Читать книгу Tron we krwi. Sekrety polityki Kremla - Grzegorz Kuczyński - Страница 9

Оглавление

Jest 20 grudnia 2000 roku. Zbliża się pierwsza rocznica objęcia rządów prezydenckich przez Władimira Putina. Centralna siedziba Federalnej Służby Bezpieczeństwa na Łubiance. Zebranie kadry dowódczej FSB z całego kraju. Okazja? Dzień Czekisty, czyli święto pracowników organów bezpieczeństwa.

Występuje dyrektor służby generał Nikołaj Patruszew. Podsumowuje ostatni rok, pierwszy tak udany dla byłych KGB-istów w postsowieckiej historii Rosji.

– Nasi najlepsi koledzy, honor i duma FSB, nie wykonują swojej pracy dla pieniędzy. Wszyscy wyglądają inaczej, ale jest jedna bardzo specjalna cecha, która jednoczy wszystkich tych ludzi i jest bardzo ważną wartością: to ich poczucie służby. Są oni, można by tak rzec, naszą nową arystokracją – uderza w podniosłe tony Nikołaj Płatonowicz. Po sali przebiega szmer zadowolenia. Wreszcie! Koniec upokorzeń i wstydliwego ukrywania KGB-owskiej przeszłości. Koniec z tymi bzdurami o demokracji. Charakterystyczne tarcza i miecz znów mają bronić Ojczyzny i atakować jej wrogów. Nasz człowiek na Kremlu! Pierwszy raz od czasów Andropowa.

– Zdrowie naszego prezydenta Władimira Władimirowicza Putina! Ura!

– Ura! Ura! Uraaaaaaa!

Brzęk trącających się kieliszków. Uśmiechnięte twarze. Głowy pełne planów. Konta pełne zer. Teraz wam wszystkim pokażemy! Jak tym czarnodupcom z Kaukazu! Ech, wy gudłaje, wy kapitaliści… Jeszcze trochę, a Matuszka Rosija znów będzie wielka. Bo i jakże inaczej, skoro czekista na Kremlu.

* * *

Listopad 1972 roku. Im bliżej był celu, tym ciężej stawiał kroki. Jakby z lekkim wahaniem. A może tylko zbierał myśli? Szczupły, niewysoki blondyn raz jeszcze przylizał szybkim, jakby wstydliwym gestem, opadającą na oczy słomianą grzywkę. Skręcił właśnie w prawo i zza rogu już widział cel swojej wyprawy. Osiem (a może siedem?) pięter budynku, który doskonale powinien kojarzyć każdy leningradczyk. Bolszoj Dom. Otwarty w 1932 roku – od samego początku zawsze służył za siedzibę miejscowej bezpieki. Czy to GPU, NKWD, czy teraz KGB.

Młodzieniec przyspieszył, jakby postanowił, że lepiej mieć to jak najszybciej za sobą. Zawsze marzył o tym miejscu. Kiedy uganiał się z innymi chłopakami po zaułkach powojennego zniszczonego miasta, potrafił pobić się z innym kolegą o to, który z nich będzie Stirlitzem. No i teraz… Jest. Litiejnyj Prospekt 4. Siedziba leningradzkiego Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego.

– Czego tu?

– Ja do towarzysza Rybkina.

Rosły mężczyzna w zielonym szynelu raz jeszcze rzucił z góry obojętnym wzrokiem. Warknął coś pod nosem, po czym otworzył ciężkie zewnętrzne, obijane metalem drzwi.

W środku stał kolejny mundurowy, ten nic nie powiedział, tylko otworzył przed gościem drzwi następne.

– Hej, a wy dokąd?

Blondyn nawet nie zauważył, że po prawej w ścianie jest jakieś okienko – zdaje się, że dyżurka. A w okienku wąsata twarz z zapuchniętymi oczkami i innymi śladami wczorajszego świętowania.

– Ja do towarzysza Rybkina.

– A nazwisko jakieś to macie?

– No tak, wybaczcie. Władimir Władimirowicz Putin.

* * *

Oficjalna legenda, po raz pierwszy przedstawiona przez Putina, już jako świeżo upieczonego prezydenta, mówi, jakoby on sam, z porywu serca i z chęci służenia Socjalistycznej Ojczyźnie, zgłosił się do KGB. Oczywiście uwierzyć w to może albo zagorzały wyznawca Władimira Władimirowicza, albo ktoś niemający bladego pojęcia o funkcjonowaniu sowieckiego aparatu bezpieczeństwa. Zresztą nawet w cywilizowanym demokratycznym świecie jest na ogół tak, że to służba zgłasza się do ciebie, a nie ty do niej. Z Putinem było podobnie – wszystko wskazuje na to, że dla KGB zaczął pracować już jako student prawa na Leningradzkim Uniwersytecie Państwowym. To, że od dzieciństwa marzył o tym, to jedno. Ważniejsze, że KGB dostrzegło w nim materiał na… no właśnie. Nie na funkcjonariusza, przynajmniej wtedy, na początku. Ale na donosiciela, tak zwanego seksota[1]. Młody Putin donosił na kolegów ze studiów i na wykładowców. Na czwartym roku przeszedł na indywidualny tok nauczania – Firma zwiększyła wobec niego wymagania, więc potrzeba było coraz więcej czasu poza zajęciami. Putin należał do specjalnej grupy specjalizującej się w pobiciach opozycjonistów. Na pewno pomagało mu wyszkolenie we wschodnich sztukach walki.

