Читать книгу Celestyna - Halina Teresa Godecka - Страница 7

Rozdział III

Оглавление

∼ ∼ ∼

Tego poranka pannom z pensji wydawało się, że już całe miasto mówiło tylko o kurach i ich leśnych przygodach. Przełożona pensji odesłała wszystkich winowajców z lekcji. W salonie czekały już siostry Wolf.

– Moje panny, oświadczamy wam z całą stanowczością, że zamierzamy przeprowadzić szczegółowe śledztwo, żeby ustalić, co tu się działo pod naszą nieobecność i kto jest temu wszystkiemu winien!

Rezultatem przesłuchań było natychmiastowe wyrzucenie Celestyny z pensji, i to nie za zagubienie się w lesie i nocny powrót, lecz za nakarmienie kur ciastem drożdżowym, w efekcie czego wszystkie zdechły, bo to był jej pomysł. Na koniec śledztwa panny Wolf w emocjonalnym przemówieniu do pensjonariuszek powiedziały:

– To niewyobrażalne, co się stało. Dotąd nigdy nikomu nie dałyśmy powodu, by o nas mówiono na mieście, a zwłaszcza żeby to byli profesorowie. Taki wstyd, taki wstyd i taka strata! Jesteś temu winna, Celestyno, i szkoda, że taka rozsądna panna nie wiedziała, że kurom nie podaje się ciepłego ciasta drożdżowego, bo go nie strawią i się uduszą. Postanowiłyśmy wystąpić do pani przełożonej o usuniecie cię ze szkoły, bo twój przykład może bardzo źle wpłynąć na resztę uczennic.

Celestyna nie zareagowała na przemówienie sióstr Wolf, bo po prostu nie rozumiała, o co chodzi i dlaczego wyrzucają ją z pensji za kury, a nie za nocną eskapadę. W sąsiedztwie sprawy też nie wyglądały dobrze. Przeprowadzono śledztwo i los Celestyny podzielił Kamil, a powodem wyrzucenia go z pensji również była gwałtowna śmierć kur.

Wyrzucenie Kamila było dla niego wstydem i hańbą ze względu na dwa „t”. Czuł się upokorzony przez kury, co oczywiście przez dłuższy czas tłumaczył Celestynie w altance. Celestyna poszła wieczorem do kucharki, żeby ta wytłumaczyła jej, na czym polegało jej kurze przestępstwo, bo przecież intencje miała jak najlepsze. Kucharka powiedziała, że kur nie karmi się drożdżami, a zwłaszcza ciepłym ciastem drożdżowym. Ich żołądki nie są bowiem przystosowane do takiego pożywienia i kury zdychają z powodu niestrawności.

– Swoją drogą, to ciekawa jestem, kto na ciebie doniósł pannom Wolf – powiedziała nieco zaskoczona wymierzoną karą, bo dzisiaj nie wiedzieć czemu kilkoro rodziców jakoś nieco dziwnym trafem przysłało pannom Wolf masło, jajka i pisklaki.

W tej sytuacji nikogo innego nawet nie dało się już ukarać. Kury wyhodowane od piskląt były wielką dumą sióstr. Celestyna nadal nie mogła zrozumieć, dlaczego nikt nie chciał wziąć pod uwagę jej dobrych intencji pogodzenia zwaśnionych sąsiadów.

Ojciec przyjechał po Celestynę niemal natychmiast po otrzymaniu telegramu wysłanego przez panią przełożoną. Wcale nie był zły. Gniewał się tylko na panny Wolf, że zamiast karać za sprawy poważne, gdzie powierzonym im dzieciom groziło niebezpieczeństwo w lesie, uczepiły się kur i jako dramat potraktowały zwykłą nieprzemyślaną psotę, wiedzioną dobrymi chęciami. Pan Balicz ucieszył się właściwie z powrotu córki do domu, bo bardzo już za nią tęsknił. Celestynie też brakowało ojca i rodzinnego miasteczka, dlatego całej sytuacji nie potraktowała jako nieodwracalnego dramatu.

