Читать книгу Jak zabijają Rosjanie - Grzegorz Kuczyński - Страница 9
ОглавлениеZdrajcy zawsze źle kończą – powiedział swego czasu Władimir Putin. Było tam coś jeszcze o zdychaniu pod płotem. Prezydent Rosji komentował wpadkę siatki agentów wywiadu, tzw. nielegałów, w Stanach Zjednoczonych. Uwagę mediów przykuwała uroda „rosyjskiej Maty Hari” Anny Chapman, mniej mówiło się o przyczynie klęski Służby Wywiadu Zagranicznego. Siatkę agentów wydać miał oficer rosyjski, który zbiegł na Zachód. To jego miał na myśli wściekły Putin. Czy kiedykolwiek spełni się jego złowroga obietnica, nie wiadomo. Ale można być pewnym, że zbieg do końca życia będzie musiał obawiać się nasłanych z Moskwy agentów. Rosyjskie służby specjalne nie dość, że mają długą pamięć i mnóstwo cierpliwości, to dysponują przy tym doświadczeniem oraz arsenałem narzędzi i metod, które czynią z nich jedną z najlepiej wyspecjalizowanych w likwidacji „zdrajców” służb na świecie.
Radioaktywny pierwiastek i egzotyczna roślina. Czekan i pistolet. „Bułgarski parasol” i zwyczajny trotyl. Wachlarz narzędzi zbrodni iście imponujący. Podobnie jak lista ofiar i geograficzny zasięg zabójstw. Przez blisko sto lat służby sowieckie, a potem rosyjskie, zapisały na swoim koncie wiele spektakularnych zamachów przeprowadzanych na terytoriach innych państw. Były na tej liście brutalne mordy, jak roztrzaskanie czekanem czaszki Trockiego, ale też bardziej subtelne skrytobójstwa, jak otrucie Litwinienki. Często stosowaną metodą było i jest upozorowanie samobójstwa. To się nie zmieniło na przestrzeni wieku – bo uparte ściganie i mściwe mordowanie wrogów nawet daleko poza granicami Rosji jest jedną z cech moskiewskiego państwa. Świadomie używam przymiotnika „moskiewskie”, bo pewne rzeczy tam się nigdy nie zmieniają, czy jest to Cesarstwo Rosyjskie, Związek Sowiecki, czy Federacja Rosyjska. Dlatego zaangażowanie Kremla, mniej lub bardziej widoczne, w zabójstwa dokonywane poza granicami państwa nie jest ani niczym nowym, ani zaskakującym. A ile zagadkowych zgonów, zawałów serca, nieszczęśliwych wypadków i samobójstw było w rzeczywistości dziełem wywiadu sowieckiego, a potem rosyjskiego, nie dowiemy się, dopóki nie zostaną otwarte przepastne archiwa Łubianki.
Putin i jego służby chcą być godnymi kontynuatorami tradycji NKWD i KGB. Zachodnie służby uważnie przyglądają się wszelkim przypadkom zgonów krytyków Putina. Dotyczy to szczególnie Wielkiej Brytanii. Tutaj skupiła się polityczna emigracja rosyjska. Napromieniowanie, otrucie, atak serca, śmierć podczas joggingu, próba ulicznej egzekucji – życie rosyjskich emigrantów na Wyspach nie należy do bezpiecznych. W listopadzie 2006 zmarł były oficer FSB Aleksander Litwinienko, który został śmiertelnie napromieniowany po wypiciu herbaty naszpikowanej radioaktywnym polonem-210 podczas spotkania z kilkoma Rosjanami w centrum Londynu. W listopadzie 2007 Oleg Gordijewski, były pułkownik KGB, podwójny agent MI6, który w lipcu 1985 zbiegł do Wielkiej Brytanii, ogłosił, że został otruty. Gordijewski – za zasługi dla Królestwa odznaczony przez Elżbietę II – został zabrany karetką i w szpitalu spędził 34 godziny. Później twierdził, że został otruty talem. Borys Bieriezowski, oligarcha, uciekinier z Rosji, zmarł w swoim domu w marcu 2013 roku. Na pierwszy rzut oka było to samobójstwo, ale okoliczności były na tyle zagadkowe, że koroner nie podjął się przesądzić, czy brały w tym udział osoby trzecie. W lutym 2008 w swej rezydencji w Surrey zmarł Badri Patarkaciszwili, gruziński miliarder i partner biznesowy Bieriezowskiego. Oficjalnie uznano, że to był atak serca. Rezydencję sprawdzono jednak pod kątem obecności radiacji. Jeszcze dziwniej wygląda śmierć Aleksandra Pieriepilicznego w listopadzie 2012 roku. Ten 44-letni bankowiec, który ujawnił korupcyjne interesy Kremla, nagle upadł podczas joggingu. Oficjalnie: atak serca. Tyle że w jego organizmie wykryto ślad niezwykle rzadkiej, silnie trującej rośliny. Gareth Williams zajmował się w brytyjskim wywiadzie MI6 powiązaniami przedstawicieli rosyjskich władz z międzynarodowym handlem narkotykami. W sierpniu 2010 znaleziono jego nagie zwłoki zapakowane do walizki w mieszkaniu operacyjnym wywiadu. Śledztwo nie przesądziło, czy było to morderstwo. Były oficer wywiadu sowieckiego Borys Karpiczkow nie ma jednak wątpliwości, że Williamsa zamordowali Rosjanie.
