Читать книгу Tatuażysta z Auschwitz - Heather Morris - Страница 7

3
CZERWIEC 1942

Оглавление

Lale budzi się powoli, desperacko chwytając umykające ślady snu, który przywołał uśmiech na jego twarz. Jeszcze chwilę, pozwól mi zostać jeszcze chociaż jedną chwilę, proszę…

Lale lubi poznawać ludzi, ale jest najszczęśliwszy, kiedy poznaje kobiety. Uważa, że wszystkie są piękne, niezależnie od wieku, wyglądu czy tego, co na sobie mają. Ulubiony moment w jego codziennym grafiku to chwila, kiedy przechodzi przez dział damski, gdzie pracuje. To wtedy flirtuje z młodymi i nieco starszymi kobietami za ladą.

Lale słyszy, że drzwi do sklepu się otwierają. Podnosi wzrok i widzi, jak do środka wbiega kobieta. Idący za nią dwaj słowaccy żołnierze zatrzymują się na progu. Lale pospiesznie podchodzi i uśmiecha się do niej.

– Proszę się nie obawiać – mówi. – Ze mną będzie pani bezpieczna.

Kobieta podaje mu rękę, a on prowadzi ją w stronę lady zastawionej butelkami wyszukanych perfum. Lale przygląda się kilku, po czym wybiera jedną i podaje ją nieznajomej. Ta odsłania szyję w żartobliwym geście. Lale spryskuje ją perfumami najpierw z jednej, potem drugiej strony. Kiedy kobieta odwraca głowę, ich oczy się spotykają. Wyciąga oba nadgarstki, na których wkrótce ląduje kolejna porcja perfum. Kobieta podnosi jedną rękę do nosa, przymyka oczy i wciąga zapach. Potem podsuwa ten sam nadgarstek Lalemu, który ujmuje go delikatnie, zbliża do twarzy, pochyla się i wdycha obezwładniającą mieszankę perfum i młodości.

– O tak, to właśnie zapach dla pani – mówi.

– Wezmę go.

Lale podaje buteleczkę sprzedawczyni, a ta owija ją w papier.

– Czy mógłbym pani służyć czymś jeszcze? – pyta Lale.

Przesuwają mu się przed oczami twarze uśmiechniętych, roztańczonych kobiet, żyjących pełnią życia. Oto trzyma pod rękę kobietę, którą poznał w dziale damskim. We śnie czas pędzi do przodu. Lale i jego dama wchodzą do ekskluzywnej restauracji, skąpanej w dyskretnym świetle filigranowych kinkietów. Na przykrytych ciężkimi obrusami z żakardu stołach zapalono świece. Na ścianach tańczą wielobarwne światełka odbijające się od bogatej biżuterii klientek. Odgłos srebrnych sztućców stukających o porcelanową zastawę tłumi dyskretny akompaniament kwartetu smyczkowego, który gra w rogu sali. Konsjerż wita Lalego uprzejmie i odbiera płaszcz jego towarzyszki, a następnie wskazuje obojgu ich stolik. Kiedy siadają, maître d’hôtel prezentuje Lalemu butelkę wina. Nie odrywając wzroku od towarzyszki, Lale skinieniem głowy daje znak, że akceptuje propozycję, butelka zostaje otwarta, a wino nalane. Lale i jego dama po omacku sięgają po kieliszki. Patrząc sobie cały czas głęboko w oczy, podnoszą wino do ust. We śnie czas znowu przeskakuje do przodu. Lale czuje, że lada moment się obudzi. Nie. Teraz przerzuca ubrania, wybiera garnitur, koszulę, przymierza krawaty, aż w końcu znajduje taki, który pasuje, i zawiązuje go w idealny węzeł. Zakłada wypastowane do połysku buty. Na stoliku obok łóżka leżą klucze i portfel, podnosi je i wrzuca do kieszeni, a następnie pochyla się nad śpiącą towarzyszką, odgarnia jej z twarzy niesforny kosmyk włosów i całuje delikatnie w czoło. Kobieta budzi się i uśmiecha. Niskim, ciepłym głosem mówi „wieczorem…”.

