Читать книгу Zabójczy pocisk - Jakub Małecki - Страница 8
Оглавление1.
Pewnego razu dwóch przyjaciół łowiło ryby nad rzeką. Młodszy z nich znalazł złoty pierścień w przybrzeżnym piasku. Starszy zapragnął go dla siebie, lecz młodszy odmówił. Tłumaczył, że tego dnia ofiarował przyjacielowi inny, wystarczająco hojny podarek. Wówczas starszy rozłupał młodszemu głowę i zabrał błyskotkę. Wkrótce został przepędzony przez swoich. Uchodząc przed zemstą, zawędrował w las i na moczary, lecz nawet tam nie znalazł spokoju. W końcu zaszył się w korzeniach gór. Pierścień zatruł mu serce, a lata spędzone w ciemności przemieniły go w potwora.
Tak właśnie było. Tylko trochę inaczej.
2.
Na naszej ulicy żyła Stalowa Nika. U nas nie ma lekko i każda kobieta musi znaleźć sposób na siebie. Nie inaczej było i z Niką. Nosiła wojskowe spodnie i polarową bluzę, włosy spinała w gruby warkocz i bezbłędnie otwierała piwa zapalniczką. Mówiła bardzo dużo i bardzo głośno. Bez przerwy się śmiała, a w jej policzku tkwiła odrobina żużlu, który dostał się tam, kiedy młodziutka Nika uciekała przed policją przez nieużytki przy dworcu Warszawa Wschodnia, z kieszeniami pełnymi amfetaminy.
Za młodu miała zwyczajne marzenia. Najpierw chciała być aktorką. Potem obiecywała sobie, że wyjedzie na Zachód, przepracuje parę lat i otworzy kawiarnię z prawdziwego zdarzenia, gdzie do kawy dają ciepłe ciastko, a w toalecie wisi lustro bez żadnego pęknięcia czy też napisu. Obarczona młodszym rodzeństwem, pod okiem ponurej matki, łaknęła wyzwolenia. Poznała wiele bram i brudnych materacy, aż w końcu zjawił się Boldog i wziął Nikę do dziewczyńskiego komando, które trzęsło tym kawałkiem Pragi.
Prawdziwy mężczyzna nigdy nie podniesie ręki na kobietę. Każda kobieta jest jednak człowiekiem, a człowiek czasem musi zostać ukarany. U nas zajmowały się tym trzy dziewuchy, w tym i Nika. Lały po gębach chciwe handlary z bazaru Różyckiego, złodziejki, które nie kwapiły się do podziału doli, oraz zwyczajne flamy, nazbyt chętne do przyprawiania rogów swoim mężczyznom. Lubiły przesiadywać na skraju paskudnego zieleńca u wylotu Brzeskiej. Paliły papierosy, popijały piwo, a żaden rozsądny facet nie spoglądał w ich stronę.
3.
Dwie kamienice od Niki w stronę Targowej mieszkała Spinka z rodzicami. Ojciec pił i się modlił, a matka sprzątała w markecie HIT i również się modliła. Spinka miała siedemnaście lat, gdy to się zaczęło. Rzadko kiedy wychodziła na ulicę i nie włóczyła się ze starszymi chłopakami. Miała kąt za szafą ze sklejki, a tam materac, plakaty Nelly Furtado i zeszyt, w którym spisywała te wszystkie rzeczy, które zrobi, kiedy będzie już duża i zdobędzie pieniądze.
Przychodził do niej chłopak, na którego wołano Student, zapewne dlatego, że miał delikatną twarz, długie włosy i wyglądał zawsze, jakby szedł przeprosić bibliotekarkę za przetrzymanie książki o przetwarzaniu surowców wtórnych. Student owszem, jak popił, planował jakąś edukację, a na co dzień pełnił ważną funkcję w walkach pomiędzy kibicami. Wypuszczony przez swoich, wyruszał na Muranów szukać polonistów. Nikt go tam nie podejrzewał przez tę gębę i kucyk. Gdy wypatrzył jakąś grupkę, znikał za rogiem, dawał cynk i w okamgnieniu wpadały chłopaki z Legii. Później Student stał się bardziej znany i zebrał ciężki łomot, ale to już inna historia. W każdym razie Spinka czytała, próbowała się uczyć i chodziła ze Studentem.
