Читать книгу Gra o miłość - Jennifer Probst - Страница 7

Оглавление

Karina siedziała po turecku na łóżku i chichotała, obserwując bratową, która z trudem doczłapała do fotela i osunęła się bezwładnie. Spuchnięte bose stopy wystawały spod fałdzistej spódnicy sięgającej podłogi. Z przodu sterczało potężne brzuszysko. Włosy cynamonowej barwy opadły na oczy, więc Maggie wysunęła dolną wargę i zdmuchnęła je niecierpliwie. Kosmyki rozdzieliły się, odsłaniając bystre, szmaragdowe oczy. Chmurne spojrzenie zdradzało irytację i znużenie.

– Twój brat działa mi na nerwy – oznajmiła.

– Co znowu przeskrobał? – spytała Karina. Starała się zachować powagę, gdy obserwowała ledwie żywą, marudną bratową, która do niedawna była modnie ubraną, zorganizowaną bizneswoman.

– Powodów jest mnóstwo. Wybierz dowolny. Śpi jak suseł i na domiar złego chrapie, a ja leżę obok bezsennie jak wieloryb zniesiony falami na plażę. Robi z siebie głupka, wypytując ciągle, czego potrzebuję. Dziś zabronił mi jechać na kolejną sesję zdjęciową. Twierdzi, że w moim stanie podróż jest zbyt niebezpieczna.

Karina parsknęła śmiechem.

Maggie była w siódmym miesiącu bliźniaczej ciąży, ale nie przyjmowała do wiadomości, że musi na pewien czas zapomnieć o pracy i dotychczasowym stylu życia.

– Dobrze wiesz, że Michael jest nadopiekuńczy – tłumaczyła. – Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie, żebyś mogła teraz przyklęknąć, by zrobić zdjęcie.

Maggie spojrzała na nią spode łba.

– Wiem. Dlaczego nikt mi nie powiedział, że w waszej rodzinie często rodzą się bliźnięta?

– Czy to by coś zmieniło?

– Być może. O Jezu! Sama nie wiem. Raczej nie. Faceci to dranie.

Karina szczęśliwie uniknęła odpowiedzi na to dictum, bo drzwi się otworzyły i wyjrzała zza nich znajoma buzia otoczona burzą czarnych loków.

– Hura! Miałam nadzieję, że cię tu zastanę.

Karina pisnęła z radości. Uściskała i wycałowała Aleksę, najlepszą przyjaciółkę Maggie. Przypominała jej najstarszą siostrę Wenecję. Emanowała optymizmem i radością życia. Sercem od dawna przylgnęła do rodziny Conte, więc dzięki niej Karina czuła się w nowym miejscu bardziej domowo. Gdy wypuszczała przyjaciółkę z objęć, coś naparło na dłonie dotykające brzucha. Aleksa cofnęła się i zawołała:

– O mój Boże! Dzidzia kopie!

Aleksa przyciągnęła młodą do siebie, znów położyła jej ręce na swoim zaokrąglonym brzuchu i uśmiechnęła się szeroko.

– Tego malucha zapiszemy chyba na karate.

Ona również człapała leniwie. Podeszła do Maggie, cmoknęła ją w oba policzki i usiadła w sąsiednim fotelu.

– Dzięki Bogu, że tu jesteście. Potrzebuję fajnej dziewczyńskiej gadki. Mężulek wkurza mnie cholernie.

Maggie prychnęła.

– Z ust mi to wyjęłaś. Dlaczego mój braciszek znowu podpadł?

– Zabronił mi chodzić do księgarni. Co on sobie wyobraża? Mam zaniedbać firmę, bo jestem w ciąży? Stale powtarza, że kasy nam nie brakuje. – Aleksa prychnęła gniewnie. – Masz pojęcie, ilu zwierzętom można pomóc dzięki moim dochodom? On mi radzi siedzieć w domu i się relaksować. Jaki troskliwy! Łatwo powiedzieć! Relaks przy trzyletniej córci? Już to widzę! A jego zdaniem powinnam leżeć z nogami do góry i pysznościami w zasięgu ręki. Piękna wizja, co? I tak zrobię, jak zechcę. W Bibliofilu panuje błoga cisza, a poza tym mogę się wreszcie do woli nagadać z dorosłymi ludźmi.

