Читать книгу Morze. Odpływ - Grzegorz Gortat - Страница 5

Оглавление

1Równo rok temu przez calutki lipiec nie spadła kropla deszczu. Dzień w dzień z nieba lał się niemiłosierny żar. Turyści szukali zacienionych miejsc, byli tacy, co opuszczali klimatyzowany hotel dopiero późnym wieczorem albo wychodzili z pokoju tylko na posiłki. Lato stulecia. Piasek na plaży parzył stopy. Z wyjątkiem pór przypływu i odpływu morze było gładkie jak stół. Jeśli chciałeś schłodzić ciało, musiałeś oddalić się od brzegu. Rodzice przebąkiwali o powrocie do domu, ostatecznie jednak ulegli argumentowi Patryka, że w mieście upał znosi się jeszcze trudniej.

Tegoroczne lato spędzali w mieście. Trudno, żeby było inaczej. Nie po tym, co się stało. Kalendarz pokazywał środek lipca, ale pogoda była w kratkę. Zdarzało się, że od rana do wieczora lało jak z cebra. Takie dni lubił najbardziej. Wypuszczał się na miasto bez obawy, że w obszernej kurtce z długimi rękawami przyciąga uwagę. Po powrocie do domu wieszał przemoczoną kurtkę w przedpokoju i w krótkim czasie na podłodze zbierała się kałuża. Matka chwytała bez słowa za mopa i sprzątała. Nie słyszał, by choć raz poskarżyła się na niego przed ojcem. Ostatni rok jednak czegoś ich nauczył.

W słoneczne dni najczęściej zostawał w domu. Kiedy jednak decydował się wyjść, zwykle wybierał boczne, mało uczęszczane uliczki. Nadkładał drogi, więc dotarcie na miejsce zabierało mu dodatkowe siedem minut. Nie to, żeby gdzieś mu się śpieszyło. Trzy tygodnie, które go dzieliły od dwunastych urodzin, to wystarczająco dużo czasu, by wszystko starannie przygotować.

Morze. Odpływ

Подняться наверх