Читать книгу Wstyd - Helen FitzGerald - Страница 6

2.

Оглавление

Ruth Oliphant była przyzwyczajona do noszenia peruki. Zwykle była to krótka, siwa peruka z trzema lokami po każdej stronie głowy, która – według danych „Daily Record” – kosztowała dwa tysiące funtów i doskonale komponowała się z czarną, klasyczną spódnicą i togą. Peruka, którą Ruth miała na sobie teraz, była jaskraworóżowym bobem z prostą grzywką, który dopełniał wyciętą, obcisłą, czarną sukienkę oraz różową wstęgę z napisem „Wieczór panieński” opasającą jej piersi i plecy. Jak na swoje pięćdziesiąt dwa lata Ruth prezentowała się wspaniale. Miała gładką skórę dzięki dekadom picia wody i zdrowego trybu życia. Szczupłe, jędrne ciało zawdzięczała organicznej, wegetariańskiej diecie i codziennej trzydziestokilometrowej przejażdżce rowerem z domu w Doon do sądu w Kilbarchie. Wszyscy śmiali się z niej, gdy przyjeżdżała do pracy w lycrach, brała prysznic i wyłaniała się z łazienki już jako „pani szeryf”.

Nie była jedyną uczestniczką wieczoru panieńskiego w wypchanym po brzegi klubie, ale była jedyną powyżej dwudziestego piątego roku życia, jedyną bez stadka co najmniej dziesięciu innych dziewczyn z identyczną wstęgą, i prawdopodobnie jedyną, która zamierzała dosypać narkotyku do drinka jakiegoś obleśnego faceta.

– Chyba pomyliłaś kluby. W bingo grają dwa domy dalej.

– Atrakcyjna czterdziestka cię onieśmiela? – Najbardziej zmysłowo, jak umiała, pociągnęła przez słomkę swój Wielokrotny Orgazm, pochylając się lekko, żeby uwydatnić dekolt.

– A niby skąd wiesz, że jesteś atrakcyjna? – Mówiąc to, mężczyzna nie patrzył jej w oczy, co znaczyło, że trick zadziałał.

– Po prostu wiem.

Namierzenie tego człowieka zajęło Ruth sporo czasu, a proces poszukiwań był równie zmienny, jak jej dalsze plany względem niego.

– Mogę przymierzyć perukę? – Pogłaskał różowe włosy i spojrzał jej w oczy, ale jej nie rozpoznał. Uśmiechnęła się do jego cudownej głupoty i dyskretnie wrzuciła mu tabletkę do piwa.

Nie, nie pozwoli mu przymierzyć peruki.

*

Jej mąż zadzwonił w trakcie popołudniowego posiedzenia. Ubrana w siwą perukę rozpatrzyła trzy sprawy o zakłócenie porządku, w tym jedną awanturę domową, jedną napaść z zamiarem uszkodzenia ciała, jedno włamanie i parę innych, których potem nie była w stanie odtworzyć w pamięci. Pamiętała tylko, że pod koniec sesji była w dobrym humorze. Kilku tych spraw bronił Michael MacDonald, zwany przez nią „Srebrnym Lisem”, który rozbawiał ją, odkąd pierwszy raz zobaczyła go w sądzie. To było dwa lata temu, a on bronił wyjątkowo wytwornie ubranego dwudziestolatka. Ruth bacznie przyjrzała się oskarżonemu w jego markowym garniturze, przełamanym tandetnym pierścieniem w kształcie kuli bilardowej. Od tamtej pory nazywała go w myślach „Bilardzistą”.

– Oskarżony dostał spontanicznego i bezprecedensowego ataku furii – mówił MacDonald – gdy wrócił do domu i odkrył, że jego partnerka pocięła jego markowe koszule na drobne kawałki. Jedna z koszul była marki Louis Vuitton i kosztowała czterysta pięćdziesiąt funtów.

Bilardzista dał upust swojej złości, paląc żywcem psa swojej partnerki.

Srebrny Lis nie wykłócał się wówczas długo. Jak większość osób, bardziej od przemocy wobec kobiet gardził okrucieństwem wobec zwierząt i nie rozważał odwoływania się od kary osiemnastomiesięcznego aresztu. Dla Ruth była to pamiętna sprawa, nie tylko dlatego, że po raz pierwszy widziała go w akcji, lecz także ze względu na groźby, jakie Bilardzista rzucał później w jej stronę z celi na tyłach sali. „Dorwę cię, suko”, „Wiem, gdzie mieszkasz”, „Miej się na baczności”.

Sędzia postanowiła zignorować te pogróżki, pewna, że strażnicy wkrótce uciszą mężczyznę, i kontynuowała rozprawę.

Niedługo po tym pierwszym spotkaniu Ruth ze zdziwieniem odkryła, że Srebrny Lis śpiewa w „Piratach z Penzance” wystawianych przez East Kilbride Gilbert and Sullivan Society. Musiała przyznać, że idealnie pasował do roli współczesnego generała. Był niezwykle charyzmatyczny, a dziś rzucało się to w oczy jeszcze bardziej niż zwykle. Ruth nigdy nie uśmiechała się w sądzie, ale było to trudne, gdy słuchała, jak MacDonald opowiada o ostatnim oskarżonym tego popołudnia. Barry Andrew Malone był niskim i przeraźliwie chudym dwudziestoparolatkiem, który mimo to, jakimś cudem, zdołał znaleźć garnitur o trzy rozmiary za mały dla siebie.

– Pan Malone cierpi na tzw. zaburzenia opozycyjno-buntownicze, wysoki sądzie.

Obrońca wskazał na oskarżonego w marynarce, której szare rękawy kończyły się siedem centymetrów powyżej pożółkłych mankietów koszuli, i który wyglądał, jakby miał ochotę przywalić każdemu po kolei prosto z bani.

– To potwierdzona choroba, która sprawia, że pan Malone jest konfliktowy i trudno jest mu się dostosowywać się do próśb innych osób. Mówiąc językiem laika, wysoki sądzie, pan Malone został zdiagnozowany jako osoba chorobliwe nieposłuszna. W dniu zdarzenia objawy choroby doskwierały mu dość mocno, i nie miał ochoty stać w kolejce w piekarni u Greggsa na Queen Street. Tuż przed zdarzeniem oskarżony odczuł silną potrzebę spożycia zapiekanki serowo-cebulowej. Była godzina piętnasta, a on jeszcze nie jadł śniadania ani obiadu. Domniemana ofiara przeciwstawiła mu się, mówiąc… – MacDonald odgarnął kosmyk siwych włosów z twarzy i pochylił się nad aktami sprawy, odczytując: – „Czekaj na swoją kolej, ciulu”.

Wstyd

Подняться наверх