Maggie wzdrygnęła się gwałtownie.

– Gdy ostatnio pilnowałam Lily, zamknęła się ze mną w dziecinnym pokoju i przez cały wieczór bawiłyśmy się w podwieczorek. Pierwsza godzina była super, ale jak długo można udawać, że pijemy herbatę i jemy ciasteczka?

Karina wybuchnęła śmiechem.

– Ale mnie zdołowałyście! A gdzie szczęśliwe zakończenie, miłość do grobowej deski, idealny związek?

Przyjaciółki wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.

– Zapomnij! – poradziła Maggie. – Codzienność to makabra.

Aleksa pokiwała głową.

– Trzeba znaleźć faceta na dobre i na złe. Tego zła jest od cholery.

Karina przyglądała się brzuchatym, wkurzonym męczennicom wydanym na pastwę hormonów.

– I jak? Warto było?

Maggie westchnęła i burknęła ponuro:

– Pewnie.

– Na sto procent. – Aleksa się rozpromieniła. – Pogadajmy o tobie. Jakieś nowiny? Przyjmiesz moją propozycję i zamieszkasz na poddaszu?

Miły dreszcz przebiegł Karinie po plecach.

– Jasne. To idealne rozwiązanie. Wprowadzam się za dwa tygodnie. Na razie muszę pilnować, żeby Maggie nie ukatrupiła mi brata.

– Jesteś aniołem, siostruniu – wymamrotała jej bratowa.

– Dzięki za dobre słowo – odparła z uśmiechem Karina. – Zajrzałam do biura La Dolce Maggie. Maks oprowadził mnie po firmie.

– Przemiły facet, czarujący, zawsze chętny do pomocy.

Zatroskana Maggie spojrzała na bratową.

– Wiem, że masz zostać jego asystentką. Czy to dobry pomysł, żebyś tak blisko z nim współpracowała? Poradzisz sobie?

Przed trzema laty Maggie od razu spostrzegła, że Karina jest zakochana po uszy w Maksie Grayu, światowcu i podrywaczu, starszym od niej aż o osiem lat. Młoda nie spała przez niego po nocach i wypłakiwała oczy, zastanawiając się, jak skutecznie zwrócić na siebie jego uwagę. Maggie tłumaczyła Karinie, że powinna najpierw zapanować nad swoim życiem i mądrze nim pokierować, ale miłość i wyobraźnia nie dawały za wygraną. Panna opamiętała się dopiero, gdy pewnego wieczoru uświadomiła sobie, że dla Maksa na zawsze pozostanie dobrą kumpelą i przyszywaną siostrą. Wspomnienie tamtego upokorzenia nadal ją bolało, lecz stało się jednocześnie decydującym impulsem niezbędnym do tego, żeby poszukała własnej drogi i rozwijała talenty.

Westchnęła głęboko i odpowiedziała na pytanie bratowej.

– Tak. Spokojnie mogę pracować z Maksem.

Maggie zmierzyła ją badawczym spojrzeniem i mruknęła:

– Reszta towarzystwa pewnie już czeka. – Zacisnęła dłonie na podłokietnikach fotela i rozbujała się, próbując wstać. – Zdrzemnij się trochę i dołącz do nas, gdy odpoczniesz.

Karina opadła na spiętrzone poduchy i gapiła się w sufit. Przez całe życie stale wojowała o swoją pozycję w rodzinie, nieco przytłoczona urodą sióstr i zdolnościami brata. Wydawało się, że w przeciwieństwie do niej każde z nich szybko odnalazło własną drogę. Z drżeniem serca myślała o nowym etapie swego życia. Inny kraj. Odpowiedzialna praca. Własne lokum. Bezkres możliwości otwierających się przed nią jak hojny dar niebios. Miała serdecznie dość uganiania się za facetem, który nigdy jej nie kochał.

