Читать книгу Romans panny Brook - Helen Dickson - Страница 3

ROZDZIAŁ DRUGI

Оглавление

Alex siedział już przy stoliku w hotelowej jadalni, kiedy w drzwiach pojawiła się Lydia. Zatrzymała się, obrzucając spojrzeniem salę, a gdy zauważyła Alexa, który podniósł się z krzesła, ruszyła w jego stronę. Spodziewał się zobaczyć bladą upokorzoną kobietę, tymczasem okazało się, że nie straciła nic ze swej dystyngowanej postawy, która wywarła na nim tak duże wrażenie. Była uosobieniem spokoju, jakby to, co niedawno przeżyła, nie zostawiło na niej żadnych śladów, jakby jeszcze parę minut temu nie płakała rzewnymi łzami w swoim pokoju.

Kiedy szła między stolikami, poruszała się z urzekającym wdziękiem. Miała nieskazitelną cerę barwy kości słoniowej i gęste czarne włosy upięte z tyłu, a z obu stron głowy na skroniach skręcone w loczki przypominające korkociągi. Spod ciemnych rzęs z powagą spoglądały duże zielone oczy. Zauroczony nią Alex obszedł stolik i wysunął krzesło. Kiedy usiadła i mu podziękowała, poczuł podniecający zapach. Była naprawdę zachwycająca. Nic dziwnego, że Henry nie mógł się jej oprzeć. Czy jakikolwiek mężczyzna, w którego żyłach płynęła krew, a nie woda, mógłby na nią nie reagować?

– Wyrazy uznania – zauważył, nie spuszczając z niej wzroku. – Pięknie pani wygląda. Jak się pani czuje?

Lydia poczuła ogarniające ją gorąco, kiedy już po raz drugi tego dnia znalazła się z tym mężczyzną twarzą w twarz. W jego oczach był wyraz szczerego podziwu, surowa przystojna twarz wyrażała szlachetność i dumę, a potężne muskularne ciało emanowało siłą i zmysłowością. Uśmiechnęła się do niego uśmiechem, który rozjaśnił jej inteligentne oczy.

– Bardzo dobrze, zważywszy na to, co się stało – odpowiedziała lekko drżącym głosem. – Gdzie Henry?

– Opuścił Gretnę, więc może pani odetchnąć z ulgą.

– Istotnie. Domyślam się, że wrócił do żony?

– Tak.

– A ten dżentelmen, z którym pan przyjechał? Mam nadzieję, że nie pozbawiłam go pańskiego towarzystwa.

– Ma pani na myśli Harrisa – powiedział Alex. – To mój pokojowy czy też sekretarz, bo tak sobie życzy, by go nazywać. Jest przy mnie dłużej niż sięgam pamięcią. Mam mnóstwo zajęć, wciąż brak mi czasu, a Harris dba o moje potrzeby i zajmuje się moimi sprawami. Jest po prostu niezastąpiony.

Jadalnia hotelowa była zapełniona elegancko i modnie ubranymi gośćmi. Ale właśnie oni dwoje zwracali powszechną uwagę. Lydia wciąż miała na sobie suknię, którą sama zaprojektowała i uszyła na ślub. Wiedziała, że panny młode na ogół wybierają jasne kolory, ale musiała zadowolić się tkaniną dostosowaną do jej możliwości finansowych. Ze spadzistymi ramionami, długimi rękawami, obcisłym stanikiem zwężającym się ku talii i szeroką spódnicą marszczoną w pasie, ściągała na siebie pełne podziwu spojrzenia. Alex, który miał sporo ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, dominował w pomieszczeniu w sposób, którego niejeden mężczyzna mógłby mu pozazdrościć.

Gdy kelner nalał im wina, zadumany Alex zapatrzył się w kieliszek.

– Nie rozważał pan pomysłu, by towarzyszyć Henry’emu do Londynu? – zagadnęła Lydia.

– Jakoś nie mam ochoty spędzać czasu w jego towarzystwie, tym bardziej jeśli mogę tego uniknąć. – Potrząsnął głową. – Poza tym mam interesy na północy i zostanę tutaj co najmniej przez tydzień.

– Ach tak. – Lydia upiła łyk wina i popatrzyła na niego znad brzegu kieliszka. – Czy pańska siostra wie o mnie, o tym, co zamierzał uczynić Henry?

– Wiedziała, że opuścił Londyn z jakąś kobietą, ale nie wiedziała z kim – odparł Alex zafascynowany widokiem swojej towarzyszki, której twarz łagodnie opromieniało światło świec. – O ile się orientuję, wszystko zostanie po staremu. Nie mam wątpliwości, że siostra przeprowadzi z nim ostrą rozmowę, ale się z nim nie rozstanie. Małżeństwo jest dla niej wszystkim. Rozumie pani, złożyła przysięgę, przyrzekła, że będzie z nim aż do śmierci.

– Bardzo mi przykro, naprawdę – rzekła Lydia. – Jeśli przysporzyłam jej przykrości, to nieświadomie. Zwiódł mnie. Wydawał się szczery, naprawdę nie miałam powodu mu nie ufać. A prawda wygląda tak, że jak już nabierzesz do kogoś zaufania, pozwolisz mu wejść w swoje życie, uznasz, że jest dobry i uczciwy, to stajesz się bezbronny. Zakpił ze mnie, a ja mogę za to winić tylko siebie.

– Jest pani dla siebie zbyt surowa, panno Brook – zaoponował Alex.

– Nie sądzę. – Usiłowała się uśmiechnąć. – Ale w tej chwili mam chaos w głowie, jestem wściekła i rozgoryczona.

– Rozumiem. Jaki jest pani zawód? – spytał, zmieniając temat.

– Jestem szwaczką – odparła po sekundzie wahania. – Alistair, czyli mój pracodawca, zatrudniał moją matkę aż do jej śmierci przed rokiem.

– Przykro mi z powodu pani matki. Byłyście sobie bliskie?

– Tak, bardzo. Brakuje mi jej.

– Jest pani dobra w swoim fachu? – pytał dalej Alex.

– Myślę, że tak, no i lubię swoją pracę. Będę musiała do niej wrócić nawet za cenę płaszczenia się przed Alistairem, żeby przyjął mnie z powrotem.

