Читать книгу Siedmiu wspaniałych - Jerzy Eisler - Страница 5
ОглавлениеWstęp
Wpoczątku lat sześćdziesiątych XX w. wielkim powodzeniem w kinach w Polsce cieszył się klasyczny western Johna Sturgesa Siedmiu wspaniałych[1]. Tytułowi bohaterowie, a przynajmniej niektórzy z nich, nie byli jednak tak wspaniali, jak można sądzić w pierwszej chwili. Widzowie niewiele dowiadywali się o ich przeszłości, ale nawet to, co zostało przekazane, pozwalało się zorientować, że chodziło o zawodowych rewolwerowców z mocno pogmatwanymi życiorysami, „zawodowców”, którym zdarzało się zabijanie dla pieniędzy ludzi – nie wiadomo, czy wyłącznie tych złych. Twórcy filmu nie zawahali się jednak nazwać swych bohaterów wspaniałymi, przede wszystkim chyba dlatego, że właśnie tak postrzegali ich mieszkańcy wsi, których najemnicy (w tytule nadanym temu obrazowi we Francji tak ich właśnie określono – les mercenaires) bronili przed bandytami.
Pierwsza część tytułu niniejszej książki stanowi świadome zapożyczenie z tytułu głośnego westernu, gdyż jej bohaterowie są również niejednoznaczni, chociaż w zupełnie inny sposób niż bohaterowie filmu Sturgesa. Przynajmniej niektórzy pierwsi sekretarze Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, gdy znajdowali się na szczytach władzy, nierzadko byli w środkach masowego przekazu ukazywani jako ludzie zupełnie wyjątkowi, niezwykli, nieprzeciętni – po prostu wspaniali. Po latach w oczach historyków ich obraz stał się jednak znacznie bardziej skomplikowany i złożony. Zresztą w ogóle chyba mało kto – co nie dziwi – chciałby ich obecnie nazywać pozytywnie wartościującym przymiotnikiem „wspaniali”. Wszelako ze względu na rolę, jaką każdy z nich odgrywał w najnowszej historii Polski, nie znaczy to, że nie zasługują na przypomnienie. Zacznę jednak od początku.
Truizmem wydaje się twierdzenie, że każda książka ma swoją własną historię. Nie inaczej jest i w tym wypadku. Historia tej monografii liczy już sobie ponad dwadzieścia lat i sięga roku 1990, kiedy na łamach młodzieżowego dwutygodnika „Elita”, który okazał się efemerydą, opublikowałem kilka artykułów w ramach cyklu Poczet pierwszych sekretarzy KC PZPR[2]. Obecnie tytuł tego cyklu (będący swoistą parafrazą Pocztu królów i książąt polskich Jana Matejki) włączyłem jako drugą część do tytułu niniejszej książki. Już bowiem wtedy, przed laty, gromadząc dokumenty i relacje do kolejnych szkiców, zdałem sobie sprawę, że właściwie jest to materiał na odrębną książkę poświęconą liderom partyjnym i ich roli w dziejach Polski Ludowej. Odtąd specjalnie gromadziłem wszystko, co mogło się okazać przydatne przy pisaniu tego typu pracy[3].
Stanowiło to zresztą niemałe wyzwanie, ponieważ biografistyka dotycząca okresu Polski Ludowej pozostawia ciągle wiele do życzenia. W ciągu minionych ponad dwudziestu lat zaledwie kilkanaście ważnych i znaczących postaci ze sceny politycznej w tamtym okresie doczekało się na swój temat – lepszych lub gorszych – całościowych opracowań o charakterze monograficznym[4]. A przecież biografie, które zwykle mają klarowną strukturę wewnętrzną: od narodzin do śmierci bohatera (bardzo mało udanych prac tego typu ma konstrukcję wewnętrzną inną niż chronologiczna), należą do najchętniej czytanych książek historycznych – nie tylko przez badaczy, lecz także przez szersze kręgi miłośników historii. Jest tak również dlatego, że ten rodzaj książek pozwala na ukazywanie losów bohatera na tle epoki, przy czym kwestią niezwykle ważną jest zawsze zachowanie właściwych proporcji między jednostkowymi losami danej postaci a opisami tła historycznego. Wreszcie – ten powód uważam za najważniejszy – nieprzeciętne jednostki, a takim właśnie na ogół poświęca się biografie, przykuwają uwagę czytelników. Zawsze bowiem aktualne pozostaje pytanie, w jakim stopniu owa jednostka kształtowała otaczającą ją rzeczywistość, w jakim zaś była jej wytworem.
Nie trzeba nikogo przekonywać, że bez biografii nie uda się objaśnić wielu procesów, zjawisk i wydarzeń. Ze względu na rolę, jaką odgrywali w powojennych dziejach Polski, uwagi te dotyczą w pierwszej kolejności właśnie przywódców PZPR. Od razu jednak muszę zastrzec, że moją intencją – z oczywistych powodów – nie było napisanie siedmiu minibiografii w jednej książce. Byłoby to z wielu względów bardzo trudne, jeśli w ogóle możliwe. Zależało mi raczej na napisaniu esejów historycznych, w których starałem się jedynie przybliżyć Czytelnikom sylwetki i dokonania kolejnych pierwszych sekretarzy, a także wskazać problemy z ich oceną i interpretacją działań, które podejmowali i za które ponoszą odpowiedzialność. Jest to zatem materiał do dalszych studiów biograficznych i niech mi wolno będzie mieć nadzieję, iż okaże się on pomocny dla przyszłych autorów opracowań biograficznych.
Właśnie ze względu na opisany przed chwilą charakter tej książki nie prowadziłem odrębnych wszechstronnych badań archiwalnych, co nie znaczy, iż w ogóle nie podjąłem tego typu studiów. Posłużyłem się jednak raczej materiałami, na które w ciągu minionych lat pracy – przy okazji innych badań – natrafiłem w Archiwum Akt Nowych, Archiwum Dokumentacji Historycznej PRL, Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej, Archiwach Państwowych w Gdańsku, Szczecinie i oddziale Archiwum Państwowego m.st. Warszawy w Otwocku. Dzięki uprzejmości Mirosława Szumiły mogłem także skorzystać z jego notatek z Rosyjskiego Państwowego Archiwum Historii Społeczno-Politycznej, a z kolei dzięki pomocy rosyjskiego historyka młodszego pokolenia Wadima Wołobujewa z jego wypisów z Archiwum Polityki Zagranicznej Federacji Rosyjskiej.
