Читать книгу Wyśnij mnie - Jamie Ford - Страница 9
One Man’s Family
Оглавление1934
Dzień urodzin chłopców jeszcze się nie skończył. Z okazji święta zwolniono ich ze sprzątania i wszystkich innych prac. Przez cały wieczór mieli czas wolny. Spędzali go w salonie; towarzyszyło im radio firmy Philco nastawione na stację KGW z Portland. Nadawano właśnie słuchowisko Amos ’n’ Andy. Całkiem co innego niż ulubiona audycja siostry Briganti, czyli program księdza Coughlina emitowany przez CBS. Williamowi podobało się, jak siostra dyrektorka parska śmiechem, słuchając komediowej audycji, choć odrobinę go to niepokoiło. Zwykle marszczyła brwi i stroiła ponure miny, przytakując księdzu Coughlinowi wściekle atakującemu komunistów i socjalistów, którzy jego zdaniem rujnowali kraj oraz byli winni przedłużania się trudności gospodarczych. Teraz się uśmiechała, siedząc wygodnie oparta, z zamkniętymi oczami – choć na kolanach trzymała złożoną gazetę księdza Coughlina „Social Justice”. Obok siostry Briganti stały na stole dwie puste butelki po piwie Rainier. Koniec z prohibicją, pomyślał William. Wszyscy wiedzieli, że nawet w okresie tak zwanego Szlachetnego Eksperymentu z prohibicją w Stanach Zjednoczonych siostra Briganti przechowywała tajny zapas alkoholu, po który z przyjemnością sięgała przy specjalnych okazjach. Klimat Seattle jest deszczowy i mglisty, a opary napojów wyskokowych nie zniknęły z tego miasta nawet w czasach panowania ruchu antyalkoholowego.
William siedział na podłodze obok Charlotte. Wiatr i deszcz smagały okna, a oni układali razem prostą układankę z obrazkiem Świętej Rodziny. Słychać było jeszcze przyjemne, kojące trzaski płonącego drewna w kominku i cichy grzechot rzucanych kostek – to inne dzieci grały w parcheesi. Charlotte poznajdowała wszystkie kawałki tworzące brzegi obrazka i ułożyła je, podczas gdy William uzupełniał środek układanki. Porównywał ją z widniejącą na pudełku fotografią witraża i już widział, że brakuje kilku ważnych części. Mimo to układał dalej obrazek, który musiał pozostać niekompletny. Spoglądając na puste miejsca, zadawał sobie w duchu pytania. Dlaczego mnie opuściłaś? Czemu nie pisałaś? Łatwiej mu było przetrwać lata samotności, kiedy wyobrażał sobie, że jego ah-ma umarła. Odczuwał smutek i ból, lecz teraz złamała mu serce gorsza myśl. Że jego matka żyje i jest zdrowa, ale porzuciła go jak bezpańskiego psa.
– Jak wyglądała? – zapytała Charlotte, prostując plecy i siadając po turecku. Zasłoniła kolana sukienką i otrzepała dłonie. – Ta kobieta, którą widziałeś w filmie. Chodzi mi o to, skąd wiedziałeś, że to ona? Czy była równie oszałamiająco piękna jak ty?
William wzruszył ramionami, puszczając mimo uszu żart flirtującej z nim koleżanki.
– Wyglądała... jak Chinka – mruknął, przesuwając dłonią po jeszcze niedopasowanych fragmentach obrazka. I nagle zdał sobie sprawę, że Charlotte nie ma pojęcia, jak wyglądają Chińczycy, Murzyni, Indianie, Włosi... Nie znała nawet koloru swojej skóry. – Miała błyszczące oczy, długie rzęsy i włosy do ramion, zakręcone na końcach – dodał. Zawsze byliśmy biedni, jeszcze przed kryzysem, kiedy wszyscy potracili pracę, wspominał równocześnie w myśli. – Moja mama miała... długie palce, pomarszczone na kostkach, przez co jej dłonie wyglądały na dużo starsze niż reszta ciała. – Popatrzył na własne palce rąk, były takie same jak matki. – Kiedy zasypiała na kanapie, siadałem i przyglądałem się, jak oddycha, jak unosi się i opada jej pierś. Chciałem mieć pewność, że żyje. Wyglądała na bardzo spokojną, ale zawsze się bałem, że ją stracę, bo poza nią nie miałem żadnej rodziny. Nie chciałem myśleć o tym, że mógłbym zostać sam... U tej kobiety, którą widziałem dzisiaj, najbardziej rozpoznałem głos. Jej śpiew.