Wchodząc do domu, Celestyna zobaczyła piękne bukiety letnich kwiatów. W salonie na stole stał wielki czekoladowy tort. Była tym przyjęciem tak wzruszona, że rozpłakała się z radości i zapomniała o doznanym upokorzeniu. W domu niewiele się zmieniło. Zamiast starej kucharki była nowa, bardzo ładna, ale strasznie gruba. Na imię miała Regina. Po kolacji, kiedy panna Regina wyszła, a Tadzik był jeszcze w biurze i coś robił, pan Wojciech Balicz poszedł do pokoju córki, usiadł obok niej i zaczął rozmowę jak z dorosłą damą o tym, co w domu nowego.

– Wiesz, Regina jest już czwartą kucharką od czasu, kiedy wyjechałaś z domu. Byłbym bardzo szczęśliwy, gdybyś to ty zajęła się naszym domem, ale…

Wzruszony przerwał, mocno objął córkę i przytulił ją, a potem długo jej się przyglądał, gładząc jej piękne rude włosy.

– Wyrosłaś na piękną i elegancką pannę. Nie mogę pozwolić, żebyś zgnuśniała w naszym miasteczku i zgorzkniała wyszła za mąż za pierwszego lepszego pretendenta. Pojedziemy do Krynicy, żebyś tam poznała wielu ludzi i może jakąś dobrą partię do zamążpójścia, a jak nie, to możesz się dalej uczyć czego tylko będziesz chciała. Wiesz, do kogo jesteś podobna, Celuniu? – zapytał. – Matki nie przypominasz. Miała niebrzydką twarz, ale pięknością nie była. Ode mnie też nie mogłaś odziedziczyć urody. Myślę jednak, że jak poprosisz ciotkę Filomenę, to pokaże ci portret twojej prababki Klary Balicz. Z pewnością znajdzie gdzieś pudełko ze zdjęciami na strychu. Sama wówczas zobaczysz, że jesteś do niej bardzo podobna. Twoja prababka była Francuzką i miała bardzo ciekawą, a nawet powiedziałbym, pikantną urodę.

– Co to jest pikantna uroda, ojcze?– zapytała Celestyna.

Ojciec się roześmiał.

– Nie mogę ci tego wytłumaczyć tak konkretnie, kochanie. Pikantna uroda to taka, która podoba się panom. Teraz już wiesz?

– Tak, tak, postaram się zapamiętać – odpowiedziała, niewiele jednak rozumiejąc.

W kilka dni potem ojciec zapisał Celestynę do miejscowej szkoły, żeby dokończyła naukę. Dzięki temu nie siedziała w domu, miała zajęcie, a i sama twierdziła, że poziom nauki był w jej miasteczku wyższy niż na pensji w Tarnowie. Na lekcje śpiewu w kościele mogła chodzić raz w tygodniu. Uważała, że wówczas śpiewa tam tylko dla siebie i dla Boga. Nie wiedziała bowiem, że czasami miała po kilku przypadkowych słuchaczy, zwabionych do kościoła jej śpiewem. Pewnego dnia na rynku zobaczyła Kamila Ottowskiego. Stanęła jak wryta, ale spotkanie bardzo ją ucieszyło.

– Oczom swoim nie wierzę! Co ty robisz w takim małym miasteczku? – spytała, witając się z przyjacielem.

– Wyobraź sobie, że przysłali mnie tutaj, żebym skończył szkołę. Mieszka tu kuzynka matki, to jakaś dalsza rodzina. Ciotka jest bardzo miła, chociaż czasami dziwnie się do mnie odnosi, tak zbyt chyba poufale. Ale wyobraź sobie, że moim opiekunem i nauczycielem jest doktor Włodarski, który wykładał na Uniwersytecie Jagiellońskim. Wiesz, Celu, denerwuje mnie, że muszę utrzymywać tutaj stosunki z osobami nader pospolitymi. Zupełnie nie pasuję do tutejszego środowiska. Niestety, mama zdecydowała, że tu przyjadę, no i jestem. Swoją drogą, zupełnie nie pamiętałem, że to ty tutaj mieszkasz. Cieszę się, że będę blisko ciebie i już nie czuję się tak podle – powiedział Kamil.

