Читать книгу Moc apoliona - Jennifer L. Armentrout - Страница 5

Оглавление

Rozdział 2

Jakiś czas późnej – choć nie wiedziałam, czy był dzień, czy noc, ani jak długo spałam – wciąż byłam sama. Aiden nie siedział na krześle i nie przyglądał mi się. Seth nie znajdował się po drugiej stronie bursztynowego sznura. Wyśmienicie.

Byłam spokojna.

Wstałam i podeszłam do krat. Wyglądały normalnie. Były zrobione ze srebrnego tytanu – ale problem stanowiła siatka znajdująca się na prętach.

Łańcuch Hefajstosa był nie do przerwania.

Odetchnęłam głęboko, chwyciłam za kraty i ścisnęłam. Przez pręty przepłynęło niebieskie światło, kłębiąc się przy suficie nad znakiem jak pełen brokatu dym.

– Cholera – mruknęłam i się wycofałam.

Próbowałam wezwać akaśę. Nic się we mnie nie przebudziło, nic nawet nie zamigotało. Uniosłam dłoń, pragnąc czegoś mniejszego. Cóż, mniejszego dla mnie.

Przyzwałam ogień.

Iii… nadal nic.

Kiedy przeszłam przebudzenie, moc, która się otworzyła, zalała pospiesznie moje żyły, a haj był tak wspaniały, że mogłam chodzić po suficie. Zrozumiałam, dlaczego daimony tak pragnęły eteru. Właśnie go posmakowałam. I nie poczułam więcej, odkąd Apollo znokautował mnie swoim boskim strzałem.

Palant.

On również znajdował się na mojej liście osób do zabicia.

Poszłam do łazienki, by się umyć. Świeżo wykąpana i przebrana, wróciłam, aby poddać kraty testowi. Błyszczące niebieskie światło było ładne. Przynajmniej miałam na co patrzeć.

Westchnęłam, gotowa walić głową w ścianę. Szukałam mojego Setha na końcu sznura, ale mojego przyjaciela wciąż nie było. Mogłam go zawołać i odpowiedziałby, ale miałam pewność, że próbował mnie uwolnić. Kiedy nie pozostało nic do roboty, wróciłam do sprawdzania krat.

Kilka godzin później otworzyły się drzwi na górze. Usłyszałam głosy. Jeden z nich należał do Aidena, ale drugi…

– Luke? – zawołałam.

– Wyjdź – rzucił ostro Aiden.

Drzwi się zamknęły, po schodach poniosło się echo pojedynczych ciężkich kroków. Na bogów, dźwięk, który wydostał się z mojego gardła przypominał zwierzęcy skowyt.

Zobaczyłam Aidena, który na plastikowym talerzu przyniósł mi jajka i boczek. Uniosłam ze zdziwienia brwi.

– Naprawdę uważasz, że dopuszczę do ciebie półkrwistego?

– Zawsze można mieć nadzieję. – Ci posiadający mieszaną krew byli bardziej podatni na urok, a ja miałam teraz sporo mocy.

Przytrzymał talerz przy dziurze w prętach. Ostatnio, gdy próbowałam głodówki, nie wyszło. Chciałam się zagłodzić, więc podano mi przez to eliksir. Tym razem zamierzałam skorzystać z jedzenia.

Sięgnęłam po talerz.

Aiden wsunął wolną rękę i złapał mnie za przedramię. Jego dłoń była tak wielka, że pochłonęła cały mój nadgarstek. Nie odezwałam się, ale jego burzliwe oczy skłaniały mnie do działania. Pamiętasz nas razem? Pamiętasz, jak bardzo pochłaniał myśli? Jak bardzo za nim tęskniłaś? Czy chciał, żebym pamiętała chwilę, gdy powiedział mi o ataku daimonów i masakrze jego rodziny? I jak to było, gdy znajdowałam się w jego ramionach i mnie kochał?

Wszystko to pamiętałam ze szczegółami.

Ale emocje, które się z tym wiązały, odeszły. Zostały wymazane. Przeminęły z wiatrem przeszłości… A Aiden był moją przeszłością.

