Читать книгу Wrota Abaddona - James S.a. Corey - Страница 7

Rozdział pierwszy
Holden

Оглавление

Kiedy był jeszcze małym chłopcem na Ziemi, żyjącym pod otwartym, błękitnym niebem, jedna z jego matek przez trzy lata cierpiała na ciężkie migreny. Oglądanie jej bladej i spoconej z bólu twarzy było trudne, ale jeszcze gorsze były objawy aury migrenowej prowadzącej do tego stanu. Sprzątała w domu lub pracowała nad umowami w ramach działalności swojej firmy prawniczej, a potem nagle jej lewa dłoń zaczynała się zaciskać, zwijając się tak, że żyły i ścięgna zdawały się trzeszczeć z wysiłku. Potem spojrzenie traciło ostrość, a źrenice rozszerzały się do tego stopnia, że jej błękitne oczy robiły się czarne. Przypominało to obserwowanie kogoś ogarniętego atakiem padaczkowym i za każdym razem myślał, że tym razem mama umrze.

Miał wtedy sześć lat i nigdy nie powiedział żadnemu z rodziców, jak bardzo te migreny go przerażały i jak bardzo się ich obawiał, nawet gdy wszystko wydawało się toczyć dobrze normalnym trybem. Strach stał się czymś znajomym, prawie wyczekiwanym. Powinno to łagodzić przerażenie i może faktycznie tak było, ale zastąpiło je poczucie uwięzienia. Atak mógł przyjść w każdej chwili i nie dało się go uniknąć.

To wszystko go zatruwało, nawet jeśli tylko odrobinę.

Jakby był nawiedzony.

* * *

– Kasyno zawsze wygrywa – krzyknął Holden.

Razem z załogą – Aleksem, Amosem i Naomi – siedzieli przy prywatnym stole w sali dla VIP-ów najdroższego hotelu na Ceres. Nawet tutaj dzwonki, gwizdy i cyfrowe odgłosy automatów na żetony były dość głośne, by stłumić większość normalnych rozmów. Nieliczne częstotliwości, których nie zdominowały wymienione odgłosy, były zapchane wysokimi dźwiękami maszyn pachinko i niskim basowym dudnieniem zespołu grającego na jednej z trzech scen kasyna. Wszystko to składało się na ścianę dźwięku, od którego Holdenowi wibrowały wnętrzności i dzwoniło mu w uszach.

– Co? – odkrzyknął do niego Amos.

– W końcu kasyno zawsze wygrywa!

Amos popatrzył na leżącą przed nim wielką stertę żetonów. Razem z Aleksem liczyli je i dzielili, przygotowując się do następnego wypadu do stołów z grami. Sądząc po wielkości sterty, Holden szacował, że w ciągu ostatniej godziny wygrali około piętnastu tysięcy nowych yenów Ceres. Liczba żetonów była imponująca. Gdyby teraz skończyli, mieliby z tego niezły zysk, ale oczywiście nie mogli.

– Dobra – krzyknął znowu Amos. – Co?

– Nic – odpowiedział Holden, wzruszając ramionami.

Jeśli jego załoga chciała stracić kilka tysięcy dolarów, żeby rozluźnić się przy stołach do blackjacka, dlaczego miał im w tym przeszkadzać? Prawdę mówiąc, nie zrobiłoby to nawet widocznej różnicy w wypłacie za ostatni kontrakt, a to był tylko jeden z trzech kontraktów, które wykonali w ciągu poprzednich czterech miesięcy. Zapowiadał się bardzo korzystny rok.

Przez ostatnie trzy lata Holden popełnił wiele błędów, ale decyzja o zakończenia pracy w charakterze goryla SPZ i przejścia na własny rachunek nie była jednym z nich. W ciągu miesięcy, które upłynęły od czasu rozpoczęcia kariery niezależnego okrętu kurierskiego i eskortowego, Rosynant przyjął siedem zleceń i wszystkie przyniosły niezły zysk. Pieniądze wydawali na remontowanie statku od dziobu po rufę. Okręt zaliczył kilka trudnych lat i zdecydowanie potrzebował dopieszczenia.