Zrezygnowała z nierealnych rojeń o ślubie i szczęśliwym pożyciu z tym jednym jedynym, wyśnionym.

Marzył jej się teraz szalony, bezpruderyjny romansik.

Z wrażenia dostała gęsiej skórki. Wreszcie poczuła się wolna i zamierzała śmiało eksplorować własną seksualność. Pozna fantastycznego mężczyznę i da się porwać erotycznej przygodzie. Miłość do grobowej deski to pieśń przyszłości.

Pora stać się kusicielką.

Tak. Najwyższy czas.

Ta myśl wprawiła ją w dobry humor. Zeskoczyła z łóżka, zdjęła z wieszaka czerwoną sukienkę i poszła się przebrać.

Maks bawił się doskonale. Często przychodził na kolację do Maggie i Michaela, chętnie bywał też u Aleksy i Nicka. Miłe godziny spędzane na sączeniu wina i ciekawej rozmowie przerywanej wybuchami śmiechu przypominały mu o niezliczonych wieczorach, które przesiedział z rodziną Conte w ich domu pod Bergamo. Jego matka od dziecka przyjaźniła się z hrabiną. Razem dorastały, a po odejściu ojca mama Conte traktowała porzuconą przyjaciółkę i jej syna jak najbliższych krewnych. Maks zawsze czuł się raczej bratem Michaela niż przyjacielem domu.

Wzdrygnął się, gdy uświadomił sobie, że ma więcej pieniędzy niż kumpel. Nie chciał z nich korzystać… chyba że własną pracą dorobi się milionów. Jego ojciec, szwajcarski bogacz, do spraw damsko-męskich podchodził jak do transakcji biznesowych. Szybko i skutecznie zawrócił w głowie młodej Włoszce. Uwiódł ją, potem był szybki ślub, a gdy na świat przyszło dziecko, tatuś zdeponował na koncie bankowym żony okrągłą sumkę. Wkrótce ulotnił się i ślad po nim zaginął. Maks nie znał ojca. Pieniądze latami obrastały w procenty. Matka nie miała bliskiej rodziny, więc musiała z nich korzystać, żeby przeżyć, ale Maksowi ojcowska kasa stawała ością w gardle. Marzył o tym, żeby wzbogacić się samemu. Nie chciał żyć z łaski faceta, który ledwie raczył spojrzeć na swego nowo narodzonego syna i odszedł w siną dal, nie oglądając się za siebie. Na domiar złego upokorzył porządną dziewczynę z tradycyjnej katolickiej społeczności, zostawiając ją i syna z piętnem odrzucenia i rozwodu.

Maks, rzecz jasna, nie przejmował się takimi bzdurami. Przysiągł sobie tylko, że nigdy, przenigdy nie narazi matki na podobny wstyd, uchylając się od życiowej odpowiedzialności. W jego wypadku nie potwierdzi się porzekadło: jaki ojciec taki syn.

Już on tego dopilnuje!

Wypił dla kurażu kieliszek chianti i poczęstował się bruschettą. Machinalnie popatrzył ku schodom.

Piekło i szatani!

Swobodna, uśmiechnięta Karina z nonszalanckim wdziękiem zbiegła po kręconych schodach. Piękne ciało spowijała ognista czerwień. Nie widział jej dotąd ubranej na czerwono. Rzadko wkładała sukienki. Zwykle nosiła workowate ciuchy, olbrzymie T-shirty; urocze okrągłości kryły się zazwyczaj pod warstwami tkaniny.

To już przeszłość. Krój czerwonej kreacji podkreślał bujny biust i kształtne biodra. Ciemne loki opadały na ramiona i plecy, kusząc faceta, żeby wsunął w nie palce. Usta pociągnięte czerwoną szminką wydobywały atramentową czerń oczu.