Dźwięk wystrzałów na zewnątrz wyrywa Lalego ze snu. Towarzysze z jego pryczy także się przebudzili i próbują ustalić źródło zagrożenia. Lale, który ma jeszcze w pamięci ciepły dotyk kobiecego ciała, wstaje powoli, więc jest ostatni w kolejce na apel. Dostaje kuksańca od więźnia obok, kiedy nie reaguje na swój numer.

– Coś nie tak?

– Nie, nic… Wszystko. To miejsce.

– Jest dokładnie takie samo jak wczoraj. I jutro też będzie dokładnie takie samo. Sam mnie tego nauczyłeś. Coś się zmieniło?

– Masz rację, wszystko jest takie samo. Tylko że… Śniła mi się dziewczyna, którą kiedyś znałem, w innym życiu.

– Jak miała na imię?

– Nie pamiętam. To bez znaczenia.

– Czyli nie byłeś w niej zakochany?

– Kochałem je wszystkie, ale żadna nie zdobyła mojego serca. Rozumiesz, co próbuję powiedzieć?

– Nie bardzo. Ja, jakbym pokochał jedną dziewczynę, tobym spędził z nią resztę życia.

Od wielu dni pada, ale dzisiejszego ranka lekkie promienie słońca rozjaśniają ponury obóz Birkenau. Lale i Pepan przygotowują warsztat pracy. Mają dwa stoliki, butelki z tuszem i spory zapas igieł.

– Przygotuj się, Lale, zaraz tu będą.

Lale podnosi wzrok i zamiera, widząc dziesiątki młodych kobiet pędzonych w ich stronę. Wiedział, że w Auschwitz są dziewczęta, ale nie tu, nie w Birkenau, w tym najgorszym z piekielnych kręgów.

– Dzisiaj dla odmiany coś innego, Lale. Przenieśli tu część dziewcząt z Auschwitz i niektórym trzeba poprawić numery.

– Co takiego?

– Ich numery były robione pieczątką, która się nie sprawdziła. Trzeba je zrobić porządnie. Nie ma czasu na podziwianie, Lale, po prostu rób, co do ciebie należy.

– Nie mogę.

– Rób, co do ciebie należy, Lale. Nie odzywaj się do nich ani słowem. Nie rób żadnych głupot.

Oczy Lalego zachodzą mgłą.

– Nie mogę. Proszę cię, Pepan, nie możemy tego zrobić.

– Właśnie, że możesz. Musisz, Lale. Jeśli nie ty, to ktoś inny cię zastąpi, i całe moje ratowanie cię pójdzie na marne. Po prostu rób, co do ciebie należy.

Pepan twardo patrzy mu w oczy. Lalego ogarnia groza. Pepan ma rację. Jeśli nie będzie przestrzegał zasad, czeka go śmierć.

Lale zabiera się do tego, „co do niego należy”. Lale stara się nie podnosić wzroku. Sięga po skrawek papieru, który ktoś mu podaje. Musi nanieść te pięć cyfr na skórę trzymającej kartkę dziewczyny. Widać na niej poprzedni numer, ale wyblakły. Wbija igłę w jej lewe przedramię i kreśli trójkę najdelikatniej, jak potrafi. Pojawia się krew. Niestety igła weszła zbyt płytko i Lale musi powtórzyć czynność. Dziewczyna nawet nie drgnie, chociaż Lale wie, że sprawia jej ból. Ktoś musiał je ostrzec – nic nie mówić, nie ruszać się. Lale wyciera krew i barwi rankę zielonym tuszem.

– Pospiesz się! – mówi cicho Pepan.

Za długo to trwa. Tatuowanie mężczyzn to jedno, ale profanacja ciał młodych kobiet to dla Lalego makabra. Zerka w górę i widzi mężczyznę w białym kitlu, który kroczy niespiesznie wzdłuż ustawionych w rzędzie dziewcząt. Co jakiś czas zatrzymuje się i przygląda twarzy i sylwetce przerażonej kobiety. W końcu podchodzi do dziewczyny, której ramię Lale trzyma w delikatnym uścisku, chwyta ją za twarz i obraca to w jedną, to w drugą stronę. Lale zagląda w jej przerażone oczy. Jej usta drgają, jeszcze chwila i się odezwie. Lale mocno ściska jej ramię, żeby ją powstrzymać. Ucisza ją niemym gestem. Mężczyzna w białym kitlu puszcza jej twarz i oddala się.