Kiedy skończyli, a na ogólnym koncie wciąż mieli pieniądze, z którymi nie wiedzieli, co zrobić, Holden poprosił załogę o listę życzeń. Naomi zapłaciła za wycięcie ścianki dzielącej ich kajuty, łącząc je w jedną większą. Mieli teraz łóżko wygodnie mieszczące dwie osoby i sporo miejsca do chodzenia wokół niego. Aleks zwrócił uwagę na problemy ze zdobywaniem wojskowej klasy torped dla statku i poprosił o zainstalowanie na Rosie stępkowego działa szynowego. Dzięki niemu zyskali większą siłę ognia od zapewnianej przez działka obrony punktowej, a jedyną wymaganą amunicją były kilogramowe pociski z wolframu. Amos wydał trzydzieści kawałków podczas postoju na Kalisto, montując dodatkowe usprawnienia silników. Gdy Holden zwrócił uwagę, że Ros i bez tego może przyśpieszać dostatecznie szybko, by zabić załogę, i zapytał, po co im te dodatki, Amos odpowiedział:

– Bo to cholerstwo jest fantastyczne.

Holden tylko kiwnął głową, uśmiechnął się i zapłacił rachunek.

Nawet po początkowej gorączce wydawania pieniędzy mieli ich dość, by wypłacić sobie pensje pięciokrotnie wyższe od zarabianych na Canterbury i zapewnić wyposażenie statku w wodę, powietrze oraz peletki paliwowe na następne dziesięciolecie.

Prawdopodobnie był to stan przejściowy. Przyjdą czasy chude, gdy nie będą mogli znaleźć żadnej pracy i będą musieli liczyć każdy grosz. Ale nie dzisiaj.

Amos i Aleks skończyli liczyć żetony i krzyczeli do Naomi coś o niuansach gry w blackjacka, próbując namówić ją do przyłączenia się do nich przy stole. Holden machnął na kelnera, który pośpiesznie podszedł przyjąć zamówienie. W sali dla VIP-ów nie zamawiało się przez menu ekranowe.

– Macie jakąś szkocką, którą zrobiono z prawdziwego ziarna? – zapytał Holden.

– Mamy kilka gatunków z destylarni na Ganimedzie – odpowiedział kelner. Nauczył się sztuczki mówienia tak, by było go słychać pomimo hałasu. Uśmiechnął się do Holdena. – Ale dla wybrednego gentlemana z Ziemi odłożyliśmy też kilka butelek szesnastoletniej lagavulin.

– Chcesz powiedzieć, że macie prawdziwą szkocką ze Szkocji?

– Dokładniej rzecz biorąc, z wyspy Islay – uściślił kelner. – Kosztuje tysiąc dwieście za butelkę.

– Poproszę jedną.

– Tak jest, proszę pana, i cztery szklaneczki. – Kelner ukłonił się i ruszył do baru.

– Idziemy zagrać w blackjacka – powiedziała ze śmiechem Naomi, a Amos wydzielił właśnie ze swojej tacy stosik żetonów i pchnął je do niej przez stół. – Przyłączysz się?

Kapela w sąsiedniej sali przestała grać i poziom hałasu na chwilę spadł do prawie znośnego poziomu, zanim ktoś zaczął puszczać muzykę przez nagłośnienie kasyna.

– Poczekajcie kilka minut – poprosił Holden. – Kupiłem butelkę czegoś naprawdę dobrego i chciałbym wypić z wami ostatni toast, zanim rozejdziemy się na resztę nocy.

Amos wyglądał na zniecierpliwionego aż do chwili, gdy przyniesiono butelkę, a potem przez kilka sekund przyglądał się etykiecie.

– No dobra, na to warto było czekać.

Holden nalał każdemu porcję, a potem uniósł swoją szklaneczkę.

– Za najlepszy statek i najlepszą załogę, z jaką ktokolwiek kiedykolwiek miał zaszczyt służyć, i za dobrą wypłatę.

– Za dobrą wypłatę! – powtórzył Amos, a potem alkohol zniknął ze szklaneczek.

– Jasna cholera, kapitanie – skomentował Aleks, a potem wziął butelkę, by ponownie przyjrzeć się etykiecie. – Możemy zabrać trochę tego na Rosa? Możesz mi potrącić z wypłaty.

– Popieram – rzuciła Naomi, a potem przejęła butelkę i rozlała następną kolejkę.

Na kilka minut zapomnieli o stosach żetonów i pokusie stołów z kartami. A Holden dokładnie tego chciał: zatrzymać tych ludzi razem jeszcze na kilka chwil. Na każdym statku, na którym służył, przybicie do portu zawsze było szansą parodniowej ucieczki od ciągle tych samych twarzy. Już nie. Nie z tą załogą. Kolejną szklaneczką szkockiej spłukał cisnące mu się na usta, bełkotliwe kocham was!

– Ostatni na drogę – powiedział Aleks, podnosząc butelkę.