– Mama ci śpiewała?
– Czasami. – William pokiwał powoli głową. – Kiedy kładłem się spać, śpiewała mi chińskie kołysanki, które ledwie rozumiałem, albo taką angielską: „Isn’t this precious darling of ours sweeter than dates and cinnamon flowers”. Mogę zanucić całą, ale nie pamiętam słów. To było bardzo dawno temu.
– Masz szczęście, ja prawie nie pamiętam matki. Kiedyś próbowałam przypomnieć sobie jej głos. Chyba był podobny do mojego, tylko mądrzejszy.
William wiedział, że matka Charlotte umarła kilka lat po jej urodzeniu, o ojcu zaś jego niewidoma koleżanka nigdy nie wspominała, tak samo jak on o swoim. Miał ochotę zapytać ją o więcej, ale nauczył się, że w sierocińcu lepiej nie wypytywać o rzeczy, o których ktoś nie mówi sam z siebie.
Słuchowisko się skończyło i William spojrzał na siostrę Briganti, spodziewając się, że pośle wszystkich do łóżek. Lecz zakonnica zasnęła. Głowę miała odchyloną do tyłu, a brązowy franciszkański habit zwisał niedbale z krzesła, jak rzucony do prania. Wzrok Williama spotkał się ze spojrzeniem Sunny’ego, który grał w kącie w pchełki z Dantem Grimaldim. Dziewczęta i chłopcy patrzyli po sobie, myśląc z zadowoleniem: bawimy się dalej.
William dopasowywał kolejne fragmenty układanki, słysząc, jak spiker wymienia w radiu sponsorów kolejnego odcinka One Man’s Family. Siostra Briganti zachrapała raz i drugi, ale się nie obudziła, nawet kiedy w oddali rozległ się grzmot, a światło przygasło i rozbłysło z powrotem. Kilkoro dzieci jęknęło ze strachu, a Sunny zawył złowieszczo.
„Zanim zaczniemy – mówił spiker o śmiesznym, monotonnym głosie, który chwilami zanikał z powodu nadciągającej burzy – chciałbym państwu przedstawić dzisiejszego gościa specjalnego, który siedzi tu z nami w studiu. Ta świetnie zapowiadająca się gwiazda powróciła na nasz wspaniały Północny Zachód prosto z Hollywood. Nikt z naszej części kraju nie zasłynął takim talentem, od kiedy Bing Crosby i jego Rhythm Boys wyprowadzili się z Tacomy”.
William zamarł i wpatrywał się w radio, trzymając bezwiednie w palcach kawałek układanki.
„Gwiazda ta wystąpi u nas w kilku miastach, a wszystko to dzięki Fox Movietone Follies. Panie i panowie, oto chińska lalka, jakiej świat nie widział i nie słyszał, skośnooka sensacja z Seattle, Płacząca Willow Frost!”.
Nie wierzę, pomyślał William. Siedział jak urzeczony, podczas gdy Willow i spiker wymieniali uprzejmości.
„Pani Willow...”.
„Wystarczy Willow”.
„Zatem Willow, ciekawi mnie twój przydomek Płacząca. Czy mogłabyś podzielić się z nami historią, która doprowadziła do tego, że ci go nadano?”.
„Ach, prawda jest taka, że trochę mnie niepokoi – zaczęła grzecznym, skromnym tonem artystka, najwyraźniej już zmęczona usłyszanym pytaniem. – Sprawia, że wydaję się smutną osobą. A historia jest taka, że mój przyjaciel... – Zawahała się. – Pewien stary znajomy nadał mi ten przydomek po bardzo szczególnym występie. Grałam epizodyczną rolę i chwilę przed wyjściem na scenę otrzymałam nieprzyjemną wiadomość. Na moment zapomniałam tekstu. Łzy stanęły mi w oczach i zanim przypomniałam sobie tekst, rozpłakałam się. Mówiłam swoje kwestie, łkając, ale na szczęście scena, w której grałam, była smutna. W rezultacie zostałam odkryta, to znaczy po raz pierwszy zaangażowano mnie do filmu”.
„Niektórzy mogliby to nazwać przeznaczeniem – skomentował spiker. – A może tylko świetnym aktorstwem?”.
Nastała chwila milczenia. William nie był pewien, czy to tylko burza zakłóciła fale radiowe, czy też bohaterka rozmowy czuła się niezręcznie, opowiadając o przełomie w swoim życiu.