– Bardzo dobrze – szepcze Lale i bierze się do tatuowania pozostałych czterech cyfr – 4 9 0 2. Kiedy kończy, przez moment trzyma ramię dziewczyny w dłoni i spogląda na nią. Zmusza się do nieśmiałego uśmiechu. Ona odpowiada jeszcze bardziej nieśmiało, ale oczy jej błyszczą. Kiedy Lale w nie zagląda, czuje, jak serce zatrzymuje mu się na chwilę, po czym zaczyna bić mocno, jakby po raz pierwszy w życiu, niemal wyrywając mu się z piersi. Z trudem odrywa wzrok od jej oczu i wbija go w ziemię. Ktoś podsuwa mu kolejny kawałek papieru.

– Pospiesz się, Lale – napomina go znowu Pepan.

Kiedy podnosi wzrok, jej już nie ma.

Kilka tygodni później Lale przychodzi do pracy jak co dzień. Stolik i narzędzia są już przygotowane, rozgląda się więc niespokojnie, szukając Pepana. W jego stronę zmierza spora grupa mężczyzn. Ze ściśniętym sercem zauważa, że jest wśród nich Oberscharführer Houstek w asyście młodego esesmana. Lale skłania głowę i przypomina sobie, co powiedział Pepan: „Nie lekceważ go”.

– Dzisiaj będziesz pracował w pojedynkę – mamrocze Houstek.

Niemiec odwraca się i już ma odejść, kiedy Lale pyta cicho:

– Gdzie jest Pepan?

Houstek zatrzymuje się w pół kroku, zwraca ku niemu twarz i mierzy go twardym spojrzeniem. Serce Lalego ściska się jeszcze bardziej.

– Teraz ty jesteś Tätowierer. – Houstek odwraca się do towarzyszącego mu esesmana. – A ty za niego ręczysz.

Houstek oddala się, a młody wartownik podnosi karabin na ramię i wymierza go w Lalego, który odpowiada mu spojrzeniem. Zagląda głęboko w czarne oczy cherlawego dzieciaka o twarzy wykrzywionej okrutnym grymasem. W końcu opuszcza wzrok. Pepan, mówiłeś, że dzięki tej pracy uratuję własne życie. Ale co się stało z tobą?

– Wygląda na to, że mój los jest w twoich rękach – warczy esesman. – Co ty na to?

– Postaram się pana nie zawieść.

– Postarasz się? To nie wystarczy, że się postarasz. Nie zawiedziesz mnie.

– Tak jest.

– Z którego jesteś bloku?

– Numer siedem.

– Jak tu skończysz, pokażę ci twój nowy pokój na nowym bloku. Od dzisiaj tam będziesz mieszkać.

– Na moim starym bloku jest mi dobrze, proszę pana.

– Głupi jesteś. Jesteś teraz Tätowierer, będziesz potrzebować ochrony. Teraz pracujesz dla Wydziału Politycznego SS, cholera, może to ja powinienem się ciebie bać. – Bezczelny uśmieszek powraca na twarz esesmana.

Lale przetrwał do tej pory, postanawia więc sprawdzić, na ile starczy mu szczęścia.

– Cały proces szedłby znacznie szybciej, gdybym miał asystenta.

Esesman robi krok w stronę Lalego, mierzy go pełnym pogardy wzrokiem.

– Co takiego?

– Gdyby znalazł mi pan kogoś do pomocy, szłoby to szybciej i pana szef byłby zadowolony.

Esesman odwraca się na pięcie, jak gdyby to Houstek wydał mu polecenie, i kroczy wzdłuż szeregu młodych mężczyzn w kolejce po numer; wszyscy poza jednym mają opuszczone głowy. Lale obawia się o los tego, który patrzy funkcjonariuszowi w oczy, ale ku jego zdumieniu to właśnie tego człowieka Niemiec wywleka z szeregu za ramię i prowadzi w stronę Lalego.

– To twój asystent. Zaczniesz od niego.

Lale bierze z rąk młodego mężczyzny papier i szybko nanosi tatuaż na jego przedramię.