– Muszę iść do kibla – odpowiedział Holden i odepchnął się od stołu. Idąc do łazienki, chwiał się trochę bardziej, niż się spodziewał. Whisky szybko uderzyła do głowy.

Łazienki dla VIP-ów urządzono luksusowo. Żadnych rzędów pisuarów i umywalek, zamiast nich kilkoro drzwi prowadziło do prywatnych kabin z ubikacją i umywalką. Holden wszedł do jednej z nich i zamknął za sobą drzwi. Gdy tylko się zamknęły, poziom hałasu spadł prawie do zera. Przypominało to trochę wyjście poza świat i pewnie specjalnie tak je zaprojektowano. W każdym razie ucieszył się, że projektant kasyna przewidział miejsce oferujące względny spokój, bo wcale nie zdziwiłby się na widok automatu na żetony tuż obok umywalki.

Korzystając z pisuaru, musiał się oprzeć jedną ręką o ścianę i był w połowie załatwiania się, gdy w pomieszczeniu na chwilę zrobiło się jaśniej i w chromowanym uchwycie pisuaru zaczął się odbijać delikatny błękitny blask. Strach ścisnął mu żołądek.

Znowu.

– Przysięgam na Boga – powiedział Holden, urywając, by dokończyć i zapiąć rozporek. – Lepiej, żeby cię tam nie było, Miller, gdy się odwrócę.

Odwrócił się.

Miller tam był.

– Cześć – odezwał się trup.

– Musimy porozmawiać – dokończył za niego Holden, a potem podszedł do umywalki, żeby umyć ręce.

Jego śladem poleciał maleńki błękitny świetlik, lądując na blacie. Holden zgniótł go dłonią, ale kiedy ją podniósł, niczego nie zobaczył.

Odbicie Millera w lustrze wzruszyło ramionami. Ruszał się nieprzyjemnie szarpanymi ruchami, jakby kierował nim jakiś mechanizm. Równocześnie po ludzku i zupełnie obco.

– Są tu wszyscy – powiedział trup. – Nie chcę rozmawiać o tym, co stało się z Julie.

Holden wyciągnął ręcznik z koszyka obok umywalki, a potem oparł się o nią, zwrócony w stronę Millera, i powoli wytarł ręce. Drżał, tak jak zawsze. Wzdłuż pleców pełzło poczucie zagrożenia i niepokoju, jak podczas każdego z tych spotkań. Nie znosił tego.

Detektyw Miller uśmiechnął się, reagując na coś niewidocznego dla Holdena.

Facet pracował w ochronie Ceres, został zwolniony i ruszył na samodzielne polowanie, szukając zaginionej dziewczyny. Raz uratował Holdenowi życie. Holden patrzył, jak miasto w asteroidzie, gdzie Miller utknął z setkami tysięcy ofiar protomolekuły z kosmosu, rozbiło się na Wenus. Wraz z Julie Mao, dziewczyną, którą Miller w końcu odnalazł, gdy było już za późno. Przez rok artefakt obcych pracował i tworzył coś niezrozumiałego pod pokrywą chmur planety. Gdy się pokazał, unosząc olbrzymie struktury z głębin studni grawitacyjnej i lecąc poza orbitę Neptuna niczym jakaś tytaniczna morska bestia przeniesiona w próżnię, wraz z nim pojawił się Miller.

I przemawiał czystym szaleństwem.

– Holden – powiedział Miller, nie mówiąc do niego, opisując go. – Jasne, to ma sens. Nie jesteś jednym z nich. Hej, musisz mnie posłuchać.

– A ty musisz coś powiedzieć. Te bzdury wymykają się spod kontroli. Robisz te swoje objawienia już prawie od roku i nigdy jeszcze nie powiedziałeś nic, co miałoby sens. Ani razu.

Miller niedbale machnął ręką. Staruszek zaczynał oddychać szybciej, dysząc, jakby miał za sobą bieg. Na jego szarej, bladej skórze pojawiły się krople potu.

– W sektorze osiemnastym był taki nielicencjonowany burdel. Poszliśmy tam, licząc, że zgarniemy piętnaście, może dwadzieścia osób. Albo nawet więcej. Weszliśmy do środka i okazało się, że było tam całkiem pusto. Powinienem się nad tym zastanowić. To coś znaczy.

– Czego ode mnie chcesz? – zapytał Holden. – Po prostu powiedz, czego chcesz, dobra?

