Читать книгу Maria Konopnicka. Rozwydrzona bezbożnica - Iwona Kienzler - Страница 6

Dzieciństwo

Оглавление

Na stronie setnej księgi urodzeń, prowadzonej przez kościół parafialny w Suwałkach, 23 września 1842 roku umieszczono następujący wpis: „Działo się to w Suwałkach 23 września 1842 roku o godzinie jedenastej przed południem. Stawił się wielmożny Józef Wasiłowski, obrońca Prokuratorii Jeneralnej i patron Trybunału Cywilnego I instancji guberni augustowskiej wydziału II, lat dwadzieścia dziewięć liczący, w Suwałkach zamieszkały […] i ukazał nam dziecię płci żeńskiej urodzone w Suwałkach, dnia 23 maja roku bieżącego, o godzinie siódmej z rana, z jego małżonki, w-ej Scholastyki z Turskich, lat liczącej dwadzieścia jeden. Dziecięciu temu na chrzcie świętym, w dniu dzisiejszym odbytym, nadane zostały imiona Maria Stanisława”1. Dalej dowiadujemy się, że rodzicami chrzestnymi przyniesionej do kościoła dziewczynki byli Józef Smoliński, naczelnik Sekcji Ekonomicznej przy Rządzie Gubernialnym Augustowskim i Karolina Witecka, wpisana do księgi jako „naczelnikowa”. Tak późne dokonanie zapisu w księdze usprawiedliwiono „słabym stanem zdrowia dziecięcia”. Ten wpis, odnaleziony w 1918 roku, rozwiał raz na zawsze wszelkie wątpliwości związane z datą urodzin Konopnickiej, gdyż ona sama konsekwentnie podawała jako datę swego urodzenia rok 1846, odmładzając się o cztery lata. Co ciekawe, ta konsekwencja towarzyszyła jej nawet w korespondencji z Elizą Orzeszkową, która znała ją przecież jeszcze w latach szkolnych, a nawet w listach do swego najbliższego krewnego, stryja, Ignacego Wasiłowskiego, choć ten ostatni mógł wiedzieć, ile lat rzeczywiście ma jego bratanica. Mężczyźni znani są jednak z niefrasobliwego podejścia do kwestii wieku swoich najbliższych, pewnie każdy z nas zna kilku, którzy nie potrafią podać dokładnej daty urodzin swojej żony, a nawet, o zgrozo, swoich dzieci.

Ojciec poetki, Józef Wasiłowski, urodził się 3 września 1813 roku w leżącym w powiecie łochowskim majątku Barchów, który dzierżawili jego rodzice, Stanisław i Rozalia z Paczosków. Początkowo rodzice ojca poetki mieszkali w dzierżawionym przez Stanisława Rząsinie, niewielkim folwarku leżącym w dawnym powiecie ostrowskim, w parafii Wąsewo, jednak wszystkie dzieci Rozalii i Stanisława urodziły się już w niewielkim Barchowie. Oprócz Józefa para doczekała się jeszcze dwójki dzieci: młodszego o pięć lat, Ignacego, w przyszłości ukochanego stryja Marii oraz córki, Tekli Antoniny, która zmarła w dzieciństwie lub we wczesnej młodości. Biografka poetki, Maria Szypowska, zwraca uwagę na fakt, iż we wszystkich dokumentach, dotyczących Józefa, można znaleźć wzmianki sugerujące jego szlacheckie pochodzenie, a mianowicie: „urodzony”, czy „stanu szlacheckiego”, podczas gdy żaden polski herbarz nie wspomina o Wasiłowskich. Jest to bodaj pierwsza niejasność związana z Konopnicką.

