Читать книгу Guy Martin. Motobiografia - Guy Martin - Страница 3

Prolog
Koniec Gry

Оглавление

Właśnie wyjechałem z alei serwisowej po pit stopie. Z głową za owiewką, siłując się z 210-konną hondą fireblade na przedmieściach Douglas, stolicy wyspy Man, rozpocząłem kolejne 61-kilometrowe okrążenie na wyspie. Jeden z moich mechaników, Cammy, powiedział mi, że prowadzę, ale mam tylko sekundę przewagi. Jego głos brzmiał inaczej. Zazwyczaj jest tak spokojny, jakby odczytywał listę zakupów, ale nie tym razem. Wiedział, że możemy wygrać.

Właśnie zaczynałem trzecie okrążenie wyścigu Senior TT na wyspie Man w 2010 roku, ostatnich zawodów w trwających dwa tygodnie zmaganiach. Wyścigu, który za wszelką cenę chciałem wygrać od sześciu lat. To była moja ostatnia w tym roku szansa sięgnięcia po zwycięstwo w TT. Dawałem z siebie wszystko.

W tamtym tygodniu przegrałem już wyścig o trzy sekundy. Trzy sekundy na dystansie 241 kilometrów, w wyścigu, który trwa godzinę i 12 minut, czyli 4300 sekund. O zwycięstwie zadecydowało 0,21 procent czasu. To oczywiste, że we współczesnych wyścigach ulicznych liczy się każda sekunda.

Przejechałem przez Bray Hill z pełnym zbiornikiem paliwa i nową tylną oponą. 24 litry benzyny bezołowiowej sprawiają, że zatankowany pod korek motocykl prowadzi się inaczej niż podczas jazdy na oparach, ale wiem, jak sobie z tym poradzić. Pięć kilometrów od alei serwisowej dojeżdżam do Ballagarey. To jeden z tych zakrętów, które sprawiają, że ścigam się po drogach. Łuk dla prawdziwych facetów. Skręcasz w prawo, jadąc ponad 270 km/h, zwieszasz się z motocykla i patrzysz najdalej przed siebie jak to możliwe, czyli w tym przypadku niedaleko. Jak wiele łuków na wyspie Man i na innych torach, w których się specjalizuję, to tak zwany ślepy zakręt. Kiedy w niego wjeżdżasz, nie widzisz, co znajduje się na wyjściu.

Przejeżdżałem przez Ballagarey setki razy na pełnym gazie, ale tym razem coś się wydarzyło. Przednia opona straciła przyczepność i wpadła w uślizg. To początek wypadku. Nic nietypowego. Kiedy walczę o zwycięstwa, regularnie ratuję się z takich uślizgów. W najszybszych zakrętach motocykl zawsze znajduje się na krawędzi przyczepności i upadku, trzymając się drogi wystarczająco, by jechać w odpowiednim kierunku. Nieco przyspieszysz i przednia opona krzyczy: „Dość!”. Nieco zwolnisz i już nie liczysz się w walce o zwycięstwo.

Podczas gdy przednia opona ślizgała się po asfalcie, ja starałem się uratować sytuację. Myślałem: „Mam to, mam to, mam to, mam to, mam to…”. Czasami udaje mi się poradzić sobie z uślizgami przedniej opony, kiedy motocykl jest w tak dużym złożeniu, że opona traci przyczepność. Możesz ratować się kolanem lub dodać trochę gazu, aby ponownie złapać przyczepność. Jedno jest pewne. Nie możesz wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, jak mocne wciśnięcie hamulca, ani panikować, bo właśnie wtedy spadasz z motocykla.

Myślałem o tym wszystkim, kiedy maszyna ślizgała się w stronę kamiennej ściany, która otaczała zewnętrzną tego łuku, a ja coraz bardziej traciłem nad nią kontrolę. Wtedy w mojej głowie pojawiła się myśl: „To już koniec”. Przy takich prędkościach, w takich zakrętach, nie zeskakujesz z motocykla, tylko po prostu go puszczasz. Zwieszałem się z hondy CBR1000RR, jak to tylko było możliwe, a nawet bardziej. Puściłem kierownicę i sunąłem wzdłuż drogi. Nie myślałem: „To będzie bolało”, tylko: „Co będzie, to będzie”.

Guy Martin. Motobiografia

Подняться наверх