Читать книгу Cristiano Ronaldo. Biografia. - Guillem Balague - Страница 8
Rozdział 1. Madera
Mała wyspa, jakich wiele
ОглавлениеNasze życie od samego początku kształtuje się pod wpływem czterech czynników, na które nie mamy wpływu: matki, ojca, rodzeństwa oraz miejsca, gdzie przyszliśmy na świat. Co jeszcze na nie wpływa? Może nasza pasja, czyli to, co nas motywuje. Wszystko inne jest nam zbędne, stanowi jedynie element dekoracyjny. Tak, zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy się ze mną w tej kwestii zgodzą…
Gdy zastanawiamy się, co miało wpływ na życie Cristiano Ronaldo, jeszcze zanim przyszedł na świat, musimy zdecydować, komu lub czemu należy poświęcić pierwsze strony książki. Czy powinna to być matka? Rodzina? A może miejsce urodzenia? O czym należałoby napisać najpierw?
Matka Cristiano Ronaldo nazywa się Dolores Aveiro. Nadal mieszka z synem i opiekuje się jego dzieckiem jak własnym. Jest dla wnuka bardziej matką niż babką. To kobieta, która pozwoliła, by jej 12-letni syn opuścił rodzinny dom w pogoni za piłkarskim marzeniem. Być może uznała, że tak będzie najlepiej. Być może w ogóle nie widziała innej możliwości. Może kierowało nią to, co kiedyś sama przeżyła. Powszechnie uważa się, że cnoty i przywary powracają w kolejnych pokoleniach – ojciec Dolores też ją porzucił, choć zrobił to inaczej, poskąpił jej całej tej dobroci, którą ona upchnęła w walizce Cristiano, gdy ten wylatywał do Lizbony. Odnoszę wrażenie, że oba te zdarzenia łączy jakaś niewidzialna nić.
Chciałbym przez to powiedzieć, że nie da się zrozumieć Ronaldo, nie znając losów Dolores.
Zacznijmy więc może od przedstawienia miejsca, gdzie urodzili się i Dolores, i jej syn Cristiano. Miejsca, w którym dorastali i z którego ostatecznie uciekli. Ruszamy do Funchal.
Funchal to…
…stolica Madery, portugalskiej wyspy położonej na północny zachód od wybrzeży Afryki.
Porośnięta bujną zielenią wyspa, zamieszkana przez ludzi pragnących się stamtąd wyrwać oraz duchy tych, którzy z niej uciekli.
Więzienie bez drzwi.
Rozstaje dróg.
Odskocznia.
Miejsce odkryte przypadkiem.
Cofnijmy się do epoki wielkich odkryć geograficznych, czyli do początków XV stulecia. Henryk Żeglarz, infant portugalski i pierwszy książę Viseu, swobodnie poruszał się po dworze króla Portugalii. Syn, brat i wuj monarchów, mężczyzna o zmrużonych oczach i pełnym determinacji głosie, zapewnił sobie monopol na eksplorację wybrzeży Afryki. Zgromadził wokół siebie najlepszych nawigatorów i kartografów w kraju, którzy w tamtym czasie stanowili elitę światowych fachowców. Rozesłał ich na poszukiwania nowych lądów, dając im do dyspozycji trzymasztowe rejowce i niewiele więcej poza astrolabium, klepsydrą i kompasem.
Wiatry wiejące od afrykańskiego wybrzeża okazały się dla młodych kapitanów zdradliwe. João Gonçalves Zarco i Tristão Vaz Teixeira zwyczajnie zabłądzili. Mijały dni, a oni nie mogli trafić na żaden ląd, aż pewnego dnia odkryli niewielką wyspę ze złotymi piaszczystymi plażami, którą ochrzcili Porto Santo. Zbadali okoliczne wody, sporządzili mapę, po czym wrócili z wieściami o odkryciu do Portugalii.
„Dziękuję – powiedział infant Enrique. – A teraz tam wracajcie i skolonizujcie tę wyspę. Przy okazji wypatrujcie nowych lądów”.
Był rok 1419.
Wróćmy na morze. Na południe od Porto Santo odkrywcy dostrzegli sporą formację chmurową, charakterystyczną dla Madery, o czym doskonale wie każdy, kto tam był.
Każda kolejna mila morska przez nieprzemierzone dotąd wody stanowiła krok w nieznane i była naznaczona wątpliwościami i strachem. Żeglarze musieli się mierzyć z falami Atlantyku i ciężką pogodą, ale ostatecznie dotarli do zatoki Machico, bramy prowadzącej na Maderę.
Żeglarze rzucili wreszcie kotwicę u wybrzeży największej z czterech wysp wulkanicznego archipelagu, 400 kilometrów od Wysp Kanaryjskich i na tej samej szerokości geograficznej, na której znajduje się marokańska Casablanca. Małe i niezaludnione wysepki Ilhas Desertas i Selvagens zostawili sobie na potem. Dzisiaj oba te miejsca są wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Tak odkryto Maderę.