Obaj bracia Wasiłowscy uczęszczali do gimnazjum w Pułtusku, które starszy z nich ukończył w 1829 roku. Z całą pewnością studiowali prawo, jednak nie wiadomo, na której uczelni. Być może był to Uniwersytet Warszawski, a może uczelnia w Petersburgu. Na to pytanie nie można dziś udzielić jednoznacznej odpowiedzi, aczkolwiek wydaje się mało prawdopodobne, by obaj studiowali za granicą, bowiem wiązało się to z ogromnymi kosztami, znacznie przekraczającymi możliwości finansowe rodziny. Powstańcza zawierucha w listopadzie 1830 roku ominęła rodzinę, Ignacy nie mógł brać udziału w powstaniu, bowiem w chwili jego wybuchu miał tylko dwanaście lat, a jego starszy brat też najprawdopodobniej nie zaangażował się w działalność powstańczą, nie zachowały się bowiem żadne informacje o jakichkolwiek represjach, które dotknęłyby go jako byłego powstańca. Co więcej, zgodnie z zapisem w Rocznikach sądowych, Józef już w roku 1832 był „w służbie”, co nie byłoby możliwe, gdyby zaangażował się w jakąkolwiek działalność konspiracyjną. Według przywołanego zapisu, Józef pracował jako aplikant w Komisji Wojewódzkiej w Płocku, a później – jako adiunkt praw w Rządzie Gubernialnym Płockim. W 1839 roku stanął na ślubnym kobiercu, by poślubić pannę Scholastykę Turską, córkę miejscowego adwokata. Tak przynajmniej podaje Jacek Nowak w przypisach do wydanych w 2005 roku listów Marii Konopnickiej, pisanych do Ignacego Wasiłowskiego. Z kolei wspomniana już Szypowska, powołując się na wspomnienia samej poetki, twierdzi, iż ojciec Scholastyki, Bartłomiej Turski, był właścicielem majątku Siecień w Sierpeckiem. Tę wersję potwierdza też Alina Brodzka w swej monografii poświęconej twórczości poetki, opisując Scholastykę jako „zubożałą ziemiankę z okolic Sierpca”2. Jeżeli rzeczywiście przyszła pani Wasiłowska, jak chcą obie biografki Konopnickiej, pochodziła z rodziny ziemiańskiej, nawet zubożałej, to wychodząc za Józefa Wasiłowskiego popełniła mezalians. W owych czasach tzw. klasa urzędnicza była dla ziemian czymś gorszym, dlatego jedynie trudna sytuacja finansowa mogła skłonić Bartłomieja Turskiego do rozpatrywania ewentualności wydania córki za „zwykłego” urzędnika. Poza Scholastyką za mąż udało mu się wydać jeszcze dwie córki, podczas gdy najmłodsza została przeoryszą zakonu w Sieradzu. W rodzinnym majątku Siecień osiadł jedyny syn Turskiego, Stanisław, ale wkrótce nieznane bliżej problemy finansowe zmusiły go do sprzedaży włości i przejęcia znacznie mniejszego majątku – Nipszyce.

Państwo Scholastyka i Józef Wasiłowscy wkrótce po ślubie przenieśli się do Warszawy, gdzie Józef Wasiłowski otrzymał posadę w Prokuratorii Jeneralnej, urzędzie, będącym „pełnomocnikiem rządu we względzie dochodzenia lub prawnej obrony własności publicznych pod opieką rządu zostających”3. W tym mieście przyszło na świat ich pierwsze dziecko – córka Wanda. Sprawa starszej siostry Konopnickiej również sprawiła niemało kłopotów biografom poetki. Jak wspomniano, autorka Roty konsekwentnie się odmładzała, podając w życiorysach i listach późniejszy rok swoich urodzin, a o swoim młodszym bracie Janie, pisząc jako o starszym. Kiedy skrupulatnym badaczom udało się w końcu odnaleźć metryki urodzin samej Konopnickiej i jej rodzeństwa, w księgach parafialnych kościoła w Suwałkach, uznano wzmianki o „starszej siostrze” za kolejny „zabieg odmładzający” pisarki, a ponieważ nie figurowała ona w zachowanej dokumentacji, uznano, że jej w ogóle nie było… Dopiero Maria Szypowska, przygotowując drugie wydanie swej książki Konopnicka jakiej nie znamy, dotarła do metryki ślubu owej Wandy, będącej oficjalnym potwierdzeniem istnienia oraz wieku starszej siostry poetki. I tak oto Wanda Wasiłowska została wywołana z niebytu, na jaki skazali ją gorliwi biografowie Konopnickiej w przeszłości.