– Henry jest za to odpowiedzialny.

– Trudno zaprzeczyć…

– Ma za sobą burzliwą przeszłość – dodał Alex. – Zapewne pani nie wie, że traktuje życie jak zabawę. Ma słabość do ładnych twarzyczek. Dobrze go poznałem, kiedy moja siostra została jego żoną, i wiem, jakie ma apetyty. Podobnie jak ci, z którymi się spotyka. To paczka bogatych dzięki rodowym majątkom i rozwydrzonych dżentelmenów. Henry’ego można uznać jeden z najgorszych przykładów demoralizacji i upadku klasy rządzącej. W towarzystwie znany jest ze swoich ekscesów. – Przerwał na moment. – Jako jedynak był dumą rodziców, którzy zaplanowali całą jego przyszłość. Gdy gorzej urodzeni musieli zmagać się z przeciwnościami losu i z trudem torować sobie drogę przez życie, on miał wszystko podane na tacy, ale nie docenił tego i nie potrafił właściwie wykorzystać. Nie rozumiał, jakim jest szczęściarzem, po prostu był przekonany, że może mieć wszystko, czego zapragnie, bo tak już świat jest urządzony.

– Jego rodzice żyją?

– Po śmierci żony jego ojciec rozpił się i przegrał cały majątek, pozostawiając górę długów, które zmusiły Henry’ego do zawarcia korzystnego małżeństwa. Stąd związek z moją siostrą, która obdarowała go dużym posagiem i oszalała na jego punkcie. Dorastał w przekonaniu, że ma prawo robić wszystko, co z racji urodzenia mu się należy. Jest nie tylko uroczym człowiekiem, jest również ekspertem w sztuce perswazji. Potrafi olśniewać młode damy.

– Zwłaszcza skromną szwaczkę, która daje się łatwo zwieść – powiedziała Lydia, do której dotarło, że rodzina Alexa Goldinga nie jest po prostu zamożna, ale bardzo bogata, skoro wyposażyła córkę w duże wiano.

– Skromna? – Alex uniósł brwi i nagle się uśmiechnął, przyprawiając Lydię o szybsze bicie serca. – Panno Brook, myślę, że ma pani wiele cech, ale skromność nie jest jedną z nich.

Lydia odwzajemniła uśmiech, a jej policzki lekko się zaróżowiły,

– Może nie tak skromna, jak powinnam być, ale głupoty nie sposób wykluczyć – odparła. – Początkowo myślałam, że to dziwne, iż Henry poświęca mi tyle uwagi. Mnie, szwaczce i córce szwaczki! Dawał mi kwiaty, prezenty, prawił komplementy. Nigdy wcześniej nic takiego mi się nie przytrafiło. Pozwoliłam, żeby mną manipulował. Moje zachowanie było reakcją na moją słabość, przez którą stałam się ofiarą jego obezwładniającego uroku.

– Pochlebiało pani jego zainteresowanie. Nie może się pani za to winić – powiedział Alex.

– Nie, pewnie nie… Ale dlaczego żona Henry’ego toleruje jego miłosne podboje?

– Z początku była zaślepiona szczęściem młodej małżonki i pewna uczuć Henry’ego, nie reagowała na to, że inne kobiety zwracają uwagę na jej męża. A on zdradzał bardzo dyskretnie. Szczęśliwsza niż kiedykolwiek w życiu, nie dawała wiary plotkom, które dochodziły do jej uszu, jednak z czasem zaczęły się gromadzić dość oczywiste dowody jego niewierności, na przykład częste nieobecności w domu i w małżeńskim łożu, zapach perfum, którymi był przesiąknięty po powrocie. Wreszcie pewna dama, która odrzuciła jego awanse, poinformowała Mirandę o tym, że jej mąż próbował ją uwieść. Oczywiście moja siostra była zdruzgotana i zaczęła się zastanawiać, do czego z powodu niewierności Henry’ego zmierza ich małżeństwo, nie mówiąc już o tym, jak bardzo czuła się nieszczęśliwa.

– Wciąż nie rozumiem, dlaczego go nie zostawi? – Spojrzała pytająco na Alexa.

– Uznała, że tak już musi być. – Potrząsnął głową. – Nie żeby jej to odpowiadało, o tym nie ma mowy, ale wie, że nigdy nie zdoła zmienić męża na tyle, żeby ich życie ułożyło się po jej myśli. Nalega tylko na dyskrecję. W końcu on zawsze porzuca te kobiety. Tak, Miranda pokochała go od pierwszego wejrzenia, ale niezależnie od strony emocjonalnej, to małżeństwo dla nich obojga było korzystne. Ona pragnęła tytułu, a Henry potrzebował jej posagu, żeby ratować popadającą w ruinę posiadłość.

– Ach tak. Po tym, czego się dowiedziałam, nie mogę jej zazdrościć, jedynie się o nią obawiać. Powiedział pan, że on jest baronem? Nie miałam pojęcia, że jest utytułowany, ale oczywiście wiedziałam, że się różnimy. A co z panem? Też ma pan tytuł?

– Nie.

Alex jako człowiek interesu, który do wszystkiego doszedł własną pracą, miał za nic przywileje wynikające z tytułów, tradycji rodzinnych, aksamitnych peleryn i gronostajów.

– A więc czym się pan zajmuje? – spytała Lydia.

– Między innymi interesami.

– Rozumiem. – Nie bardzo rozumiała, ale nie chcąc być wścibska, zadowoliła się tą odpowiedzią i zabrała do jedzenia. – A jest pan żonaty, panie Golding?

– Moja żona zmarła.

– Och, bardzo mi przykro.

– Blanche zginęła, kiedy powóz, którym podróżowała, się przewrócił.

– Co za tragedia – westchnęła Lydia. – Musi pan… musi pan bardzo za nią tęsknić.

– Tak. – Przybrał powściągliwy wyraz twarzy.

– Mam nadzieję, że nie ma mi pan za złe tych pytań. Moja matka zawsze twierdziła, że za dużo mówię.

Popatrzył na nią i ich oczy się spotkały na chwilę, po czym wzruszył ramionami i się uśmiechnął.

