Читать книгу Miazga - Jerzy Andrzejewski - Страница 17
wtorek, 24 marca
ОглавлениеOstatni rozdział monografii Askenazego o Walerianie Łukasińskim z dokładnym opisem 46 lat spędzonych przez niego w najcięższych więzieniach. Ten major 4 pułku piechoty liniowej Księstwa Warszawskiego od roku 1811, gdy miał lat zaledwie dwadzieścia pięć, należał do masonerii, w roku 1819 był współzałożycielem Wolnomularstwa Narodowego, a po rozwiązaniu tej organizacji stał się w roku 1821 współorganizatorem Narodowego Towarzystwa Patriotycznego, którego celem miało być przyłączenie do Królestwa Polskiego dawnych wschodnich ziem Rzeczypospolitej oraz obrona nadanej w 1815 roku przez Aleksandra I konstytucji. Aresztowany w 1822 skazany został przez sąd wojenny na 9 lat ciężkiego więzienia w Zamościu. Po zorganizowaniu buntu w więzieniu zamojskim podwojono Łukasińskiemu karę, a po wybuchu powstania listopadowego został wywieziony do twierdzy Szlisselburskiej, gdzie w nieprawdopodobnie ciężkich warunkach, w całkowitym odosobnieniu pozostał do końca życia w roku 1868.
Dwa fragmenty z Askenazego:
„Nadeszła noc 29 listopada 1830 roku, wybuchła rewolucja w Warszawie. Zbudzić musiały Łukasińskiego płynące z miasta coraz bliżej, coraz potężniej, huki, strzały, dzwony na trwogę; zerwać się on musiał w ciemności i uciszając brzęk kajdan i bicie własnego serca, z zapartym oddechem chwytać te głuche odgłosy rozpętanej dokoła burzy; a jakież tej długiej nocy miotać się musiały uczucia, strach narodowej klęski, nadzieja zwycięstwa, przedsmak swobody, rozpacz bezsilności. Rozpacz tępa, śmiertelna, dopieroż przytłoczyć go musiała, kiedy nazajutrz 30 listopada Wołyńscy w szyku bojowym, w widocznym już odwrocie przed rewolucją, wystąpili z koszar, i wziąwszy go przemocą w środek szeregów, uprowadzili z sobą za miasto. Stąd, przy wyjściu wojsk rosyjskich z W. Księciem Konstantym z Królestwa, zabrano go, cofając się drogą okólną na Puławy i Włodawę. Po raz ostatni widziano Łukasińskiego we Włodawie, w nędznej siermiędze, z brodą po pas, ciągnionego pieszo na postronku, pod strażą konną z dobytymi pałaszami, jak go prowadzono precz z kraju, za Bug”.
I potem:
„Twierdza Szlisselburg, wznosząca masywne swe baszty tuż opodal rwistej Newy na nieprzystępnej skalistej wyspie burzliwej Ładogi, miała już wtedy sławę ponurą jako historyczne miejsce niewoli. Tutaj więzioną była pierwsza małżonka Piotra Wielkiego, carowa Eudoksja Fiodorowna, tutaj jego siostra, carewna Maria Aleksiejowna w mękach zakończyła życie, tutaj car Iwan Antonowicz zgładzony został. Tutaj inne jeszcze głośne w dziejach rosyjskich XVIII wieku przesunęły się postacie, Golicyn za Anny Iwanówny, Biron za Elżbiety Piotrowny, a obok nich mnogość niezliczona ofiar pośledniejszych szlacheckiego, mieszczańskiego, chłopskiego stanu, zawsze jednak w uznawanych za doniosłe, niebezpieczne i tajne w materiach czysto politycznych. To było schowane cmentarzysko polityczne par excellence18, gdzie grzebano winowajców o winy stanu w najobszerniejszym znaczeniu słowa, i takim pozostało aż do końca, do swego zwinięcia w czasach najnowszych. Podówczas, za Mikołaja I, przed paru dopiero laty, przeszło tędy wielu najwybitniejszych dekabrystów, bracia Bestużewowie, Pogodin, Juszniewski i inni. Nierównie jednak cięższy los od nich wszystkich czekał tutaj Łukasińskiego.