W 1840 roku nastała wielka zmiana w życiu państwa Wasiłowskich, bowiem Józef został obrońcą Prokuratorii i patronem przy Trybunale Cywilnym Guberni Augustowskiej i cała rodzina przeniosła się do Suwałk. Ówczesne Suwałki nie były metropolią, miasto składało się z jednej głównej ulicy, ciągnącej się wzdłuż szosy. Przy tej ulicy, noszącej w owych czasach nazwę Petersburskiego Prospektu, znajdowały się wszystkie ważniejsze instytucje i sklepy. Miasto wydawało się miejscem wręcz idealnym dla rodziny z dziećmi, bowiem jak wspomina Słownik geograficzny Królestwa Polskiego, „Przepuszczalność gruntu przy ciągłym ruchu powietrza i otoczeniu leśnym czynią Suwałki jednym z najzdrowszych miast w Królestwie. […] Dalsze okolice miasta lesiste, urozmaicone jeziorami, obfitują w malownicze miejscowości nadające się do wycieczek”4.

To właśnie w tym małym miasteczku 23 maja 1842 roku przyszła na świat Maria Stanisława Wasiłowska, późniejsza Konopnicka. Biografowie poetki mieli niemałe problemy z ustaleniem dokładnego adresu domu rodzinnego przyszłej autorki Pana Balcera w Brazylii, gdyż lokalna tradycja widziała miejsce, gdzie poetka przyszła na świat, przynajmniej w trzech domach. Ostatecznie, opierając się na pamiątkach rodzinnych, udało się ustalić, że Konopnicka urodziła się przy ulicy Kościuszki 31. Później na świat przyszły kolejne dzieci państwa Wasiłowskich: 27 grudnia 1843 roku – Jan Jarosław, 6 stycznia 1846 roku – Laura Celina, 20 sierpnia 1848 roku – Jadwiga Julia. Maria miała jeszcze jedną siostrę – Zofię, ale zmarła ona nazajutrz po przyjściu na świat, a data jej narodzin nie jest znana.

Wśród znajomych rodziny, którzy zapewne byli częstymi gośćmi w domu małej Mani, jak najbliżsi nazywali Marię, znajdowali się przedstawiciele miejscowej klasy urzędniczej, o czym świadczą zapisy w księgach parafialnych odnoszące się do chrzcin samej Marii oraz jej młodszego rodzeństwa. Państwo Wasiłowscy wrośli w miejscową inteligencję, nie utrzymując kontaktów z miejscowym ziemiaństwem.

W 1843 roku w spokojne i uporządkowane prowincjonalne życie rodziny brutalnie wtargnęła polityka. Stało się to za sprawą młodszego brata ojca przyszłej poetki, Ignacego Wasiłowskiego. Ignacy, podobnie jak Józef, mozolnie wspinał się po szczeblach urzędniczej kariery i nic nie wskazywało, że ulegnie to zmianie. Jednak młodszy Wasiłowski zetknął się już w 1839 roku z Gerwazym Gzowskim, współtwórcą organizacji patriotycznej o nazwie Związek Narodu Polskiego, co wywarło wpływ na jego dalsze losy. Wkrótce Ignacy wciągnął się na dobre w działalność konspiracyjną, a zajmowane przez niego mieszkanie stało się miejscem spotkania młodych patriotów, którzy co niedzielę zbierali się, by prowadzić „demokratyczne rodaków rozmowy”. Na owych mityngach nie tylko czytano patriotyczną poezję, czy omawiano formy pomocy dla działaczy osadzonych w cytadeli, ale przede wszystkim poruszano kwestie społeczne. Z zapałem dyskutowano o tym, że: „wszyscy ludzie są równi i wolni z prawa natury; że najlepszy rząd jest taki, gdzie sam lud wykonywa władzę najwyższą przez wybranych od siebie reprezentantów; że przyjdzie Królestwo Boże na ziemi, kiedy wszyscy ludzie rządzić się będą tylko prawem miłości bliźniego; że katolicyzm jako idea przestarzała musi z czasem upaść, a na miejscu jego powstanie czysta nauka Chrystusa jako religia powszechna wszystkich narodów; że Polska powstanie w dawnych swoich granicach; że jedynym do tego środkiem jest uwłaszczenie włościan”5. Swoistą biblią młodych konspiratorów stała się książka francuskiego księdza Hugo Felicite Roberta Lamennaisego Paroles d’un Croyant, oficjalnie potępiona przez ówczesnego papieża, Grzegorza XVI.