– Jak się nazywasz? – pyta.

– Leon.

– Ja jestem Lale, Tätowierer – mówi, a jego głos brzmi tak samo pewnie jak głos Pepana. – Stań koło mnie i patrz, co robię. Od jutra zaczniesz pracować ze mną jako mój asystent. To ci może uratować życie.

Kiedy słońce chowa się za horyzontem, ostatni więzień otrzymuje tatuaż i odchodzi na wyznaczony mu blok. Strażnik Lalego, który, jak się okazało, nazywa się Baretzki, przez cały czas nie oddalił się bardziej niż na kilka metrów. Teraz idzie w stronę Lalego i jego nowego asystenta.

– Zabierz go na swój blok, a potem tu wracaj.

Lale pospiesznie prowadzi Leona na Blok 7.

– Jutro rano czekaj przed blokiem, aż po ciebie przyjdę. Jeśli kapo będzie chciał wiedzieć, dlaczego nie idziesz z innymi na budowę, powiesz mu, że teraz pracujesz dla Tätowierera.

Kiedy Lale wraca na stanowisko pracy, widzi, że jego narzędzia są spakowane do torby, a stolik złożony. Baretzki czeka na niego.

– Zabierzesz to ze sobą do pokoju. Codziennie rano zgłosisz się w budynku administracji po materiały i instrukcje, gdzie masz tego dnia pracować.

– Czy mogę prosić o dodatkowe materiały i stolik dla Leona?

– Dla kogo?

– Mojego asystenta.

– Poprosisz w administracji, wszystko ci tam dadzą.

Część obozu, do której Baretzki prowadzi Lalego, jest ciągle jeszcze w budowie. Wiele budynków czeka na wykończenie, a dziwna cisza sprawia, że po plecach Lalego przebiega dreszcz. Jeden z nowych bloków jest gotowy. Esesman pokazuje mu pojedynczy pokój zaraz za drzwiami wejściowymi.

– Tu będziesz spać – mówi Baretzki.

Lale kładzie torbę z narzędziami na twardej podłodze i rozgląda się po niewielkim, odizolowanym pomieszczeniu. Już tęskni za znajomymi z Bloku 7.

Następnie idzie za Baretzkim i dowiaduje się, że od teraz będzie jadł posiłki w pobliżu budynku administracji. Jako Tätowierer jest uprawniony do dodatkowych przydziałów. Idą tam, gdzie wydawany jest obiad, a Baretzki wyjaśnia:

– Chcemy, żeby nasi pracownicy mieli siłę. – Gestem zachęca Lalego do zajęcia miejsca w kolejce. – Dalej, korzystaj, ile wlezie.

Baretzki oddala się w swoją stronę, a Lale dostaje łyżkę cienkiej zupy i kawałek chleba. Połyka szybko jedno i drugie i już ma odejść, kiedy dobiega go czyjś drżący głos.

– Możesz dostać dokładkę, jeśli chcesz.

Lale bierze drugą porcję chleba i przygląda się więźniom wokół; jedzą w ciszy, bez żadnych, nawet zdawkowych rozmów, wymieniają tylko podejrzliwe spojrzenia. Strach i nieufność wiszą w powietrzu. Lale chowa kawałek chleba w rękawie i idzie na swój dawny rewir, Blok 7. Przy wejściu wita skinieniem głowy kapo, do którego najwyraźniej dotarło, że Lale już mu nie podlega. Wchodząc do środka, Lale odpowiada na pozdrowienia mężczyzn, z którymi dzielił blok, strach i marzenia o innym życiu. Kiedy dociera do swojej dawnej pryczy, znajduje tam Leona, siedzącego z nogami przewieszonymi przez krawędź. Lale zagląda w twarz młodego człowieka. Błękitne oczy patrzą z ujmującą łagodnością i szczerością.

– Wyjdź ze mną na chwilę na zewnątrz.

Leon zeskakuje z pryczy i idzie za nim. Wszystkie oczy są w nich wpatrzone. Za rogiem Lale wyciąga kawałek stęchłego chleba z rękawa i podaje Leonowi, który natychmiast go pochłania. Dopiero kiedy zniknie ostatni kęs, Leon przypomina sobie, żeby podziękować.

