Читать книгу Uwikłane w historię. Bohaterki i zdrajczynie - Jarosław Molenda - Страница 6

Оглавление

ROZDZIAŁ I

Zofia Kossak

1889–1968

Jej dziadkiem był Juliusz Kossak, klasyk malarstwa, o którym Stanisław Witkiewicz pisał: „Cokolwiek żyło w obszarze Polski, wszystko to żyło i żyć będzie w dziełach Kossaka”. Artystycznym spadkobiercą Juliusza, autorem scen batalistycznych, był jej stryj Wojciech Kossak. Z kolei jej ojciec, Tadeusz Kossak, o jedną kartkę z kalendarza młodszy od brata bliźniaka Wojciecha (jeden przyszedł na świat 31 grudnia 1856 roku, a drugi już 1 stycznia 1857 roku), zapamiętany został w dziejach rodzinnych nie jako człowiek sztuki, lecz jako uczestnik ruchów wolnościowych i więzień carskiej tiurmy.

„Wojtek i Tadeusz – wspominała Magdalena Samozwaniec – byli braćmi bliźniakami, tak podobnymi do siebie, że ich matka wiązała im na szyjach kolorowe tasiemki, aby móc ich odróżnić”[1]. Obaj poślubili siostry – Annę i Marię Kisielnickie herbu Topór. Czy i one miały podobny problem jak teściowa, tego kroniki rodzinne nie odnotowały...

Rodzina Wojciecha to tak zwana krakowska linia Kossaków. Bogaci, światowi, wyemancypowani. Zupełnie różni od tych z Górek, którzy z trudem wiązali koniec z końcem. Również Zofia Kossak była zupełnie inna niż jej krakowskie kuzynki. One kokieteryjne, romantyczne, w pięknych sukniach. Ona już w młodości nosiła skromne suknie z niskim stanem lub przewiązane paskiem, włosy wiązała w kok bądź ścinała na pazia. Była rozsądna, praktyczna i, jak o Zofii pisała Magdalena Samozwaniec: „biegała, tupiąc bosymi stopami, a na koniu jeździła na oklep”[2].

Rzeczywiście jej ulubionym zajęciem była jazda konna, zwłaszcza po przeniesieniu się do Skowródek na Wołyniu, gdzie mieściła się stadnina, a nieopodal „widniały Werchniaki, przed laty emira Rzewuskiego własność, gdzie w lochu ukrytym pono po dziś dzień czekają skarby jego własną ręką zakopane”. Pani Zofia i bez takiego sąsiedztwa doceniłaby siłę legendy, ale patronat mitycznego emira, opiewanego przez Mickiewicza w Farysie, z pewnością przydawał romantyzmu jej ówczesnej sielskiej egzystencji.

Jak zauważa Monika Luft, wiele napisano o Zofii Kossak-Szczuckiej jako współinicjatorce Żegoty, więźniarce Auschwitz, zaangażowanej publicystce, pisarce przybliżającej młodemu pokoleniu dzieje kraju. Tyle słów – mądrych, gorzkich, oskarżycielskich, usprawiedliwiających – padło w dyskusji o tym, czy jej heroiczna postawa w czasie wojny zmazała czy też nie winę, jaką było manifestowanie niechęci do Żydów. Ale dla ludzi, którzy swoje życie związali z hodowlą koni arabskich, pozostanie ona autorką relacji o budzącym grozę odejściu świata, który dziś istnieje już tylko na kartach książek.

„A koniec, jak wiemy, był straszny – pisze Monika Luft. – Kossak-Szczucka, uciekinierka z Nowosielicy, była świadkiem unicestwienia słynnej stadniny w Antoninach, niegdyś letniej rezydencji książęcego rodu Sanguszków, potem siedziby księcia Józefa Potockiego, młodszego syna Marii z Sanguszków Alfredowej Potockiej, zapalonego hodowcy, który z pasją kontynuował dzieło swego dziada, Romana Sanguszki, wielbiciela koni arabskich. [...]

Jakie znaczenie mogą mieć cierpienie i śmierć zwierząt, choćby najwspanialszych i najbardziej szlachetnych, gdy giną całe narody, gdy miliony ludzi skazywane są na zagładę, a okrucieństwa zdają się nie mieć końca? Kto by się przejmował losem koni, gdy historia gotuje ludziom los najtragiczniejszy z możliwych: Kto by chciał dawać temu świadectwo i po co? Chyba tylko ktoś, kto nie ma wyboru. Bo nie da się uciec od wrażliwości, gdy nosi się nazwisko wszechstronnie utalentowanej, malarsko i literacko, rodziny”[3].

Osobowości trzech wnuczek Juliusza Kossaka były bardzo zróżnicowane, okoliczności edukacyjne również, toteż i ich twórcze drogi potoczyły się w zupełnie odmiennych kierunkach. Z kronikarskiego obowiązku należy wyjaśnić, że kuzynkami Zofii były córki Wojciecha, oddane literaturze – Maria Pawlikowska-Jasnorzewska poezji, a Magdalena Samozwaniec, „najdowcipniejsza kobieta w Polsce”, pełnemu humoru powieściopisarstwu.

Pomiędzy Magdaleną a Lilką, jeśli chodzi o sferę literacką, nie było żadnej zazdrości. Inaczej w wypadku kuzynki z Górek. Madzia często mówiła z żalem o tym, że „Zosia-Paxosia” o nic po wojnie nie musiała walczyć, bo to katolickie stowarzyszenie wydawało ją natychmiast. A ona wciąż musiała użerać się z kolejnymi wydawcami, chcącymi uczyć ją pisać. Obie panie, mimo że były najbliższymi kuzynkami, nigdy nie znalazły wspólnego języka. Były zbyt różne. Zofia – bardzo pobożna i zasadnicza, a Madzia jak Madzia...

[...]

Uwikłane w historię. Bohaterki i zdrajczynie

Подняться наверх