Wydaje się jednak, że wraz ze zgromadzonymi przeze mnie w ciągu wielu lat relacjami, publikowanymi zbiorami dokumentów, prasą, memuarystyką i bogatą literaturą przedmiotu stanowi to na tyle poważną podstawę źródłową, że w końcu mogłem pokusić się o napisanie tej wielokrotnie już odkładanej książki. W przekonaniu takim utwierdzał mnie zresztą także brak tego typu publikacji w polskiej literaturze przedmiotu[5]. Przypomnijmy zatem, że w ciągu ponad czterdziestu jeden lat istnienia PZPR na jej czele stali kolejno Bolesław Bierut, Edward Ochab, Władysław Gomułka, Edward Gierek, Stanisław Kania, Wojciech Jaruzelski i Mieczysław Rakowski. Wszyscy oni – może z wyjątkiem ostatniego – byli nie tylko szefami partii, lecz także (niezależnie od pełnionych równolegle w danym momencie rozmaitych funkcji państwowych) zachowywali się, i tak też ich traktowano, jakby byli przywódcami państwa. Ze względu na wspomniane już braki w biografistyce dotyczącej okresu PRL celem pracy było zatem przygotowanie siedmiu kilkudziesięciostronicowych szkiców poświęconych poszczególnym przywódcom PZPR. Dokładniej za każdym razem starałem się przy tym opisać te okresy życia kolejnych „wspaniałych”, gdy znajdowali się oni na szczytach władzy, pozostałe lata na ogół traktując bardziej pobieżnie.
Porównałem także doświadczenia życiowe sekretarzy (czas i miejsce urodzenia, rodzinę, środowisko, wykształcenie, wyuczony i wykonywany zawód) oraz ich drogę polityczną (działalność w ruchu komunistycznym, udział w II wojnie światowej, karierę polityczną, wreszcie funkcjonowanie po odejściu ze stanowiska I sekretarza KC PZPR). Chciałem również porównać sposób, w jaki każdy z nich odnosił się do przywódców Związku Radzieckiego i – jeśli było to możliwe – ich osobiste relacje z poszczególnymi gospodarzami Kremla. Starałem się też przyjrzeć, jaką rolę pełnił ZSRR w propagandowym ujęciu w różnych okresach dziejów Polski Ludowej: sojusznika podczas wojny, „wypróbowanego przyjaciela i starszego brata”, przywódcy „bloku postępu”, obrońcy granic PRL przed Niemcami i Zachodem w ramach Układu Warszawskiego, głównego partnera gospodarczego, a także straszaka w Październiku 1956 r., Grudniu 1970 r. czy zwłaszcza może w latach 1980–1981.
Próbowałem także przyjrzeć się podobieństwom i różnicom stosunku poszczególnych przywódców PZPR do Kościoła katolickiego, religii, katolicyzmu i wyznawanego przez zdecydowaną większość polskiego społeczeństwa systemu wartości. Chciałem prześledzić kwestię posługiwania się przez rządzących spreparowaną i manipulowaną – wedle doraźnych potrzeb – historią i wykorzystywaniem jej w życiu publicznym. Do jakich wątków, zjawisk i postaci historycznych oraz dlaczego odwoływali się jedni liderzy PZPR, a nie odwoływali się inni? Albo dlaczego ci inni sięgali po odmienne przykłady z przeszłości?
Do spraw poruszonych w tej książce należy także problem sukcesji w będącej u władzy partii komunistycznej, przy czym tylko Bierut w chwili śmierci piastował najwyższe stanowisko w PZPR. Gomułka i Gierek, a także w jakimś stopniu Ochab, utracili je w wyniku protestów społecznych i zakulisowych działań swoich współtowarzyszy. W 1989 r. gen. Jaruzelski – zgodnie ze złożoną zawczasu obietnicą – przestał być I sekretarzem KC PZPR, gdy Zgromadzenie Narodowe wybrało go na stanowisko prezydenta PRL. Rakowski natomiast w styczniu 1990 r. stracił fotel I sekretarza, gdyż partia, którą wówczas kierował, po prostu przestała istnieć.
Pewien problem metodologiczny stanowił fakt, że czterech ostatnich pierwszych sekretarzy znacznie przeżyło PRL i mogło obserwować, a niejednokrotnie i komentować publicznie, dokonujące się w Polsce po 1989 r. zmiany ustrojowe: polityczne, ekonomiczne, społeczne, mentalne, kulturowe itd. Oznaczało to jednak zarazem, że kiedy na poważnie zaczynałem zajmować się kwestią roli kolejnych przywódców PZPR w procesie sprawowania władzy, czterej ostatni z nich żyli, co zdaniem wielu historyków wyklucza możliwość pisania na ten temat w zgodzie z naukowymi standardami. Zwykle mówi się w takiej sytuacji, że z jednej strony nie ma dostatecznego dystansu i odpowiedniej perspektywy czasowej, z drugiej zaś brakuje dostępu do niektórych źródeł, np. akt personalnych i w konsekwencji nie można tych osób jeszcze traktować w pełni jako postaci historycznych. Jest to jednak tylko część prawdy. Rzeczywiście, nie dysponujemy ich pełnymi aktami osobowymi, które odtajniane są na ogół w ostatniej kolejności, ale przecież dotyczy to także niektórych od dawna już nieżyjących postaci historycznych. Co się zaś tyczy braku perspektywy historycznej, nie jest moim zamiarem pisanie o miejscu, roli i dokonaniach byłych pierwszych sekretarzy KC PZPR w III Rzeczypospolitej, lecz przeanalizowanie ich dokonań politycznych sprzed kilkudziesięciu lat, a to już daje pewną perspektywę czasową. Poza tym czterdziestopięcioletni okres Polski Ludowej jest już definitywnie zamkniętym rozdziałem i nie od dziś stanowi przedmiot badań historyków.
Niemal klasyczną zasadę, dotyczącą przede wszystkim reżimów dyktatorskich, głoszącą, że im ktoś dysponuje szerszym zakresem władzy, tym ponosi większą odpowiedzialność za wszystko, co dobre, ale i za wszystko, co złe, w odniesieniu do Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej należałoby zinterpretować w następujący sposób: największą władzę (w wymiarze polskim) mieli kolejni pierwsi sekretarze KC PZPR i to głównie oni ponosili odpowiedzialność za wszystko, co wydarzyło się nad Wisłą w okresie sprawowania przez nich tej funkcji. Nie wolno jednak zapominać, że Polska rządzona przez komunistów w żadnym okresie swego istnienia nie była państwem w pełni suwerennym, choć naturalnie stopień i charakter jej podległości oraz uzależnienia od Związku Radzieckiego ulegał zmianom.
Nie dałoby się wszakże wykreślić prostej linii opadającej, wyznaczającej stopniowe łagodzenie tej podległości: od bezwzględnego i nierzadko brutalnego dyktatu w czasach, gdy na czele ZSRR stał Stalin, po quasi-partnerskie relacje w drugiej połowie lat osiemdziesiątych między gen. Wojciechem Jaruzelskim a sekretarzem generalnym Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego Michaiłem Gorbaczowem, o czym zresztą szerzej piszę w rozdziale szóstym. Wydaje się, że podległość Polski lepiej byłoby przedstawić za pomocą sinusoidy. Czasem presja radziecka była silniejsza i bardziej bezwzględna, innym razem zaś relatywnie słabsza, co w żadnym razie nie musiało oznaczać, że przez to mniej skuteczna.