– Kamilu, nie marudź. Cieszę się, że jakimś nadzwyczajnym zbiegiem okoliczności znalazłeś się tutaj. Widać tak miało być. Musimy się teraz częściej widywać, bo ja tu po tylu latach w Tarnowie nie mam żadnych koleżanek, nie mówiąc już o przyjaciółkach. Powiedz mi, jak u ciebie w domu zareagowano na tę kurzą aferę?

– Matka była bardzo zła. Mówiła, że jestem nieodpowiedzialny, że zachowuję się jak syn pachołka, a nie dobrze urodzony młodzieniec i spadkobierca. Wysłała mnie tutaj ze względu na opiekę i pomoc w nauce doktora Włodarskiego. Mama bardzo liczy, że zdam wszystkie egzaminy i skończę szkołę, a potem w Krakowie pójdę na studia. Powiem ci szczerze, że mnie się studiować nie bardzo chce „coś”, tylko medycynę, ale sam pobyt w Krakowie jest kuszący. A ty co zamierzasz?

– Kamilu, ja chciałabym skończyć szkołę i chętnie bym pojechała na studia do Krakowa, ale nie wiem, czy to będzie możliwe. Ojciec chciałby, żebym zamieszkała razem z nim, prowadziła jego biuro i doglądała domu, choć nie zabronił mi się dalej uczyć. Tak w każdym razie mówił. Zamierza jednak zabrać mnie do Krynicy, żebym tam poznała więcej osób, a może i jakiegoś kandydata przyszłościowo do ręki...

– No, no! Widzę, że twój ojciec chce ci zapewnić wygodną i stabilną przyszłość. Jedź, jedź do Krynicy, tam na pewno znajdziesz jakąś godną twojego tatusia partię! Daj spokój, Celestyno, dzisiaj panna z takimi ambicjami nie szuka męża w kurorcie, już szybciej za granicą.

Celestyna z pobłażliwością słuchała wywodów Kamila, śmiejąc się w duchu z jego wielkopańskiego zadęcia. Na koniec Kamil obiecał, że przyjdzie do niej na herbatę w piątek, to może jakoś sobie ułożą to nowe życie w małym miasteczku. Celestyna wróciła do domu w doskonałym humorze, cichutko podśpiewując pod nosem, bo bardzo się ucieszyła, że Kamil będzie znowu jej najlepszym przyjacielem. W domu czuła się tak, jakby nigdy z niego nie wyjeżdżała. Z nową pomocą kucharki, Reginą, była w bardzo dobrych stosunkach; były dla siebie miłe i uprzejme, chociaż Celestyna nie znosiła ludzi, którzy ciągle jedli. Nie mogła uwierzyć, że kucharka mogła tyle zjeść na obiad. Nigdy nie widziała tak wielkich porcji. Najpierw na głęboki talerz do zupy Regina nakładała sobie górę ziemniaków, a na to kawał mięsa i osobny talerz na jarzynę. Celestyna sama lubiła ziemniaki, ale żeby ich jeść aż tyle? Gdzie się to w człowieku może pomieścić? W przerwach między posiłkami Regina wyciągała zawsze jeszcze coś do przegryzienia z kieszeni fartucha. Nie do wytrzymania!

Zbliżały się kolejne urodziny Celestyny. Była już prawie dorosłą panną, kończyła szesnaście lat. Ojciec postanowił zaprosić z tej okazji całą rodzinę, która też miała się zastanowić, jaką drogę powinna obrać w życiu Celestyna. Czy ma zostać w domu, czy uczyć się na nauczycielkę, czy wreszcie może wybrać jakąś inną, własną drogę? Co do jej samodzielnych wyborów było sporo wątpliwości po kurzej aferze w Tarnowie. Nikt z rodziny jednak nie wiedział, jak pięknie potrafi śpiewać, bo nikt nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że mogłaby zostać artystką. To nie przystoi panience z dobrego domu na początku dwudziestego wieku. Zresztą ona sama, nie zdając sobie sprawy z piękna swojego głosu, traktowała naukę śpiewu jako hobby i wypełnienie wolnego czasu.

