Читать книгу Syreny z Broadmoor - Jan Krasnowolski - Страница 5
Od autora
ОглавлениеSyreny z Broadmoor już niedługo przestaną wyć, ich demontaż planuje się na 2018 rok. Po prostu konserwacja wysłużonych historycznych urządzeń (te same syreny ostrzegały mieszkańców Londynu przed niemieckimi nalotami) stała się zbyt kosztowna i pracochłonna.
Jest ich trzynaście, otaczają szpital psychiatryczny o zaostrzonym rygorze, zlokalizowany w miejscowości Crowthorne, w Berkshire. W zakładzie psychiatrycznym Broadmoor, którego historia sięga dziewiętnastego wieku, przebywa ponad dwustu pensjonariuszy. Są to sami mężczyźni, przeważnie z bardzo poważnymi zaburzeniami osobowości, w większości sprawcy najcięższych przestępstw. Bez przesady można powiedzieć, że Broadmoor kojarzy się przeciętnemu Brytyjczykowi z miejscem, gdzie przetrzymywani są seryjni mordercy, gwałciciele, pedofile i wszelkiej maści zwyrodnialcy, którzy okazali się zbyt szaleni, żeby odsiadywać karę w zwykłym zakładzie penitencjarnym. Zupełnie jak Azyl Arkham w filmowym Gotham.
Dwudziestego dziewiątego kwietnia 1952 roku z zakładu zbiegł seryjny morderca, upośledzony John Straffen. Udał się do pobliskiego Farley Hill i zanim go ponownie schwytano, zdążył udusić pięcioletnią dziewczynkę. Mieszkańcy okolicznych miejscowości zaczęli domagać się usprawnienia systemu bezpieczeństwa Broadmoor, wtedy zamontowano syreny. Stoją one na wysokich wieżach, rozlokowane w okolicznych miejscowościach – Sandhurst, Wokingham, Bracknell, Camberley i Bagshot, mają za zadanie ostrzegać mieszkańców w przypadku ewentualnej ucieczki któregoś z pensjonariuszy. Ostatni raz użyto ich w tym celu w 1993 roku, jednak aby mieć pewność, że zadziałają w sytuacji zagrożenia, testuje się je w każdy poniedziałek, punktualnie o dziesiątej rano.
Historia syren z Broadmoor urzekła mnie do tego stopnia, że postanowiłem wykorzystać ich motyw w jednym z opowiadań tego zbioru. Później, awansem, syreny stały się tytułem książki. Nie mogłem wymyślić lepszego...
Rozpoczynając pracę nad niniejszymi opowiadaniami, przyjąłem bardzo konkretne założenia. Postanowiłem opisać najgłośniejsze historie kryminalne, jakie rozegrały się w Wielkiej Brytanii z udziałem naszych rodaków, od momentu, kiedy zaczęła się masowa emigracja Polaków na Wyspy. W moich historiach Polacy występują zarówno w roli ofiar, jak i sprawców. I proszę, nie zrozumcie mnie źle – nie chodzi tu o jakiś rachunek krzywd. To nie jest książka antypolska ani antybrytyjska. Po prostu złe rzeczy się zdarzają, wobec imigracji na tak wielką skalę są nie do uniknięcia. Niektórzy wyjechali z Polski, uciekając przed problemami, zamiast się ich pozbyć, przywieźli te problemy ze sobą. Inni wpadli w wir fatalnych okoliczności, życie na emigracji może być naprawdę trudne i często stawia ludzi w sytuacjach, kiedy muszą dokonywać ekstremalnych wyborów. Jeszcze inni mieli po prostu pecha, znajdując się w złym miejscu w złym czasie.
Pierwszego maja 2004 roku Wielka Brytania otworzyła rynek pracy dla obywateli nowych państw Unii Europejskiej. W wyniku tej decyzji, według oficjalnych danych z 2015 roku, w Wielkiej Brytanii na stałe osiedliło się 790 tysięcy polskich obywateli, co powoduje, że staliśmy się na Wyspach drugą najliczniejszą mniejszością, zaraz po Hindusach. Szybko rozkręciliśmy brytyjską gospodarkę i zajęliśmy miejsca w statystykach, także tych niechlubnych.