Można w tym miejscu odwołać się do przykładu z dziedziny sportu i przypomnieć, że o ile – w odróżnieniu od ekipy radzieckiej – reprezentacja polskich sportowców w 1948 r. wzięła udział w XIV Letnich Igrzyskach Olimpijskich w Londynie, o tyle w 1984 r. PRL w ślad za ZSRR zbojkotowała XXIII Letnie Igrzyska Olimpijskie w Los Angeles. Była to wymuszona przez Kreml swoista zemsta państw bloku radzieckiego za amerykański bojkot igrzysk w Moskwie w 1980 r., po radzieckiej agresji w Afganistanie, przy czym oficjalnie jako o przyczynie absencji w Los Angeles mówiono o niebezpiecznym dla wielu sportowców smogu w tym mieście oraz o rzekomym zagrożeniu bezpieczeństwa radzieckich olimpijczyków. Ostatecznie z ekip siedmiu państw Układu Warszawskiego w Los Angeles pojawili się jedynie sportowcy rumuńscy[6].
Równocześnie trzeba pamiętać, że Polska Ludowa przez cały okres swego istnienia była też państwem rządzonym w sposób dyktatorski. Nie chciałbym w tym miejscu wracać do starej dyskusji, czym była PRL i czy można w przypadku powojennej Polski mówić o reżimie totalitarnym, a jeżeli tak, to w którym momencie procesu historycznego. W niniejszej książce pragnę jedynie zastanowić się nad tym, czy i ewentualnie w jakim zakresie pochodzenie społeczne, zespół wyznawanych wartości, własne doświadczenia życiowe oraz cechy osobowościowe i charakterologiczne kolejnych liderów PZPR miały wpływ na kształt PRL. Od razu też muszę zaznaczyć, że swoje rozważania w pełni świadomie ograniczam do okresu po 1948 r., to znaczy po powstaniu PZPR jako partii hegemonistycznej. Uczyniłem tak przynajmniej z trzech powodów.
Po pierwsze, PZPR przetrwała ponad czterdzieści jeden lat, co stanowi okres wystarczająco długi, aby można było go opisywać i analizować, a zarazem śledzić zmiany zachodzące w tym czasie wewnątrz i na zewnątrz partii. Po drugie, w pierwszych powojennych latach sekretarz generalny Polskiej Partii Robotniczej Władysław Gomułka nie był jeszcze samoistnym liderem-dyktatorem, gdyż komuniści starali się stwarzać wrażenie, że Rzeczpospolita Polska jest państwem demokratycznym. Poza tym wówczas w polskim ruchu komunistycznym Gomułka musiał jeszcze dzielić się władzą z formalnie bezpartyjnym Bolesławem Bierutem, w wymiarze państwowym natomiast do 1947 r. liczyć się z opozycją, a zwłaszcza z kierowanym przez Stanisława Mikołajczyka Polskim Stronnictwem Ludowym. Wreszcie po trzecie, a nie ukrywam, że był to dla mnie czynnik decydujący, dzieje PPR są w nieporównanie większym stopniu pełne mrocznych tajemnic, zmistyfikowane i zakłamane niż historia jej następczyni PZPR, siłą rzeczy zatem zajęcie się także liderami PPR wiązałoby się z koniecznością dokładniejszego pokazania dziejów tej partii i skierowania uwagi nie tyle na przywódców, ile na zagmatwane losy organizacji.
W wypadku PPR historyk niejednokrotnie jest po prostu bezradny i nie może ustalić nawet podstawowych faktów. Żeby nie być gołosłownym, posłużę się przykładem jednego z najbardziej znanych i zarazem nieznanych wydarzeń z jej historii. Mam oczywiście na myśli tajemniczą śmierć pierwszego sekretarza generalnego PPR Marcelego Nowotki. Wedle oficjalnej wersji miał on zostać zastrzelony po południu 28 listopada 1942 r. na ul. Kolejowej w Warszawie przez Zygmunta Mołojca, młodszego brata Bolesława Mołojca – pełniącego przez krótki okres funkcję następcy Nowotki na czele PPR. Podkreślano przy tym, że Zygmunt nie znał osobiście sekretarza partii, działał na polecenie starszego brata i nie wiedział, do kogo strzelał.
Cała ta tajemnicza historia pełna jest niedopowiedzeń i przeinaczeń. Do dziś budzi zresztą żywe emocje i wywołuje niemało wątpliwości. Wcale nawet nie jest pewne, czy Nowotko rzeczywiście został 28 listopada 1942 r. zastrzelony na ulicy przez Zygmunta Mołojca. Wątpliwości badaczy budzą i miejsce, i czas, i ewentualny sprawca, nie mówiąc już o motywach jego postępowania. Znamienne przy tym jest, że przy wszystkich dzielących ich różnicach aksjologicznych, politycznych, ideologicznych, generacyjnych i warsztatowych – w sumie podobnie to wydarzenie opisali badacze tak odlegli od siebie jak Andrzej Werblan[7] i Piotr Gontarczyk[8].
Obaj zresztą korzystali z podobnej bazy źródłowej, przede wszystkim ze złożonych po latach relacji dwóch dobrze wprowadzonych w całą sprawę działaczy partyjnych: ówczesnego szefa Sztabu Głównego Gwardii Ludowej Franciszka Jóźwiaka „Witolda” oraz sekretarza Komitetu Warszawskiego PPR Władysława Gomułki. Pierwszy złożył relację w listopadzie 1959 r., drugi osiemnaście lat później. Po raz pierwszy opublikowano je w kraju w drugim obiegu w 1981 r., a następnie po pięciu latach w Londynie. W napisanym w lutym 1981 r. Posłowiu występujący pod pseudonimem „Leopolita” Roman Zimand zwracał uwagę, że obie relacje niekiedy są sprzeczne ze sobą nawet na poziomie niektórych ważnych faktów. Jóźwiak np. utrzymywał, że na polecenie kierownictwa PPR najpierw „zlikwidowano” Bolesława Mołojca, a potem jego brata Zygmunta. Tymczasem Gomułka twierdził, że pierwszy zastrzelony został Zygmunt Mołojec, a dopiero później jego starszy brat[9]. Jak więc było naprawdę? Kto kłamał, kto się pomylił, kto zaś mówił prawdę? Historyk pozostaje praktycznie bezradny w sytuacji, kiedy ma do czynienia ze słowem przeciwko słowu. Zastrzeżenia te są szczególnie potrzebne, gdy mówimy o PPR działającej w konspiracji w czasie okupacji, kiedy nie mogło być mowy o przeprowadzeniu w tej sprawie prawdziwego śledztwa.