Na tydzień jeszcze przed dostawieniem Łukasińskiego do Szlisselburga, komendant tej twierdzy, generał-major Kołotyński, odebrał rozkaz sekretny naczelnika Sztabu Głównego J.C.M., hr. Czernyszewa, o tym najpierwszym, tak niezwykłym jeńcu polskim. Komunikował tu Czernyszew do ścisłego wykonania następującą wolę Najwyższą: mającego nadejść z Bobrujska »przestępcę z Królestwa Polskiego, Łukasińskiego, przyjąć i trzymać w twierdzy szlisselburskiej jako przestępcę stanu, jak najtajniejszym sposobem i tak, iżby oprócz komendanta twierdzy nikt nie wiedział nawet o jego nazwisku ani też skąd do więzienia przysłany został«. Skutkiem tego, po przybyciu Łukasińskiego do Szlisselburga w styczniu 1831 roku, przedsięwzięto nadzwyczajne środki ostrożności i zastosowano do niego najsurowszą, nawet tutaj względem nikogo niepraktykowaną już wtedy formułę zamknięcia. Umieszczono go mianowicie w podziemiu tzw. »Sekretarza Zamku«. Tak nazywała się starożytna masywna wieża, datująca się jeszcze z czasów szwedzkich, położona w pośrodku twierdzy szlisselburskiej, dziś zwana basztą Świetliczną i po części zamurowana, a już podówczas nigdy prawie nieużywana, opustoszała zwykle i szczelnie zamknięta. »Sekretny Zamek«, otwierany niechętnie, gdyż zbyt ponuro po nim tułały się widma, obejmował trzy kondygnacje kazamatowe. W kamiennej kazamacie górnej trzymana była ongi carowa Eudoksja, w dolnej męczył się i zginął car Iwan, a jeszcze niżej mieściła się kazamata podziemna, dość obszerna, a bardzo niska, przytłoczona granitowym sklepieniem, na ubitej gołej ziemi, chłodna, cmentarnie zaciszna: tutaj zamknięty, pogrzebany został Łukasiński. Trzymając się najściślej carskiego nakazu odcięto go zupełnie od świata i ludzi. Pilnującym go żołnierzom wzbroniono najsurowiej wszelkiej z nim rozmowy, w milczeniu podawano mu strawę, a w wypadkach koniecznej potrzeby wejścia do jego lochu nie inaczej jak w kilku razem wpuszczano tam strażników”.
Czternastoletni wyrok, jaki ciążył na Łukasińskim kończył się w październiku 1838 roku. Żadna jednak zmiana w jego losie nie nastąpiła. Pod koniec lat pięćdziesiątych rozpatrywano możliwość zesłania wieloletniego aresztanta na Syberię, wkrótce jednak ten projekt został zaniechany. Stan, w jakim znajdował się ten straszliwie wynędzniały i zgrzybiały starzec nie nadawał się nawet na zesłanie. Dopiero w ostatnich latach życia nastąpiła w losie Łukasińskiego pewna poprawa. Przeniesiono go do jednej z izb dolnej kazamaty, otrzymał stół, przybory piśmienne, książki, czasem gazety, dowiadywał się powoli, co się stało na świecie i w Polsce w ciągu długiego czterdziestolecia, kiedy nie należał do żywych. Z trudem wysławiając się po polsku, już prawie półobłąkany, lecz z przebłyskami olśniewającej jasności, wciąż przepełniony żarliwym patriotyzmem przystąpił Łukasiński we wrześniu 1863 roku do spisywania rodzaju pamiętnika, będącego po części zbiorem luźnych wspomnień, po części wywodem rozmyślań politycznych, po części testamentem”.