Ignacy nie pełnił żadnej ważnej funkcji w organizacji założonej przez Gzowskiego, co więcej wśród innych jej członków cieszył się opinią człowieka o stosunkowo umiarkowanych poglądach, dla którego praca była ważniejsza niż jakiekolwiek dysputy filozoficzne i dyskusje o przyszłości świata. Jak wyraził się jeden z jego kolegów z organizacji: „Co do opinii demokratycznych, uważałem w nim największego umiarkowania spomiędzy tych, którzy tam mieszkali”6.

Dla władz carskich już sama przynależność do tajnej organizacji, niezależnie od pełnionej w niej funkcji, czy osobistych poglądów, stanowiła przestępstwo. Dlatego, kiedy w sierpniu 1843 roku policja wpadła na trop Związku Narodu Polskiego, z miejsca aresztowała wszystkich jego członków, w tym także Ignacego. 30 października tegoż samego roku złożył on zeznania obciążające konspiratorów, skrupulatnie wyliczając nawet czytane przez nich czasopisma, liczbę zeszytów oraz pojedynczych arkuszy. Komisja Śledcza, doceniając współpracę Wasiłowskiego, nakazała zwolnić go ze służby, „oddać pod dozór policyjny i mieć na uwadze przy poborze rekruta”7, ale ponieważ ten wniosek nie został zatwierdzony przez namiestnika, Ignacy w marcu 1843 roku stanął przed sądem wojskowym. W kwietniu następnego roku został wcielony do Specjalnego Korpusu Syberyjskiego z utratą praw stanu. Nie był to zbyt dotkliwy wyrok, gdyż wszyscy Polacy wcieleni do Korpusu, którzy mogli wylegitymować się bodaj minimalnym wykształceniem, nie pracowali fizycznie. Wykorzystywano ich zazwyczaj do prac biurowych, polegających na sporządzaniu rozmaitych sprawozdań, rejestrów itp. Niektórzy z nich mogli też udzielać korepetycji i w ten sposób zarabiać. Podobny los spotkał Ignacego, gdyż „[…] obeznany był z biurową pracą i biurokratycznym porządkiem. Gdy przyszła pora ułożyć i napisać roczne sprawozdanie (otczoty), zrobił je tak dokładnie i jasno, że redakcja ta zwróciła uwagę władz gubernialnych w Tobolsku. Odtąd stał się w sądzie ziemskim cennym i potrzebnym. Powiększono mu płacę, tak że z zarobionego grosza mógł żyć wygodnie”8. W 1856 roku awansował na podoficera, a we wrześniu tegoż samego roku objęła go amnestia ogłoszona przez nowego cara, Aleksandra II. Pod koniec następnego roku został zwolniony z wojska, ale do kraju powrócił dopiero w 1860 roku.

Od czasu aresztowania Ignacego, z nieznanych powodów, popsuły się jego stosunki ze starszym bratem, a dokładniej mówiąc, zostały zerwane. Być może z inicjatywy Józefa, który dowiedział się o zeznaniach brata, obciążających kolegów z organizacji założonej przez Gzowskiego. Z całą pewnością Maria nie została wtajemniczona w historię wzajemnych relacji jej ojca i stryja. W pamięć wrył się za to powrót Ignacego z Syberii, który wracał opromieniony sławą zesłańca, cierpiącego dla sprawy polskiej. Później pisała: „[…] jego powrót w żołnierskim szynelu stanowią część najsilniejszych wrażeń mojego dzieciństwa”9. I taki pozostał stryj w oczach bratanicy, która już jako osoba dorosła pisała do niego przez wiele lat. Ignacy Wasiłowski był dla niej prawdziwym bohaterem narodowym, „co wycierpiał tyle dla Polski”. Pisała do niego z uwielbieniem: „Ty Stryjku, byłeś ojcem tej części mojej duszy i mojej istoty, która oddycha miłością dla Polski”10. Świadoma konfliktu pomiędzy ukochanym stryjkiem a swoim ojcem, prawie nigdy nie wspominała o Józefie w swoich listach.