Sytuacja wyglądała zupełnie inaczej – zwłaszcza po 1956 r. – w odniesieniu do PZPR, która od początku istnienia była monopolistyczną siłą polityczną sprawującą w Polsce władzę w sposób dyktatorski. Chociaż i w tym wypadku istnieje niemała liczba zagadek, tajemnic, mistyfikacji, matactw i pospolitych kłamstw, jest to jednak nieporównywalne z mrocznymi dziejami PPR, funkcjonującej w warunkach konspiracyjnych pod okupacją niemiecką. Trudno też nie zauważyć, że o ile PPR w zasadzie była partią kadrową, o bardzo ograniczonych wpływach, o tyle jej następczyni praktycznie od początku była partią masową (nigdy nie należało do niej mniej niż milion członków i kandydatów). Wiosną l980 r. skupiała zaś w swoich szeregach blisko 3,2 mln osób, co stanowiło około 15 proc. dorosłej ludności Polski.
Trudno zapomnieć, że w latach siedemdziesiątych mieliśmy do czynienia ze zjawiskiem stopienia w jedność partii i państwa, co jest jedną z podstawowych cech wielu nowoczesnych dyktatur, nie tylko tych o charakterze totalitarnym. Jednocześnie równolegle dokonywały się w PZPR co najmniej dwa procesy: wzrostu liczby członków („umasowienia”) oraz utraty znaczenia ideologii i stopniowego zastępowania sztandaru czerwonego biało-czerwonym („unarodowienia”). W coraz mniejszym stopniu pełniła ona wówczas rolę tzw. awangardy klasy robotniczej, stając się przede wszystkim partią władzy. Wśród jej działaczy uważny obserwator mógł bez trudu dostrzec postawy ortodoksyjnie komunistyczne, socjalistyczne, socjaldemokratyczne, liberalne, konserwatywne, narodowe itd. W niedemokratycznym państwie pod skrzydłami PZPR grupowali się ludzie o różnych orientacjach i o rozmaitych doświadczeniach życiowych, którzy pragnęli działać oficjalnie i legalnie. Równocześnie jednak rozbudowany system nomenklatury partyjnej powodował, że objęcie nawet najniższego stanowiska kierowniczego bez legitymacji członka PZPR, a w każdym razie bez rekomendacji tej partii, stawało się w praktyce niemożliwe. Wielu ludzi wstępowało więc wtedy do PZPR nie z powodów ideowych, lecz pragmatycznych – po to, żeby nie blokować sobie możliwości awansu. W efekcie w pewnych środowiskach (np. w służbach specjalnych, w dyplomacji czy wśród kadry oficerskiej Ludowego Wojska Polskiego) należący do partii stanowili 90 proc., a niekiedy nawet więcej.
Trzeba przy tym pamiętać, że formalnie i oficjalnie PZPR zawsze chciała uchodzić za monolit, za organizację spójną wewnętrznie i jednomyślną praktycznie we wszystkim. W zgodzie z tradycją partii typu marksistowsko-leninowskiego w PZPR niedopuszczalna była jakakolwiek działalność frakcyjna. Niemal wszyscy wiedzieli, że wbrew deklarowanej otwarcie jedności zawsze istniały rywalizujące ze sobą o wpływy skrzydła, koterie, orientacje, frakcje, grupy. Zdarzało się, iż osoby zaliczane do różnych odłamów tej samej w końcu partii więcej dzieliło, niż łączyło. Niejednokrotnie poszczególnych działaczy wiązały wyłącznie sympatie osobiste, ale bywało i tak, że sojusze miały wymiar taktyczny. Po raz pierwszy z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w samych początkach Polski Ludowej, jeszcze zanim powstała PZPR.
Już w PPR można było bowiem wyodrębnić dwa ostro rywalizujące ze sobą nurty. Jeden symbolizowali komuniści, którzy wojnę i okupację spędzili w ZSRR i do kraju wrócili w 1944 r. wraz z Armią Czerwoną[10]. Na ogół nie mieli oni rzetelnej wiedzy o życiu w okupowanym kraju, oczekiwaniach społecznych oraz nastrojach i skłonni byli raczej szybciej i pełniej wprowadzać w Polsce wzory radzieckie. Część z tych osób tworzyła w ZSRR Związek Patriotów Polskich bądź Centralne Biuro Komunistów Polski[11], względnie była z tymi organizacjami związana.
Za najbardziej prominentne osoby w tym środowisku uważa się zwykle Jakuba Bermana, Hilarego Minca, Stanisława Radkiewicza, Romana Zambrowskiego i Aleksandra Zawadzkiego. Ponieważ niektórzy z tych działaczy byli pochodzenia żydowskiego, przypisywano im dość często kosmopolityzm i oderwanie od polskiej tradycji, do czego na pewno mogła się przyczyniać ich afirmacja internacjonalizmu. Zarówno w myśli politycznej, jak i w dokonaniach tych osób przez cały czas widoczny był bowiem prymat pierwiastka internacjonalistycznego nad narodowym. Blisko tej grupy plasował się Bolesław Bierut, którego przypadek wydaje się jednak bardziej skomplikowany, gdyż do lata 1943 r., kiedy potajemnie sprowadzono go do Warszawy, działał w Mińsku na Białorusi.
Trzon drugiej grupy, zwanej potocznie krajowcami, tworzyli działacze, którzy w okupowanym kraju zakładali PPR i Gwardię Ludową. W odróżnieniu od przybyszy ze Wschodu doświadczyli oni okrucieństw okupacji i pod tym względem na pewno lepiej rozpoznawali nastroje społeczne. Najbardziej prominentną osobą wśród „krajowców” był Władysław Gomułka. „Grupa Gomułki”, do której zaliczano przede wszystkim Władysława Bieńkowskiego, Zenona Kliszkę, Grzegorza Korczyńskiego, Ignacego Logę-Sowińskiego, Mieczysława Moczara, Mariana Spychalskiego oraz – niezupełnie już słusznie – do pewnego momentu także byłego szefa sztabu GL i Armii Ludowej, a po wojnie komendanta głównego Milicji Obywatelskiej Franciszka Jóźwiaka „Witolda”, raczej nie spieszyła się z upodobnianiem Polski do niedościgłego „radzieckiego ideału”. Zamiast tego działacze ci stosunkowo często i chętnie odwoływali się do symboliki i haseł narodowych. Wynikało to zresztą głównie z lepszego rozeznania nastrojów społecznych i uświadamiania sobie relatywnej słabości własnego obozu politycznego.
Nie należy jednak przeceniać podziałów w PPR: były one ważne, ale właściwie tylko dla komunistów i dla tych wszystkich, którzy patrzyli na nie od wewnątrz. Dla dużej części społeczeństwa, a także dla emigracji było obojętne, która grupa PPR będzie u władzy. Środowiska emigracyjne z natury rzeczy odrzucały bowiem wszelką władzę komunistyczną, uznając ją za z gruntu obcą, a nawet wrogą polskiej tradycji narodowej.