„27 lutego 1867 roku – pisze Szymon Askenazy – nowy komendant twierdzy szlisselburskiej, generał-major von Grunbladt, złożył Aleksandrowi II raport następujący: „W.C.M. najpoddaniej donoszę, iż trzymany w powierzonej mi twierdzy sekretny aresztant Łukasiński dnia dzisiejszego z woli Bożej pomarł”.
Bliskość Świąt wydaje się wobec samego siebie dość wiarygodnym pretekstem, aby jeszcze trochę odłożyć rewizję tekstu Miazgi. Rewizję? Coś w tym rodzaju. Przede wszystkim sprawdzić posiadany maszynopis i na podstawie notatek ustalić porządek oraz ogólny zarys scen brakujących lub niedokończonych.
Na kolacji (doskonała zapiekanka z surowych kartofli i tartego sera, mocno przesycona czosnkiem, do tego bułgarskie czerwone wino) Markowie, Andrzej M. i Antek L. Uwzględniając, że my oboje z Marysią przekroczyliśmy sześćdziesiątkę, a Janusz (już oficjalnie od paru tygodni usynowiony) dopiero za pół roku kończy lat piętnaście, natomiast Markowie i M. coraz odleglej mają poza sobą trzydziestkę, Agnieszka i Andrzej znajdują się z różnych stron połowy lat dwudziestych, a Antek w przyszłym miesiącu skończy dwadzieścia jeden – stół, przy którym siedzieliśmy, miał charakter nieomal patriarchalny. Trochę Marysi i moich dawnych wspomnień, więc o zmarłych i jeszcze żywych (sporo o Leopoldzie Staffie), zawsze znakomite i równie znakomicie opowiadane historyjki Marka, Andrzej, którego nie tylko bardzo osobiście lubię, lecz i wysoko, dla jego niepokojów, ambicji, wiedzy i pokręconej po polsku inteligencji, cenię, w dobrej chyba formie, wewnętrznie rozluźniony i otwarty, w ciągu kilku godzin ożywiona, choć naturalnie chaotyczna rozmowa, ani razu nie zeszła na manowce polityczne. Na ostatek puściliśmy przedostatni long-play Beatlesów The Abbey Road i Antek, który potem wziął ze sobą tę płytę, żeby ją w domu przegrać na magnetofon, tak się rozochocił, iż przez całą prawie godzinę zabawiał nas, przegrywając na fortepianie i śpiewając stare piosenki z lat pięćdziesiątych. Miły Boże, jak bardzo ten niezwykły chłopiec przypomina mi Krzysztofa Baczyńskiego! To samo połączenie spontanicznego dziecięctwa z przedwczesną dojrzałością, ta sama skłonność do radosnej groteski, łudząco zbliżona nawet w przesadnych i nieskoordynowanych ruchach drobnej postaci, te same momenty nagłego zamyślenia i wejścia w siebie, chęć podobania się, szukanie towarzystwa starszych, obaj ukochani jedynacy, w pełni świadomi, że wysoko ponad miarę zwykłości różnią się od swoich rówieśników, Krzysztof miał olśniewający talent, Antek – szokującą w jego wieku wiedzę, ostrą i czujną inteligencję, lecz również niepokojącą potrzebę kształtowania siebie wedle wzorów swoich adoracji. Powiedział mi przed paroma dniami, że przed rokiem, gdyśmy się spotkali po raz pierwszy, napisał kilkadziesiąt stron mojego dziennika osobistego. Tak chciałbym go utrwalić w Miazdze jako młodziutkiego Antka Raszewskiego, boję się jednak, że mi się to nie uda, ponieważ pod każdym względem przeznaczony, aby stać się ośrodkiem zainteresowania – spełnić ma w Miazdze tylko rolę epizodu. Domaga się rozbudowania, lecz ze względu na całość nie mam prawa tego uczynić. Chyba musi w tym tekście pozostać ograniczony i niespełniony. Więc w rezultacie nijaki? Wolę odpowiedź odłożyć na potem.
18
par excellence (fr) – w najwyższym stopniu, w pełnym tego słowa znaczeniu. [przypis edytorski]