– Nie mam. To się zdarzyło trzy lata temu. Nie mam powodu niczego ukrywać. Lepiej o takich rzeczach mówić niż tłumić je w sobie – dodał, ale Lydia widziała, że jego oczy były poważniejsze niż głos, co wskazywało, że wciąż przeżywa ten fakt boleśniej, niż chciałby to okazać.

– Zgadzam się – powiedziała. – Zawsze tak jest najlepiej. Nie… nie myślał pan o ponownym ożenku?

– Nie szukam żony – odparł Alex, potwierdzając te słowa wyrazem oczu i tonem, jakim je wypowiedział. – Jestem zadowolony ze swojej sytuacji. Robię, co chcę, i cieszę się towarzystwem tych kobiet, które pragną mego towarzystwa.

– Zawsze ostrożny, żeby nie dać się złowić – podsumowała Lydia.

– Zawsze. – Uśmiechnął się. – Nie znam pani nawet dobę, panno Brook, a pani już zaczyna mnie znać trochę za dobrze. – Zwrócił wzrok na talerz. – Powinniśmy zjeść, zanim wszystko wystygnie – dodał.

Spojrzał ponad stołem na jej śliczną twarz. Mój Boże, pomyślał, naprawdę jest pięknością. Długie rzęsy skrywały oczy, gdy pochylała się nad talerzem, czerwone wargi były lekko rozchylone. Miała skromną fryzurę i suknię, a jednak kiedy na nią patrzył, przebiegały mu przez głowę myśli dalekie od skromności.

Uniósłszy głowę, napotkała jego spojrzenie i zmarszczyła pytająco brwi.

– O co chodzi? – spytał z lekkim uśmiechem.

– Dlaczego patrzy pan na mnie w ten sposób?

– A dlaczego miałbym nie patrzeć na tak piękną kobietę? Pani, panno Brook, nawet świętego zwiodłaby na manowce.

– Słyszałam w życiu wiele kwiecistych komplementów, ale ten przeszedł wszystkie inne – skwitowała, czerwieniąc się.

Doskonałe jedzenie i spokojna atmosfera panująca w restauracji uśpiły jej czujność, powodując, że potraktowała swego towarzysza jak równego sobie, kogoś, przy kim mogła się odprężyć.

– Jest pani osobliwą młodą kobietą, panno Brook. Pani towarzystwo jest zarówno przyjemne, jak i wzbogacające.

– Potraktuję to jako kolejny komplement – rzuciła lekko.

– Jest pani inteligentniejsza niż większość kobiet, które znam, więc jeśli nie będzie pani ostrożna, sprawi pani, że zakocham się w jej umyśle, co jednak nie znaczy, że zignoruję przymioty ciała – powiedział półgłosem, przesuwając po niej spojrzenie i zatrzymując je nieco dłużej na krągłych piersiach rysujących się pod malinowym stanikiem sukni.

Lydii zabrakło tchu. Za słowami Alexa kryła się uwodzicielska siła, która przyciągała ją jak magnes, ale nagle sobie przypomniała, z jakiego powodu się tutaj znajduje. Zastanawiała się gorączkowo, co powiedzieć, żeby przywrócić swobodną atmosferę sprzed paru minut, ale nie była w stanie wykrztusić słowa,

– Co jeszcze mówił pani o sobie Henry? – odezwał się Alex, zdając sobie sprawę z kłopotliwej sytuacji i próbując odwrócić swoje myśli od kierunku, w którym podążały.

– Że jego dom jest w Ameryce. Kiedy zaproponował mi małżeństwo, powiedziałam, że powinniśmy dać sobie trochę czasu, by lepiej się poznać. Ale odrzekł, że akurat czas to coś, czego nie ma. Jego ojciec umiera po drugiej stronie oceanu, więc musi wrócić do domu najszybciej, jak to możliwe. Nie miałam powodu, żeby mu nie wierzyć. Nie mogę się z nim równać pod względem wykształcenia czy doświadczenia. Tego wszystkiego, co umiem, nauczyła mnie matka. Była córką pastora z Yorkshire. Muszę zarabiać na życie, nasze pochodzenie i wykształcenie diametralnie się różnią.

– A jednak była pani gotowa wyjść za niego – zauważył Alex.

– Tak, obiecywał mi złote góry.

Uśmiechnął się, gdy zauważył, jak wytworna i pełna wdzięku w każdym calu jest Lydia. Otaczała ją aura spokoju, a przebywanie z nią było dla niego doświadczeniem, na jakie nie był wystarczająco przygotowany. Była naprawdę piękna, o wiele piękniejsza niż kobiety znajdujące się w restauracji, w dodatku go intrygowała i niepokoiła. Instynkt mówił mu, że pod powłoką przyzwoitości kryją się nieujawnione pragnienia.

– Uznała więc pani Henry’ego za dostawcę marzeń – zauważył.

– Może najlepiej w ogóle nie marzyć… – skwitowała z wahaniem.

– Jak długo się znaliście?

– Trzy miesiące.

– Dokąd chodziliście? Dokąd panią zabierał?

– Dlaczego pan pyta? – zdziwiła się.

– On jest dobrze znany i popularny wśród członków swego klubu, ma opinię człowieka, który lubi się zabawić.

– Miałam bardzo niewiele czasu. Widywaliśmy się w niedzielę i czasami w tygodniu, kiedy udało mi się uzyskać wolne popołudnie. Najczęściej spędzaliśmy czas sami.

– To zrozumiałe – stwierdził Alex. – Henry nie chciał rozgłaszać faktu, że ma kochankę.

– Nie byliśmy kochankami – szybko sprostowała, czerwieniąc się. – Nigdy.

– Nie? A więc nie mam wątpliwości co do przyczyny, dla której nalegał na to pozorowane małżeństwo. Najwyraźniej nie był w stanie oprzeć się pożądaniu, mimo że nie zamierzał porzucić żony.

– Od czasu do czasu poznawał mnie z którymś z przyjaciół – powiedziała Lydia. – Na pewno coś by mi napomknęli, chyba że też nie wiedzieli, że jest żonaty.

– Proszę mi wierzyć panno Brook, że wiedzieli – odparł oschle.

