Читать книгу Resortowe dziecko Rock'n'Rolla - Grzegorz Brzozowicz - Страница 6

Wstęp

Оглавление

W czasach, kiedy muzyka rockowa była ważna, każdy z muzyków marzył o znalezieniu się na pierwszej stronie magazynu „Rolling Stone”. W 1973 roku grupa Dr. Hook & the Medicine Show miała nawet przebój o tytule Na okładce Rolling Stone’a. Pośrednio, i nieco niechlubnie, trafiłem na obwolutę amerykańskiego pisma.

Wiosną 1986 roku Warszawę odwiedził P.J. O’Rourke, mistrz światowego reportażu. Jego relacja opublikowana w amerykańskim magazynie 6 listopada została zaanonsowana na pierwszej stronie tytułem W Polsce – za wódczaną kurtyną. Część materiału dotyczyła wizyty Amerykanina w klubie studenckim Remont, którego wówczas byłem kierownikiem.

Trzeciego wieczoru poszliśmy do Remontu, jedynego punkowego klubu w Warszawie – napisał O’Rourke. – Dzieciaki nie wyglądały zbyt punkowo; przypominały raczej uczestników domowej zabawy, w której każdy miałby jak najszybciej przeobrazić się w Patti Smith. Jednak Remont był tak samo śmierdzący jak nowojorski CBGB. Kierownik, Grzegorz Brzozowicz, pokazał mi wideo o polskiej scenie punkowej nakręcone przez zachodnioniemiecką telewizję. Punkowcy mówili to, co zwykle: „Wszystko jest gównem”, „Życie jest gówniane”, „To jest gówno”. Trafiali w sedno, bo to były zwykłe konkluzje, a nie deklaracje wściekłości.

Na początku nie miałem pomysłu, o co zapytać Grzegorza.

– Czy polski ruch punkowy posiada jakiekolwiek znaczenie polityczne? – zapytałem i zauważyłem, że trafiłem w punkt.

W rajach marksistowskich nawet wilgotne i śmierdzące miejsca, takie jak Remont, muszą być pod rządową kontrolą i sam Grzegorz musiał posiadać błogosławieństwo aparatu. Wyglądał na zirytowanego.

– Zauważam pewną prawidłowość w pytaniach z Zachodu – powiedział Grzegorz. – Przede wszystkim interesujecie się punkami. Wasze reportaże mają przeważnie na celu pokazanie, że punkowcy stoją w opozycji do władzy, łamią istniejące tutaj zasady. Dodatkowo wasze artykuły pokazują, że po ulicach nie chodzą misie polarne – uśmiechnął się do mnie protekcjonalnie. – Istnieją momenty, gdy nasz kraj jest całkiem normalny.

– Beznadziejnie normalny – powiedziałem. – Zauważyłem, że wasi punkowcy nie noszą sterczących kogutów i tatuaży na twarzach.

– Mają pewne zahamowania – powiedział Grzegorz. – Poza tym nie mamy produktów kosmetycznych do układania fryzur.

Grzegorz się zamyślił. Nie chciał, bym odniósł złe wrażenie, ale jednocześnie nie chciał, bym pomyślał, że polscy punkowcy są kompletnymi mięczakami.

– Przed tygodniem ktoś wrzucił bombę dymną – odważył się. I potem westchnął. – Istnieją sprzeczności na polskiej scenie punkowej. Remont jest jedynym miejscem, w którym punkowcy mogą wyrażać swój bunt przeciwko instytucjom. Natomiast gdy wejdą do środka, zaczynają czuć przyjemność z buntowania się przeciwko instytucji uosabianej przez klub. Głównym problemem jest nuda.

– To jest to, co motywowało w Ameryce moją generację do buntu w latach 60. – powiedziałem, by być miły. – Wiesz, myśmy byli znudzeni komercjalizmem, znudzeni materializmem…


Grzegorz westchnął ponownie:

– Oni buntują się tutaj, ponieważ tego nie mają.

Tego wieczoru grały dwa zespoły: Trybuna Brudu i Garaż w Leeds. Trybuna Brudu rymuje się z „Trybuną Ludu”, dziennikiem partii komunistycznej. Garaż w Leeds to grupa zimnofalowa, według Grzegorza to najnowszy brytyjski styl muzyczny podobny do Nowej Fali, ale bardziej ponury. Oba zespoły były nędzne.

Niektórzy z punkowców zaczęli tańczyć pogo albo próbowali. Byli tak pijani, że nie mogli nawzajem w siebie trafić. Ogromny punk z nożem za pasem i o szyi grubości uda spojrzał w naszą stronę.

– Jedną z pozytywnych stron socjalizmu – powiedziałem do towarzyszącej mi Zofii – jest niski wskaźnik przestępczości.

– Są miejsca w Warszawie, do których nigdy nie zaglądam – odpowiedziała.

– Czy to jest jedno z nich?

– W tym momencie tak.

Kiedy wychodziliśmy, zaczęła się wielka bójka.

Klub Remont jest cool na tyle, na ile w Polsce jest to możliwe.

Resortowe dziecko Rock'n'Rolla

Подняться наверх