Читать книгу Nie było telefonów? O córkach, ojcach i wynalazkach - Jan Wróbel - Страница 4
Rozdział 1
ОглавлениеEch, ten tata! A już najbardziej ech – w poniedziałki. Bo z poniedziałkiem jest tak: Marylka ma lekcje na 12. Zatem tata specjalnie do córki przyjeżdża rano. Bardzo miło. Jeszcze bardziej miło, że tata musi pobawić się z Marylką. Mama kazała! Dopiero potem tata odprowadza córkę do szkoły.
Aby bawienie doszło do skutku, trzeba:
– przyjechać punktualnie (tak się dzisiaj stało),
– wybawić, i to na dworze, psa (tata wyszedł z Apsikiem na długo i obaj wrócili zziajani),
– wyciszyć telefon komórkowy (tata jak zawsze wzdychał, wzdychał, jednak telefon wyciszył, potem schował go do kieszeni nieco dziurawej kurtki),
– zjeść śniadanie („Zjedzone”, zameldowała mamie córka, zanim wrócili zziajani pies i człowiek).
Czyli same sukcesy.
A zatem dziewczynka pewnym ruchem sięgnęła po pudełko. Pudełko specjalne, z napisem „Maryla Wilanowska! Nie otwierać bez pozwolenia!”. Wyjęła cztery zabawki. Idealny skład do zabawy w „Zobaczmy się”. Pozostało już tylko wytłumaczyć tacie zasady*.
Kiedy ten wszedł do pokoju, Marylka zrozumiała, że jest kłopot.
– Kochanie… Może wyjdziemy wcześniej do szkoły, a ja… – powiedział tata.
Marylka postanowiła reagować* szybko. Wiedziała od mamy, że w człowieku najważniejsza jest motywacja*. To jakby niewidoczne skrzydła unoszące nas do góry. Marylka uznała, że tacie trzeba dodać niby-skrzydeł. Powiedziała zdecydowanie:
– Tato… Wczoraj powiedziałeś przez telefon, że pobawisz się bardzo chętnie.
Zdaniem Marylki „przez telefon” znaczyło naprawdę wiele. Dorośli bardzo się telefonami przejmują.
Podziałało. Tata gra! Marylka zaczęła wszystko tłumaczyć:
Ludziki są cztery. Znają się, ale mieszkają daleko od siebie. Ten to Krab. Bardzo miły, troszkę łakomczuszek. Wybierze się w odwiedziny do Kolorowej Panny Marianny. Potem pójdą sobie dalej razem. A ten to Rycerz.
– Niech cię nie zmyli, że nie ma miecza – wyjaśniła. – Schował, ma miecz składany.
– A ta pani?
Tata wskazał ubraną w płaszcz długowłosą kukiełkę z parasolką.
– No jak to – zdziwiła się Marylka. – To Rycerka.
Po jednej stronie pokoju Krab odwiedził Kolorową Pannę Mariannę. Postanowili wyjść do cukierni.
– Ja niczego nawet nie skubnę – buczał Krab głosem Marylki. – Po prostu lubię zapachy ciastek – mamrotał.
– Hi, hi – odpowiadała głosem Marylki, ale takim innym, Kolorowa Panna Marianna.
Po drugiej stronie pokoju Rycerz powiedział głosem taty:
– Rycerko, a może zamiast łazić, odpalimy coś na komputerze? Jakąś fajną strzelankę?
– Tato! – syknęła Marylka.
Tata od razu spoważniał.
– Żartowałem! Odwiedźmy sklep z kuszami*. Podobno jest promocja bełtów* ze Skandynawii.
Zabawa potoczyła się sprawnie. Krab liznął lody o smaku wodorostowym. Rycerka i Rycerz zamówili drogi, ale solidny harpun* na smoki. Kupili też gazetę. Przeczytali, że w kinie Iluzja będzie film „Marylka i tysiąc smoków”. Pójdą na pewno!
W końcu cała czwórka spotkała się w Centrum na Owalnym Placu. Plac znajdował się, a jakżeby inaczej, na środku pokoju. Koło miejskiej fontanny, czyli szklanki z wodą sodową.
– O, cześć – buczał Krab uradowany. – Co tu robicie? – zaciekawił się.
– Szukamy Krzyżaków – odparła Rycerka.
– Och… Kto to są Krzyżacy? – zapytał Krab niepewnym głosem.
– A to już chyba powie ci Marylka. Jak wróci ze szkoły – dodał baaardzo poważnym głosem Rycerz.