Gdy Karina podeszła i stanęła przed nim, nie był w stanie wykrztusić słowa. Przywykł, że podczas każdego spotkania czuje na sobie jej tęskne spojrzenie. Domyślał się, że przed laty trochę się w nim podkochiwała. Zawsze mu pochlebiało to dziewczęce zauroczenie. Teraz świtało mu niewyraźnie, że dawny podlotek zmienił się w czarodziejkę-kusicielkę. Mylnie zakładał, że nadal będzie się nim zachwycała, broniła jak lwica jego dobrego imienia i wpatrywała się w niego z zachwytem. Ale teraz odnosiła się do niego tak samo jak do innych ludzi. Ogarnięty poczuciem zawodu zdusił je w zarodku.

– Cześć – wyjąkał. Zakłopotany kiepskim powitaniem wziął się w garść i przypomniał sobie, że stoi przed nim znana mu od lat przyszywana siostrzyczka. Nie ma się czego bać, zwłaszcza że poderwał ostatnio prawdziwą arystokratkę. – Masz ochotę na kieliszek wina?

– Oczywiście. To chianti? – Pochyliła się i dotknęła kieliszka. Niesforny lok zsunął się na czoło i zasłonił oczy. Maks poczuł świeży zapach arbuza i ogórka, który oszołomił go bardziej niż ciężkie zmysłowe perfumy.

– Doskonale.

Zajął się nalewaniem wina i podał jej pełny kieliszek.

– Dzięki.

Ich palce zetknęły się, kiedy go przyjmowała. Maks omal nie odskoczył jak oparzony. Mrowienie było ledwie wyczuwalne, ale uporczywe. Tego mu tylko potrzeba! Ogarnął się i powiedział rzeczowo:

– Masz pewnie sporo pytań dotyczących życia w tej okolicy. Chętnie cię po niej oprowadzę.

Upiła łyk i zachwycona przymknęła oczy.

– Zadam ci jedno ważne pytanie.

– A mianowicie?

– Gdzie jest przyzwoita siłownia?

– W naszej firmie. Michael kazał zainstalować niezbędny sprzęt. Ćwiczę codziennie rano. Jeśli chcesz, możesz się przyłączyć.

Obrzuciła go taksującym spojrzeniem, oceniając muskulaturę.

– Mam zademonstrować klatę? – spytał z uśmiechem.

Dawna Karina spłonęłaby rumieńcem. Nowa wydęła usta i po chwili zastanowienia odparła:

– Możesz.

– Nie błaznuj. – Maks uniósł brwi. – Do tej pory niechętnie ćwiczyłaś.

– Nic się nie zmieniło, ale problem w tym, że kocham jeść i mam skłonności do tycia, a ćwiczenia pomagają utrzymać wagę.

– Nie jesteś gruba. – Maks spochmurniał, a Karina westchnęła.

– Zapewniam cię, że wiem, co mówię. Większość dobrych ciuchów pasuje tylko na wysokie, długonogie laski o wąskich biodrach, więc śmiało można uznać mnie za grubasa.

Maks natychmiast się zirytował.

– To idiotyzm. Masz po prostu czym oddychać, pupa też niczego sobie. Mężczyźni lubią pulchne kobiety.

Omal się nie zająknął. Co on wygaduje? Jego rozmowy z Kariną nie dotyczyły nigdy ciała i jego atutów. Poczuł, że się rumieni. Policzki go paliły. Do diabła, chyba oszalał!

Karina nie wyglądała na zakłopotaną. Stuknęła się z nim kieliszkiem.

– Dobrze powiedziane, Maks, lecz mimo to skorzystam chyba z propozycji wspólnych ćwiczeń. Jak się czuje Rocky?

– Świetnie. – Uśmiechnął się lekko. – Wyzdrowiał i stał się uroczym pieszczochem. No i kompromitacja! Nie spotkałem dotąd pitbulla, który całkiem ignoruje ludzi, póki nie zaczną go głaskać, najlepiej po brzuszku.

