Читать книгу Kłamca 2,5. Machinomachia - Jakub Ćwiek - Страница 3
Wstęp do III wydania
ОглавлениеNaprawdę piszę za dużo wstępów.
Jeżeli, Drodzy Czytelnicy, mieliście w swoich rękach pierwsze wydanie Kłamcy z 2005 roku, wiecie pewnie, że nie było tam ani wstępu, ani posłowia. To w zasadzie mogło doprowadzić Was do mylnego wniosku, że skłonność do komunikowania się z Wami w tej formie przyszła do mnie z czasem. Nic bardziej mylnego! To, że wstępów nie było, nie znaczy, że ich nie napisałem!
Chciałem je nawet teraz znaleźć i umieścić jako uroczą wspominkę, ale mi się nie udało. Przeszukałem tak wszystkie dyski, z których większość okazała się niesprawna, jak również pamięć swojej pierwszej poczty, która jednak nie sięga aż tak daleko. Nic, zero. Przepadły w mrokach niepamięci.
Pamiętam, że owe pierwsze wstępy usunął mój fantastyczny redaktor, Marcin Wroński. Powiedział wtedy, że wstępy czy posłowia w formie, jaką sobie wymarzyłem (czy też raczej – jaką żywcem zerżnąłem od Stephena Kinga), właściwe są autorom znanym, których czytelnicy rozpoznają.
Ja już wiem, Kuba, że Twoje skracanie dystansu bierze się z otwartości, ale inni mogą to odebrać zgoła inaczej. Będziesz obściskującym wszystkich wariatem na proszonym bankiecie – to może nie są dokładne słowa Marcina, ale taki był ich sens.
Marcin dodał wtedy coś jeszcze. „Pozwól książce mówić samej za siebie”. Długo tego nie rozumiałem.
Aż któregoś razu, bodaj na Pyrkonie, ale nie mam pewności, pośród fanów przeciskających się od atrakcji do atrakcji zauważyłem… swojego Lokiego. Nie było wątpliwości, że to właśnie on. Złote włosy i broda, płaszcz, spluwa z runami w dłoni, miś w kieszeni, wykałaczka w ustach.
Dumny jak nie wiem co podszedłem do faceta i nie przedstawiając się, zagadałem o to, jak mu się robiło kostium, a dlaczego akurat ta postać. Loki był miły. Odpowiadał rzeczowo, ale i ze słyszalną ekscytacją tak o stroju, jak i o moich książkach. A że, jak się już pewnie domyślacie, nie rozpoznał mnie, polecił mi do przeczytania przede wszystkim dwa pierwsze zbiory opowiadań, bo trójka i czwórka jego zdaniem były w cholerę do dopracowania (co niniejszym, wznawiając całą serię, staram się uczynić). Podziękowałem mu bardzo i odszedłem, po części rozbawiony całą sytuacją, po części trochę dotknięty paluchem w samo bubu na ego. Bo jakże to tak? Jak mógł mnie nie rozpoznać?!
Dopiero po czasie dotarły do mnie dwie rzeczy. Po pierwsze, na zdjęciach w swoich wczesnych książkach to sam bym siebie nie poznał. I po drugie… właściwie jakie ma znaczenie, że facet nie wie, jak wyglądam? Czyta moje książki. Lubi moje postaci na tyle, by wkładać trud w ich cosplayowanie. Nie przekonałem go do tego na spotkaniu autorskim, nie kupiła go postać autora. Po prostu książka powiedziała coś sama za siebie!
Dopiero wtedy w pełni dotarły do mnie słowa Marcina. Żadne wstępy nie są mi potrzebne, żadne posłowia! Książka radzi sobie sama, więc nie muszę ich więcej pisać.
Z drugiej strony strasznie lubię z Wami gadać i dzielić się anegdotami, więc… pieprzyć to! Miłej lektury i do następnego wstępu!
Kuba
PS
Na końcu książki wraca Kłamcianka! Bardziej jako ciekawostka dla potomnych niż pełnoprawne wydanie, ale jeśli ktoś chciałby pograć, może sobie wyciąć wszystkie karty.