Powyższe uwagi można odnieść do kolejnych okresów, gdy w PZPR w sposób mniej lub bardziej wyraźny uzewnętrzniały się podziały w kierownictwie. W 1956 r. powstały, a może właśnie wtedy uzewnętrzniły się dwie koterie w partii, zwane puławianami i natolińczykami. Przed ponad dwudziestu laty napisałem[12] na temat obu tych nieformalnych grup wszystko, co udało mi się na ich temat wówczas ustalić. Niestety, mimo upływu czasu i niewątpliwego postępu w badaniach naukowych[13] nasza wiedza o walce tych frakcji nie zwiększyła się w sposób istotny i co gorsza – zważywszy na nieformalny charakter obu tych koterii – nie wydaje się, by kiedykolwiek stała się znacząco większa.
Podobnie rzecz się ma z dwiema innymi równie tajemniczymi konkurującymi ze sobą o wpływy i władzę nieformalnymi orientacjami partyjnymi – „partyzantami” i „Ślązakami”, które w połowie lat sześćdziesiątych zaznaczyły swoją obecność w kierowniczych gremiach partyjno-państwowych. Jak wiadomo, niekwestionowanym liderem pierwszej był gen. Mieczysław Moczar – długoletni wiceminister, a potem minister spraw wewnętrznych, drugiej natomiast – członek Biura Politycznego i zarazem I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach Edward Gierek. Wewnątrzpartyjna walka frakcyjna została przejściowo wyhamowana w latach siedemdziesiątych, gdy ten ostatni został I sekretarzem KC PZPR. Wszelako i w tym wypadku podziały w kierownictwie w końcu dały o sobie znać, a bodaj najwięcej w połowie dekady plotkowano o działalności związanych z byłym ministrem spraw wewnętrznych i przejściowo osobą „numer dwa” w partii gen. Franciszkiem Szlachcicem tzw. franciszkanach[14].
Ze względu na specyfikę toczącej się w Polsce w latach osiemdziesiątych walki politycznej trudno się dziwić, że podziały w PZPR właśnie wtedy znów się uzewnętrzniły. Oczywiście podział na skrzydło „dogmatyczne”, zwane wówczas betonem, oraz „reformatorskie”, którego reprezentantów – wedle własnych sympatii i antypatii – nazywano liberałami, był nieporównanie mniej istotny niż podział na zwolenników PZPR i sympatyków „Solidarności”.
To pobieżne przywołanie najważniejszych, a w każdym razie najbardziej znanych koterii partyjnych było mi potrzebne do przypomnienia oczywistego w końcu faktu, że niemal każda będąca u władzy ekipa w PZPR miała dążące do jej zastąpienia ekipy alternatywne, przy czym niejednokrotnie rywalizowały ze sobą dwie frakcje: bardziej liberalna i bardziej dogmatyczna od osób rządzących w danym momencie. Zwykle też Moskwa miała swoich faworytów, za których sprawą starała się „pierwszego” trzymać w szachu.
Z niezrozumiałych dla mnie powodów PZPR, na której temat w latach PRL opublikowano sporo prac o ambicjach naukowych, ale de facto z nauką mających niewiele wspólnego, autorstwa badaczy partyjnych[15], po 1989 r. nie cieszyła się zainteresowaniem zawodowych historyków. Na jej temat opublikowano stosunkowo niewiele tekstów spełniających naukowe standardy[16]. Dopiero jesienią 2011 r. w Instytucie Pamięci Narodowej pojawił się ogólnopolski program badawczy poświęcony PZPR, który mam zaszczyt koordynować. W jego ramach w ciągu najbliższych czterech lat Instytut zamierza opublikować około trzydziestu książek na ten temat.
Nieco lepiej wyglądała sytuacja biografistyki. Chociaż w PRL przez cały czas funkcjonowała cenzura prewencyjna i rozmaite ograniczenia w dostępie do archiwaliów, już wtedy podejmowano pierwsze próby pisania biografii działaczy partyjnych, w tym także przywódców PZPR[17]. W zdecydowanej większości trudno byłoby je jednak uznać za satysfakcjonujące z naukowego punktu widzenia[18]. Również publikacje przed laty wydane na Zachodzie mocno się już zestarzały, chociaż gdy powstawały, nie podlegały ograniczeniom cenzuralnym[19].
Właśnie prace o charakterze biograficznym (i wiele innych niewymienionych wcześniej[20]) były w jakimś stopniu pomocne przy pisaniu niniejszej monografii. Użyteczne okazały się też, mimo ich nieuniknionego subiektywizmu, książki zawierające wspomnienia zarówno członków rodzin[21], jak i byłych współpracowników przywódców PZPR[22]. Wszelako – obok opublikowanych zbiorów przemówień i artykułów autorstwa pierwszych sekretarzy – w pierwszej kolejności korzystałem z różnych ich wspomnień, pamiętników, dzienników i wywiadów[23] oraz zebranych przeze mnie relacji. Fakt, że miałem okazję wielokrotnie rozmawiać z trzema ostatnimi przywódcami PZPR, obok niewątpliwych korzyści stanowił też dla mnie jednak pewne utrudnienie. Każdy badacz, który przeprowadzał tego typu rozmowy, zdaje sobie bowiem sprawę, że w ich trakcie często tworzy się niełatwy do zdefiniowania rodzaj więzi między interlokutorami. Niejednokrotnie trudno jest potem w swoim rozmówcy dostrzegać dyktatora, od którego przed laty naprawdę dużo zależało i który może ponosić odpowiedzialność za różne – łagodnie mówiąc – kontrowersyjne decyzje. W takiej sytuacji może się pojawiać swoista próba idealizowania tych, których poznało się osobiście. Mam jednak nadzieję, że świadomość tego niebezpieczeństwa przynajmniej częściowo ochroniła mnie przed tą pułapką.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że najkrócej I sekretarzem KC PZPR był Rakowski (lipiec 1989 – styczeń 1990), najdłużej zaś Gomułka (październik 1956 – grudzień 1970), nie wolno też zapominać, że w latach 1943–1948 „Wiesław” był sekretarzem generalnym PPR. Nie Gomułka jednak, ale Gierek najdłużej ze wszystkich pierwszych sekretarzy KC PZPR był członkiem Biura Politycznego. Wchodził w jego skład od lipca do października w 1956 r. oraz nieprzerwanie od marca 1959 do września 1980 r. Przy czym Gierek musiał uznać w tym względzie wyższość „wiecznego premiera” Józefa Cyrankiewicza, który należał do Biura Politycznego nieprzerwanie przez 23 lata od grudnia 1948 do grudnia 1971 r.