Nie. Nie. Nie. Włączył się ten cichy głosik. Aiden był przyszłością. Z jakiegoś powodu przyszła mi na myśl ta cholerna wyrocznia – babunia Piperi. Istnieje różnica pomiędzy miłością a potrzebą, powiedziała. Ale nie było różnicy. Czy próbowała mnie nauczyć, jak się wydostać zza tych krat?

Aiden puścił, jego spojrzenie było twarde jak te betonowe ściany. Cofnął się o krok, a ja wzięłam jedzenie i udałam się do materaca. Co zaskakujące, pozwolił mi zjeść w ciszy.

Później już nie dał spokoju.

Dziś chciał porozmawiać o naszym pierwszym treningu i o tym, jak bardzo go wkurzałam, bo nie potrafiłam zamilknąć. Kiedy doszedł do tego, że go przedrzeźniałam, uśmiechnęłam się. Był zirytowany i niepewny tego, jak sobie ze mną poradzić.

Oczy Aidena rozbłysły w tej samej chwili, gdy uniosły się kąciki moich ust.

– Powiedziałaś, że gadam jak ojciec.

Tak mówiłam.

– Mówiłaś też, że będziesz musiała porzucić prochy, gdy rozwodziłem się nad zasadami. – Uśmiechnął się.

Moje usta niemal same na to odpowiedziały. I nie spodobało mi się to. Czas na zmianę tematu.

– Nie chcę o tym rozmawiać.

Oparł się o metalowe, składane krzesło, które zapewne było strasznie niewygodne.

– A o czym chcesz rozmawiać, Alex?

– Gdzie podziewa się Apollo? Skoro jest jakimś tam moim krewnym, czuję się niekochana.

Skrzyżował ręce na piersi.

– Apolla tu nie będzie.

O, ciekawe. Nadstawiłam uszu.

– A dlaczego nie?

Popatrzył mi w oczy.

– Naprawdę uważasz, że ci powiem, skoro zaraz wyśpiewasz wszystko Sethowi?

Położyłam nagie stopy na zimnej betonowej posadzce i wstałam.

– Słówka nie pisnę.

Aiden posłał mi wymowne spojrzenie.

– Nazwij mnie wariatem, ale ci nie wierzę.

Podeszłam do krat, cały czas na niego patrząc. Kiedy się zbliżyłam, spiął się. Zacisnął usta, jakby zgrzytał zębami. Patrzył ostrzej. Dotknęłam krat, ale światło było słabe. W jakiś sposób poznawały różnicę pomiędzy tym, gdy ich po prostu dotykałam, a tym gdy chciałam uciec. Sprytny ten łańcuch.

– Co robisz? – zapytał Aiden.

– Jeśli mnie teraz wypuścisz, przysięgam, że nie dotknę ciebie ani twoich bliskich.

Nie odzywał się przez chwilę.

– Ale zależy mi na tobie, Alex.

Przechyliłam głowę na bok.

– Przecież nic mi się nie stanie.

– Nie. Nie będziesz bezpieczna. – W jego oczach pojawił się smutek, nim przysłoniły je gęste rzęsy.

Mój żołądek skurczył się ostrzegawczo. Przypominając sobie o tym, czego się dowiedziałam, będąc poddana działaniu eliksiru, wiedziałam, że w jego słowach było drugie dno.

– A co ty tam wiesz, Aidenie?

– Jeśli stąd wyjdziesz, nadal połączona z Sethem… umrzesz – głos załamał mu się na ostatnim słowie.

Parsknęłam śmiechem.

– Kłamiesz. Nic nie skrzywdzi… – Mity i legendy, Alex. Heloł. O czym wcześniej myślałam? Zawsze była pewnego rodzaju równowaga. Właśnie dlatego stworzono apoliona. – O czym mi nie mówisz?

Uniósł powieki i odsłonił srebrne oczy.

– Nieważne. Musisz mieć jedynie świadomość tego, że to prawda.

Otworzyłam usta, ale zaraz je zamknęłam. Aiden starał się mnie wkurzyć. I tyle. Jeśli Tanatos i jego Zakon przez wieki nie znaleźli pięty achillesowej apolionów, nie uda się to również czystokrwistemu. Zakon nie…

A może?