Henryk Żeglarz wysyłał tam całe – głównie rolnicze – rodziny z Algarve z zadaniem rozpoczęcia kolonizacji nowych ziem. Obecnie mieszka tam około 270 tysięcy osób.
Imperium portugalskie formalnie przestało istnieć w 1975 roku, a Madera pozostaje jedyną pamiątką po tamtym złotym okresie. Jednocześnie ma ona status odległej kuzynki, którą rodzina mieszkająca w Portugalii nie do końca akceptuje.
***
Przed moim pierwszym lotem do Funchal zatrzymałem się przejazdem w Lizbonie. Poszedłem na kolację ze znajomym do Clube de Jornalistas. Można by się spodziewać, że będzie to forum intelektualnej dyskusji i wyrażania przemyślanych poglądów. Na pewno nie, jeśli chodzi o Maderę: „Mieszkańcy Madery – dowiedzieliśmy się tam – mają dziwny akcent i w ogóle są dziwni. Zapewne słyszeliście o skandalu pedofilskim, który tam ostatnio wybuchł, a także o panującej na wyspie biedzie. To niewielka dyktatura z najdłużej urzędującym przywódcą w naszym kraju. To już nie Portugalia, to coś innego”.
A jako wyspa dla turystów?
„Dla Anglików z niższych klas” – usłyszeliśmy od mężczyzny, który chętnie dzielił się z nami takimi szczegółami, choć sam nigdy nie był na Maderze. Szybko dodał, że absolutnie się tam nie wybiera.
Wylądowawszy na malutkim lotnisku w Funchal, zwróciłem uwagę na stojący w centrum miasta pomnik Zarco. Nadal spogląda z góry na potomków rodzin z Algarve, które przed sześcioma wiekami kolonizowały tę wulkaniczną wyspę. Tak samo jak wcześniej odkrywców, tak teraz i nas przywitały nisko zawieszone chmury, gęste i zaokrąglone, dające się niemal dotknąć. Obrazek rodem z malarstwa Johna Constable’a.
Był maj, końcówka kolejnego wyczerpującego sezonu piłkarskiego, więc na Maderę leciałem w celach wypoczynkowych, ale też po to, aby porozmawiać z ludźmi powiązanymi z bohaterem mojej nowej książki. Znalazłem sobie zatem porządny hotel i wypożyczyłem samochód, choć nie do końca zdawałem sobie sprawę, jak mocnego silnika potrzebuję do pokonywania stromych miejscowych dróg, nachylonych czasem pod kątem 30 stopni.
Wyszedłem na ulice Funchal w poszukiwaniu pierwszych źródeł informacji. Dotarłem do znanego miejscowego dziennikarza, który nakreślił mi dość zaskakujący obraz Ronaldo. Stwierdził, że za każdym razem, gdy piłkarz wraca do Funchal, wydaje się jakiś obcy. Zdaniem mieszkańców Madery Cristiano zapomniał o rodzinnej wyspie i nie za bardzo interesowało go, co tam po sobie zostawił. Przypomniało mi się to, co w Liverpoolu mówią o Beatlesach: że John, Ringo, George i Paul nigdy nie czuli wdzięczności za to, co dało im miasto, w którym się wychowali.
Ale to nie wszystko. Dowiedziałem się, że Ronaldo zaczął robić interesy z jakimiś bardzo zamożnymi ludźmi, którzy próbowali go wykorzystać. Oczekiwali od niego pieniędzy, ale sami nie wywiązywali się ze swojej części umowy. Mniej więcej w tym samym czasie – jak mi powiedziano – Cristiano zaprzyjaźnił się z ekipą rządzącą wyspą, co stanowiło jeden z gwarantowanych sposobów na to, aby na wyspie o niego dbano.
Przedstawmy rzecz we właściwym kontekście. Alberto João Jardim złożył rezygnację z urzędu prezydenta Regionu Autonomicznego Madery w styczniu 2015 roku. Funkcję tę pełnił przez 37 lat. Dla jednych pozostaje doskonałym politykiem, filantropem i liderem walki o sprawy bliskie mieszkańcom Madery, a w oczach innych pozostaje po prostu przedstawicielem lokalnego establishmentu. Podczas pożegnalnego wystąpienia przed dziennikarzami powiedział: „Nie chciałem nikogo skrzywdzić, kiedy jednak ktoś zachowuje się wobec mnie nie fair, to za to płaci”.
Jardim otaczał się ludźmi mającymi więcej władzy niż zdrowego rozsądku. Zdecydowanie też należał on do osób, z którymi warto utrzymywać dobre relacje.
Na pierwszy rzut oka widać, że mieszkańcy Madery dzielą się na dwie kategorie: na tych, dla których Madera jest całym światem (jak Jardim), oraz na tych, którzy wyruszają na podbój nowych światów, choć Madera na zawsze zostaje ich domem (jak Zarco). Tak naprawdę nikt, kto urodził się na Maderze, nigdy jej na dobre nie opuszcza…
Pierwsi osadnicy zajęli się uprawą roli, zresztą drobne rolnictwo do dziś pozostaje najpopularniejszą formą aktywności gospodarczej na wyspie. Niestety ziemia nie zawsze rodziła bogate plony, a poza tym nieustannie dzielono ją na coraz mniejsze pola, ponieważ mieszkańców przybywało. Im mniej ziemi, tym trudniej z niej wyżyć. Ludzie musieli zacząć emigrować, choć z nadzieją, że któregoś dnia wrócą do domu.
