Читать книгу Odprawa posłów greckich - Jan Kochanowski - Страница 5
SPRAWA W TROIEY
ОглавлениеANTENOR.
Com dawno tuszył, i w głos opowiadał,
Ze obelżenia i krzywdy tak znaczney
Cierpieć nie mieli waleczni Grekowie:
Teraz iuż Posły ich u siebie mamy,
Którzy się tego u nas domagaią,
Aby Helena była im wydana :
Którą w tych czasiech przyszłych 1 Alexander
Będąc w Grecyey, gość nie prawie wierny,
Uniósł od męża, i przez bystre morze
Do Troiańskiego miasta przyprowadził.
Tę ieśli wrócim i mężowi w ręce
Oddamy, możem siedzieć za pokoiem:
Lecz ieśli z niczym Posłowie odiadą,
Tegoż dnia nowin słuchaymy, że Greczyn,
Z morza wysiada, i ziemię woiuie.
Czuie o sobie, widzę, Alexander:
Praktyki czyni, towarzystwa zbiera,
Śle upominki, aż i mnie nie minął:
A mnie i dom móy, i co mam z swych przodków,
Nie iest przedayno. A miałbych swa wiarę
Na targ wynosić: uchowa mię tego
Bóg móy: nie ufa swey sprawiedliwości,
Kto zlotu mówić od siebie rzecz każe.
Lecz i to człowiek, małego baczenia,
Który na zgubę Rzeczypospolitey
Podarki bierze: iakoby sarn tylko
Wcale miał zostać, kiedy wszytko zginie.
Ale mnie czas do rady: bo dziś Król chce Posły
Odprawować: snadź widzę Alexandra: ten iest.
ALEXANDER, ANTENOR
ALEXANDER.
Jako mi niemal wszyscy obiecali,
Cny Antenorze, proszę, i ty sprawie
Mey bądź przychylnym przeciw Posłom Greckim.
ANTENOR.
A ia z chęcią rad, zacny Królewicze,
Cokolwiek, będzie sprawiedliwość niosła,
I dobre Rzeczypospolitey naszey.
ALEXANDER.
Wymówki niemasz, gdy przyiaciel prosi.
ANTENOR.
Przyzwalam, kiedy o słuszna rzecz prosi.
ALEXANDER.
Obcemu więcey życzyć, niżli swemu,
Coś niedaleko zda się od zazdrości.
ANTENOR.
Przyiacielowi więcey, niżli prawdzie
Chcieć służyć: zda się przeciw przystoyności.
ALEXANDER.
Ręka umywa rękę, noga nogi
Wspiera: przyiaciel port przyiacieiowi.
ALEXANDER.
W potrzebie, mówią, doznać przyiaciela.
ANTENOR.
I toć potrzeba, gdzie sumnienie płaci.
ALEXANDER.
Piękne sumnienie stać przy przyiacielu.
ANTENOR.
Jeszcze pięknieysze, zostawać przy prawdzie.
ALEXANDER.
Grekom pomagać, to u ciebie prawda.
ANTENOR.
Grek u mnie każdy, kto ma sprawiedliwą.
ALEXANDER.
Widzę, żebyś mię ty prędko osądził.
ANTENOR.
Swoie sumnienie każdego ma sądzić.
ALEXANDER.
Znać że u ciebie gospodą Posłowie.
ANTENOR.
Wszytkim uczciwym dom móy otworzony.
ALEXANDER.
A zwłaszcza kto nie z próżnemi rękoma.
ANTENOR.
Trzeba mi bowiem sędziom na podarki:
Bom cudza żoną wziął, o która czynią.
ALEXANDER.
Nie wiem o żonę, ale dary bierzesz
Od Greków zwłaszcza: moie na cię małe.
ANTENOR.
I żon, i cudzych darów nie rad biorę.
Ty, iako żywiesz, tak widzę i mówisz
Niepowściągliwie: nie mam z tobą sprawy.
ALEXANDER.
I mnie żal, żem cię o co kiedy prosił.
Ufam swym Bogom, że i krom twey łaski
Naydę, kto rzeczy mych podpierać będzie.
ANTENOR.
Taki, iakiś sam.
ALEXANDER.
Da Bóg, człek poczciwy.
CHORUS.
By rozum był przy młodości,
Nigdy takiey obfitości
Pereł morze, i ziemia złota nie urodzi,
Żeby tego nie mieli tym dostawać młodzi.
Mnieyby na świecie trosk było,
By się to dwoie łączyło:
I oniby roskoszy trwalszych używali,
Siebie ani powinnych w żalby nie wdawali.
Teraz na rozum nie dbaiąc,
A żądzom tylko zgadzaiąc,
Zdrowie i sławę tracą, tracą maiętności,
I oyczyznę zawodzą w ostatnie trudności.
O Boże na wielkim niebie,
Drogo to widzę u ciebie,
Dać młodość, i baczenie zaraz: iedno płacić
Drugim trzeba: to dobre, a tego żal stracić.
Ale o to Helenę widzę: co też teraz
Nieboga myśli, wiedząc, że dziś o niey w radzie
Ostateczne namowy, mali w Troi zostać,
Czyli Grecyą znowu i Spartę nawiedzić?
HELENA.
Wszytkom ia to widziała, iako we źwierciedle,
Ze z korzyści swey, nie miał długo się weselić
Bezecny Alexander: ale mu w czas mieli
I dobrą myśl przekazić 3 przeważni Grekowie.
Więc on, iako drapieżny wilk, rozbiwszy stado,
Co nadaley uciekał, a oni zaś iako
Pasterze ze psy za nim. I ledwie do tego
Nie przyidzie, że wilk owcę naostatek musi
Porzucić, a sam gdzie w las sromotnie uciecze.
Niestety, iakież moie będą przenosiny:
Podobno w tył okrętu łańcuchem za szyię
Uwiązana, poyśrzodkiem Greckich naw popłynę.
Z iakąż ia twarzą bracią swą miłą przywitam?
Jakoż ia niewstydliwa przed oczy twe naprzód,
Mężu móy miły, przyidę i sprawę o sobie
Dawać będę? a będęż w twarz ci weyźrzeć śmiała?
Bodayżeś ty był nigdy Sparty nie nawiedził,
Nieszczęsny Pryamida! bo czegoż mnie więcey
Nie dostawało? zacnych Książąt córką będąc,
Szlam w Książęcy dom zacny: dał był Bóg urodę,
Dał potomstwo, dał dobrą nadewszytko sławę:
Tom wszytko prze człowieka złego utraciła.
Oyczyzna gdzieś daleko, przyiacioł nie widzę:
Dziatki nie wiem żyweli: iam sama coś mało
Od niewolnice różna: przymówkom dotkliwym
I złey sławie podległa: a co ieszcze zemną
Szczęście myśli poczynać, ty sam wiesz móy Panie.
HELENA, PANI STARA
PANI.
Nie frasuy mi się, moie dziecie miłe,
Takci na świecie być musi: raz radość,
Drugi raz smutek: z tego dwoyga żywot
Nasz upleciony; i roskoszyć nasze
Nie pewne: ale i troski ustąpić
Muszą, gdy Bóg chce, a czasy przyniosą,
HELENA.
O matko moia, nie równoż to tego
Wieńca pleciono: więceyże daleko
Człowiek frasunków czuie, niż radości.
PANI.
Barziey do serca to, co boli, człowiek
Przypuszcza, niźli co g'myśli się dzieie.
I stądże się zda, że tego iest więcey
1
Teraźnieyszych, które przyszły.
2
Poświęcić, z krzywdą iey służyć.
3
Zepsuć, zgnębić.