Читать книгу Jak zabijają Rosjanie - Grzegorz Kuczyński - Страница 7

Оглавление

Nad polaną unosiła się lekka poranna mgła. Na skraju lasu wreszcie skończyła się wysoka trawa, zdążyli już zmoczyć nogawki spodni. Było ich trzech. I pies. Szczupły, przystojny blondyn, niski, przygarbiony, łysy okularnik, zupełnie nijaki szatyn, taki, którego nie pamięta się już w momencie, gdy się go zobaczy. No i kundel, całkiem duży, mający w sobie najwięcej chyba z owczarka niemieckiego.

– Na grzyby nie przyszliśmy. Może tutaj? – szatyn przystanął przy młodej sośnie. To on prowadził na smyczy zwierzę.

– Oj, jaki niecierpliwy. A mnie się tutaj podoba. Ptaszki śpiewają, pachnie ładnie. Nie to co w tym waszym Berlinie – okularnik był tu chyba najważniejszy. Niby coś tam zrzędził pod nosem, ale tak naprawdę też już nie chciało mu się dalej maszerować. Od szlabanu na leśnej drodze, gdzie zostawili samochód, kierowcę i żołnierza przydzielonego im w Karlshorst, szli już ponad kwadrans. Z lewej strony, za rzadkim szpalerem drzew, widać było taflę jeziora Müggel.

– No dobrze. Towarzyszu, przywiążcie pieska do drzewka. Chyba was nie lubi – zarechotał okularnik.

– Uważaj, Siergiej, bo może on i nieładny, ale zęby to pewnie ma ostre – blondyn odezwał się chyba po raz pierwszy, od kiedy wysiedli z samochodu. Zanim wyjechali ze specjalnego ośrodka KGB w Karlshorst, okularnik – przyleciał wczoraj z Moskwy – dał blondynowi tabletkę i dopilnował, żeby ten ją połknął i popił wodą. – A najlepiej to wstrzymajcie na chwilę oddech, kiedy będziecie to robić. Grunt, żeby tego nie wdychać.

Jechali około kwadransa na południowy wschód. Niedaleko Berlina, ale teren mocno zalesiony. Cała trójka w cywilnych ubraniach, choć każdy z nich miał oficerski stopień, co prawda tylko Siergiej oficjalnie. Kierowca i przydzielony dla ochrony żołnierz byli w mundurach. Ciemnozielonych, ale niebieskie spodnie i otoki. Cóż, nazwy się ostatnio zmieniały, a i tak wiadomo, z kim sprawa. Komitet Bezpieczeństwa Państwowego – skrót KGB – oficjalnie istniał dopiero od pół roku. Większość oficerów i tak pamiętała jeszcze NKWD.

– Zabiliście już kogoś, towarzyszu? Ale tak własnym rękami? – zaciekawił się gość z Moskwy, choć doskonale znał zawartość teczki blondyna. – No a my tu mamy dla was coś takiego, że sobie krwią rąk nie ubrudzicie. Jak to mówią, załatwić sprawę w białych rękawiczkach – znów nieprzyjemnie się zaśmiał. Z teczki wyjął coś, co przypominało kształtem cygaro lub wieczne pióro, tylko było z trzy razy dłuższe. – Trochę nad tym popracowaliśmy – nie musiał dodawać, kto i gdzie. Blondyn i Siergiej wiedzieli, że mówi o budzącym grozę, tajemniczym laboratorium w Moskwie.

– Do dzieła, Bohdan – wtrącił się Siergiej. Wraz z okularnikiem odeszli kilkanaście metrów. Blondyn pochylił się nad psem.

Kupili tego wyrośniętego szczeniaka wczoraj od jakiejś kobiety na targu. Powiedziała nawet, jak się wabi, ale nie zapamiętali. Bo i po co? Siergiej żartował, że to pewnie potomek jakiegoś esesmańskiego wilczura – widział takiego w czterdziestym piątym, gdy jako młody krasnoarmiejec zdobywał niemieckie miasta i wsie.

Teraz kundel przyjaźnie merdał ogonem, zachwycony nowymi właścicielami. Bohdan pogłaskał go lewą ręką po łbie, w prawej trzymał to coś. Psiak polizał go po dłoni. Tej lewej. Prawą Bohdan zbliżył do pyska zwierzęcia i nacisnął spust. Lekkiemu klaśnięciu towarzyszyło pojawienie się niedużej mgiełki, która otuliła psi łeb. Mężczyzna szybko wstał i odszedł w stronę towarzyszy. Nie zrobił pięciu kroków, gdy zwierzę wydało krótki skowyt i upadło. Konało jeszcze przez prawie trzy minuty – okularnik spoglądał na zegarek z sekundnikiem. W końcu znieruchomiało. Podeszli.

– Bardzo dobrze – gość z Moskwy trącił nogą martwego psa. – A teraz, towarzyszu, pakujcie – podał Siergiejowi wyjęty z teczki worek.

– Co? Zdziwieni? Przecież musimy go teraz pokroić i przebadać – rzucił, po czym ruszył w stronę jeziora. Skinął głową na Bohdana. To, co miał do powiedzenia, niekoniecznie musiał usłyszeć ich towarzysz.

– Nie martw się. Na człowieka działa dużo szybciej – najdłużej półtorej minuty.

Jak zabijają Rosjanie

Подняться наверх