Читать книгу Wyga. Kurzawa Bellew - Jack London - Страница 6

III

Оглавление

Pierwsza próba Kita została uwieńczona powodzeniem. Do przeniesienia bagażów ważących dwa i pół tysiąca funtów, udało się dostać Indjan aż do rozdroża Tinnegan’a. Stamtąd nie pozostawało nic innego, jak liczyć na własne plecy. Projektowano posuwać się po mili na dobę. W projekcie wydawało się to łatwem. John Bellew miał obowiązek przygotowywać jedzenie i mógł maszerować z ładunkiem tylko raz jeden lub dwa. W ten sposób na każdego z trzech młodych ludzi przypadła praca przeniesienia codziennie po 800 funtów na odległość jednej mili. Przy wadze pakunków po 50 funtów znaczyło to — codzienny spacer po 16 mil z ładunkiem i 15 mil luzem.

Kit uczynił przyjemne odkrycie:

— Ponieważ ostani raz nie potrzebujemy wracać, to przy wadze ładunków po 80 funtów wypada przejść codziennie 19 mil, a przy 100 funtach tylko 15 mil.

— Nie lubię chodzić — oświadczył — więc wezmę na plecy 100 funtów.

Tu spostrzegł cień wątpliwości na twarzy wuja i dodał pośpiesznie:

— Rzecz prosta, trzeba się w tym celu potrenować. Ludzie osiągają przecie umiejętność chodzenia po linie i pokazywania rozmaitych sztuk. Rozpocznę od pięćdziesięciu funtów.

Tak też uczynił i wesoło, żwawym krokiem ruszył w drogę. Na nowym postoju zrzucił worek z ramion i szybko odbył drogę powrotną. Rzecz okazała się łatwiejszą, niż przypuszczał. Lecz już przejście dwu mil wyczerpało mu energię i wystawiło na ciężką próbę jego siły. Drugi pakunek ważył 65 funtów, wymagał więc większego nakładu siły. Kit nie mógł podążać równie szybko jak poprzednio. Według zwyczaju wszystkich tragarzy, przysiadał na ziemi, opierając pakunek na pniu lub skale. Za trzecim powrotem nabrał otuchy i dźwignął worek bobu wagi 95-ciu funtów. Po przejściu stu yardów uczuł jednak, że nie wytrzyma.

— Krótkie etapy i krótkie wypoczynki — zamruczał — w tem cały sęk.

Ale czasami nie wytrzymywał i stu yardów, a ilekroć po odpoczynku ruszał w drogę — ciężar niesionego pakunku wydawał mu się coraz większy. Kit ciężko oddychał, pot strumieniem ściekał mu z twarzy, całe ciało było nim skąpane

Zanim przeszedł ćwierć mili zrzucił swą wełnianą koszulę i powiesił ją na drzewie. Następnie zrobił to samo z kapeluszem. W połowie drogi zadecydował, że już wszystko skończone, że nie wytrzyma. Nigdy w życiu nie był podobnie wyczerpany. W pewnej chwili, kiedy odpoczywał, z wyslkiem chwytając oddech. spojrzenie jego padło na rewolwer i ciężką ładownicę.

— Dziesięć funtów martwej wagi — uśmiechnął się, zrzucając jedno i drugie. Nie zadał sobie nawet trudu powieszenia ładownicy na drzewie, a poprostu cisnął ją w krzaki. Gdy zwrócił uwagę na wolno płynący obok niego ludzki potok, w którym każdy dźwigał swój ciężar — zauważył, że i inni „czeczako“ jęli odrzucać broń palną.

Krótkie etapy Kita stawały się coraz krótsze. Czasami już po przejściu stu kroków, złowróżbne bicie serca, szum w uszach i chorobliwa słabość w nogach zmuszały go do odpoczynku. Przerwy w marszu stawały się coraz pokażniejsze. Lecz mózg usilnie pracował. Ładunek trzeba było przenieść 28 mil, co wymagało tyluż dni, tymczasem sądząć z opowiadań, stanowiło to najłatwiejszą część drogi.

— Poczekaj pan do Chilcoot’u — przestrzegali go spotykani podczas odpoczynku towarzysze — tam będziesz pan musiał drapać się rękami i nogami.

— Żadnego Chilcoot’u nie będzie — odpowiadał — dla mnie przynajmniej. Na długo przedtem zjedzą mnie mrówki.

Poślizgnąwszy się Kit zrobił niezręczny wysiłek, aby utrzymać się na nogach, przyczem odniósł wrażenie, że w jego wnętrznościach coś się oberwało.

— Jeśli kiedykolwiek upadnę z takim ciężarem — zginąłem — rzekł do swego przygodnego towarzysza.

Wyga. Kurzawa Bellew

Подняться наверх