Jednak się nie liczyli. Mój Seth i jego protektorzy systematycznie pozbywali się ich z powierzchni ziemi.

Uniosłam wzrok i odkryłam, że Aiden mi się przyglądał. Ciężko było przeciwstawić się głupiej potrzebie pokazania mu języka.

– Mogę cię o coś zapytać?

Wzruszyłam ramionami.

– Jeśli odmówię i tak zadasz to pytanie.

– No tak. – Posłał mi sztywny uśmiech. – Kiedy byłaś z Lucianem przed zebraniem rady, on przetrzymywał cię u siebie w domu bez twojej zgody, prawda?

– Tak – odparłam powoli, nie czując się komfortowo.

– Jak się wtedy czułaś?

Zacisnęłam palce na kratach.

– Teraz bawisz się w psychologa?

– Po prostu odpowiedz na pytanie.

Zamknęłam oczy i oparłam się o kraty. Mogłam skłamać, ale nie było sensu.

– Nie podobało mi się. Próbowałam zabić Luciana nożem do kotletów. – Oczywiście nie poszło zgodnie z planem. – Ale wtedy nie rozumiałam. Teraz jest inaczej. Nie mam się czego bać.

Zaległa cisza, po czym Aiden stanął przede mną, dotykając czołem krat po drugiej stronie. Ułożył duże dłonie nad moimi i kiedy się odezwał, jego oddech był ciepły. Nie odsunęłam się i nie wiedziałam dlaczego. Przebywanie tak blisko niego było niefajne z wielu względów.

– Nic się nie zmieniło – powiedział cicho.

– Ja się zmieniłam.

Westchnął.

– Wcale nie.

Otworzyłam oczy.

– Znudzi ci się to kiedyś? W końcu będzie musiało.

– Nigdy – odparł.

– Ponieważ nie poddasz się, bez względu na to, co ci powiem?

– No właśnie.

– Jesteś niesamowicie uparty.

Posłał mi krzywy uśmieszek.

– Niegdyś to samo myślałem o tobie.

Zmarszczyłam brwi.

– A teraz już tak nie myślisz?

– Czasami nawet nie wiem, co powiedzieć. – Sięgnął ręką przez kraty i samymi opuszkami palców dotknął mojego policzka. Chwilę później przyłożył do niego całą dłoń. Wzdrygnęłam się, ale się nie odsunął. – A czasami wątpię we wszystko, co robię. – Odchylił mi głowę, bym popatrzyła mu w oczy. – Ale przez sekundę nie wątpiłem, że to, co teraz robię, jest właściwe.

Przyszło mi na myśl wiele odpowiedzi, ale szybko zniknęły, gdy odezwał się w mojej głowie cichy głosik. Oddałbym za ciebie wszystko…

Poczułam ucisk w gardle. Nagle cela stała się za mała. Piwnica się zwężała i zaczęłam się dusić w niewielkiej odległości od Aidena. Serce mocniej zabiło, gdy szukałam sznura…

– Nie – szepnął Aiden. – Wiem, co chcesz zrobić. Nie rób tego.

Odsunęłam się, zrywając z nim kontakt.

– Skąd wiesz, co robię?

Jego ręka pozostała wyciągnięta, jakby nadal czuł mój policzek.

– Po prostu wiem.

Wzrósł gniew, napędzany frustracją i sporą dawką dezorientacji.

– Czyż nie jesteś wyjątkowy?

Kręcąc głową, Aiden opuścił rękę. Przyglądał się, jak wycofałam się do materaca i na nim usiadłam. Wpatrywałam się w rozmówcę ostro, życząc mu wszystkiego, co najgorsze. I wiedziałam, że mogłam zranić go słowami, że zdołałabym pozbawić go nimi panowania i połamać na małe kawałki. Rzeczy, które mój Seth szeptał mi do ucha, i to, co pragnęłam z nim zrobić. Mogłam wybuchnąć – o tak, bardzo spektakularnie zniszczyć Aidena. Ale kiedy otworzyłam usta, te bolesne, złe rzeczy utknęły w moim ściśniętym gardle.

Siedząc, czułam się źle z samą sobą, jakbym tak naprawdę nie brała w tym wszystkim udziału. Doznawałam spokoju jedynie wtedy, gdy byłam połączona z moim Sethem. Bez niego pragnęłam zrzucić swoją skórę lub po prostu ją rozerwać.