– Chce pan powiedzieć, że wiedzieli o tej oszukańczej grze? A więc naprawdę byłam dla nich rozrywką w nudnym życiu?

– Niestety tak. Mówiłem już pani, że nie pierwszy raz zdarzyło mu się coś takiego, choć nigdy nie posunął się do zaaranżowania fikcyjnego małżeństwa, żeby dostać to, czego chciał. Musi pani mieć coś, czego brakuje innym kobietom.

– Nie, jestem jedną z wielu, nikim więcej. – Wzruszyła ramionami.

– Była pani pod jego wrażeniem?

Spojrzała bacznie na Alexa. Która kobieta by nie była, pomyślała.

– Wszystko było dla mnie nowe i ekscytujące. To całkiem inny świat niż ten, do którego przywykłam.

– A teraz? Chce pani wrócić do dawnej pracy? – zainteresował się Alex.

– Już panu powiedziałam, że tak. Muszę zarabiać na życie. Zawsze wierzyłam, że szczęście, bezpieczeństwo i sukcesy staną się moim udziałem dzięki temu filarowi, jakim była moja matka, osoba spokojna i łagodna, ale zdecydowana w dążeniu do celu. Po jej śmierci wszystko się zmieniło, aż wreszcie poznałam Henry’ego…

– Przykro mi. – Pokiwał ze zrozumieniem głową. – A co z pani ojcem?

Oczy Lydii natychmiast pociemniały, a twarz stężała. Odwróciła wzrok.

– On… jego nie ma w moim życiu – wyjąkała.

– Rozumiem. – Tu leży pies pogrzebany, pomyślał Alex, to właśnie to coś, co nie jest w porządku. Był zaintrygowany. Dlaczego nie chciała mówić o ojcu? Wyczuwając, że jest to dla niej temat drażliwy i bolesny, zaniechał dalszych pytań. W końcu to nie jego sprawa. – A pani pracodawca? Dobrze się z nim pani układa?

– Zawsze starałam się być z nim w zgodzie ze względu na matkę. Wie pan, byli kochankami.

– Jeśli tak, to dlaczego pani nie pomoże?

– Alistair jest surowym szefem. Pracując u niego, zawsze będę wykorzystywaną i kiepsko opłacaną szwaczką. Chciałabym pójść własną drogą, zostać samodzielną krawcową, która nie tylko szyje, ale przede wszystkim projektuje stroje, i robi to na własny rachunek, a nie za skromnie wydzielane przez właściciela zakładu szylingi. Wiem, że mogę nią zostać i pragnę tego, tak samo jak pragnęła tego dla mnie moja matka. Chcę być kobietą samodzielną, która zna swoje prawa. – Westchnęła. – Nie spodziewam się, że pan to zrozumie. Jakżeby pan mógł.

Alex rozumiał więcej, niż sobie wyobrażała. Jako syn zubożałego i częściej pijanego niż trzeźwego robotnika, nie dorastał w dostatku. Był jeszcze chłopcem, kiedy zmarli jego rodzice i wtedy dziadek ze strony matki zapłacił za jego edukację w Marlborough, a potem w Cambridge. Alex żywił dozgonną wdzięczność dla dziadka, który by umożliwić mu zdobycie wykształcenia, wydał wszystko do ostatniego grosza.

Kiedy miał osiemnaście lat, wyposażony w kwotę stu gwinei, udał się statkiem do Ameryki. Życie nauczyło go, że trzeba chwytać okazję, jak tylko się nadarza. Nic nie było mu dane, jednak ryzykowne lokowanie pieniędzy w szeregu inwestycji opłaciło się. Niczym król Midas wszystko, czego się tknął, zamieniał w złoto, po trzynastu latach stał się prawdziwym krezusem i przestał oglądać się wstecz.

Choć zdenerwował się niesmaczną aferą związaną ze szwagrem, która zakłóciła jego unormowany rytm życia zawodowego, był pod wrażeniem przenikliwości i inteligencji tej młodej kobiety i zdziwiony, że nie przejrzała podstępnej gry Henry’ego. Im dłużej przebywał w jej towarzystwie, tym bardziej go intrygowała. Miała swobodę bycia, pewność siebie i wytworność kłócącą się z jej pochodzeniem. Ujęła go pogodnym uśmiechem, szczerym spojrzeniem i naturalnością. Słuchając jej, miło spędzał czas.

Opowiedziała mu, jak w wieku trzynastu lat poszła do terminu i zyskała gruntowną wiedzę na temat tkanin i dodatków krawieckich. Jak uczyła się projektowania ubiorów dla pań i zainspirowana nowo zdobytą wiedzą i własnymi pomysłami, robiła sobie duże nadzieje na przyszłość. Powiedziała mu, że ma odłożoną niewielką sumę na czarną godzinę, a kiedy zaoszczędzi dostatecznie dużo, zrealizuje nadzieje, które pokładała w niej matka. Wreszcie, skończywszy mówić, popatrzyła na niego i westchnęła.

– Przepraszam. Nie chciałam tak się rozgadać. Musi się pan zastanawiać, jak mogę mówić z takim entuzjazmem o swojej pracy po tym, jak mnie potraktował Henry. Obiecywał, że wszystkie moje nadzieje i marzenia zostaną spełnione, gdy tylko dopłyniemy do Ameryki. Cóż, to już nie nastąpi, ale nie pozwolę, żeby to, co mi zrobił, zniweczyło moje nadzieje na przyszłość. Nie mogę uwierzyć, jak mogłam tak dać się oszukać.

– Nie? Miłość jest ślepa.

– Miłość? – Aż się roześmiała na absurdalność takiego stwierdzenia, równie humorystycznego, co gorzkiego. – O nie, to nie była miłość. Pochlebiało mi, że mężczyzna o takiej pozycji i uroku osobistym, obdarzony radosnym uśmiechem i niefrasobliwym podejściem do życia, poświęca mi tyle uwagi.

– A więc nie kochała go pani? – Alex poczuł dziwną ulgę na to wyznanie, ale jeszcze raz coś ledwo wyczuwalnego w jej zachowaniu kazało mu pomyśleć, że być może jest inna przyczyna, dla której tak ochoczo przyjęła oświadczyny Henry’ego. Może chciała od czegoś uciec i skorzystała z okazji. W końcu przyznała, że nie kochała Henry’ego. A więc czym się kierowała, akceptując jego propozycję?