Madera leży niejako u zbiegu wpływów europejskich, amerykańskich i afrykańskich. To powoduje, że duże skupiska jej byłych mieszkańców wyrastają w tak odległych miejscach, jak Republika Południowej Afryki czy Wenezuela. Większość tych ludzi szybko osiąga sukcesy w swoich zawodach niedługo po tym, jak osiedlą się na nowej dla siebie ziemi. Dotyczy to pracowników budowlanych, robotników fabrycznych, prawników czy przedsiębiorców zajmujących się hotelarstwem i gastronomią. Nie ma sensu wyjeżdżać z domu, jeśli nie ma się w planach podboju nowego terytorium. Około 750 tysięcy ludzi z całego świata szczyci się dziś tym, że pochodzi z Madery. Czyż nie tak właśnie jest w przypadku Ronaldo?
***
Podczas mojego pierwszego pobytu w ojczyźnie Cristiano miałem trochę czasu, żeby poszwendać się po miejscu, w którym się urodził, skromnej wiosce Quinta do Falcão, wbudowanej w stromą skałę i złożonej głównie z dwóch stromych ulic. Domy są tam niewielkie, w oknach suszy się pranie, stoi tam jeden sklep oraz bar z podniesionym tarasem na nierównej cementowej płycie. Rodzinny dom Cristiano został wyburzony niecałe dziesięć lat temu, a na jego miejscu miały powstać kolejne mieszkania komunalne.
Za sprawą środków z Unii Europejskiej poziom życia podniósł się zauważalnie, nie zmienia to jednak faktu, że Madera to wyspa pełna kontrastów, jeżeli chodzi o zamożność, nawet jeśli autonomiczne władze regionu usilnie starają się to ukryć. Rząd informuje oficjalnie, że poniżej progu ubóstwa żyje tylko dwa procent mieszkańców (władze nie chcą odstraszać turystów), podczas gdy organizacja charytatywna União das IPSS mówi raczej o 20 procentach. Bezrobocie jest spore, a pomoc socjalna nie dociera do wszystkich. Ponad 28 tysięcy mieszkańców wyspy korzysta z publicznego dofinansowania do zakupów żywności.
Najzamożniejsi stanowią natomiast około dziesięć procent populacji.
Na przełomie tysiącleci doszło tam do ciekawej przemiany. Od XVII wieku Madera była dość blisko związana ze Zjednoczonym Królestwem, ponieważ brytyjscy kupcy urządzili tam sobie port, z którego korzystali podczas długich atlantyckich rejsów. W okresie wojen napoleońskich na Maderze kilkakrotnie pojawiło się nawet brytyjskie wojsko, żeby zapobiec kolonizacji wyspy przez Francję. Część angielskich żołnierzy postanowiła zostać tam na stałe. Zajęli się rolnictwem i produkcją wina.
W epoce wiktoriańskiej szlachetnie urodzone Brytyjki o typowo brytyjskich nazwiskach, takich jak Blandy czy Leacock, spędzały poranki na sączeniu madery, a popołudniami popijały herbatkę na terenie swoich luksusowych posiadłości.
Koniec drugiej wojny światowej oznaczał jednocześnie koniec brytyjskich wpływów na wyspie, a tamtejszy port stracił swoje strategiczne znaczenie. Nowe pokolenia Brytyjczyków dotknął kryzys ekonomiczny, zaczęli więc wyprzedawać majątki będące w posiadaniu ich rodzin od stuleci i wrócili do Zjednoczonego Królestwa. Dzisiaj na wyspie mieszka ledwie 200 brytyjskich rezydentów, a mimo to wśród mieszkańców Madery – a nawet wśród wszystkich Portugalczyków – panuje przekonanie, że angielski styl życia jest jakiś lepszy i godny pozazdroszczenia.
Po trzech stuleciach pod rządami Brytyjczyków tradycyjną kulturę kolonialną zastąpiła jej nowa, bardziej biznesowa odmiana. Na wyspie pojawili się potomkowie portugalskich emigrantów, którzy zbili majątki w Republice Południowej Afryki lub Wenezueli. Grupa ta, złożona z takich rodzin, jak Pestana, Roque czy Berardo, wróciła na Maderę, by powiększyć majątek, rozwinąć infrastrukturę wyspy i ustabilizować jej chwiejną gospodarkę.
Ze szczytu wzgórza, na którym stoi mój hotel, widać zarówno luksusowe rezydencje, jak i wkomponowane w skałę chatki stojące na ubitej ziemi pośród walających się śmieci.
Widać też wielu starszych ludzi, na pierwszy rzut oka zmęczonych i przemieszczających się bez celu.
(...)