– Pewnie nie było cię na kolacji. Dostaję teraz dodatkowy przydział. Postaram się podzielić z tobą i resztą, jak tylko będę mógł. Teraz wracaj do środka. Powiedz im, że cię tu wyciągnąłem, żeby cię za coś objechać. I nie zwracaj na siebie uwagi. Zobaczymy się rano.

– Nie chcesz, żeby wiedzieli, że dostajesz dodatkowy przydział?

– Nie. Zobaczymy, co będzie. Wszystkim naraz nie dam rady pomóc, a zresztą niepotrzebny im dodatkowy powód do przepychanek.

Lale z mieszaniną uczuć, których nie potrafi nazwać, patrzy, jak Leon wraca na jego stary blok. Czy skoro teraz mam te przywileje, powinienem się czegoś obawiać? Dlaczego jest mi tak smutno stąd odchodzić, skoro nie dawało mi to żadnej ochrony? Wchodzi między cienie na wpół ukończonych budynków. Jest zupełnie sam.

Tej nocy po raz pierwszy od miesięcy Lale nie śpi skulony. Nikt go nie kopie, nikt nie popycha. Pławiąc się w luksusie własnego łóżka, czuje się jak król. I jak król musi teraz ostrożnie ważyć powody, dla których inni będą chcieli się z nim zaprzyjaźnić albo zwierzać z sekretów. Czy są zazdrośni? Czy chcą odebrać mi pracę? Czy mogę być o coś niewinnie oskarżony? Widział, jakie w obozie są konsekwencje chciwości i braku zaufania. Większość więźniów wierzy, że im mniej będzie ludzi, tym więcej jedzenia zostanie dla innych. Jedzenie to waluta. Jeśli je masz, przeżyjesz. Masz siłę, żeby zrobić, co ci każą. Możesz przeżyć jeszcze jeden dzień. Nie masz, to osłabniesz tak, że wkrótce będzie ci wszystko jedno. Nowa praca dodatkowo komplikuje i tak już złożony problem: jak przeżyć. Lale jest pewien, że wychodząc z bloku, gdzie na pryczach leżeli zgnębieni mężczyźni, słyszał, jak ktoś pod nosem mówi „kolaborant”.

Następnego dnia rano Lale czeka na Leona pod budynkiem administracji. Zjawia się Baretzki i chwali go, że tak wcześnie się stawił. Lale trzyma torbę w ręce, a jego stolik stoi obok na ziemi. Baretzki każe Leonowi zostać, a Lale ma wejść za nim do środka. Lale rozgląda się po przestronnym biurze. Widzi wiodące w różne strony korytarze i coś, co wygląda jak pomieszczenia kancelaryjne. Za sporych rozmiarów biurkiem recepcji ustawiono kilka mniejszych, za którymi siedzą pogrążone w pracy młode kobiety – przepisują na maszynie dokumenty i zajmują się kartoteką. Baretzki przedstawia Lalego esesmanowi – „To jest Tätowierer” – i powtarza, że tutaj ma się codziennie zgłaszać po materiały do pracy i instrukcje. Lale prosi o dodatkowy stolik i narzędzia dla asystenta, który czeka na zewnątrz. Prośba zostaje spełniona bez komentarza. Lale oddycha z ulgą. Przynajmniej udało mu się uratować jednego człowieka przed ciężką robotą. Przypomina sobie Pepana i w duchu mu dziękuje. Zabiera stolik i upycha dodatkowe materiały w torbie. Ma już wychodzić, kiedy woła go jeden z urzędników.

– Zawsze noś przy sobie tę teczkę, jak ktoś zapyta, powiedz, że jesteś z Politische Abteilung, a nikt nie będzie cię niepokoił. Co wieczór odnieś papier z numerami, ale teczkę zatrzymaj.

Stojący obok Baretzki parska śmiechem.

– To prawda, ta torba i hasło powinny cię uchronić przed wszystkimi. Poza mną, rzecz jasna. Jak coś spieprzysz i ściągniesz na mnie kłopoty, to żadna torba ani żadne hasła ci nie pomogą.