Czas spędzony w Suwałkach był zapewne jednym z najszczęśliwszych okresów życia poetki, a z pewnością najradośniejszym okresem jej dzieciństwa. Uważni badacze literatury znajdują echa tych czasów w twórczości Marii Konopnickiej, zwłaszcza w Anusi, czy w utworze Z cmentarzy. Małą Manię przygotowywano oczywiście, jak wszystkie dziewczynki w owych czasach, do przyszłej roli pani domu. „Jeśli zachowanie moje było bez zarzutu, dostawałam od Anusi takąż igłę z takąż samą nitką bawełny, którą natychmiast zaczynałam na sobie zszywać majtki z pończochami albo spódniczkę z fartuszkiem. Mówiono, że mam wielkie zdolności do robót ręcznych”11. Jednak Maria nie tylko w dziedzinie robótek wykazywała „wielkie zdolności”. Jeżeli wierzyć jej krewnym z rodziny Turskich, Konopnicka już jako mała dziewczynka układała rozmaite wierszyki i piosenki, choć wówczas traktowano to z przymrużeniem oka i nikt w niej nie widział utalentowanej poetki.

Jak bawiły się dzieci z rodziny Wasiłowskich w rodzinnym domu w Suwałkach? Ulubionymi zabawkami były figury wycięte z nieużywanej starej talii kart, którym mała Mania wraz z rodzeństwem nadała wymyślone imiona i z użyciem których odgrywano najprzeróżniejsze sceny. Ważną rolę w życiu dzieci odgrywała religia, a raczej doznania związane z tradycyjnymi obrzędami religijnymi, zwłaszcza w okresie wielkiego postu. Śpiewane wówczas przez służącą Gorzkie żale zrobiły na małej Mani wielkie wrażenie. „Dreszcz szedł mi po twarzy, po szyi, po plecach, oczy mi się mrużyły, a usta otwierały nerwowym ziewaniem”12, wspominała po latach Konopnicka. Być może, jak narratorka Anusi, zawierającej z całą pewnością elementy autobiografii, słuchała też swoistych „bajek” opowiadanych przez służącą. Nie były to bajki w pojęciu znanym dzisiaj, ale opowieści o męczeństwie świętych, opowiadane z zachowaniem wszelkich szczegółów dotyczących tortur, jakie musieli znosić męczennicy za wiarę. Maria zapewne odwoływała się do własnych wspomnień, pisząc: „[…] byliśmy oswojeni z całym martyrologium, żeśmy o wyrwanych językach, rozpalonych kleszczach, plecach dartych pasami ze skóry i piłowanych ciałach rozprawiali jak o chlebie z masłem i gdyby które z nas spotkało świętego Dionizego idącego z własną uciętą głową pod pachą, myślę, że nie bardzo byłoby zdziwione […]. Wkrótce otworzyły się dwa obozy. Jeden stanowił brat mój, Janek, drugi ja i starsza moja siostra. Myśmy utrzymywały, że największe męki zniosły święte męczennice, na przykład: Dorota, Blandyna, Barbara Perpetua i inne; Janek dowodził, że «co to tam takie babskie męki»”13. Co ciekawe, dzikie, egzotyczne zwierzęta, jak lwy i lamparty, kojarzyły się dzieciom wyłącznie z męczeństwem pierwszych chrześcijan. Dla nich były to „takie zwierzęta, co świętych jadają”. Współcześni psychologowie, czytając te wspomnienia, zapewne przecierają oczy ze zdumienia.