Migdałowe oczy Kariny złagodniały. Bliscy nazywali ją zaklinaczką zwierząt, bo potrafiła się dogadać z każdym stworzeniem. Gdy Maks uratował Rockiego z rąk organizatorów nielegalnych psich walk, natychmiast do niej zadzwonił. Tłumaczyła mu, jak postępować ze skrzywdzonym pitbullem. Mimo dzielącej ich odległości wspólnie leczyli poranioną psią duszę.

– Chciałabym go wreszcie zobaczyć na własne oczy – powiedziała Karina. – Zdjęcia to jedynie namiastka.

Maks wyobraził sobie Karinę w swoim domu, z psem na kolanach. Zabawne, że tak bardzo pragnął gościć ją pod swoim dachem. Irytowały go kobiety kręcące się po domu, więc unikał kłopotów i zwykle wpraszał się do nich. Karina upiła łyk wina i zaskoczyła go śmiałym pytaniem.

– Jak wygląda obecnie twoje życie uczuciowe? Kto aktualnie dzierży tytuł superlaski miesiąca?

Zakłopotany Maks przestąpił z nogi na nogę.

– Daj spokój. Na razie bez rewelacji.

– Dawno stuknęła ci trzydziestka.

– Co to ma do rzeczy? – burknął. Nie spodobał mu się obronny ton własnego głosu. – Mam dopiero trzydzieści cztery lata.

Karina wzruszyła ramionami.

– Ciekawa jestem, czy zamierzasz wkrótce ustatkować się i założyć rodzinę jak oni.

Dwie pary stały obok siebie pogrążone w rozmowie. Nick położył dłoń na brzuchu Aleksy, Michael szeptał coś na ucho Maggie. Otaczała ich aura serdecznej bliskości. Maks poczuł nagle dotkliwą pustkę. Jasne, że pragnął takiego szczęścia. Kto by nie chciał? Problem w tym, że dotąd żadna kobieta nie zdołała sprawić, aby dobrowolnie zrezygnował z miłej swobody i ustatkował się wreszcie. Zapowiadał nawet, że do końca życia pozostanie kawalerem, chyba że zyska stuprocentową pewność. Mowy nie ma, by niczym ojciec porzucił żonę i potomstwo. W swych przelotnych związkach musiał zachować czujność, a margines błędu równał się zeru. Ilekroć panna nalegała, żeby u niej nocował i jadał śniadanka, albo ciągnęła go na rodzinne uroczystości, zimno i rzeczowo analizował znajomość. Uczucie okazywało się zawsze nazbyt wątłe, a zatem odchodził i szukał dalej.

Poszukiwania trwały latami, lecz nie przynosiły rezultatów, bo Maks nie był dotąd w stałym związku.

– Kiedyś poznam odpowiednią dziewczynę.

– Twoja mama bardzo się niepokoi – droczyła się z nim Karina. – Zaczęła odmawiać z księdzem Richardem dodatkowy różaniec w twojej intencji, bo lęka się, że jesteś gejem.

Niewiele brakowało, żeby Maks zakrztusił się winem. Ale zołza! Gdzie się podziała słodka, nieśmiała Karina? Chyba mu ją podmienili! Kpiące miny wrednej smarkuli były dla niego wyzwaniem. Miał ochotę udowodnić jej, że bardzo się myli.

– Naprawdę? Ty również tak sądzisz?

Obrzuciła go taksującym spojrzeniem. Machinalnie prężył muskuły, czując na sobie jej roziskrzony wzrok.

– Przyznaję, że taka myśl nieraz przemknęła mi przez głowę. Ubierasz się gustownie. Rozróżniasz topowe marki. Jak na mój gust jesteś ciut za ładny.

Odetchnął głęboko.

– Proszę?

– Bez urazy. Po prostu wolę nieco zaniedbanych zimnych drani: luzaków z długimi włosami albo motocyklistów.