Zwraca także uwagę to, że żaden z przywódców PZPR nie dotrwał do końca kadencji i żaden nie został I sekretarzem po raz pierwszy w czasie zjazdu, który – w myśl Statutu PZPR – był najwyższą władzą w partii. Niemal wszystkie zmiany na tym stanowisku dokonywały się w dramatycznych okolicznościach[24]. Przypomnieć tutaj należy, że Gomułka zastąpił Ochaba w 1956 r., gdy wojska radzieckie i polskie (dowodzone przez marsz. Konstantego Rokossowskiego) kierowały się na Warszawę, do której zresztą z niezapowiedzianą wizytą przyleciał nagle I sekretarz KC KPZR Nikita Chruszczow w otoczeniu członków radzieckiego kierownictwa i grupy wyższych dowódców wojskowych. Gomułkę w grudniu 1970 r. ze sceny politycznej zmiotła robotnicza rewolta na Wybrzeżu, a jego następcę, Gierka – największa w historii Polski fala strajków latem 1980 r. Z kolei jego sukcesor Kania przestał kierować partią w październiku 1981 r., gdy coraz wyraźniej widać było, że zbrojna konfrontacja z „Solidarnością” jest nieunikniona i gen. Jaruzelski jawił się wielu jako zdecydowanie lepszy wykonawca stanu wojennego. Wtedy to skupił w swych rękach największą w dziejach PRL liczbę stanowisk i funkcji. Był równocześnie I sekretarzem KC PZPR, prezesem Rady Ministrów, ministrem obrony narodowej, a po wprowadzeniu stanu wojennego został jeszcze dodatkowo przewodniczącym Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego.
Z czasem stopniowo ustępował z tych stanowisk, by wreszcie, gdy 19 lipca 1989 r. został przez Zgromadzenie Narodowe wybrany na pierwszego i – jak się niedługo potem okazało – zarazem ostatniego prezydenta PRL, zgodnie ze złożoną zawczasu obietnicą zrezygnował z kierowania partią. O okresie, gdy na czele PZPR stał Rakowski, można powiedzieć to samo, co o niewiele dłuższych okresach, gdy partii przewodzili Ochab i Kania. Za każdym razem przypadały one na czas wyjątkowych w dziejach PRL zawirowań politycznych i przełomów: w 1956 r., w latach 1980–1981 oraz 1989–1990. Zresztą raz tylko, właśnie w 1956 r., zdarzyło się, że w tym samym roku na czele PZPR stało kolejno trzech pierwszych sekretarzy: Bierut, Ochab i Gomułka.
Wypada zastanowić się w tym momencie, co łączyło i co dzieliło owych siedmiu liderów partyjnych. Otóż wszyscy oni z wyjątkiem urodzonego w Krakowie Ochaba pochodzili z małych miasteczek lub ze wsi, przy czym tylko Rakowski wywodził się z Wielkopolski, z dawnego zaboru pruskiego. Czterej pierwsi urodzili się zresztą jeszcze pod zaborami: Bierut i Gierek jako poddani cara rosyjskiego, Gomułka i Ochab natomiast w Galicji pod rządami cesarza Franciszka Józefa. Tylko najstarszy z nich Bierut był dorosłym człowiekiem, gdy Polska w 1918 r. odzyskiwała niepodległość; miał wówczas 26 lat. Trzej kolejni przyszli pierwsi sekretarze KC PZPR w 1918 r. byli dziećmi i mieli odpowiednio: Gomułka 13, Ochab 12, a Gierek zaledwie 5 lat. Trudno byłoby więc utrzymywać, że zostali ukształtowani jeszcze pod zaborami; nastąpiło to raczej w pierwszych latach II Rzeczypospolitej. Ta ostatnia uwaga nie dotyczy jednak Gierka, który jako dziesięcioletni chłopiec wyjechał z rodziną do Francji i tam dojrzewał.
Trzej ostatni przywódcy PZPR urodzili się w II Rzeczypospolitej, gdy młode państwo polskie po wojnie z Rosją Radziecką, po powstaniach i plebiscytach, ostatecznym wytyczeniu granic oraz po uchwaleniu konstytucji okrzepło już nieco: Jaruzelski w 1923 r., Kania w 1927 r., Rakowski w 1926 r. Ich dzieciństwo upłynęło w Polsce niepodległej, wczesna młodość w latach wojny i okupacji. Wszyscy trzej należeli do tego pokolenia, które zdążyło jeszcze wziąć aktywny udział w walce z Niemcami, o czym szerzej piszę w kolejnych rozdziałach: Jaruzelski w utworzonej w ZSRR 1. Armii Wojska Polskiego, Kania w Batalionach Chłopskich, Rakowski w Wojsku Polskim. Wszyscy trzej praktycznie od razu po wojnie związali się z ruchem komunistycznym, choć wszyscy trzej po zmianie w Polsce ustroju raczej unikali tego typu kwalifikacji i woleli określać swoje poglądy jako lewicowe i socjalistyczne.
W tym miejscu muszę poczynić istotne dla mnie zastrzeżenie semantyczne. Otóż rzeczownikiem „komuniści” w odniesieniu do członków PZPR posługuję się w sposób nader ostrożny. Nie mam jedynie problemu z nazywaniem w ten sposób najstarszych działaczy, legitymujących się stażem partyjnym jeszcze w przedwojennej Komunistycznej Partii Polski lub w PPR z lat wojny i okupacji. Pamiętając o destabilizującym, a wręcz antypaństwowym (w odniesieniu do Rzeczypospolitej Polskiej) charakterze nielegalnej KPP, wypada przypomnieć, że jej członkowie wierność ideałom komunistycznym musieli zwykle potwierdzać w więzieniach i konspiracji. Jeżeli bowiem ktoś w Polsce przed II wojną światową wiązał się z ruchem komunistycznym, musiał liczyć się z negatywnymi konsekwencjami: kłopotami w pracy, a zwykle także z jej utratą, aresztowaniami i więzieniem, często w związku z tym z rozpadem rodziny, niekiedy musiał uwzględnić nawet emigrację. Jeżeli zatem ktoś podejmował taką decyzję, niewątpliwie musiał być ideowym komunistą przekonanym o swoich racjach. Również w czasie okupacji niemieckiej wstąpienie do PPR wiązało się ze zwiększonym ryzykiem i wymagało niemało odwagi.
Po wojnie natomiast członkostwo w PPR – poza szczególnymi sytuacjami (zwłaszcza na tych terenach, gdzie silne było antykomunistyczne podziemie niepodległościowe) – nie tylko nie wymagało odwagi, ale często przynosiło profity, pomagało np. w awansach. Dynamiczny wzrost liczebności członków PPR nastąpił w zasadzie już po rozbiciu opozycji politycznej i zbrojnego podziemia. Dlatego też bez najmniejszych oporów mianem komunistów określam tylko tych działaczy PPR/PZPR, którzy z partią związali się przed 1945 r. W wypadku wszystkich, którzy z racji późnego urodzenia do PPR lub PZPR wstępowali po 1945 r., gdy była to już partia władzy, nie wiem, czy byli oni ideowymi komunistami-internacjonalistami, czy sympatykami szeroko rozumianej lewicy, czy też ich akces wynikał z pobudek koniunkturalnych, oportunistycznych, cynizmu, względnie ze strachu, czy może był mieszanką tych wszystkich i jeszcze innych niewymienionych tutaj przyczyn[25].