Dyplom Putin odebrał w 1975 roku. Od razu dostał przydział do pracy w KGB. Jak stwierdził major Rybkin, oficer prowadzący Władimira, raz na jakiś czas wypada spełnić obietnicę. A oficjalną służbę w Komitecie swego czasu zaoferował w zamian za donosy. „Putin był cierpliwy, więc dostanie nagrodę”, pomyślał Rybkin. Nagroda nie była jednak taka, jak sobie ją wyobrażał nieśmiały blondyn, przekraczający swego czasu po raz pierwszy progi budynku przy Litiejnym Prospekcie. Świeżo upieczony prawnik nudził się w sekretariacie leningradzkiego KGB – dostawał tylko papierkową, administracyjną robotę. Aż w końcu wbił się na kursy dla personelu operacyjnego. Pół roku w Wyższej Szkole KGB ZSRR w Moskwie. Ale wciąż bez upragnionego skierowania do roboty wywiadowczej. Po szkoleniu został sprowadzony z powrotem do Leningradu. Do kontrwywiadu. Rozpracowywał cudzoziemców, głównie studentów i działaczy komunistycznych z państw socjalistycznych i Afryki. Robota niegodna Stirlitza, jakim kiedyś chciał zostać Putin, ale z drugiej strony dająca wiele doświadczeń, jak manipulować ludźmi, jak ich łowić, szantażować i niszczyć. Musiał wykazać się bezwzględnością i oddaniem służbie, skoro następnie trafił do V Wydziału Zarządu KGB w Leningradzie, czyli miejscowej komórki słynnego V Zarządu Głównego KGB ZSRR. „Piątka” była klasyczną policją polityczną. Zajmowała się „zwalczaniem ideologicznej dywersji ze strony wroga”. To oznacza, że Putin inwigilował też dysydentów. W końcu jednak dostał szansę robienia tego, o czym marzył od dziecka. Nie wiadomo, czy zdecydowały jakieś koneksje w leningradzkim KGB, czy po prostu wykazał się pracowitością i dostał za to nagrodę. W lipcu 1984 roku Władimir Putin awansuje na majora i zostaje wysłany na roczne szkolenie w podmoskiewskim Instytucie Czerwonego Sztandaru, szkole wywiadu sowieckiego. Pod operacyjnym nazwiskiem Płatow robi specjalizację z krajów niemieckojęzycznych. Szkolenie przechodził wtedy również niejaki Jurij Szwec, potem agent sowiecki na Zachodzie, który następnie przeszedł na stronę USA. Szwec twierdzi, że – wbrew oficjalnej biografii – Putina po ukończeniu szkoły nie skierowano od razu do I Zarządu Głównego, choć tam trafiało 99 proc. absolwentów. Putin znów trafił do kontrwywiadu w Leningradzie, bo był po prostu za słaby na wywiad. A w leningradzkim KGB zajmował się nie łapaniem zachodnich szpiegów, ale „przeglądaniem donosów studentów na profesorów, profesorów na rektorów itd.”. Jak więc w końcu trafił do służby za granicą? Do NRD miał jechać niejaki Nowosiełow, lecz dostał w ostatniej chwili propozycję wyjazdu na atrakcyjniejszą placówkę. Zwolniło się miejsce, więc zapytali Putina, czy jest zainteresowany. Oczywiście, że był.

* * *

Sierpień 1985 roku był wyjątkowo gorący, nawet tu, nad Newą. Nie musieli długo się pakować. Tłoczyli się w ciasnym mieszkaniu jego rodziców. A przecież od niecałych czterech miesięcy było ich więcej – urodziła się Maszeńka. Matkę ich dziecka Putin poznał u wspólnych znajomych pięć lat temu. Była romanistką z wykształcenia – studia zrobiła w Leningradzie, ale nie była stąd. Urodziła się w Kaliningradzie. Ludmiła Aleksandrowna Szkriebniewa była sześć i pół roku młodsza. Kiedy się poznali, pracowała w Aerofłocie, była stewardesą. Na pierwszą randkę poszli do teatru. Już wtedy jej Wołodia notorycznie się spóźniał na spotkania, czasem po parę godzin. I nigdy się nie usprawiedliwiał, nie musiał, „przecież ona wie, gdzie pracuję”. Ludmiła wspominała wiele lat później, że jej przyszły mąż chodził „biednie ubrany” i na ulicy nie zwróciłaby na niego najmniejszej uwagi. Ślub wzięli 28 lipca 1983 roku. Niemal dokładnie dwa lata później znaleźli się w Dreźnie. Dla ludzi, którzy do tej pory nie wychylali nosa poza Związek Sowiecki, NRD była innym, lepszym, choć przecież także socjalistycznym światem. Jeszcze po wielu latach Ludmiła wspominała z entuzjazmem krótsze kolejki, punktualne autobusy, pełne półki sklepowe. – Nasze życie toczyło się równomiernie, regularnie, zwyczajnie – późniejsza pierwsza dama Rosji nie kryła, że z perspektywy całego jej wspólnego życia z Putinem właśnie tamte lata były najlepsze.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.


1 Seksot (sekretnyj sotrudnik) – tajny współpracownik

Tron we krwi. Sekrety polityki Kremla

Подняться наверх