Читать книгу Moc apoliona - Jennifer L. Armentrout - Страница 6
ОглавлениеRozdział 3
Kiedy mój Seth postanowił pojawić się po drugiej stronie tęczy, byłam zrzędliwa i cóż… cierpiałam. Powiedział przez nasze połączenie bardzo niewłaściwe rzeczy.
Rozpraszające uwagę? Tak.
Akceptowalne w nastroju, w którym byłam? Nie.
Chcę stąd wyjść, powiedziałam, mentalnie próbując go spławić. Nie wytrzymam dłużej. Aiden… On…
Dezaprobata Setha była jak brzytwa tnąca moją czaszkę.
Aiden, co?
Co mogłam powiedzieć mojemu Sethowi? Że Aiden zmuszał mnie do myślenia?
Za dużo gada.
Jego śmiech połaskotał mnie w kark.
Rzeczywiście. Ale, aniołku, to już nie potrwa długo. Lucian wyświadczył nam sporą przysługę.
Z kim? Z przewodniczącym jakiegoś kółka?
Znów poczułam pełen zadowolenia śmiech.
Powiedzmy, że dał mi niekończącą się przynętę i przewagę.
Przewróciłam w duchu oczami.
Nie rozumiem.
Nastąpiła cisza, wiedziałam, że Seth czekał. Był w wesołym nastroju, ale ta rozmowa była zbyt poważna, by się wygłupiać. W końcu odpowiedział:
Czystokrwiści, którzy się nam sprzeciwili, okazali się przydatni.
Jak to?
Pamiętasz, jak Telly nie chciał zaakceptować, że daimony mogą ze sobą współpracować, aby przeprowadzić spójne ataki na Przymierza?
Tak… A Marcus nie wierzył, że tylko one same działają przeciwko nam.
I ja też nie. Na nadzwyczajnym zebraniu rady, które zwołał Lucian, nim mój Seth zgładził niektórych jej członków, podejrzewałam, że być może ojczym stał w jakiś sposób za atakami daimonów, ale nie miałam dowodu. Poza tym do tej myśli doprowadziła mnie zapewne nienawiść do tego mężczyzny.
Cóż, najwyraźniej racja jednak znajdowała się po stronie Telly’ego. Przy odpowiedniej motywacji, powiedzmy, niekończących się zapasach eteru, zadowolą się prawdopodobnie każdym czystokrwistym, który wpadnie im w ręce.
Znów nastała cisza, a intensywność tego, co czuł i czego pragnął, przepłynęła przez nasze połączenie. Przez chwilę naprawdę mi się wydawało, że go czuję, a ogarniające emocje wymazały wszelkie myśli i wypełniły mnie błogością.
Alex, powiedział wesoło z zadowoleniem. Jesteś skupiona?
– Tak. Daimony… eter… inne rzeczy…
Dobrze. Pozwól, że o coś cię zapytam, aniołku. Naprawdę uważasz, że daimony zorganizowały wszystkie te ataki samodzielnie?
Część cudownej mgły stworzonej przez Setha zniknęła, gdy lodowaty wiatr owiał mój kark.
Co? O co ci chodzi?
Nawet bardzo rozsądne daimony nie zdołałyby przygotować tego, co stało się w Catskills. Nie uważasz, że musiały otrzymać pomoc?
Nie mogłam myśleć, gdy serce mi przyspieszyło. Miałam więc rację? Poczułam gorycz w ustach.
Nie denerwuj się, aniołku. Lucian potrzebował waśni, aby doszło do tego wszystkiego.
Próbowałam sobie przypomnieć, gdzie był Lucian, gdy wybuchł chaos w Catskills. Założyłam, że znajdował się w sali balowej z pozostałymi czystokrwistymi, ale go nie widziałam. Wiedziałam jedynie, że mój Seth się z nim skontaktował…
Wszyscy ci martwi półkrwiści słudzy, strażnicy, protektorzy… Wszystkie niewinne osoby…
Wzdrygnęłam się, niemal tracąc połączenie z moim Sethem.