„Po prostu miałam szczęście, nic więcej – odpowiedziała cicho Willow. – Rok później byłam już na planie w Studio City, grając z Ronaldem Colmanem i Tetsu Komai, to był film Bulldog Drummond. A teraz jestem tutaj”.
„Jesteś tutaj, a my zachwycamy się tobą!” – Spiker ożywił się, jeszcze raz przedstawił Willow i wymówił nazwę swojej stacji.
– To ona... – szepnął William do Charlotte. Znów spojrzał w stronę Sunny’ego, a ten odpowiedział mu spojrzeniem i pokazał uniesione kciuki, podczas gdy z radia dobiegły dźwięki fortepianu i Willow zaczęła śpiewać Dream a Little Dream of Me.
– Ale nuuda! – poskarżył się jeden z chłopców w przeciwległym końcu salonu. – Niech ktoś wstanie i zmieni stację na KJR.
– Tak, posłuchajmy The Shadow – zawtórował ktoś.
– Shadow wie, że to nudziarstwo – zażartował inny chłopak, nawiązując do pseudonimu tytułowego bohatera upragnionego słuchowiska.
– Nie dotykajcie radia! – zaprotestował William. – Proszę.
– Daj spokój, już raz słyszałeś dzisiaj tę piosenkę.
– Ja też chciałabym jej posłuchać – wtrąciła Charlotte, machając białą laską.
Dante podszedł do radioodbiornika, ale William zerwał się i odepchnął kolegę od aparatu, tak mocno, że Dante potknął się o podnóżek i z hałasem upadł na podłogę. Kilkoro dzieci zachichotało.
– Ej, co mnie tak popchnąłeś...?! – poskarżył się ze łzami w oczach Dante.
William stanął naprzeciw głośnika i z mocno bijącym sercem słuchał uważnie głosu aktorki.
– Williamie Eng!
Nie musiał się odwracać. Hałas obudził siostrę Briganti. William zerknął przez ramię i zobaczył, że zakonnica spogląda na zegarek, a potem na wszystkich, którzy jeszcze nie poszli spać.
– Williamie, chodź no tutaj! – zawołała. – A reszta marsz na górę.
Chwyciła go boleśnie za łokieć i odciągnęła od Charlotte i od radia. Znalazł się w holu. Siostra Briganti otworzyła drzwi magazynu ubrań, uderzyła podopiecznego otwartą dłonią w głowę i popchnęła go do wnętrza pomieszczenia.
– Jak nie potrafisz się porządnie zachowywać, trzeba cię oddzielić od pozostałych – stwierdziła.
– Przepraszam, to było niechcący – tłumaczył się. – Chciałem tylko jeszcze trochę posłuchać radia. Musi mi siostra pozwolić go posłuchać... – Muszę posłuchać Willow Frost, myślał.
Siostra Briganti pomasowała sobie czoło, zastanawiając się chwilę, po czym raptownie zatrzasnęła drzwi magazynu. William spojrzał na słabe światło wpadające przez szparę pod drzwiami, potem na jaśniejącą dziurkę od klucza. I ta zniknęła, kiedy zakonnica włożyła do niej klucz i zamknęła Williama na noc. Wyciągnął przed siebie ręce, odnalazł po omacku tylną ścianę pomieszczenia i usiadł na podłodze, a potem osunął się na stos starych butów i kaloszy. Mały magazyn pachniał wełnianymi płaszczami, wilgotną skórą i naftaliną. William uderzył głową w ścianę raz i drugi, ale potem usłyszał, że dobiegają do niego dźwięki radia; spiker wznowił wywiad z Willow Frost.
„Dorastałaś niedaleko stąd”, zagaił.
„Zgadza się, w stanie Waszyngton, w chińskiej dzielnicy Seattle. Ale wyjechałam stamtąd dawno temu. I nie myślałam, że kiedykolwiek wrócę, choćby i za sto lat”.
„Dlaczego?”.
William wytężał słuch. Willow znowu zrobiła pauzę, a on czekał w ciemności, z szeroko otwartymi oczami, przykładając ucho do drzwi. Słyszał bębnienie ulewy.
„Po prostu... chyba nie miałam powodu wracać. Nic mnie tam nie trzymało”.
Radio ścichło i rozległ się pstryk – niestety, siostra Briganti wyłączyła odbiornik. Zaraz potem zgasiła światło. W całkowitej ciemności rozległy się jej kroki, z wysiłkiem wchodziła po schodach.