Nie do końca wiadomo, w jaki sposób los złączył Spinkę ze Stalową Niką. Mieszkały blisko siebie, więc musiały się znać. Lubię myśleć, że matka Spinki naraziła się czymś Boldogowi. Być może po prostu zadłużyła się u niego, by utrzymać rodzinę, zalegała ze spłatą i Nika z dziewuchami wpadła wymierzyć tak zwaną sprawiedliwość. W domu była jednak tylko Spinka. Nika usiadła i zaczęły rozmawiać, baba jak komin i kruchy podlotek. Coś wynikło z tego spotkania. Coś tam się zdarzyło, tak jak zawsze, gdy spotykają się ludzie sobie przeznaczeni. Matka otrzymała kilka dni na uregulowanie swoich zobowiązań, a Spinka zaczęła włóczyć się za Niką.
Potrzebowały siebie nawzajem. Nika okazała się wszystkim, czego nie miała Spinka, i odwrotnie. Dobieramy się przecież podług braków. Spinka łaknęła niezależności, własnych pieniędzy i swobody, którą one dają. Bardzo chciała być już dorosła. Dwudziestodwuletnia Nika rozpoznała w Spince wszystko, co zostawiła po drodze: marzenie o aktorstwie, o kawiarni, gdzie ludzie nie leją się po pyskach.
4.
Takich ludzi jak Boldog można spotkać wszędzie: w Berlinie, w Trójmieście, przypuszczam nawet, że w Honolulu też mają swojego Boldoga. Jest chudy, wytatuowany, nosi bawełniane ubrania znanych amerykańskich marek, a na każdym palcu ma pierścień. Nasz Boldog był raczej krępy, o mięsistej twarzy i oczach tak nieruchomych, że wydawały się namalowane.
Wiele wskazywało, że będzie jednym z narwanych gnojków, których ulica wyniesie, a potem przemieli. Stało się inaczej, ponieważ Boldog wybrał życie w trzeźwości. Nie palił, nie wciągał, nigdy nie widziano go nawet z piwem. Innym proch odbierał rozsądek i trafiali na komendę. Boldog planował swoje działanie przy herbacie, zachowując temperament szachisty. Swoje w życiu osiągnął. Ściągał haracze pomiędzy Strzelecką a Wileńską. Miał warsztat samochodowy, lombard i kilka stolików na bazarze Różyckiego.
Abstynenci inaczej kanalizują swoją ciemność. Boldog okazał się psem na baby, aż w jego przestronnym mieszkaniu wytarł się próg. Widywano go, jak bladym świtem krąży swoim passatem, poszukując miłego towarzystwa o tak nietrafionej porze. Potrafił czmychnąć z bazaru i trzy razy dziennie, za każdym razem do innej. Był jak sam Bóg i nie zważał na osobę. Gramolił się na grube i chude, stare i młode, mądre i głupie. Gdyby miał siostrę, jej też by nie oszczędził. Najbardziej jednak umiłował Nikę.
5.
Być może Spinka zrealizowałaby swoje plany, poszła na studia i wyrwała się z Pragi, gdyby nie Student, a raczej jego niechęć do kondomów. Któregoś miesiąca kardynał nie przyszedł. Na tę wieść Student zareagował po swojemu. Popędził do kumpli, zalał się w trupa i mówił każdemu, kto chciał go słuchać, że prędzej urżnąłby sobie jaja, niż dopuścił do takiej sytuacji. Kumple sprowadzili go na ziemię. Ich zdaniem dziecko nie oznaczało końca świata. Prawdziwy mężczyzna powinien ich trochę narobić, tak mówili. Zrobili ściepę na pierścionek.
Pognębiony Student poczłapał do Spinki z kwiatami i tym pierścionkiem. Wykrztusił, że wszystko będzie dobrze i oczywiście nie było. Matka na wieść o ciąży zaczęła wrzeszczeć na córkę, a ojciec kiwał czerwonym łbem do każdego zdania o niewdzięczności, o wstydzie przyniesionym temu domowi i opinii Pana Boga na seks przedmałżeński. Niewiele wiem o Bogu, lecz ten nic nie zrobił, gdy matka pokazała córce drzwi.
