Читать книгу Zawisza Czarny - Jakub Ćwiek - Страница 4
PROLOG
OBIETNICA
ОглавлениеDawno, dawno temu żył sobie na ziemiach polskich rycerz, którego umiejętnościom w bitwie i pojedynku dorównać mogły jedynie jego odwaga i praworządność. Ci, którzy wiedzieli, że mają go po swojej stronie, przyzywali go w bitwach częściej niż archanioła Michała, bo i, po prawdzie, częściej na wezwanie odpowiadał. Wrogowie również powtarzali jego imię, tyle że albo z przestrachem, albo w pijackim bełkocie, kiedy to swatali go w kpinach ze świniami z pobliskiego chlewa.
Zawisza.
Mąż był to wielki jak dwa splecione ze sobą dęby, o nogach jako te pnie, plecach rozłożystych jak liściaste korony, a ramionach grubych i długich tak, że mógłby nimi objąć naraz wszystkie ziemie piastowskie. Nie był przy tym ociężały, co się często wielkoludom zdarza, ino zwinny jako ta wiewiórka, która po owych dębach skacze i kitą to na lewo, to na prawo wywija. A skoro już o kicie mowa, to wiedzcie, że tak o jej zasługach, jak i o żołędziach tego dębu mógłbym w tym miejscu wiele napisać, ale – o tempora! o mores! – wiele białogłów, kłam zadając pogłoskom o ich umysłowej pośledniości względem mężów, czytać się nauczyło. Z tegoż powodu strzymam tu opis tych zalet Zawiszy, by niepotrzebnie niewiast nie osramiać. Dodam tylko jedno: jeśli następnym razem ktoś napomknie, że i tak wszyscy pochodzimy od czarnych, warto go poprawić – od Czarnego.
Legenda głosi, że choć życie miał ci ów woj nad woje, rycerz nad rycerzy, szlachetne i pełne chwały, choć chwila pojmania go do niewoli godna jest pieśni nie pośledniejszych niż te, którymi starożytni sławili Leonidasa, władcę Sparty, to jednak godnej śmierci los Zawiszy poskąpił. Oto bowiem dwóch janczarów, pokłóciwszy się, do kogo należy jeniec, stoczyło nad nim pijacki pojedynek, aż się któryś z nich potknął, zagapił i niechcący ściął Zawiszy łeb. Byłby się rycerz napiął, a klinga odskoczyłaby ze zgrzytem jak od kamienia, pewien tego jestem jak swego imienia, ale on akurat myślami był daleko, w Ojczyźnie, na świętokrzyskiej ziemi, gdzie kiedyś wołali na niego… Tego już nie zdołał sobie przypomnieć, bo właśnie wtedy ostrze sięgnęło szyi, przecięło ścięgna, kręgosłup i głowa rycerza potoczyła się po piachu.
Nie był to jednak koniec, naraz bowiem rycerz mrugnął, a z ust jego wydobył się niski, głęboki głos. I choć wielu dziś powie, że to niemożliwe, Zawisza, już po śmierci, lecz zanim odszedł na dobre, złożył obietnicę, że gdy Ojczyzna znowu będzie w prawdziwej potrzebie, znajdzie sposób, by wrócić i ją od zła wybawić.
Na większości janczarów, do zabobonnego ludu należących, ta deklaracja ściętej głowy zrobiła nieliche wrażenie. Wyjątek stanowił ten, który ściął rycerza. On tylko wzruszył ramionami, powiedział coś, co na polski można by przełożyć jako:
„E tam!” i… zabrał Zawiszową zbroję.