Nie we wszystkich tych przypadkach – jak też innych, o których mowa w książce – ustalono ani tym bardziej udowodniono przed sądem, że zabójców nasłało rosyjskie państwo. Ale wszystkie ofiary łączą dwie rzeczy. Po pierwsze, wszyscy oni byli uważani przez Kreml i Łubiankę za bardzo niebezpiecznych wrogów. Po drugie, wszyscy zostali zamordowani lub zmarli w okolicznościach na tyle niejasnych, że z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć zabójstwo.
W pierwszej części książki przypominam kilka historii zamachów na życie znanych krytyków i przeciwników władz w Moskwie. Chciałem pokazać, jak różne były ofiary, jak różniły się okoliczności ich zabójstw, w jaki sposób – to jest szczególnie interesujące – reagowały na to organy ścigania w danym kraju, jakie oficjalne stanowisko zajmował Kreml, a jakie dezinformacyjne działania podejmowały media i służby. Dlatego mamy tu i współzałożyciela sowieckiego państwa – Lwa Trockiego, i lidera ukraińskich nacjonalistów, i byłego hitlerowskiego kolaboranta – Stepana Banderę. Jest bułgarski dysydent Georgi Markow – jego sprawa rzuca światło na to, jak Łubianka wspomagała wywiady satelickich państw – i islamski radykał Zelimchan Jandarbijew. I kilka postaci, które schroniły się w Wielkiej Brytanii, z Litwinienką na czele. Druga część książki omawia kilka głośnych przypadków nieudanych zamachów przeprowadzonych przez wywiad sowiecki i rosyjski lub na jego zlecenie oraz traktuje o przemyśle zbrodni: laboratoriach, gdzie pracowano i wciąż pracuje się nad truciznami. Jest wreszcie rozdział poświęcony skrytobójstwu na terytorium obcego państwa jako narzędziu polityki państwa sowieckiego i rosyjskiego.
Ta książka nie jest naukową publikacją. Ma w przystępny sposób pokazać czytelnikowi mroczną stronę współczesnego państwa rosyjskiego, a dokładniej polityki jego władz od momentu, gdy na Kremlu pojawił się Władimir Putin – były oficer wywiadu KGB, jak się okazało, entuzjasta sięgania po pewne metody i środki, charakterystyczne dla czasów sowieckich. Stąd tak długi zakres chronologiczny, niemalże sto lat. Pisząc tę książkę, korzystałem z wielu publikacji, przede wszystkim zagranicznych autorów. Niektórzy z nich, jak Wołodarski czy Mitrochin, po których prace sięgałem najczęściej, to byli oficerowie sowieckich służb. Jeśli chodzi o historie z ostatnich kilkunastu lat, skorzystałem nie tylko z literatury, artykułów prasowych i analiz ośrodków analitycznych, ale też oficjalnych dokumentów, jak choćby raportu na temat okoliczności śmierci Litwinienki.
Wywiad współczesnego państwa rosyjskiego posługuje się truciznami i innymi narzędziami zbrodni nie do likwidacji ideologicznych wrogów, jak robili to poprzednicy, NKWD i KGB, ale krytyków reżimu Putina. Jedyną rzeczą łączącą wszystkich tych ludzi jest to, że stwarzają zagrożenie dla władz. Lub przynajmniej władzom wydaje się, że tak jest. Jest to książka nie tylko o mordach, sposobie ich dokonania, o ofiarach i zabójcach. To zarazem obraz – ten mniej znany, skrywany – współczesnej Rosji oraz jej jeszcze bardziej przerażających wcześniejszych form, szczególnie tej stalinowskiej. Praktyka mordowania w imieniu państwa na obcej ziemi ludzi uznanych za wrogów ludu jest jedną z cech wspólnych państwa Putina i państwa Stalina. Tak dużo mówi się i pisze o podobieństwach tych dwóch przywódców i budowanych przez nich systemów rządów – trudno o lepszy dowód. „Może uda ci się uciszyć jednego człowieka. Ale okrzyk protestu całego świata będzie rozbrzmiewał w twoich uszach, panie Putin, do końca twojego życia” – brzmi fragment oświadczenia Litwinienki dla dziennikarzy zebranych przed szpitalem odczytany tuż po śmierci Rosjanina. Okrzyk ten nie okazał się wystarczająco mocny. Mокрыe делa (mokra robota) wciąż cieszy się na Łubiance popularnością.
Grzegorz Kuczyński