– Jak można zdefiniować miłość? – powiedziała Lydia, nawiązując do jego pytania. – Dla mnie była to zawsze jedna z największych tajemnic życia. Jak można to racjonalnie wyjaśnić? To tak, jakby próbować wytłumaczyć, dlaczego słońce świeci, dlaczego ziemia się obraca i dlaczego księżyc kontroluje pływy.

– Te zjawiska, które pani wymieniła, są dla mnie racjonalne – roześmiał się Alex. – Zostały nam dane przez naturę.

– To następna sprawa. Jak wyjaśnić naturę.

– To, co pani mówi, brzmi bardzo cynicznie, panno Brook – zauważył Alex. – Miłość nie potrzebuje wyjaśnienia, nieprawdaż? Miłość, jak mi mówiono, to coś, co rodzi się spontanicznie i wzmaga z upływem czasu. Nikt nie potrafi powiedzieć, dlaczego to się zdarza, możemy jedynie opisać, jak to się dzieje.

– I kto teraz jest cyniczny? – Lydia uśmiechnęła się, słysząc jego przekorny ton.

– Punkt dla pani, panno Brook. Proszę mi powiedzieć, dlaczego chce pani wrócić do pracy u Alistaira, skoro nie czuła się tam pani szczęśliwa?

– Szczęśliwa? – Podniosła na niego wzrok. – Myślę, że świat nie ma zbyt wiele do zaoferowania w dziedzinie szczęścia – odpowiedziała bardziej sobie niż jemu. – Bo w tym naszym świecie jest zbyt dużo żalu i bólu.

– Domyślam się, że pani zaznała i jednego, i drugiego. – Spojrzał na nią ponad stołem. – Właśnie mi pani powiedziała, że nie kocha Henry’ego, co wydało mi się dziwne, zważywszy na to, że zgodziła się pani go poślubić. Dlaczego, pytam siebie, kobieta, która jest piękna i inteligentna, to robi. Chyba że chce od czegoś uciec?

– Co skłania pana do takich przypuszczeń? – Rzuciła mu ostre spojrzenie.

– To tylko podejrzenie, ale chyba mam rację, prawda?

– Tak, przynajmniej w pewnym sensie – przyznała po chwili.

– Ucieczka nie zawsze jest najrozsądniejszym wyjściem.

– Może ma pan rację, ale czasami nie ma innego wyboru. – Spojrzała na niego spod długich rzęs.

– To prawda, ale moim zdaniem lepiej zmierzyć się z problemem i go rozwiązać.

– Łatwo panu mówić. – Wzruszyła ramionami.

– Dlaczego pani ucieka, jeśli to nie jest niedyskretne pytanie?

Lydia patrzyła na niego niezdecydowana, zastanawiając się, co by powiedział, gdyby wyjawiła ponurą prawdę kryjącą się za jej akceptacją oświadczyn Henry’ego, dzięki którym znalazłaby się z dala od Londynu i w ogóle od Anglii, daleko od okrutnej prawdy, że mężczyzna, który był jej ojcem, a którego uważała za zmarłego, żyje. Nie chcąc poruszać z kimś obcym spraw tak bardzo osobistych, potrząsnęła głową.

– Owszem, jest, i nie mam ochoty mówić na ten temat.

– Rozumiem, ale podejrzewam, że ma to związek ze smutkiem i bólem, o którym pani wspomniała.

– Tak, doświadczyłam obu tych uczuć ze względu na przywiązanie do osoby czy osób, które je spowodowały, oraz wiedzę.

Matka na podstawie własnego gorzkiego doświadczenia powiedziała jej, że wiedza jest siłą napędową tego świata, że raz zdobytej nie powinno się odrzucać, ale korzystać z niej rozsądnie, a jeśli trzeba to nawet bezwzględnie, i że osoba wyposażona w taką wiedzę mogłaby rządzić światem. Tak więc ona sumiennie przykładała się do nauki, a potem zabrała się do robienia tego, co kazała jej matka. Ale kiedy poznała Henry’ego, okazało się to niewykonalne.

Lydia była kobietą, którą przez większość życia spotykały ciężkie doświadczenia. Nawet pracując u Alistaira, gdzie doceniano jej umiejętności i płacono nieco więcej niż innym zatrudnionym dziewczętom, nauczyła się sama o siebie dbać, nigdy nie pozwalając innym na zbyt bliski kontakt, oczywiście z wyjątkiem matki, i nigdy nie tracąc czujności. Wpuściła Henry’ego do swego życia, ale dała mu z siebie tylko tyle, ile sama chciała.

– Marzyłam o tym, że pewnego dnia mój los się odmieni i byłam pewna, że tak się stało, kiedy pojawił się Henry. Uwierzyłam w cudowną przyszłość, ale okazało się inaczej. – Uśmiechnęła się i ten bezwiedny czarujący uśmiech dziwnie podziałał na serce Alexa. – Proszę mi nie mieć za złe, sir – dodała. – Zważywszy na to, kim jestem, okazuje mi pan wyjątkową uprzejmość i wyrozumiałość. Ale nie powinien się pan fatygować. Jako dżentelmen jest pan zapewne zakłopotany tą sytuacją.

– Bynajmniej. Stanowi pani ożywczą zmianę, mając na uwadze większość znanych mi pań. Uważam rozmowę z panią za niezwykle interesującą. Zapewne zamierza pani jak najszybciej wrócić do Londynu?

– Tak – odrzekła stanowczo.

– Czy mogę być pani w czymś pomocny?

– Nie, dziękuję. Zrobił pan już dostatecznie dużo.

Po posiłku Alex wziął ją pod ramię i wyszli z restauracji. Lydia była trochę skonsternowana tą bliskością i zdziwiona zarazem, że jej ciało tak silnie reaguje na dotyk jego ręki. Stali u stóp schodów w niewielkim holu, patrząc sobie w oczy. Lydia lekko rozchyliła wargi w nieśmiałym uśmiechu, wyraz jej twarzy złagodniał.

