Читать книгу Mnich - Iwan Kozłow - Страница 5

II.

Оглавление

Słońce na zachód zapada,

Pola pokrywają cienia,

Ucichły rolników pienia,

Do domów wracają stada.

Umilkł głos trąbki pod lasem,

Niesłychać w polu nikogo;

Chyba cichość przerwie czasem,

Turkot koł jadących drogą.

Nie widać ogniów tlejących,

U flisów na szkutach spiących;

Gwiazdy jasnieją wspaniale,

I Xiężyc wyszedł zza góry,

Lasy, pola, wodne fale,

Uspił wielki sen natury.

Bije północna godzina.

Klasztor we snie pogrążony,

I cieniami otoczony,

Obraz śmierci przypomina.

W bocznej celii lampa na pulpicie,

Posępne światełko miecie,

Tam w cierpieniach, w wieku kwiecie,

Mnich nieszczęsny kończy życie.

Tajne go zgryzoty jedzą,

Namiejętności i bole,

Wypiętnowane na czole,

Kto on jest? i skąd? — niewiedzą.

Cios jakiś chowa w duszy swej głębinie,

I od tego jadu ginie.

Przybył on tu w burzy chwilę,

Oblekł habit zakonnika,

Dotrwał slubóm w całej sile,

Lecz on od wszystkich unika.

Gdy bracia wznoszą modły świątobliwe,

On z niemi błaga niebiosy,

Ale łzy częste i westchnienia tkliwe,

Przerywają jego głosy.

Gdy sen śmiertelnych udręczenia słodzi,

Jemu niedają zasnąć skryte rany:

W długim habicie ubrany, —

Jak cień po mogiłach chodzi,

Ale już osłabł — złoża się nie zwleka,

I wboleściach śmierci czeka.

Mnich

Подняться наверх