Dłoń esesmana wędruje w stronę pistoletu, spoczywa na kaburze i otwiera zapięcie. Zamyka. Otwiera. Zamyka. Baretzki oddycha głośno, a Lale robi to, co w tej chwili wydaje mu się najmądrzejszym posunięciem – opuszcza wzrok i wychodzi.

Transporty przybywają do Auschwitz-Birkenau na okrągło, dzień i noc. Lale i Leon przyzwyczaili się do pracy przez całą dobę. W takie dni Baretzki pokazuje najpaskudniejsze strony swojego charakteru. Zasypuje Leona gradem obelg lub ciosów, obwinia go o to, że przez jego ślamazarność nie może iść spać. Lale szybko się uczy, że wszelkie próby powstrzymania Baretzkiego skutkują tylko jeszcze większą jego złością.

Kiedy pewnego dnia kończą pracę w Auschwitz nad ranem, Baretzki szykuje się, żeby odejść, zanim jeszcze Lale i Leon spakowali warsztat. Zawraca, a na jego twarzy maluje się wahanie.

– Dobra, pieprzyć to, możecie sami wrócić do Birkenau. Ja tu przenocuję. Tylko macie tu być z powrotem o ósmej rano.

– Skąd mamy wiedzieć, która jest godzina? – pyta Lale.

– Gówno mnie to obchodzi, macie tu być, i już. I niech wam do łba nie przyjdzie uciekać. Sam was dopadnę i zarżnę z radością. – Esesman oddala się chwiejnym krokiem.

– Co robimy?

– To, co nam ten dupek kazał. Chodź, potem przyjdę cię obudzić, jak będzie czas wstawać.

– Jestem strasznie zmęczony. Nie możemy zostać tutaj?

– Nie. Jeśli cię nie znajdą rano na bloku, to zaczną cię szukać. No dalej, idziemy.

Lale wstaje o wschodzie słońca i razem z Leonem idą cztery kilometry z powrotem do Auschwitz. Czekają na Baretzkiego mniej więcej godzinę. Od razu widać, że pił, zanim poszedł do łóżka. Oddech ma paskudny, nastrój jeszcze gorszy.

– Dalej, do roboty! – wrzeszczy.

Nie widać żadnych nowych więźniów, więc Lale pyta niepewnie:

– Gdzie?

– Z powrotem do Birkenau. Tam wyładowali ostatni transport.

Kiedy razem przemierzają czterokilometrową trasę z powrotem do Birkenau, Leon potyka się i upada; wycieńczenie i niedożywienie robią swoje. Wstaje z ziemi. Baretzki zwalnia kroku, wygląda na to, że czeka na Leona, a potem podstawia mu nogę. Leon ponownie się przewraca. Baretzki powtarza to jeszcze kilka razy. Najwyraźniej spacer i radość z podstawiania nogi Leonowi pomogły mu wytrzeźwieć. Za każdym razem bacznie obserwuje reakcję Lalego, ale ten z niczym się nie zdradza.

W Birkenau Lale jest zaskoczony, widząc, że Houstek nadzoruje selekcję więźniów, którzy trafią do niego i Leona i przeżyją kolejny dzień. Zaczynają pracę, a Baretzki chodzi marszowym krokiem od jednego końca kolejki do drugiego, stara się wypaść jak najlepiej przed zwierzchnikiem. Jeden z młodych mężczyzn nie może powstrzymać jęku, gdy Leon tatuuje mu numer, a wyczerpany chłopak podskakuje, słysząc nagły dźwięk, i upuszcza obsadkę z igłą do tatuażu. Schyla się po nią, a wtedy Baretzki uderza go kolbą karabinu w plecy. Leon upada na ziemię twarzą w dół. Baretzki stawia but na jego plecach i przyciska go do podłoża.

– Szybciej skończymy, jeśli pozwoli pan mu wstać i wrócić do pracy – mówi Lale, widząc, że pod ciężarem buta esesmana Leon z coraz większym trudem łapie oddech.

