzie to go spali i mnie stłucze i piszę w ubikacji i zostawiam go u Maślakowej bo przysięgła na święty obrazek, że nie pokaże nikomu a ja zrobiłam dziurki i związuję i odcinam tasiemki, że ona nie da rady rozwiązać. I pożyczyłam od Maślakowej dwie kromki dla Tonia a potem wezmę butelki ojca i sprzedam i kupię pół chleba i oddam jej bo powiedziałam, że zgubiłam pieniądze na chleb, bo się wstydzę. Potem dokończę.
Muszę zrobić przerwę, bo nie mam odwagi czytać dalej swoich wyznań sprzed lat. Muszę się jakoś uodpornić, znieczulić, tylko nie wiem jak, nie wiem czym... A może to tylko gorączka i pot z upału?
Zanim ponownie sięgnę po pudełko, musi minąć jakiś czas potrzebny na wyciszenie poprzednich emocji... Dopiero wtedy mogę posegregować moje zapiski, składające się z wielu karteczek, kilku kalendarzyków i kilku bardzo chudych zeszytów w kratkę z tabliczką mnożenia na okładce.
Pamiętam wierszyk z matematyki: „siedem razy osiem jest pięćdziesiąt sześć, jak gruszka dojrzeje, to trzeba ją zjeść”, a ja, jak każdy dzieciak, zrywałam niedojrzałe kwaśne jabłka i jadłam, aż do bólu brzucha i zdrętwienia zębów.
Czytam te zapiski, urwane w pół zdania i wszystko jest takie smutne, ale chyba wszystkie pamiętniki zawierają to, co najbardziej bolało, co najbardziej wryło się w pamięć.
Na wystrzępionym karteluszku kilka słów:
Mamusiu, ja Cię bardzo przepraszam, że się Ciebie wystraszyłam. Ja nie chciałam się bać, ja nie chciałam. Błagam, przyjdź jeszcze raz.
Już wiem, o co chodzi. Ależ to było przeżycie! Zetknięcie z nieznanym, paranormalnym światem.
Pamiętam długie rozmowy z mamą przed jej śmiercią. Nie wiem, czy to była jej intuicja, przeczucie, ale szykowała mnie na swoje odejście i próbowała, najintensywniej jak tylko można, przygotować mnie do dorosłej, odpowiedzialnej opieki nad moim sześcioletnim wówczas bratem. Ninka, mówiła, pamiętaj, za wszelką cenę zrób studia. Musisz być mądra, musisz być kimś. Pamiętaj, że nauka jest najważniejsza. Gdyby wiedziała, jak mi się życie potoczy, pewnie by tego nie mówiła – bo nie dałam rady, bo nie miałam możliwości, bo przeszkodziło mi miliony innych „bo”.
W jednej z rozmów mama przyrzekła, że odwiedzi mnie po śmierci, ale jeżeli się przestraszę, to już nigdy więcej nie będzie mnie niepokoić i nie przyjdzie. Była słowna i przyszła. Do dzisiaj nie wiem, co to było. Na pewno nie sen, bo ze snu zbudził mnie delikatny dotyk na policzku i jakiś dziwny ruch powietrza. Otworzyłam oczy i... ją zobaczyłam! Klęczała przy łóżku Tonia – jak pieszczotliwie nazywała mojego brata – i całowała go w wystającą spod kocyka rękę. Patrzyła na mnie tym swoim smutnym, przepraszającym wzrokiem, lekko się uśmiechając. Moje dwunastoletnie serce sparaliżował strach i nakryłam głowę; w tym samym momencie przypomniałam sobie zastrzeżenie mamy. Otworzyłam szeroko oczy, ale jej już nie było. Tonio uśmiechał się przez sen – i tylko ten dziwny ruch powietrza potwierdzał jej obecność oraz zniknięcie.
Nie wiem, jak to sobie wytłumaczyć. Czy to widzenie wywołała tęsknota, czy tak bardzo chciałam ją zobaczyć, że mój mózg wykreował jej postać? Nie wiem, ale chcę wierzyć, że przyszła, a ja ją widziałam. Więc jeszcze raz powiem: Mamusiu ukochana, ja cię bardzo przepraszam, że się ciebie wystraszyłam!
Czytam dalej: Mamusiu nie powiem Ci dzień dobry, bo to bardzo zły dzień. Wiem, że jesteś smutna i wiesz, że dostałam dwie dwóje z historii i za wiersz. Pani Krokusowa chyba wie dlaczego i kazała mi wytrzymać i się uczyć. Ale ja nic nie umiem, bo jak patrzę na książkę to wszystko jest zamazane i nie myślę o niczym i tylko się boję, że on znowu wróci pijany i znowu będzie zły. Mamo jak ja go nienawidzę.
Wpis innym ołówkiem i strasznie nabazgrane.
Mamuś on wczoraj złapał mnie za włosy i bił o szafę, a Tonio złapał go za nogi i wołał żeby mnie całkiem nie zabił. Potem musiałam w zimnej wodzie umyć głowę, bo miałam sklejone włosy i dużo mi powyrywał i nie szukałam grzebyka, tylko się uczesałam widelcem, ale go potem umyłam. Nie poszłam do szkoły, bo mi się kręci w głowie i mam siniaki pod oczami. Teraz siedzę na deskach w komórce i piszę, ale mało, bo mi zmarzły ręce i wszystko. Zjadłam twoje pastylki i chce mi się spać i chyba pójdę do ciebie.
Jakiś kolorowy ołówek, rozmazane szare plamy, z trudem daje się odczytać.
Mamuniu ty wiesz, że bardzo tęsknię i chciałam być z tobą, ale Tonio mnie znalazł i nie umiał obudzić i zawołał taką higienistkę z baraków (pamiętam baraki robotnicze z gabinetem lekarskim, a obok była stołówka i stół do ping-ponga) i ona mnie obudziła i zabrała do pokoju higienistki i ogrzała i dała mi taki duży zastrzyk. Poprosiłam ją żeby nic nikomu nie mówiła a ona się zgodziła, bo powiedziała, że to kłopot a Tonio powiedział, że jak trochę urośnie to zabije go na śmierć. Ta higienistka jest dobra i przyniosła nam ze stołówki dwa talerze ciepłej zupy, ale ja nie mogłam jeść i szkoda, że nie miałam słoika, bo bym wzięła dla Tonia. Wiesz ona zabrała mi resztę twoich pastylek i nie kazała robić głupot. Mamo pomódl się, żeby nic nikomu nie mówiła.