Rok 1849 przyniósł kolejną zmianę w życiu rodziny Wasiłowskich – przeprowadzkę do Kalisza. Biografowie poetki nie potrafią podać, jaka była przyczyna tych przenosin. Maria Szypowska podejrzewa, że było to karne przeniesienie, być może w jakiś sposób związane z wcześniejszym zatrzymaniem stryja Konopnickiej. Faktem jest, że przenosiny do Kalisza, znacznie mniejszego niż ówczesne Suwałki, musiały oznaczać dla ambitnego urzędnika państwowego pewną degradację. Jednak nie było możliwości zmiany decyzji i rodzina przeniosła się do wskazanego miasta. Z dzisiejszej perspektywy Kalisz nie wydaje się zbyt oddalony od Suwałk, bowiem w prostej linii odległość między tymi miastami wynosi nieco ponad 400 kilometrów. Pamiętajmy jednak, że wówczas na tych terenach nie istniała jeszcze kolej, podróżowano więc pojazdami zaprzężonymi w konie, po wyboistych drogach i krętych gościńcach, podróż musiała więc być bardzo długa i męcząca, zwłaszcza dla rodziny z małymi dziećmi. Trwała zapewne około tygodnia, skoro żyjąca w tych czasach Eliza Orzeszkowa wspomina, że z Grodna do Warszawy jechała aż trzy dni, a odległość dzieląca oba miasta była dwa razy krótsza od tej, jaka dzieliła Suwałki i Kalisz. Po przeprowadzce rodzina zamieszkała w nieistniejącym już domu, znajdującym się u zbiegu ulic Wrocławskiej i Grodzkiej, by później przeprowadzić się do innego lokum mieszczącego się w budynku, dumnie i trochę na wyrost, zwanym pałacem Puchalskich, przy Stawiszyńskim Przedmieściu (obecnie plac Jana Kilińskiego 4), naprzeciw fabryki Beniamina Rephana.

Jednak Halina Sutarzewicz twierdzi, że Wasiłowscy zamieszkali tu „[…] nie we frontowej części, lecz w jednopiętrowej oficynie, od strony dzisiejszej ulicy 3 Maja, na miejscu której znajdowały się wtedy ogrody. Było to bardzo piękne położenie, korzystne dla dzieci, ale daleko tu było do wspaniałości mieszkań frontowej części domu. Jak duże mieszkanie zajmowali Wasiłowscy, nie wiadomo; podobno mieściło się ono na piętrze, gdzie przeważnie były mieszkania trzypokojowe”14. Tymczasem inna biografka Konopnickiej, przywoływana niejednokrotnie Maria Szypowska, uważa, że „[…] jak na ówczesne warunki mieszkaniowe w środowisku inteligenckim trzy pokoje byłaby to nieomal nędza, a przecież Józef Wasiłowski należał do grona wyższych urzędników”15, dlatego rodzina Mani zajmowała najprawdopodobniej całe piętro domu.

Parę lat po przyjeździe Wasiłowskich do Kalisza, w 1852 roku miastem wstrząsnęła wielka tragedia: wybuchł pożar, który strawił niemal całą dzielnicę żydowską, mieszczącą się tuż przy centrum miasta. Choć spłonęło wiele domów i sklepów, Polacy mieszkający w Kaliszu uznali pożar niemal za zrządzenie losu. Dzielnica zamieszkała przez żydowską mniejszość, która w owych czasach stanowiła jedną trzecią mieszkańców Kalisza, była bowiem uznawana za siedlisko brudu i chorób, a nawet za „zakałę estetyczną” miasta. Trzeba jednak przyznać, że po pożarze kaliscy Żydzi spotkali się z wyjątkową sympatią pozostałych mieszkańców, którzy pospieszyli im z pomocą finansową, organizując liczne zbiórki czy też imprezy charytatywne.

Zaledwie dwa lata później rodzinę Wasiłowskich dotknęło wielkie nieszczęście: 31 marca 1854 roku zmarła matka przyszłej poetki, Scholastyka, przeżywszy zaledwie trzydzieści cztery lata. Pochowano ją na cmentarzu parafialnym w Kaliszu. Po latach Konopnicka napisze: „Mało pamiętam matkę…”16, po raz kolejny sprawiając niemały kłopot swoim biografom, którzy zupełnie nie wiedzą jak traktować to wyznanie. W chwili śmierci Scholastyki Maria miała bowiem już dwanaście lat, była więc na tyle dorosła, by zachować wspomnienia o swojej matce. Czy więc owa wzmianka jest dowodem jakichś nieznanych konfliktów między matką a córką, czy po prostu wynikiem konsekwentnego odmładzania się autorki Roty i zmieniania całego życiorysu pod kątem zmyślonej daty swego przyjścia na świat?