Aniołku, jak według ciebie daimony weszły na teren Przymierza w Catskills? Widziałaś tamtejszą ochronę. A sala balowa? Były do niej tylko dwa wejścia, oba pilnie strzeżone. Jedno obstawiał strażnik Luciana.
Podejrzewanie, że ojczym stał za tymi atakami to jedno – nic by mnie nie zdziwiło w przypadku tego człowieka – ale mój Seth? Nie mógł się godzić na coś takiego. Gdybym uwierzyła, że przyczynił się do śmierci tych niewinnych osób, musiałabym zaakceptować tę straszną tragedię. Pragnęłam tego, czego mój Seth, ale daimony… zawsze były i zawsze powinny być wrogiem.
Wróg naszego wroga może być na wojnie naszym przyjacielem, aniołku.
Na bogów. W wielkiej, ogromnej części nie potrafiłam przetworzyć tego, co mówił. Walczyłam z przypływem jego emocji, wynurzając się, jakbym w nich tonęła, i chwytając powietrze.
Tam było tak wielu niewinnych, argumentowałam. Wróciły przerażające obrazy rzezi – słudzy w korytarzu z rozerwanymi gardłami, protektorzy i strażnicy, którzy zostali złapani i wyrzuceni przez okna.
Oni się nie liczą, aniołku. Tylko my mamy znaczenie, tylko to, czego pragniemy.
Ale te osoby były ważne.
Mogliśmy zginąć, Seth. Mój ojciec mógł zostać zabity.
Ale nie został, a ja nigdy nie pozwoliłbym, by coś ci się stało. I nic ci nie jest.
Zostaliśmy rozdzieleni podczas ataku. Jeśli dobrze pamiętałam, niemal mnie zdeptano. Nie wspominając o tym, że samodzielnie musiałam walczyć z furiami. Nie byłam pewna, jak dokładnie zapobiegł mojej śmierci.
Aniołku, potrzebowaliśmy tego. Daimony pomogły mi zbliżyć się do ciebie. Nie chcesz tego? Żebyśmy byli razem?
Tak, ale…
Więc mi zaufaj. Chcemy tego samego, aniołku!
Wróciły do mnie słowa Aidena i zrobiło mi się niewygodnie we własnej skórze.
Seth? Nie wymuszasz na mnie żadnych swoich pragnień, co? Nie wpływasz na mnie?
Nie odpowiedział od razu, przez co moje serce zgubiło rytm.
Mógłbym, aniołku, gdybym chciał. Wiesz o tym, ale tego nie robię. Po prostu pragniemy tych samych rzeczy.
Przygryzłam wargę. Chcieliśmy tego samego, poza sprawą z daimonami… Zatrzymałam te myśli. Jakby dwie wielkie ręce nacisnęły na moje ramiona, przewróciłam się na plecy. I nagle znów zaczęłam tonąć w uczuciach Setha.
***
Aiden wrócił z jedzeniem i przyprowadził ze sobą towarzysza – mojego wuja Marcusa. Obecnie mężczyzna traktował mnie przyzwoicie. O ironio.
Zjadałam posiłek i wypiłam wodę, jak dobry więzień.
I nawet nie wykrzyczałam nic obraźliwego.
Uznałam, że zasłużyłam na nagrodę, jak wyjście z celi lub coś w tym stylu, ale to by było zbyt wiele. Zamiast tego Marcus poszedł sprawdzić, co porabiali inni. Kiedy drzwi zamknęły się na górze, Aiden usiadł, opierając się plecami o kraty.
Odważny facet… albo naprawdę głupi. Podpuszczał mnie. Z łatwością mogłabym wsunąć prześcieradło między kraty i zarzucić mu na szyję, nim miałby szansę zareagować.
Siedziałam jednak, opierając się plecami niemal o niego. Niebieski blask z łańcuchów wydawał się słabszy. Przeciągała się dziwnie komfortowa cisza. Minuty mijały, a napięte mięśnie moich pleców zaczęły się rozluźniać. Nim się spostrzegłam, również opierałam się o kraty i… plecy Aidena.