– Jestem wdzięczna, że uchronił mnie pan przed straszliwym losem – zwróciła się do Alexa. – Przykro mi z powodu pana siostry. Musi się pan bardzo o nią martwić. Wyobrażam sobie, jak cierpi z powodu niewiernego męża, dla pana też ta sytuacja z pewnością nie jest łatwa.

Alexa wzruszyła jej serdeczna troska, ale równocześnie wezbrało w nim pożądanie, jakiego nigdy nie czuł w stosunku do dopiero co poznanej kobiety. Dziwił się, że ta wspaniała istota uległa zręcznej manipulacji Henry’ego. Posiadała cudownie naturalny wdzięk i kobiecość, która poruszyła w nim głęboko ukrytą strunę. Jej pełne wargi zdawały się zapraszać do pocałunku, upięte w górze włosy podkreślały doskonały kształt długiej szczupłej szyi aż proszącej się o pieszczoty. Rzeczywiście, wyglądała niczym piękne dzieło sztuki.

Przerywając ślub, zareagował zbyt agresywnie, ale był u kresu wytrzymałości, od kiedy się dowiedział, że Henry uciekł do Szkocji z jakąś nieznaną kobietą. Już wcześniej jego cierpliwość była na wyczerpaniu, kiedy spędzał wyjątkowo męczące dni w towarzystwie Irene, upartej i rozpuszczonej siostry swego przyjaciela, sir Davida Hiltona.

Przez kilka ostatnich tygodni gościł w domu Davida na obrzeżach Paryża, miasta, które David kochał i do którego uciekał przy każdej nadarzającej się okazji. David wrócił z nim do Londynu w towarzystwie swojej siostry. Alex zamierzał spędzić najpierw kilka dni w swoim domu w Aspen Grange, w Berkshire, a potem planowali z Davidem, który był jego sąsiadem, wspólne wędkowanie. Na nieszczęście dla Alexa razem z Davidem przyjechała Irene. Nie ulegało najmniejszych wątpliwości, że żywi nadzieję na małżeństwo z nim, bo niemal natychmiast po śmierci jego żony zaczęła go nękać.

Spotkało ją jednak rozczarowanie, bowiem Alex nie planował żadnego ślubu czy z Irene, czy z jakąkolwiek inną kobietą. Odczuwał pogardę dla instytucji, która niegdyś miała mu przynieść szczęście i spełnienie, a przyniosła tylko niedolę.

– Gdyby nie wzywały mnie interesy na północy – powiedział – zawiózłbym panią do Londynu.

– Proszę się o mnie nie martwić. Naprawdę dam sobie radę – odparła z większą determinacją niż przekonaniem. – Znajdę własną drogę. – Smutek zasnuł jej oczy, a wargi złożone do uśmiechu zadrżały. – To dziwne, kiedy pomyślę, że dzisiejsza noc miała być moją nocą poślubną. Nie przypuszczałam, że tak to się zakończy. – Westchnęła, spojrzawszy w oczy Alexa. – Nic z tego nie ma już teraz znaczenia. Nie spotkamy się więcej, sir, bo wątpię, by w tak różnych środowiskach, w jakich się obracamy, nasze ścieżki kiedykolwiek się skrzyżowały.

Ociągał się z rozstaniem. Miękkie ciemne włosy Lydii oświetlone światłem świec aż się prosiły, żeby ich dotknąć. Wyobrażał sobie, że wyjmuje z nich szpilki, a one opadają na ramiona ciemną falą. Że pieszczą jego nagą skórę, kiedy oplata Lydię ramionami. Mimo niskiego pochodzenia była niezwykła, otaczała ją tajemnicza, pełna słodyczy, szlachetna aura. Jej postawa świadczyła, że jest kobietą w pełni świadomą swojej pięknej twarzy i figury, a instynkt podpowiadał mu, że kryje w sobie bezmiar namiętności, która wysyła ciche sygnały rozpoznawalne dla pełnego wigoru mężczyzny, jakim przecież był. Oczy mu rozbłysły na samą myśl o tym, jak by to było posiąść tak wspaniałą kobietę.

– Nie musi tak być. – Jego głos nagle się zmienił, przybierając zdecydowany ton. – Sprawia pani wrażenie rozsądnej młodej damy, w dodatku pięknej, choć z mego doświadczenia wynika, że te dwie cechy nie zawsze idą w parze.

– Co pan mówi?

– Uświadamiam sobie, że to miała być pani noc poślubna – odrzekł, nie spuszczając z niej wzroku i wiedząc, że również ona jest ofiarą przemożnych sił, jakie zaiskrzyły między nimi. – Nie musi pani być sama tej nocy.

Obserwował ją, czekając, co odpowie, świadomy, że jej reakcja zadecyduje o wszystkim, co zdarzy się między nimi. Lydia wydawała się zaszokowana tym pytaniem i przez chwilę wytrzymywała jego spojrzenie z niewinną konsternacją. Poczuł nagły przypływ pożądania na myśl, że może przystać na jego propozycję, ale spotkało go srogie rozczarowanie.

Słowa Alexa i ich ewentualne konsekwencje zaskoczyły ją. Ale jeszcze bardziej była zaskoczona, gdy uświadomiła sobie, że jest bliska zaakceptowania jego propozycji. Spędziła większość życia w ubogich dzielnicach Londynu, nie była więc naiwna i doskonale wiedziała, co się kryje za tą propozycją. Chowana pod kloszem panna mogłaby się poczuć zdezorientowana i nie wyczuć prawdziwych intencji uroczo uśmiechniętego dżentelmena, ale na pewno nie ona. Do tego przez cały czas spędzony z nim w restauracji, kiedy mu opowiadała o swojej pracy i nadziejach na przyszłość, a on słuchał jej w skupieniu, dawała się ponieść emocjom. I te emocje podszeptywały jej, by się zgodziła.

Obserwowała jego uśmiech. Był to najbardziej czarujący uśmiech, jaki kiedykolwiek widziała na czyjejś twarzy. Nie miała już wątpliwości co do decyzji. Po dzisiejszym dniu wiedziała aż za dobrze, jakie komplikacje może skrywać uroczy uśmiech. Henry dał jej lekcję, by nie kierować się ciepłymi uczuciami, które zaczyna żywić do innego człowieka. Takie uczucia prowadziły do słabości, która mogła być zgubna.