– Za takie fanaberie brat wygarbowałby ci skórę. Założę się, że ani razu nie jechałaś motorem – burknął, tracąc cierpliwość. Wyszedł teraz na jeszcze większego głupka, bo zdawał sobie sprawę, że Karina się z nim przekomarza. – Doskonale wiesz, że nie jestem homo.

– Aha. – Wzruszyła ramionami, jakby przynudzał. – Dobrze. Mów, co chcesz.

Zirytował go ten unik. Ciekawe, czy smarkula dała się kiedyś porwać na przejażdżkę napalonemu motocykliście spragnionemu mocnych wrażeń. Maks zadawał sobie pytanie, czemu tak go to interesuje. Na miłość boską, Karina była dorosła, więc nie powinien się o nią troszczyć. Mogła umawiać się, z kim chciała. Wyobraził ją sobie siedzącą na motocyklu z długowłosym frajerem. Oczyma wyobraźni widział, jak obejmuje go w pasie i ściska udami, a wiatr rozwiewa ciemne loki. Upojona szybkością wtula się w gościa, obiecując mu po wspólnej przejażdżce równie przyjemną jazdę.

Pora uświadomić Karinie Conte, że z Maksa Graya nie kpi się bezkarnie.

Pochylił głowę. Zaskoczona smarkula zrobiła wielkie oczy, gdy niemal dotknął wargami jej ust. Podziwiał z bliska brzoskwiniową cerę i czerwone wargi, czując ciepły oddech.

– Mam ci udowodnić, że nie jestem gejem?

Na moment zamarła w bezruchu, a potem odparowała:

– Kto by pomyślał, że moja opinia w tej kwestii ma jakieś znaczenie?

Trafiony, zatopiony. Maksa zawsze fascynowała ukryta za fasadą niewinnej pensjonarki inteligencja Kariny. Młoda rzadko ośmielała się jej użyć do słownych potyczek. Teraz pozbyła się dawnych skrupułów, a Maksowi coraz bardziej podobało się jej nowe wcielenie.

– Sytuacja chyba się zmieniła.

– Wiesz co? Chyba mam to gdzieś.

– Może nadszedł czas, żebym z twoją pomocą uspokoił mamę. Zyskałaby niezbity dowód.

Żyłka u nasady smukłej dziewczęcej szyi pulsowała szaleńczo, ale gdy Karina odpowiedziała, jej głos był spokojny i opanowany:

– Chyba nie mam ochoty być w tej sprawie twoją wspólniczką. – Cofnęła się, jakby postanowiła nagle zastopować jego zapędy. – Zmieniłam się, Maks. Nie jestem słodką dziewuszką spragnioną twojej pochwały. Wszystko przebolałam i mam to z głowy.

Odeszła, wysoko unosząc głowę, i dołączyła do brata. Maks odprowadził ją wzrokiem, niepewny, po jaką cholerę zaczął te dziwne gierki. Odbiło mu? Takie erotyczne podchody były nie do przyjęcia. Dobrze się stało, że Karina go odepchnęła. Mimo woli odtwarzał w głowie niedawną rozmowę. Czyżby naprawdę odnosił się do młodej lekceważąco? Ogarnęło go poczucie winy, bo chyba nazbyt protekcjonalnie traktował dotąd dziewczynę, która była mu ogromnie bliska. Kochał ją z całego serca. Jak siostrę.

Pokręcił głową i wyszedł na taras, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza. Musiał natychmiast wziąć się w garść. Koniec ze słownymi gierkami i zmysłowymi przekomarzankami. Będą ich łączyć jedynie więzy służbowe. Zamierzał uczciwie popracować nad zawodowym rozwojem Kariny, łudząc się nadzieją, że uczennica nie przerośnie mistrza, bo wtedy jej przypadnie ciepła posadka prezesa. Sytuacja była niezręczna, więc nie należy jej dodatkowo komplikować erotycznymi aluzjami.

Maks wdychał rześkie, czyste powietrze i uspokajał się powoli. To był jednorazowy wybryk spowodowany ciekawością.

Na pewno więcej się nie powtórzy.

Gra o miłość

Подняться наверх