Miałam ochotę w coś przywalić. Mocno.

Odetchnęłam płytko i skupiłam wzrok na znaku na suficie. Były to dwa zazębiające się księżyce. Ponieważ tak wielu bogów powiązanych było z tym wzorem, nie wiedziałam, co reprezentował ten symbol, ani w jaki sposób odbierał mi moc.

– Co to? – zapytałam, wskazując na sufit.

Częściowo nie chciałam, by Aiden mi odpowiadał, ale to zrobił.

– Symbol Febe.

– Febe? Chyba nie przebierałeś w środkach.

Prychnął.

Wow. Wytoczył naprawdę ciężkie działa. Czułam się wyjątkowa, patrząc zmrużonymi oczami na znaki. Jaśniały niebieskawą czerwienią.

– A więc tytani…

– Tak.

– A to ich krew, prawda? – Spojrzałam na Aidena. – Zechcesz wyjaśnić, jakim cudem krew tytanów znajduje się na tym suficie? Olimpijczycy trzymają ją w słoikach?

Aiden parsknął oschłym śmiechem.

– Kiedy olimpijczycy obalili rządy tytanów, większość została uwięziona w Tartarze. Ale Febe tam nie trafiła. I dba o swoje dzieci.

Przeszukałam umysł, ale nic nie znalazłam.

– Kto?

– Leto – odparł. – Która urodziła Apolla i Artemidę.

Jęknęłam.

– Oczywiście. Dlaczego nie? Zatem Apollo poprosił babcię o trochę krwi? Świetnie. Ale nie rozumiem, jak to działa. – Wskazałam na siebie. – Jak to zmniejsza moją moc.

– Krew tytanów jest potężna. Wiesz, że ostrza zanurzone w niej mogą zabić apoliona? – Kiedy posłałam mu wymowne spojrzenie, zacisnął na chwilę usta. – Wymieszaj to z krwią własnego rodu, a zdoła powstrzymać cię przed zrobieniem sobie krzywdy.

– Albo przed zrobieniem krzywdy tobie – warknęłam.

Wzruszył ramionami.

Gniew w moich żyłach był jak trucizna, nie potrafiłam się go pozbyć i zaraz naprawdę miałam wpaść w szał. Wyciągnęłam nogi, potem ręce. Wyobraziłam sobie, że podbiegam i kopię Aidena w goleń.

Po drugiej stronie krat rozległo się westchnienie.

Czasami zastanawiałam się, czy protektor potrafił czytać w myślach.

– Nie znoszę tego – przyznał tak cicho, że nie byłam nawet pewna, czy go usłyszałam. – Obrócił się, pokazując mi plecy. – Nie podoba mi się, że Seth się tobą bawi, że cię okłamuje, a ty mu ufasz. Nienawidzę, że to wasze połączenie jest dla ciebie ważniejsze niż wszystko inne.

Miałam się kłócić, ale Seth przecież mnie oszukał. Zapewne bawił się mną od chwili, gdy odkrył, że jestem drugim apolionem. Bez wątpienia robił to Lucian.

Zaniepokoiłam się i zadrżałam.

– To teraz nieważne – powiedziałam.

Aiden się do mnie obrócił.

– Tak?

Popatrzyłam mu w oczy.

– To, że Seth mnie okłamał. Nieważne, ponieważ pragnie tego, co ja. Jeśli…

– Zamknij się – warknął.

Zamrugałam zdziwiona. Nie pamiętałam, by wcześniej kiedykolwiek tak ostro się do mnie zwrócił. Wow. Nie spodobało mi się to z wielu powodów.

Oczy protektora zalśniły srebrem.

– Nie pragniesz tego, czego chce Seth, ponieważ ciebie w tym nie ma. Jest tylko on.

Szok sprawił, że zniknęły wszystkie odpowiedzi, jakich mogłam udzielić. Nie było w tym mnie. Byliśmy my. Ten cichy głosik w moim wnętrzu ryknął z wściekłością, po czym powtórzył: Nie było w tym mnie.

Moc apoliona

Подняться наверх