Jej policzki oblały się rumieńcem i cofnęła się gwałtownie.

– Albo ja postradałam rozum, sir, albo pan – powiedziała, zniżając głos, żeby nikt przechodzący przez hol nie usłyszał jej słów. – Za kogo pan mnie uważa? Nie chcę się wydać niewdzięczna po tym, ile uprzejmej uwagi mi pan poświęcił, ale albo posuwa się pan za daleko w swoim zadufaniu, albo przesadnie się pan nade mną lituje – zakończyła z nutką ironii.

– Nie jestem zadufany, panno Brook, ani się nad panią nie lituję – odpowiedział Alex, wciąż nie spuszczając wzroku z tej pełnej wdzięku kobiety, która była tak blisko, że wystarczyło unieść rękę, żeby jej dotknąć. – To nie ma z tym nic wspólnego. Zapewniam panią, że mówię zupełnie poważnie. – Miał chłodny, pewny siebie głos.

– Tak, widzę to, i jeśli pan zastanawia się, dlaczego podjęłam taką decyzję, to odpowiem, że mam dobrze rozwinięty instynkt samozachowawczy.

– Nie tak dobrze rozwinięty, by przejrzeć Henry’ego już na początku znajomości – mruknął Alex.

– Niewątpliwie myśli pan, że skoro Henry zabrał mnie z nędznej londyńskiej uliczki, to jestem łatwą zdobyczą. Otóż myli się pan, sir. Jak może pan sugerować coś tak niestosownego? Nie jestem nierządnicą. Nie jestem na sprzedaż. Gdyby był pan prawdziwym dżentelmenem, nie powiedziałbym pan tego, co przed chwilą usłyszałam.

– To była tylko sugestia – bronił się Alex zaskoczony tak bezpardonowym atakiem. – Myślałem, że po tym wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło, może nie chce pani być sama.

– Lubię swoje towarzystwo, panie Golding. Henry okazał się człowiekiem niegodnym. Jeśli przystałabym na pańską sugestię, to związałabym się z człowiekiem równie niegodnym.

Alex zacisnął szczękę i odstąpił o krok. A więc ona myślała, że może go okpić, zachowując się jak dama. Ale wściekły bardziej na siebie niż na nią, bo w końcu wiele przeszła tego dnia, wreszcie zrozumiał, jak znieważona musiała się poczuć jego niestosowną propozycją.

– Jeśli pani zamierza podawać w wątpliwość moje dobre intencje, to nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć pani dobrej nocy i bezpiecznej podróży – oświadczył.

– Dobranoc, panie Golding – odpowiedziała drżącym głosem, usiłując zignorować tępy ból rozczarowania rozsadzający jej pierś. Bardzo żałowała, że wydarzenia potoczyły się w niespodziewanym kierunku, który zniszczył bliskość narastającą między nimi w trakcie posiłku.

Alex patrzył na jej twarz – oczy, w których odbijało się światło świec, lekko rozchylone różowe usta, które ukazywały lśniącą biel zębów. Jego sumienie zbuntowało się przeciwko niemu i jego niecnej propozycji, próbował jakoś zapanować nad swoimi myślami, ale w powietrzu unosił się zapach jej perfum, osłabiając jego determinację.

Znał wiele pięknych kobiet i kochał się z nimi, ale nie przypominał sobie, żeby od pierwszego wejrzenia pragnął którejś tak bardzo jak Lydii Brook. Co było w niej takiego, że aż tak go pociągała? Jej szczerość? Jej niewinność? Jej uśmiech, który przyprawiał go o szybsze bicie serca niczym niedoświadczonego młodzika zakochanego po raz pierwszy w życiu? Powiedział sobie, że to, co czuje, wynika z pragnienia sfrustrowanego mężczyzny, który dawno nie miał kobiety, ale cokolwiek to było, nie mógł zaprzeczyć, że głęboko nim wstrząsnęło. Dlatego w bezrozumnym odruchu, gdy Lydia już się odwracała, żeby odejść, wyciągnął rękę i przytrzymał ją za ramię. Była zaskoczona, kiedy wciągnął ją do niewidocznej niszy pod schodami.

Panował tam mrok i było tak ciasno, że ich ciała się zetknęły. Lydia szarpnęła się, starając się uwolnić, ale otoczył ją ramionami i przyciągnął do siebie.

– Proszę – wykrztusiła, unosząc głowę i przenosząc spojrzenie z jego kształtnych ust na oczy, podejrzewając, że Alex zamierza ją pocałować. – To nie może się zdarzyć.

Delikatnie pogładził palcem jej policzek, przesuwając zmysłowo aż do brody. Poczuła, jak jej skóra staje się gorąca pod wpływem jego dotyku.

– Wiem – powiedział Alex, pochylając głowę ku jej włosom, na co gwałtownie się odwróciła i ich policzki się zetknęły. – Tylko jeden pocałunek, panno Brook. Co w tym złego? – Podniósł głowę i spojrzał w jej twarz, jak gdyby chciał ją zapisać w pamięci, po czym utkwił spojrzenie w jej ustach.

– A więc tylko jeden pocałunek – szepnęła.

– Tylko jeden, panno Brook – powtórzył.

Bardzo powoli położył dłonie po obu stronach jej twarzy. Oczy mu pociemniały, kiedy pochylił się do przodu, a Lydia lekko zadrżała – ze strachu albo podniecenia, sama nie wiedziała – ale nie cofnęła się, kiedy jeszcze bardziej pochylił głowę, by dotknąć ustami jej miękkich drżących warg, pieścić je powoli i czule. Ogarnęła ją fala gorąca, ale równocześnie poczuła lęk, lecz nie przed Alexem, ale przed sobą i mrocznymi emocjami, które w niej obudził.

Poczuła obejmujące ją mocne ramiona, kiedy przyciągnął ją do twardej piersi. Pozwoliła mu trzymać się w ramionach i rozchylać swoje wargi pieszczącymi ustami. Była zaszokowana pocałunkiem, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyła, jego niewiarygodną słodyczą i zmysłowością, agresywnym, ale i czułym zarazem, budzącym w niej nieznane dotychczas emocje. Jej ciało reagowało gwałtownie, przyciskając się do jego ciała, a usta otwierały się na przyjęcie następnych namiętnych pocałunków. Pachniał brandy i wodą kolońską, a to jeszcze bardziej działało na jej zmysły.