Wcześniejsza rozmowa z Sethem pozostawiła po sobie dziwny posmak w ustach i żołądek ściśnięty na supeł. Może dlatego nie wcieliłam w życie morderczych zapędów z prześcieradłem i szyją Aidena. Przypuszczałam, że straciłam tę okazję.
Opuściłam głowę i westchnęłam. Pragnęłam tego, co mój Seth, ale żeby daimony… Potarłam dłońmi ugięte kolana i ponownie westchnęłam – głośniej, jak wkurzone dziecko.
Aiden drgnął i obrócił głowę.
– Co jest, Alex?
– Nic – mruknęłam.
– Wcale nie. – Oparł się i położył głowę na kratach. – Mówisz tym tonem.
Zmarszczyłam brwi, patrząc w ścianę.
– Jakim tonem?
– Takim, gdy chcesz coś powiedzieć, ale uważasz, że nie powinnaś – odparł z odrobiną wesołości. – Dobrze go znam.
Kurde. Opuściłam wzrok na swoje dłonie. Palce miałam w porządku, ale paznokcie były krótkie, połamane. Ręce protektora, który zabijał daimony. Podciągnęłam rękaw swetra. Prawą rękę pokrywały białe ślady po zębach. Półksiężycowe blizny trudno było ukryć, a miałam je na obu rękach i szyi. Były okropnie brzydkie i stanowiły przypomnienie pojmania.
I bez względu na to, jak bardzo się starałam, nie mogłam wymazać z umysłu twarzy półkrwistych zarżniętych w Catskills… ani zapomnieć wyrazu twarzy Caleba, gdy dostrzegł wystające z własnej piersi ostrze – sztylet wbity tam przez daimona.
Byłby tak bardzo… Słowo „rozczarowany” nawet by tego nie oddało, gdybym nic nie powiedziała.
Ale mój Seth byłby wkurzony. Szperał w moich wspomnieniach, a pragnęłam, by był szczęśliwy. Chciałam…
Nie chciałam współpracować z daimonami. Był to policzek dla tych, którzy zginęli z ich rąk – mamy, Caleba i niewinnych sług. I dla moich blizn.
Mój Seth… musiał to zrozumieć. Pojmie to, ponieważ mnie kocha.
Podjęłam decyzję i odetchnęłam głęboko.
– Nie mówię ci tego, bo ma to z tobą związek, okej?
Parsknął ponurym śmiechem.
– Nigdy nie pomyślałbym o czymś tak szalonym.
Skrzywiłam się.
– Mówię ci o tym tylko dlatego, bo nie wydaje mi się to właściwe. Jest to sprzeczne z czymś… w moim wnętrzu. Muszę coś powiedzieć.
– Co takiego, Alex?
Zamknęłam oczy i ponownie odetchnęłam głęboko.
– Pamiętasz, jak Marcus myślał, że ktoś pomagał daimonom w ataku, zwłaszcza w Catskills?
– Tak.
– Myślałam, że to Lucian, zwłaszcza po spotkaniu rady. Było to logiczne. Stworzenie chaosu i czegokolwiek, co ułatwi przejęcie kontroli. – Powiodłam palcem po bliźnie po wewnętrznej stronie łokcia. – Tak czy inaczej, ataki daimonów najwyraźniej zostały zorganizowane przez Luciana i… Setha.
Aiden zesztywniał przy mnie. Milczał tak długo, że się obróciłam.
– Aidenie?
– Ile z nich? – spytał ochryple.
– Chyba wszystkie – powiedziałam z wyrzutami sumienia. Zdradzałam Setha, ale nie mogłam pozostać cicho. – Znaleźli sposób, by kontrolować daimony.
Zwiesił głowę i się zgarbił.
– Jak?
Uklękłam i chwyciłam kraty, ignorując słabe niebieskie światło.
– Używają czystokrwistych jako motywacji. Tych, którzy są przeciwko nim… Nam. To znaczy nam.
