Читать книгу Verte - Helena Mniszkówna - Страница 8

III.

Оглавление

W kawalerskim pokoju, na górze, Uniewicz stanął przed Tomaszem, podparł się pod boki. I patrząc na niego uważnie, i spytał:

— No... i co?..

Burba założył w tył ramiona, przyjrzał się towarzyszowi również pilnie i odrzekł krótko:

— No... i nic!

— Cóż ty na to?..

— Że wykierowała cię na kpa, nic więcej.

— Tylko mnie?..

— Zdaje się, ja byłem wstrzemięźliwszy w wytykaniu jej lat, chrypki.

— Ale to sprytna bestja, jak nas wzięła! A teraz sobie ze mnie żartuje.

Jak sądzisz, Tomku, co ona o mnie myśli?..

— Że jesteś źle wychowany.

— A w tobie odczuła salonowca, prawda?..

— Nie jestem salonowcem, lecz znam się na elementarnej grzeczności.

— Doprawdy?.. zdumiewające! Sztukę tę stosujesz z powodzeniem wobec... Karolci.

Burba, który chodził po pokoju, stanął nagle.

— Melu, czego ty odemnie chcesz?..

— Nic. Dziwię się, że nie jedziesz do Karolci. Miałeś być u niej jeszcze dziś.

— Owszem, pojadę zaraz.

— Ha, ha! w nocy? To ci Słupski wskaże drzwi.

— Bądź spokojny. Dobranoc.

Burba wyszedł z pokoju.

— Tomek, zwarjowałeś! Tomek, wracaj!!

Uniewicz wybiegł na korytarz i chwycił towarzysza za ramię.

— Nie znasz się na żartach czy co u licha? Mówiłem sobie dla kpiny, a ten zaraz traktuje to na serjo.

— Czego chcesz? jadę do Karolci, bo jej obiecałem i zamiaru nie zmienię. Ty idź spać.

Szarpnął się lekko i znikł. Uniewicz wzruszył ramionami, wrócił do mieszkania zły.

— Licho mi nadało Wspominać tę dziewkę. Pojedzie teraz, bo to już taka wściekła bestja. A byłby zapomniał, ja się nie mylę — mruczał do siebie.

Nie mógł zasnąć, myślał o Gorskiej; zżymał się na nią, to znowu chwalił ją sam przed sobą, wyszukując w niej różne zalety i wady. Wreszcie wstał, ubrał się i wyszedł cicho do stróża nocnego. Spytał o Burbę.

— Panicz pojechał konno.

— W taką zadymkę?..

— A tak.

— Dokąd pojechał?..

— Na Wyręby.

— Jeszcze go wilki napadną.

— Da sobie panicz rady. Nie taki bojący.

— Głupiś! — mruknął Uniewicz.

Okutał się szczelniej w futro i ruszył do domu. Ale zobaczył na śniegu pasemko światła wypadającego z okna pokoju, który zajmowała Gorska.

— Jeszcze nie śpi, cóż ona robi?..

Zawahał się, podszedł bliżej, znowu stanął. Uśmiechnął się sam do siebie.

— Ee... świństwo...

Walczył chwilę z pokusą.

— No, wielkie rzeczy!

Prędko podsunął się tuż do okna i rzucił ciekawe spojrzenie.

Po za cienką tkaniną firanki, przez podwójne szyby majaczyła sylwetka kobieca w bieli z rozpuszczonemi włosami.

— Czesze się, — zauważył w myśli Uniewicz.

Wpatrzony w niewyraźną postać niewieścią, coraz dokładniej odróżniał jej kształty, widział ruch wzniesionych rąk i nie odchodził od okna. Nie usłyszał kroków w miękkim, puszystym śniegu.

— Mel!..

Przejmujący szept ten otrzeźwił go. Zadrżał, jak złodziej, złapany na kradzieży. Ujrzał przed sobą Tomka Burbę.

— Słuchaj... to — podłość! — warknął — tamten.

— Cicho, nie wrzeszcz!

Wtem światło zgasło.

Odsunęli się czemprędzej od okna.

— Słyszała, i teraz będzie miała piękne pojęcie o nas, — syknął Burba.

— Mógł być stróż równie dobrze.

— Stróż mi właśnie wskazał, gdzie ty jesteś.

— Dam mu jutro w pysk!

— Wstydź się, Melu.

— Tego uczucia u mnie nie wywołasz. Cóż Karolcia?

Burba milczał.

— Wcześnie wróciłeś. Nie powiodło się, widzę.

— Karolcia śpi.

— O, pfe! To znak, że spadają twoje papiery. Winszuję ci.

Weszli na górę, rozbierali się w milczeniu, nie zapalając światła. Gdy się już ułożyli do snu, Uniewicz rzekł rozwlekłym trochę przez ziewanie głosem.

— Wiesz, że jednak ta Gorska to frontowa baba. Niby nic osobliwego, bo uroda tak sobie, przystojna, świeża, — ale powabna i coś ma w sobie... je ne sais quoi. Temperamencik zdaje się... zdrowy! Prawda? Tak... tak... Ta taraszczańska jest wcale... wcale... Burba milczał.

— Cóż ty zaniemówiłeś? Przecie Karolcia spała, więc chyba nie z jej powodu te twoje nieme rekolekcje.

Milczenie.

— Ach, Tomek, nudny jesteś. Dąsasz się, sam nie wiesz dla czego. Mam wrażenie, że, zamiast u... śpiącej Karolci, wolałbyś być na mojem miejscu, tam pod oknem. Zazdrościsz mi i dlatego zły jesteś.

— Tfu! — rozległo się w pokoju z pasją.

— No, skoroś przemówił nareszcie, to teraz — dobranoc!

Verte

Подняться наверх