Student mieszkał z dziadkiem i tam się przenieśli. Dziadek Studenta przepracował trzydzieści lat w Druciance. Za młodu pisał pamiętniki robotnika i nawet próbował wydać je w książce. Działał też w komitecie zakładowym Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Gdy nastała wolność, a wraz z nią perspektywa zwolnienia, przeciął sobie ścięgna w nadgarstku lewej dłoni i otrzymał rentę. Słoneczne dni spędzał na skwerze Żurowskiego. Siedział na ławeczce z laską między kolanami, patrzył przed siebie i myślał. Jego mieszkanie było ciemne i zagracone. Młodym nie pozwalał wchodzić do swojego pokoju.
Gdy urodził się Antoni, Student rzeczywiście wziął się za siebie. W międzyczasie market HIT przemienił się w Tesco i Student został ochroniarzem, dzięki agencji pracy tymczasowej. Zarabiał cztery pięćdziesiąt za godzinę. Forsę przynosił do domu, mył szkraba, spacerował z wózkiem, a Spince przysięgał, że już nigdy nie zobaczy go pijanego. Stało się inaczej. Ojcostwo jest nudne i żmudne, Spinka chodziła zmęczona i zaniedbana. Student zaczął popijać w towarzystwie kolegów z roboty, starszych, bezzębnych chłopów, którzy dojeżdżali do pracy z podwarszawskich miejscowości. Powrócił do kumpli i na nowo odkrył radość kibicowania. W domu pojawiał się coraz później. Znikał na całe noce, kłamiąc, że bierze dodatkowe zmiany, by zadbać o rodzinę.
Z tego, co wiem, nigdy jej nie uderzył. Ryczał tylko, żeby uciszyła dziecko, a potem wychodził, trzaskając drzwiami. Zawias się od tego obluzował. Kolegom opowiadał, że żyje w piekle i gorączkowo szukał sposobu, aby się wyzwolić. Jak wszyscy u nas, snuł wielkie plany i zabijał czas, wracając do starej roli – wypuszczał się na Muranów, tropiąc legionistów.
Tam doszło do nieszczęścia rozpisanego na raty. Student uprawiał swój proceder zbyt długo i chłopaki z Polonii w końcu zaczęli zwracać uwagę na kudłatego chłystka, który snuł się bez wyraźnego celu. Okropnie mu natłukli i wszystko byłoby dobrze, gdyby urżnięty Student nie pojechał się mścić, biorąc do tego zadania paru kumpli jeszcze głupszych od siebie. Poszło aż za dobrze. Jednemu poloniście wybili żuchwę, drugiemu złamali przedramię, trzeciego Student kopnął w brzuch tak nieszczęśliwie, że ten walnął głową w róg kamienicy i zmarł na miejscu.
Tego samego wieczora małego Antoniego obudzili policjanci. Student został skuty pod okiem obojętnego dziadka i Spinki, która nawet nie próbowała go ratować, nie tak jak matkę parę lat wcześniej. Każdy może uratować tylko siebie, to już zrozumiała. Na rozprawie Student zaprzeczał wszystkiemu, nie wydał też kolegów. Taka postawa przyniosła mu szacunek na Pradze i dekadę za kratkami. Mniej więcej w tym samym czasie dziadek dał do zrozumienia, że nie widzi mu się mieszkanie z dzieckiem i szmatą, która posłała mu wnuczka do pudła. Opinię tę wyraził bez słów, za pomocą laski.
6.
W tym czasie Stalowa Nika robiła karierę na miarę własnych możliwości. Przywództwo w dziewczyńskim komandzie pozostawiła młodszym, zajęła stolik na bazarze i wprowadziła się do Boldoga, który przez długi czas udawał zadowolenie z tego stanu rzeczy. Nie nosiła już polarów i spodni szturmowych. Przycięte włosy farbowała na blond. Przestawiła się z piwa na wódkę i próbowała schudnąć, rezygnując ze śniadań. Inne dziewczyny bały się jej jeszcze bardziej niż wcześniej. Boldog również jej się obawiał.
Nie zrezygnowała z placu – chciała być widoczna na mieście. Boldog miał rękę do zarabiania pieniędzy, lecz z zarządzaniem radził sobie gorzej. Stalowa Nika zajęła się papierkami. Prowadziła równolegle dwie księgi, tę oficjalną i drugą, prawdziwą, schowaną za regałem pełnym płyt z amerykańskimi filmami sensacyjnymi. Mówiła Boldogowi, ile mogą wydać i kogo przycisnąć. Tłumaczyła, że przyszłością jest lombard i warsztat samochodowy. Odkładała na przyszłe inwestycje. Kto wie, myślała, może kiedyś zdarzy się i kawiarnia z czystym lustrem? Boldog od tego wszystkiego schudł i posmutniał.