Aiden obrócił się tak szybko, że puściłam kraty i poleciałam do tyłu. Jego oczy jaśniały srebrem.
– Wiesz, gdzie trzymają tych czystokrwistych?
Pokręciłam głową.
Opuścił powieki.
– Dlaczego mieliby zrobić coś takiego?
Niesmak w jego głosie był zrozumiały. Potarłam dłońmi o uda. Dlaczego oni to robili? Wywołanie niezgody było oczywiste. Z atakami daimonów na prawo i lewo najwyższa rada była rozproszona. Bogowie wątpili w zdolność czystokrwistych do kontrolowania hord daimonów i w rezultacie wysłali furie. A teraz miało to posłużyć jako odwrócenie uwagi, bym mogła uciec. Nie wiedziałam jeszcze dokładnie jak, ale jeśli blaknące niebieskie światło było jakąś wskazówką, nie będzie to konieczne.
– Nie. Nie wiem.
Popatrzył mi w oczy.
– Dlaczego mi o tym powiedziałaś? Jestem pewien, że Sethowi się to nie spodoba.
Odwróciłam wzrok.
– Mówiłam, to nie w porządku. Ci czystokrwiści…
– Są niewinni?
– Tak, a Caleb… został zabity przez daimona. Moja matka została przemieniona. – Odetchnęłam i wstałam. – Chcę tego, co Seth, ale nie mogę stać za czymś takim. Zrozumie.
Aiden odchylił głowę.
– Na pewno? Wiesz, że przekażę tę informację dalej. Utrudni mu to plany.
Objęłam się w pasie.
– Zrozumie.
Posmutniał i zwiesił głowę.
– Dziękuję.
Z jakiegoś powodu się zdenerwowałam i wrzasnęłam:
– Nie chcę twoich podziękowań. To ostatnia rzecz, jakiej pragnę.
– Ale masz moją wdzięczność. – Wstał płynnie. – I to większą niż zdajesz sobie sprawę.
Wpatrywałam się w niego zdezorientowana.
– Nie rozumiem.
Posłał mi sztywny uśmiech, zabarwiony zawsze obecnym smutkiem, jakbym była nieszczęsnym stworzeniem, które wywoływało żałość, gdziekolwiek poszło. Jednak za tym nieszczęściem kryła się desperacja.
– No co? – zapytałam, gdy nie odpowiedział.
– Dałaś mi nadzieję, której potrzebowałem.
***
Mój Seth nie był zły, że się wygadałam. Nawet nie starałam się tego przed nim ukryć. Kiedy tylko się połączyliśmy, powiedziałam mu, co zrobiłam. Jeśli już, wydawało się, że się tego spodziewał. Nie rozumiałam tego, ale tak czy inaczej, nie chciał o tym mówić.
Kiedy opowiadał mi o swoim dzieciństwie, był innym Sethem – rzadko widywałam tę jego stronę. Gdy opowiadał o matce, przez więź czułam jego wrażliwość, jakby bolało go samo mówienie o niej.
Jak miała na imię?, zapytałam.
Callista.
Ładnie.
Była piękna. Wysoka blondynka, wyglądała jak bogini. Urwał na chwilę. Biorąc pod uwagę czas przeszły w jego wypowiedziach, wnioskowałam, że nie żyła. Ale nie była dobra, aniołku. Była zimna i niedostępna, a przede wszystkim, gdy na mnie patrzyła, w jej oczach zawsze malowała się nienawiść.
Wzdrygnęłam się, gdy moje podejrzenia się potwierdziły i chciałam poprawić mu humor.
Jestem pewna, że cię nie nienawidziła, tylko…
Nienawidziła mnie. Ostra odpowiedź była jak wiadro zimnej wody. Stanowiłem nieustające przypomnienie jej złego postępku. Spróbowała zakazanego owocu, po czym tego żałowała.
Hematoi i półkrwistym nie wolno mieć żadnych relacji. Dopiero niedawno odkryłam, że to dlatego, ponieważ potomstwem półkrwistego mężczyzny i czystokrwistej kobiety był apolion.