Na prośbę ojca nie poruszano tematu przyszłości jubilatki, krewni chcieli jakoś szczególnie uczcić jej urodziny. Wszyscy udali się do kościoła na zamówioną przez ojca mszę w intencji Celestyny. Była to piękna uroczystość. Proboszcz mówił specjalnie do niej. Siedziała jak we śnie i zdawało się jej, że melodia organów podnosi jej duszę i niesie do jakiegoś innego świata. Była głęboko wzruszona, jak nigdy dotąd. Ojciec też miał łzy w oczach, kiedy obejmował ją i całował po skończonej uroczystości. Wszyscy cieszyli się i składali dziewczynie życzenia. Celestyna samej sobie wydawała się w tym dniu niezwykła, jakby była najważniejszą osobą w miasteczku. Dotychczas nigdy tego nie czuła w dniu swoich urodzin, bo też nigdy nie przyjeżdżała z takiej okazji cała rodzina, a ojciec nie zamawiał mszy w jej intencji.

Uroczysty obiad podano w salonie, który był używany jako jadalnia tylko w wyjątkowych przypadkach. Wielkie ciemne dębowe kredensy i potężny rozkładany stół z wysokimi krzesłami i skórzanymi siedzeniami robiły od razu poważne wrażenie. Zwykle jednak w salonie siadało się w dwóch głębokich skórzanych fotelach przy niewielkim okrągłym stoliku pod oknem obok rozłożystego kwietnika z paprociami. Na ten dzień ojciec wynajął kucharkę i lokaja do pomocy i sprawnej obsługi gości. Celestyna dostała dużo ładnych prezentów. Od ojca złoty łańcuszek, maleńki zegarek i jeszcze pierścionek z brylancikiem. Od ciotki Filomeny bransoletę starej jubilerskiej roboty, będącą rodzinną pamiątką, i broszkę. Od wujostwa dużo książek. Na popołudniową herbatę przyszedł Kamil i przyniósł jej bukiecik maleńkich fiołków. Wielki chłop z takim malutkim bukiecikiem wyglądał dziwnie i rozczulająco. Celestyna nigdy tego widoku nie zapomniała. Kamil przyniósł jej też książkę o podróżach i przygodach. To był wspaniały dzień. Przeglądając z Kamilem jeszcze raz swoje prezenty, usłyszała, jak ciotka Filomena dość głośno rozmawiała z jedną z ciotek.

– Wiesz, moja droga, chciałabym, żeby Wojciech wziął sobie nareszcie jakąś dobrą, pracowitą żonę – mówiła ciotka Filomena. – Byłoby to dobre dla niego, Celestyny i dla nas wszystkich.

Krewna, do której zwracała się ciotka Filomena, czerwona na twarzy, westchnęła i powiedziała:

– Tak, tak, byłoby dobrze, bo to niesłychany skandal dla całej rodziny… Moja biedna siostra przewróciłaby się w grobie, gdyby wiedziała… – I w tym momencie obie się zorientowały, że Celestyna je słyszy.

Przeszły pospiesznie do biblioteki. Kamil wkrótce pożegnał się szarmancko i wyszedł. Wracając, usłyszała w salonie rozmowy. Z ich fragmentów wywnioskowała, że ciotki znowuż wałkowały sprawę wyrzucenia jej z pensji, no bo co jeszcze mogło je tak oburzać? Celestynie zrobiło się przykro. Uważała, że to nieładnie z ich strony, że w dniu jej urodzin wywlekały jeszcze tę sprawę. Ale żeby z tego powodu ojciec miał się ponownie żenić, wydawało jej się śmieszne. Gdy już cała rodzina odjechała, przyszedł Tadzik z biura.

– Ja też chcę ci złożyć najlepsze życzenia, piękna panno – mówiąc to, przyciągnął ją do siebie ramieniem, mocno całując w usta.

Celestyna zmieszała się, bo nie była już małą dziewczynką, którą Tadzik bezkarnie mógł całować i obściskiwać. Odepchnęła go lekko i poszła do swojego pokoju, zabierając prezenty i kwiatki od Kamila. Długo jeszcze wieczorem przymierzała i oglądała biżuterię, którą dostała. Była nią zachwycona i uznała za swoje najcenniejsze klejnoty, których nigdy nikomu nie odda. Czuła się jak prawdziwa księżniczka.

Celestyna

Подняться наверх