Trwając przy nim, Stalowa Nika musiała godzić się na pewne rzeczy, co jest udziałem wszystkich kobiet, które wiążą się z niezwykłymi mężczyznami. Boldog raz w tygodniu urządzał u siebie balangi, pod koniec których siedział zgarbiony i trzeźwy, patrząc na martwych i konających. Wciąż jeździł na baby, a w jego rozpuście pojawiło się coś rozpaczliwego. Nika podeszła do tego z rozsądkiem. Dbała tylko, by jej nie zaniedbywał.
Pamiętała też o Spince. Nim zapuszkowali Studenta, zaglądała do niej, żeby pomóc przy dziecku. Niekiedy śmiały się, rozmawiając o przyszłości, przy butelce wina. Była przy Spince również podczas tej strasznej nocy, kiedy Student usłyszał wyrok, a dziadek kazał się wynosić. Kobiety rozmawiały do świtu. Spinka płakała. Mówiła, że chce rzucić się do rzeki, że już nie wytrzyma. Dlaczego już drugi raz ją wyrzucają? Kim jest? Co złego zrobiła? Stalowa Nika poczekała na ostatnią łzę i złożyła obietnicę: użyje wszystkich swoich możliwości, by uratować Spinkę.
7.
Ludzie zabijali się o miejsce na bazarze i nawet Stalowa Nika nie potrafiła zdobyć stolika dla Spinki. Wystarała się o pomoc i zastępstwo. Czasem handlarze ubraniami potrzebowali dodatkowej osoby, na dzień albo chociaż pół. Spinka sprzedawała więc podrabiane ciuchy, bujając wózek z Antonim. Niekiedy malca przejmowała Nika. Dziewuchy z dawnego komanda pytały ją, jak dorobiła się takiego uroczego malca. W ten sposób powstała plotka, że Antonii jest dzieckiem Buldoga, co jeszcze miało się zemścić.
Nika walczyła o Spinkę, ale i Spinka walczyła o siebie. Dziadek Studenta nalegał, by wyprowadziła się jak najszybciej, krzycząc i waląc laską w podłogę. Spinka wystąpiła o lokal socjalny, korzystając z pomocy prawnika podesłanego przez Boldoga. Liczyła, że przydzielą jej coś na nowym osiedlu. Dostała dwa pokoje kamienicę dalej. Nasza ulica najwyraźniej nie chciała wypuścić Spinki.
Wiadomo, jak u nas jest. Ciągną cię przedwojenne czynszówki o brudnych gardłach bram, z rzędami brudnych okien, z których, w lecie, sterczą wytatuowane ramiona. Życie biegnie powoli i raczej bez celu. Ludzie stawiają drobne kroki, jakby obawiali się, że popękany chodnik otworzy się i wciągnie ich w głąb ziemi. Nocą brzmią krzyki, trzaskają zapalniczki, brzęczy szkło. Spince zabrakło sił, by stąd wyjechać. Postanowiła, że zostanie, a jednak – ucieknie.
Za łuszczącymi się drzwiami jej mieszkania otwierał się inny świat, z podłogą starą i błyszczącą, ciepłą zielenią ścian i dziecinnym pokojem tonącym w pluszu. Nad łóżeczkiem obracały się plastykowe ptaki. W kuchni można było wypić najtańszą herbatę z kolorowego kubka. Na zniszczonej kanapie i fotelach pojawiły się błękitne narzuty. Nie starczyło na wymianę okien, więc Spinka zadłużyła się na bazarze i zawiesiła rolety w oknach. W ten sposób odgrodziła się od Pragi.
Zapisała się na portal randkowy, gdzie czekało ją rozczarowanie. Młodzi faceci byli nudni, a starzy żonaci i rozczarowani. Zresztą, większość czasu pożerała pogoń za groszem oraz kłopotliwy Antoni. Wieczorami oglądała seriale na starym laptopie i wypijała kieliszek półwytrawnego wina. Czasem zachodziła do biblioteki, żeby potem zasnąć nad otwartą książką.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.