Z informacji, jakie udało mi się uzyskać, w marcu 2016 roku w brytyjskich więzieniach znajdowało się 965 polskich obywateli, co ulokowało nas na pierwszym miejscu jeśli chodzi o liczbę cudzoziemców osadzonych w zakładach penitencjarnych Jej Królewskiej Mości.
Mieszkam w Anglii od 2006 roku. Ponieważ na bieżąco śledzę wiadomości, zwłaszcza kryminalne, siłą rzeczy moją uwagę zaczęły przyciągać sprawy z udziałem Polaków. Zauważyłem, że tylko niektóre były opisywane w polskiej prasie, inne przeszły niezauważone. A ponieważ nikt wcześniej nie opisał tych historii w literacki sposób, znalazłem tu pole dla siebie.
Mimo że do pracy nad każdą historią bardzo starannie się przygotowywałem, robiąc szczegółowy research, nie można tych opowiadań traktować jako reportaży ani nawet jako próby wiernego odtworzenia zdarzeń. Te teksty są tylko hipotezą, artystyczną wizją, jaka powstała w mojej głowie po zaznajomieniu się z faktami. Dlatego posługiwałem się fikcyjnymi imionami – z wyjątkiem dwóch przypadków.
Pierwszy dotyczy bohaterki opowiadania Który gładzisz grzechy świata, studentki z Polski, Angeliki K., ofiary seryjnego mordercy Petera Tobina. Stwierdziłem, że sprawa stała się na tyle głośna, że nie ma sensu posługiwać się fikcyjnym imieniem, poza tym nie mogłem znaleźć lepszego imienia dla młodej kobiety o anielskiej urodzie, która została zamordowana na terenie kościoła w Glasgow. Drugi przypadek, gdzie zachowałem prawdziwe imię, dotyczy bohatera opowiadania Niewidzialny – to tragiczna historia chłopca z Coventry, zamordowanego przez matkę i jej konkubenta. Ta sprawa, z uwagi na drastyczność, także była głośna przez wiele miesięcy i każdy ją kojarzy. Daniel P. zasługuje na pamięć, nie czułem się uprawniony, żeby zmieniać jego imię. Przyznaję, ta sprawa bardzo mną wstrząsnęła, materiały na jakie trafiłem, przygotowując się do napisania opowiadania, śniły mi się po nocach. Przy okazji stwierdziłem, że nie mnie jednego zainspirowała historia Daniela. Brytyjski zespół Little Comets nagrał utwór Salt, który zadedykował chłopcu. Sól była jednym z narzędzi tortur, jakim go poddawano...
Ostatni tekst, Zdarzenia, zawiera chronologicznie uporządkowany zapis różnych spraw kryminalnych. Są tam wszystkie przypadki, na które natrafiłem w czasie poszukiwania tematów do książki. Nie mogłem ich tak po prostu zignorować.
Na zakończenie chciałem dodać, że praca nad Syrenami, mimo że chwilami mocno stresująca, była dla mnie jednocześnie piękną podróżą. Po najmroczniejszych zakamarkach ludzkich emocji, ale także po Wielkiej Brytanii, która przez ostatnie dziesięć lat stała się moją drugą ojczyzną, a którą przy okazji pisania tej książki mogłem o wiele lepiej poznać.
Do powstania Syren przyczyniło się kilka osób. Pragnę im w tym miejscu podziękować. Należą do nich: Łukasz Orbitowski, który pod koniec 2015 roku podsunął mi pomysł, rzecz najważniejszą. Kuba Żulczyk, który pomógł popchnąć sprawę dalej. Marek S., który z racji doświadczenia zawodowego naprowadzał mnie na właściwe tropy podczas bezlitosnych sesji darta, rozgrywanych regularnie w moim garażu. Darek „ExPert” Eckert, z którym konsultowałem szczegóły więziennej rzeczywistości. I wreszcie moja żona Dorota, która wzięła na siebie ciężar utrzymania domu i płacenia rachunków, żebym mógł całkowicie poświęcić się pisaniu.
Dziękuję, kochani.
Jan Krasnowolski, Bournemouth 6.11.2016