Kiedy ponownie się odezwał, jego głos był niczym miękki koc.
Nie była podobna do twojej matki, aniołku. W jej przypadku nie istniał żaden płomienny romans. Mówiła mi, że zatrzymała mnie tylko dlatego, że po moich narodzinach odwiedził ją bóg. Najpiękniejszy mężczyzna jakiego w życiu widziała. Powiedział jej, że musi mnie chronić za wszelką cenę, że pewnego dnia stanę się potęgą.
Kiedy mówił, przypomniałam sobie przebłyski jego przeszłości, które zobaczyłam podczas przebudzenia. Gdy był dzieckiem o złotej skórze i jasnych lokach bawiącym się nad strumieniem czy pochylonym nad zabawką w wielkim pokoju wypełnionym meblami wyglądającymi na niewygodne. Zawsze był sam. Nocami budził się z koszmaru i nikt nie przychodził, by go uspokoić. Za dnia widywał tylko niańkę, która była równie nieczuła jak jego matka. Nigdy nie poznał ojca. Po dziś dzień nie znał nawet jego imienia.
Serce mi się ścisnęło.
W wieku ośmiu lat został postawiony przed najwyższą radą, aby ustalić, czy zostanie przyjęty do Przymierza. Jego doświadczenia nie przypominały moich. Nie było badania, szczypania. Nie kopnął prezydenta. Wystarczyło spojrzenie i członkowie rady wiedzieli, kim będzie.
Miał to w oczach.
W bursztynowych tęczówkach, które zawierały mądrość, jakiej nie posiadało żadne dziecko. Tęczówkach apoliona.
Wszystko poprawiło się, gdy został posłany do Przymierza w Anglii, a później do Nashville. Dziwne, że byliśmy tak blisko siebie przez tyle lat, a nigdy się nie spotkaliśmy.
Ale coś tu nie grało. Po przebudzeniu poznałam całą wiedzę poprzednich apolionów i to, co odkryli podczas swojego życia, jakbym została podłączona do komputera i załadowano mi odpowiedni program. Żaden wcześniejszy apolion nie urodził się z bursztynowymi oczami. Ich tęczówki stawały się złote po przebudzeniu.
Mój Seth był inny.
Ale w tej chwili mocny ból w piersi pożerał go żywcem.
Gdzie się urodziłeś?, zapytałam, mając nadzieję, że zmiana tematu poprawi mu nastrój. Nigdy mi nie powiedziałeś.
Zaśmiał się, a ja się uśmiechnęłam. Wesoły Seth był lepszy.
Nie uwierzyłabyś, ale wiesz, jak los uwielbia drwić, prawda?
Rety, wiedziałam o tym z własnego doświadczenia.
Urodziłem się na wyspie Andros.
Zadrżałam. O ironio. Nie trzeba było wielkiej wiary, by założyć, że moi przodkowie również pochodzili z tej wyspy, zważywszy na fakt, że wielu z nich przyjmowało nazwisko od miejsca, w którym się urodzili. Lub w niektórych przypadkach wyspę nazywano na pamiątkę założycielskiego rodu.
Tak czy inaczej była to wielka ironia. Przypomniałam sobie o czymś ważnym. Andros miała trzysta osiemdziesiąt kilometrów kwadratowych.
Sądzisz, że jesteśmy spokrewnieni?
Co? Parsknął śmiechem. Nie.
Skąd ta pewność? Jeśli zachowujemy się jak Luke i Leia, zacznę rzygać.
Moja rodzina nie jest powiązana z twoją w żaden sposób. Poza tym twoim przodkiem jest Apollo.
A twoim kto jest?
Nie podał odpowiedzi, zapadła tylko arogancka cisza.
Dlaczego to zatajasz?
Westchnął.
Powiem ci, gdy będziemy razem. Wszystko ci pokażę, aniołku. Dostaniesz odpowiedzi na wszystkie swoje pytania.
Ciąg dalszy w wersji pełnej