Krew pulsowała jej w żyłach, poczuła ucisk w żołądku, ale nawet wtedy nie próbowała się cofnąć. Uwięziona w opiekuńczym uścisku przywarła do Alexa, ulegając pierwotnym emocjom. Nic w ciągu dwudziestu lat jej życia nie przygotowało jej na taki pocałunek, więc zatraciła się całkowicie w rozkoszy i magii tej chwili.

Delikatny jęk przerwał ciszę i uświadomiła sobie, że wyrwał się z jej ust. Nagle świat stał się niezwykle zmysłowy, nie liczyło się w nim nic prócz tego mężczyzny, jego ust złączonych z jej ustami i jego ciała przyciśniętego do jej ciała.

Alex tulił ją, pieścił ustami jej policzki, jej brodę, zanim jeszcze raz zatrzymał się na jej ustach. Był niezwykle witalnym mężczyzną, który przywykł do rozkoszy cielesnych, jednak panna Brook wprawiała go w zakłopotanie. Była uosobieniem czystej niewinności, kobietą, która nigdy nie doświadczyła intymnego uścisku ze strony mężczyzny.

Wreszcie ich usta się rozłączyły, a oni oddychali ciężko. Stojąc bez ruchu, jak gdyby wciąż smakując ten pocałunek, z wilgotnymi, lekko rozchylonymi wargami, Lydia zaczęła wydobywać się z niebezpiecznego kokonu zmysłowości, w którym nie miała już nad niczym kontroli.

Alex czule pieścił koniuszkami palców jej policzek. Z trudem panował nad swoimi emocjami, pragnąc za wszelką cenę pocałować ją raz jeszcze, ale tym razem z całą namiętnością i pożądaniem, które w nim wezbrały. Mówił sobie, że powinien zwolnić, zadowolić się tym, na co mu dała przyzwolenie, nie ponaglać jej ani do niczego nie zmuszać, ale tak naprawdę myślał tylko o tym, żeby być blisko niej i rozkoszować się jej słodyczą. Czuł nieprzepartą chęć, by kochać się nią, i nie mógł pozwolić, żeby ta wspaniała młoda kobieta mu się wymknęła. Ujął jej twarz i odgarnął kosmyk włosów z policzka.

– Nie spędzaj tej nocy sama – poprosił. – Zostań ze mną.

Lydia patrzyła na jego twarz pociemniałą w mdłym świetle, odczuwając jakąś potrzebę, której natury nie potrafiła zgłębić. Wiedziała tylko, że ten mężczyzna jest w stanie zaspokoić tę potrzebę. Pragnęła go. Pragnęła tego, co mógł jej dać. O czym ja myślę? – napomniała się w duchu. Przecież on pochodzi z innej sfery, żyje w innym świecie. Może i nie ma tytułu jak jego szwagier, ale jest szlachetnie urodzony. Widać to po nim. Promienieje siłą, pewnością siebie i autorytetem… a także swoistą arogancją.

– Nie, muszę iść – odpowiedziała.

Przez moment Alex milczeniu patrzył w jej twarz zarumienioną pożądaniem i w błyszczące oczy.

– Czemu? – spytał wreszcie. – Boisz się mnie?

– Nie, skądże – odparła, uświadomiwszy sobie natychmiast, że skłamała. Oczywiście, że się go bała, bała się tego, co może z nim robić, jeśli zostaną dłużej razem, bo to było właśnie to, co chciała robić. Chciała raz jeszcze czuć jego wargi na swoich, przeżywać to jedyne w swoim rodzaju rozkoszne doznanie. – Muszę iść. – Odskoczyła od niego i choć nogi jej drżały, a ciało płonęło ogniem namiętności, zaczęła wchodzić po schodach z całą godnością, na jaką mogła się zdobyć, wiedząc, że ją obserwuje. Nigdy nikt tak na nią nie działał. Na myśl o oddaniu się Alexowi Goldingowi przebiegał jej dreszcz po plecach, ale już jej to nie szokowało, wydarzenia ostatnich dwudziestu czterech godzin wydrenowały ją ze wszystkich uczuć, więc teraz nie zostały w niej prawie żadne emocje.

A jednak nie mogła wyrzucić z głowy tego, co właśnie się stało. Pociągał ją wbrew jej woli dzięki nieodpartemu magnetyzmowi, uśmiechowi i sposobowi, w jaki na nią patrzył niewiarygodnie niebieskimi oczami, których leniwe spojrzenie przyprawiało ją o drżenie i rozpalało jej ciało.

Powiedziała sobie, że nawiązanie jakiejkolwiek relacji z obcym mężczyzną może być zarówno lekkomyślne, jak i niszczące. Ale propozycja Alexa Goldinga po haniebnym zachowaniu Henry’ego pochlebiała jej i wzmacniała dumę, a jego pożądanie wzbudziło w niej podobne pożądanie. Nigdy, ale to nigdy nie reagowałaby w taki sposób na Henry’ego.

Próbowała powiedzieć sobie, że ci dwaj mężczyźni nie są do siebie podobni pod żadnym względem, ale skąd mogła to wiedzieć? Nie znała Alexa Goldinga.

Miała błysk wątpliwości, że to, co zamierzała zrobić, było nierozsądne, ale zaraz sobie uprzytomniła, że stałoby się to na jej warunkach, a potem by odeszła i nikt by się o niczym nie dowiedział.

Drżała, ale nie z powodu chłodu. Nagle zrobiło się jej gorąco – o wiele za gorąco. Coś się z nią stało, jakby zapaliła się jakaś iskra, której nie można ugasić. Wzbierała w niej potrzeba, żeby być blisko mężczyzny, który odprowadzał ją wzrokiem, i oddać się pożądaniu, które nagle nią zawładnęło, nasycić się nowo odkrytą namiętnością w jego ramionach i pocałunkiem, który rozbudził w niej utajoną kobiecość.

Romans panny Brook

Подняться наверх