W odróżnieniu od swoich starszych towarzyszy i poprzedników na stanowisku I sekretarza KC PZPR Kania, Jaruzelski i Rakowski nie musieli w młodości wierności dla swoich jednoznacznie lewicowych (może nawet komunistycznych) poglądów poświadczać nielegalną działalnością konspiracyjną ani pobytem w więzieniu. W konspiracji działali i w więzieniu byli natomiast Bierut, Ochab i Gomułka, ale już nie Gierek, który działał na emigracji w jawnie funkcjonujących Francuskiej Partii Komunistycznej, a później Komunistycznej Partii Belgii. Tymczasem trzej pierwsi przywódcy PZPR przed wojną byli aktywnymi członkami nielegalnej KPP i za tego typu działalność w latach II Rzeczypospolitej wielokrotnie trafiali do więzienia. Nawiasem mówiąc, warto pamiętać, że podobnie jak wielu innych polskich komunistów właśnie pobyt w sanacyjnych więzieniach uchronił ich przed śmiercią w stalinowskich czystkach z końca lat trzydziestych.
Wydaje się nie ulegać wątpliwości, że kadrowy charakter KPP i konspiracyjne formy działalności pozostawiły trwałe ślady w mentalności nie tylko tych trzech działaczy. Poczucie własnej misji miało towarzyszyć polskim komunistom także w okresie powojennym, gdy sprawowali władzę niemal absolutną – przynajmniej w wymiarze polskim. Kapepowskim dziedzictwem mogło też być postrzeganie skomplikowanych procesów politycznych i społecznych w kategoriach spiskowych. Do końca swoich dni wielu dawnych działaczy KPP wierzyło, że siłą sprawczą dramatycznych „polskich miesięcy” były nie tyle rozczarowane i rozgoryczone wielkie grupy społeczne: robotnicy, studenci, młoda inteligencja, ile prący do władzy współtowarzysze, zwykle łączeni z „resortami siłowymi”. Wystarczy przejrzeć niektóre przywołane wcześniej pozycje memuarystyczne, żeby dowodnie przekonać się, iż wiara ta przetrwała w Polsce nawet zmianę ustrojową.
Chciałbym jeszcze na chwilę wrócić do skomplikowanej i bez dostępu do poradzieckich materiałów archiwalnych bardzo trudnej do analizowania kwestii zależności kolejnych pierwszych sekretarzy KC PZPR od Moskwy. Jest przy tym oczywiste, że stopień podległości i uległości w decydującym stopniu uzależniony był od cech osobistych i ambicji gospodarzy Kremla. Nie znaczy to wszakże, że Polacy nie mieli zupełnie nic w tym względzie do powiedzenia. Stanisław Kania zapytany kiedyś przeze mnie o zakres swobody podejmowania decyzji odpowiedział niewątpliwie szczerze: „Niech pan nie wierzy tym wszystkim, którzy mówią: »Cóż ja mogłem, to nie zależało ode mnie«” i dodał: „Gdy byłem I sekretarzem, to oczywiście Breżniew niejednokrotnie strofował mnie i pouczał, nawet krzyczał na mnie, ale przecież nie było tak, że ja nie mogłem go przekonywać, tłumaczyć pewnych spraw, sugerować mu jakichś korzystnych dla nas rozwiązań – innymi słowy, że nic nie zależało ode mnie. Otóż zależało i to wcale nie tak mało”[26].
Naturalnie Kania mówił o wyjątkowej sytuacji, gdy „kwestia polska” w znacznym stopniu absorbowała uwagę kierownictwa radzieckiego. Niemniej jednak rzeczywiście trudno byłoby uwierzyć, że przywódcy PZPR w ogóle nie mieli nic do powiedzenia. Wszystko wskazuje na to, że bardzo wiele zależało od ich osobistych cech charakteru i woli prowadzenia własnej, niezależnej, czasem może nawet nieco odmiennej polityki wewnętrznej, ale oczywiście zawsze w ramach bloku radzieckiego. O prowadzeniu jakiejkolwiek niezależnej polityki zagranicznej natomiast przez czterdzieści pięć lat nie było nawet co marzyć.
Formy i mechanizmy podległości wobec Związku Radzieckiego mimo niewątpliwego postępu w badaniach do dziś pozostają jednym z najsłabiej zbadanych i rozpoznanych zagadnień[27]. Nie wiadomo nawet tak naprawdę, czy rola gospodarzy Kremla w procesie zmian na szczytach władzy w Polsce była kluczowa, czy może miała tylko wtórne, drugorzędne znaczenie. Innymi słowy, czy to Sowieci – w miarę własnych potrzeb i interesów – dokonywali w PRL zmian liderów partyjnych, czy jedynie akceptowali post factum zmiany dokonane przez Polaków. A może wyglądało to różnie w różnych latach? Wszak nie od dziś wiadomo, że w PRL formy, skala i charakter podległości wobec Moskwy ulegały dość istotnym zmianom.
Wiemy, że Stalin telefonicznie instruował i pouczał Bieruta w najdrobniejszych sprawach i wielokrotnie wzywał kierownictwo PZPR na Kreml, gdzie przywódcy radzieccy (a zwłaszcza on sam) udzielali szczegółowych instrukcji i wydawali polecenia, co należy uczynić. Jednocześnie Stalin nigdy nie odwiedził powojennej Polski ani żadnego innego państwa satelickiego w Europie Środkowo-Wschodniej (jeśli nie liczyć wizyty latem 1945 r. na konferencji Wielkiej Trójki w Poczdamie, który ponad cztery lata później znalazł się w granicach Niemieckiej Republiki Demokratycznej). Następcy Stalina postępowali odmiennie i wielokrotnie bawili w Polsce i innych państwach bloku radzieckiego.
Po śmierci Stalina, a zwłaszcza od 1956 r., układ podległości ulegał zmianom. Jednocześnie powoli zmieniały się relacje między przywódcami ZSRR a kierownictwem PZPR. Bierut był dla Stalina wyłącznie wykonawcą poleceń. W tym przypadku nie można mówić nawet o cieniu partnerstwa. Stalin był najwyższym arbitrem i to on ostatecznie decydował o wszystkim; on był rzeczywistym depozytariuszem władzy, którą Bierut sprawował z jego nadania i w znacznym stopniu w jego interesie. Samodzielność polityczna Bieruta była w owym czasie więcej niż iluzoryczna. Sytuacja zmieniła się nieco, gdy I sekretarzem KC KPZR został Nikita Chruszczow. Trudno powiedzieć, czy było to spowodowane głównie różnicami mentalnymi i psychicznymi między Stalinem a Chruszczowem, czy zmianami w świecie, szczególnie przejściowym wygaszaniem zimnej wojny, czy też może wreszcie wszystkie te czynniki i wiele innych niewymienionych tu wpłynęły na taki stan rzeczy. Wszelako na jedną rzecz chciałbym już teraz zwrócić uwagę.