– Nie zwariowałem – zapewnił go Miller. – Kiedy wariuję, zabijają mnie. Boże, czy oni mnie zabili? – Miller złożył usta w małe o i zaczął wciągać powietrze. Jego wargi ciemniały od krwi pod skórą zmieniającą kolor na czarny. Położył na ramieniu Holdena zdecydowanie za ciężką dłoń. Zbyt twardą. Jakby Miller został odtworzony z żelaza, zamiast z kości. – Wszystko się spieprzyło. Dotarliśmy tam, ale jest pusto. Całe niebo jest puste.

– Nie wiem, co to znaczy.

Miller nachylił się bliżej. Jego oddech pachniał oparami octanów. Wbił wzrok w oczy Holdena, unosząc brwi, jakby pytał go, czy zrozumiał.

– Musisz mi pomóc – oświadczył. Żyłki w jego oczach były już prawie czarne. – Oni wiedzą, że potrafię odnajdywać różne rzeczy. Wiedzą, że mi pomogłeś.

– Ty nie żyjesz – przypomniał Holden, mówiąc bez namysłu ani planowania.

– Wszyscy nie żyją – odparł Miller. Zabrał dłoń z ramienia Holdena i odwrócił się. Zmarszczone brwi świadczyły o zmieszaniu. – Prawie. Prawie.

Zabrzęczał terminal Holdena, więc wyjął go z kieszeni. „Wpadłeś tam?”. Naomi wysłała pytanie tekstem. Holden zaczął odpisywać, ale przestał, zdając sobie sprawę, że nie wiedział, co powiedzieć.

Kiedy Miller znów się odezwał, mówił cicho, prawie jak dziecko przepełnione zdumieniem i zachwytem.

– Kurwa. Stało się – powiedział.

– Co się stało? – zapytał Holden.

Ktoś wchodzący do kabiny obok trzasnął drzwiami i Miller zniknął. Jedynym dowodem na jego obecność był utrzymujący się jeszcze w powietrzu zapach ozonu i bogatej mieszanki związków organicznych, jakby skwaśniałych egzotycznych przypraw. Zresztą to też mogło być tylko wyobrażeniem Holdena.

Stał przez chwilę, czekając, by zniknął miedziany posmak w ustach. Czekając, aż serce znowu zacznie bić w normie. Potem zrobił to, co zawsze po tych spotkaniach. Gdy minęło najgorsze, umył twarz zimną wodą i wytarł ją miękkim ręcznikiem. Odległe, stłumione dźwięki kasyna gwałtownie się nasiliły. Pula.

Nie powie im. Naomi, Aleksowi i Amosowi. Zasługiwali na korzystanie z przyjemności bez ingerencji tego czegoś, czym był Miller. Holden rozumiał, że impuls zatajenia tego przez nimi był irracjonalny, ale tak bardzo chciał ich chronić, że nie kwestionował go za bardzo. Czymkolwiek stał się Miller, Holden będzie stał między nim a Rosem.

Przyglądał się swojemu odbiciu, aż zrobiło się idealne. Beztroski, nieco podchmielony kapitan odnoszącego sukcesy, niezależnego statku podczas przepustki na lądzie. Wyluzowany. Szczęśliwy. Wrócił do szaleństwa kasyna.

Przez moment poczuł się jakby cofnął się w czasie. Kasyno na Erosie. Śmiertelna pułapka. Światła wydawały się trochę zbyt jaskrawe, dźwięki za głośne. Holden wrócił do stołu i nalał sobie jeszcze jedną szklaneczkę. Tę będzie pił trochę dłużej, ciesząc się smakiem i nocą. Ktoś za nim ryknął śmiechem. To tylko śmiech.

Po kilku minutach pojawiła się Naomi, wyłaniając się ze zgiełku i chaosu jak ucieleśnienie spokoju. Patrząc, jak idzie w jego stronę, znowu poczuł wcześniejszą pijaną, zaborczą miłość. Latali razem na Canterbury przez całe lata, zanim odkrył, że się w niej zakochuje. Z perspektywy czasu każdy poranek, gdy budził się przy boku kogoś innego, był straconą okazją wdychania tego samego powietrza, co Naomi. Nie potrafił zrozumieć, co sobie wtedy myślał. Przesunął się w bok, robiąc jej miejsce.

– Już cię oskubali? – zapytał.

– Aleksa – odpowiedziała. – Oskubali Aleksa do czysta. Dałam mu swoje żetony.

– Jesteś niezwykle hojną kobietą – skomentował z szerokim uśmiechem.

Ciemne oczy Naomi złagodniały pod wpływem współczucia.

– Znowu pojawił się Miller? – zapytała, nachylając się bliżej, żeby usłyszał ją przez hałas.

– Trochę niepokojące jest to, jak łatwo mnie prześwietlasz.