Obowiązek wychowania szóstki dzieci spadł teraz na barki owdowiałego Józefa, który starał się, by pamięć o jego zmarłej żonie towarzyszyła rodzinie na co dzień. Maria po latach wspominała: „Atmosfera naszego dziecięctwa była bardzo różna od tej, w jakiej dzieci żyją zwykle. […] Dom nasz sierocy był prawie zakonnym domem; nie przyjmowano w nim i nie oddawano żadnych wizyt, nie prowadzono żadnych wesołych światowych rozmów, a spacery, na które nas ojciec prowadził miały za cel zwykły – cmentarz”17. Trzeba jednak przyznać, że droga na kaliski cmentarz była dość długa i doskonale nadawała się na spacer. Rodzina musiała przejść przez całe miasto, co stanowiło doskonałą okazję do oglądania kolorowych sklepowych wystaw, potem – przez dwa mostki przerzucone przez płynącą przez miasto Prosnę, a następnie dojść do rogatek przez Przedmieście Wrocławskie. Ponieważ była to cała wyprawa, gdy nie starczyło czasu lub nie pozwalały na to warunki pogodowe, ojciec prowadził całą gromadkę do pobliskiego kościoła bernardynów, by w jego kruchcie pomodlić się przed tablicą upamiętniającą Scholastykę Wasiłowską, wykonaną na zamówienie owdowiałego męża.

Józef Wasiłowski, „mistyk, ogromnie religijny, samotnik, oddany pracy i dzieciom”18, czytywał swym córkom i jedynemu synowi utwory polskich poetów: Kochanowskiego, Brodzińskiego oraz Mickiewicza. Trzeba przyznać, że zapoznając swoje dzieci z wierszami tego ostatniego, wykazał się niemałą odwagą – twórczość tego poety była bowiem zakazana pod zaborem rosyjskim. Kraushar w swoich Kartkach z pamiętnika pisze, iż w owych czasach strach przed represjami carskiej policji był tak wielki, że rodzice nawet nie wspominali swym dzieciom o istnieniu Mickiewicza, o czytaniu jego utworów nawet nie było mowy. Tymczasem Wasiłowski nie tylko czytał dzieciom Konrada Wallenroda, ale nawet uczył ich historii Polski, a było to wówczas bardzo ryzykowne. Jak pisze wspomniany Kraushar: „System szpiegostwa praktykował się szeroko w miejscach publicznych, po restauracjach, cukierniach, szynkowniach. Służba domowa częstokroć była na żołdzie policji tajnej, a widomym objawem tego stanu rzeczy były ciągłe niemal rewizje po domach, aresztowania i zsyłki na Sybir […]. Wystarczyło nieostrożne odezwanie się publiczne śmielszym jakim półsłówkiem, aby odpokutować za to złamaniem całego życia i bezpowrotną deportacją na Północ”19.

Ojciec poetki stosował też zupełnie nietypowy jak na owe czasy kierunek kształcenia swoich córek, a przynajmniej Marii, której czytał własne przekłady Psalmów lub tłumaczenia Pascala, jak również zapoznawał ją z dziełami twórców starożytnych – Cycerona i Salustiusza. To właśnie dzięki ojcu przyszła autorka Prometeusza zainteresowała się dziejami antycznej Grecji i Rzymu, a zainteresowanie antykiem było powszechne wśród inteligencji kaliskiej. Wszak Kalisz był najstarszym polskim miastem, a jego mieszkańcy chlubili się jego korzeniami sięgającymi starożytności. Ojciec zapewne zwracał swym dzieciom uwagę na liczne w mieście budowle architektów włoskich, wzbudzając w Marii miłość do sztuki i architektury włoskiej. Starał się też rozbudzić w swoich dzieciach zainteresowania innymi dziedzinami nauki. To właśnie dzięki swemu ojcu przyszła poetka poznała Teorię jestestw organicznych autorstwa Jędrzeja Śniadeckiego. Sama później tak podsumuje to doświadczenie: „Wiele rzeczy niezrozumiałych było tam dla mnie, ale objęło mnie szerokie tchnienie wielkiego badawczego umysłu i wpływ ten został”20. Kiedy po latach odwiedzi Włochy, uparcie będzie szukała śladów Śniadeckiego na uniwersytecie w Padwie.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Maria Konopnicka. Rozwydrzona bezbożnica

Подняться наверх