Houstek podchodzi do nich i mówi coś Baretzkiemu do ucha. Kiedy znika, Baretzki, uśmiechając się kwaśno, raz jeszcze przyciska z całej siły ciało Leona do ziemi, zdejmuje stopę z jego pleców i zwraca się do Lalego:

– Ja jestem tylko skromnym sługą SS. Ale ty, Tätowierer, trafiłeś pod skrzydła Wydziału Politycznego, a on podlega bezpośrednio Berlinowi. To był twój szczęśliwy dzień, kiedy ten Francuz przedstawił cię Houstkowi i naopowiadał mu, jaki jesteś mądry, że znasz tyle języków.

Na to nie ma właściwej odpowiedzi, więc Lale skupia się na pracy. Ubłocony, kaszlący Leon podnosi się z ziemi.

– Wiesz co, Tätowierer… – Na twarz Baretzkiego znowu wypełza paskudny uśmiech. – A może byśmy się tak zaprzyjaźnili?

Jedną z zalet pracy jako Tätowierer jest to, że Lale wie, jaki jest dzień. Data jest zapisana w dokumentach, które dostaje każdego ranka i odnosi każdego wieczora. Nie tylko stąd to wie. Niedziela to jedyny dzień tygodnia, kiedy więźniowie nie muszą pracować, więc spędzają czas, chodząc po obozie albo siedząc na blokach, zbierając się w niewielkie grupy – przyjaciele sprzed obozu, przyjaciele z obozu.

To właśnie w niedzielę ją zauważa. Od razu ją rozpoznaje. Idzie akurat w jej stronę. Lale jest sam, a ona w otoczeniu grupy dziewcząt, wszystkie mają ostrzyżone na łyso głowy, wszystkie noszą takie same ubrania. Nic jej nie wyróżnia poza oczami. Są czarne, chociaż nie, brązowe. Najciemniejszy odcień brązu, jaki kiedykolwiek widział. Po raz drugi zaglądają sobie nawzajem w głąb duszy. Serce Lalego rwie się do niej. Nie odrywają od siebie wzroku.

– Tätowierer. – Na ramię Lalego spada ręka Baretzkiego i atmosfera pryska.

Więźniowie odsuwają się jak najdalej od esesmana i więźnia, do którego się zwraca. Grupka dziewcząt rozbiega się na boki, a ona zostaje i patrzy na Lalego, który patrzy na nią. Baretzki wodzi wzrokiem od jednego do drugiego, stojąc tak, że we troje tworzą idealny trójkąt, a każde z nich czeka, aż kto inny poruszy się pierwszy. Baretzki uśmiecha się wymownie. Jedna z jej koleżanek odważa się podejść i odciągnąć ją z powrotem do grupy.

– Bardzo ładnie – mówi Baretzki, idąc obok Lalego.

Ten go ignoruje i z całej siły walczy z falą wzbierającej w nim nienawiści.

– Chciałbyś się z nią spotkać? – Lale nie odpowiada. – Napisz do niej, powiedz, że ci się podoba.

Czy on naprawdę myśli, że jestem taki głupi?

– Dam ci ołówek i papier, a potem zaniosę jej twój list. Co ty na to? Wiesz, jak ma na imię?

34902.

Lale nie odpowiada. Wie, że więźniowi przyłapanemu z piórem albo kawałkiem papieru grozi kara śmierci.

– Gdzie idziemy? – Lale zmienia temat.

– Do Auschwitz. Herr Doktor potrzebuje więcej pacjentów.

Lalego przeszywa lodowaty dreszcz. Pamięta mężczyznę w białym kitlu, jego owłosione dłonie na pięknej twarzy dziewczyny. Lale nigdy nie czuł takiej odrazy do doktora jak tego dnia.

– Przecież jest niedziela.

Baretzki wybucha śmiechem.

– Myślisz, że jak inni nie pracują w niedzielę, to ty też masz wolne? Może chciałbyś o tym porozmawiać z Herr Doktorem? – Baretzki śmieje się coraz głośniej, a Lalem wstrząsają kolejne dreszcze. – Zrób to dla mnie, Tätowierer, proszę. Powiedz Herr Doktorowi, że masz dzisiaj wolne. Strasznie chciałbym to zobaczyć.

Lale wie, kiedy trzymać gębę na kłódkę. Odsuwa się na bok, jak najdalej od Baretzkiego.

Tatuażysta z Auschwitz

Подняться наверх