– Bardzo łatwo cię odczytać. Zresztą to nie byłby pierwszy łazienkowy napad Millera. Czy tym razem mówił coś z sensem?

– Nie – odpowiedział Holden. – Zachowuje się, jakby rozmawiał z jakąś wadliwą maszyną. Mam wrażenie, że przez połowę czasu nawet nie wie, że tam jestem.

– Tak naprawdę to nie może być Miller, prawda?

– Jeśli to protomolekuła przebrana za Millera, to jest to chyba jeszcze mniej fajne.

– Słusznie – zgodziła się Naomi. – Powiedział przynajmniej coś nowego?

– Może odrobinę. Powiedział, że coś się stało.

– Co?

– Tego nie wiem. Powiedział tylko „stało się” i zniknął.

Siedzieli razem przez kilka minut w prywatnej oazie ciszy pośród zgiełku, splatając palce. W końcu Naomi nachyliła się, pocałowała go w czoło i pociągnęła go z krzesła.

– Chodź – powiedziała.

– Gdzie idziemy?

– Nauczę cię grać w pokera – wyjaśniła.

– Wiem, jak to się robi.

– Tylko ci się tak wydaje.

– Chcesz powiedzieć, że masz mnie za leszcza?

Uśmiechnęła się i pociągnęła go.

Holden pokręcił głową.

– Jeśli chcesz, to chodźmy na statek. Możemy zebrać parę osób i zagrać w spokoju. Nie ma sensu robić tego tutaj, bo kasyno zawsze wygrywa.

– Nie przyszliśmy tu wygrać – odpowiedziała Naomi, a powaga jej głosu nadała słowom znacznie głębsze znaczenie. – Przyszliśmy grać.

* * *

Wiadomość nadeszła dwa dni później.

Holden siedział w kambuzie, jedząc porcję na wynos z jednej z portowych restauracji: ryż w sosie czosnkowym, trzy rodzaje warzyw i coś na tyle podobnego do kurczaka, że mogło faktycznie nim być. Amos z Naomi nadzorowali ładowanie odżywek i filtrów do systemu recyklingu powietrza, a Aleks spał w fotelu pilota. Na innych statkach, na których służył Holden, zebranie całej załogi z powrotem na statku przed wylotem było czymś absolutnie niesłychanym, zresztą oni też spędzili kilka nocy w portowych hotelach. Ale teraz wrócili do domu.

Holden sprawdzał miejscowe kanały z wiadomościami na ręcznym terminalu, oglądając serwisy informacyjne i rozrywkę z całego układu. Dziura w zabezpieczeniach nowej gry Bandao Solice pozwoliła na przejęcie na piracki serwer na orbicie Tytana danych osobowych i finansowych sześciu milionów osób. Marsjańscy eksperci wojskowi nawoływali do zwiększenia budżetu w celu uzupełnienia strat poniesionych w bitwie wokół Ganimeda. Na Ziemi afrykańska koalicja rolnicza złamała zakaz stosowania szczepu bakterii wiążącej azot. Protestujący po obu stronach konfliktu wyszli na ulice Kairu.

Holden skakał po kanałach, pozwalając myślom prześlizgiwać się po powierzchni informacji, gdy na jednym z kanałów pojawił się czerwony pasek. Potem na drugim. I kolejnym. Zmroziło go zdjęcie nad artykułem. Nazywali to Pierścieniem. Olbrzymia struktura obcych, która opuściła Wenus i poleciała w miejsce odległe o niecałe dwie jednostki astronomiczne poza orbitą Urana, gdzie wyhamowała i złożyła się.

Holden czytał uważnie, czując ciężar w żołądku. Kiedy podniósł wzrok, w drzwiach zobaczył Naomi i Amosa. Amos trzymał swój terminal. Holden zobaczył na jego ekranie te same czerwone paski.

– Widziałeś to, kapitanie? – zapytał Amos.

– Owszem – potwierdził Holden.

– Jakiś powalony dureń próbował przelecieć przez Pierścień.

– Właśnie.

Nawet przy odległości między Ceres a Pierścieniem, rozdzielonych olbrzymim przestworem pustki, wiadomość o tym, że jakiś dureń wleciał tanim stateczkiem z jednej strony struktury i nie wyleciał z drugiej – powinna tu dotrzeć w ciągu jakichś pięciu godzin. A jednak doszło do tego dwa dni później. Tak długo obserwujące Pierścień rządy były w stanie tuszować tę sprawę.

– O to chodziło, prawda? – powiedziała Naomi. – To się stało.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Wrota Abaddona

Подняться наверх