Otóż zarówno w międzynarodowym, jak i w polskim ruchu komunistycznym zawsze istotną rolę odgrywała osobista pozycja poszczególnych działaczy, będąca w znacznym stopniu pochodną długości ich stażu partyjnego i działalności podczas II wojny światowej. Dopóki żył Stalin, ze względu na jego zupełnie wyjątkową pozycję nie tylko w ZSRR, lecz także w międzynarodowym ruchu komunistycznym, Bierut co najwyżej mógł być jego namiestnikiem w Polsce i cieszyć się nieformalnym tytułem jego „najlepszego ucznia”[28].
W komunistycznej propagandzie nikt na świecie (nawet dyktator liczącej wówczas 600 mln mieszkańców Chińskiej Republiki Ludowej Mao Zedong) nie mógł być porównywany ze Stalinem, który po zwycięstwie nad III Rzeszą – może do pewnego stopnia z wyjątkiem Stanów Zjednoczonych – nie musiał się tak naprawdę liczyć z nikim. To on był „Słońcem”, podczas gdy przywódcy państw satelickich byli co najwyżej „Księżycami” świecącymi odbitym blaskiem. W wymiarze wewnętrznym i międzynarodowym wszystkich państw bloku radzieckiego on pozostawał najwyższym arbitrem i autorytetem. Ze Stalinem nie dyskutowano, wypełniano jedynie jego polecenia. To do niego do Moskwy przyjeżdżali po instrukcje, nierzadko wzywani w trybie nagłym, wszyscy przywódcy komunistyczni. Parareligijny kult Stalina w ruchu komunistycznym miał zresztą wymiar globalny[29].
Jak już wspomniano, sytuacja ta uległa zmianie po jego śmierci. Co prawda pozycja Chruszczowa również (do czasu) była niepodważalna w ruchu komunistycznym i „wspólnocie państw socjalistycznych”, lecz wynikało to przede wszystkim nie z racji jego własnych zasług i samodzielnej pozycji, ale z powodu roli, jaką – w świecie podzielonym na dwa przeciwstawne bloki polityczno-militarne – odgrywało atomowe supermocarstwo, jakim był rządzony przez niego ZSRR.
Także działalność Stalina i Chruszczowa w czasie – jak ją oficjalnie nazywano w ZSRR – Wielkiej Wojny Ojczyźnianej Narodów Związku Radzieckiego w żadnym razie nie mogą być ze sobą porównywane. Jako przywódca ZSRR Stalin odniósł ogromne, krwawo okupione, zwycięstwo w II wojnie światowej, a swoje państwo wyniósł do rangi globalnego supermocarstwa. Jednocześnie od wielu lat absolutnie dominował jako lider Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) i przywódca światowego ruchu komunistycznego. Chruszczow natomiast jako członek stalinowskiego politbiura pełnił funkcję członka rad wojennych kilku frontów – przede wszystkim zaś był głównym „politrukiem” w czasie bitwy stalingradzkiej. Niemniej jednak ze względu na pozycję w ruchu komunistycznym także i Chruszczow uważał, że może traktować z góry Ochaba, a wcześniej i Bieruta. Z ocenami i opiniami Gomułki, który pod koniec wojny był osobistością numer jeden w PPR, radziecki przywódca liczył się chyba bardziej. Widział w nim zresztą autentycznego działacza robotniczego i polskiego komunistę, który potrafił bronić nie tylko swoich racji, lecz także polskiej racji stanu – oczywiście w rozumieniu komunistycznym.
Wydaje się, że układ ten zmienił się nieco, gdy w październiku 1964 r. na czele KPZR Chruszczowa zastąpił o rok młodszy od Gomułki Leonid Breżniew. Na swój sposób liczył się on z Gomułką, także dlatego, że gdy w czasie wojny Breżniew służył w aparacie politycznym Frontu Południowego, „Wiesław” był już sekretarzem generalnym PPR. Wiadomo, że Breżniew mimo rozmaitych zastrzeżeń pod adresem Gomułki przynajmniej do roku 1968 w pewnym sensie faworyzował go wśród przywódców „bratnich partii” i nierzadko brał pod uwagę jego opinie. Wobec Gierka – podobnie jak Stalin wobec Bieruta – już bez żadnych ograniczeń mógł odgrywać rolę mentora, szefa, starszego brata...
W odróżnieniu od swego poprzednika Chruszczow sporo podróżował po świecie, niejednokrotnie odwiedzając także i Polskę. Kontaktował się bezpośrednio z trzema kolejnymi pierwszymi sekretarzami KC PZPR: Bierutem, Ochabem i Gomułką. Z kolei następca Chruszczowa, Breżniew, spotykał się aż z czterema liderami PZPR: Gomułką, Gierkiem, Kanią i Jaruzelskim. Ten ostatni zresztą kontaktował się z rekordową liczbą przywódców KPZR: Breżniewem, Jurijem Andropowem, Konstantinem Czernienką i Michaiłem Gorbaczowem.
Kolejni przywódcy PZPR, a także ich potencjalni następcy, mieli świadomość, że potrzebują poparcia na Kremlu, aby móc sprawować władzę nad Wisłą. Powszechną praktyką było zabieganie przez poszczególnych działaczy PZPR o to, aby dać się poznać i zapewnić sobie jak najczęstsze bezpośrednie kontakty z „towarzyszami radzieckimi”, zwłaszcza z ówczesnym gospodarzem Kremla. Oczywiście świadomość wagi tych relacji miało także polskie społeczeństwo, które w 1968 r. żartowało, że Mieczysławowi Moczarowi do zastąpienia Gomułki na stanowisku I sekretarza KC PZPR zabrakło tylko jednego głosu poparcia – głosu Leonida Breżniewa.
Jest zrozumiałe, że Kreml zawsze miał swoich faworytów w kierowniczych gremiach PZPR. Jednych darzono większym zaufaniem, innych – np. przez długi czas Rakowskiego – znacznie mniejszym. Naturalnie jakość tych relacji była istotna, a pełna utrata zaufania w Moskwie mogła nieść za sobą daleko idące konsekwencje, o czym przekonali się w sposób najbardziej bolesny Imre Nagy i Alexander Dubček, a w efekcie społeczeństwa węgierskie i czechosłowackie.
Na koniec pozostał mi niezwykle przyjemny obowiązek złożenia podziękowań wszystkim osobom, które w rozmaity sposób przyczyniły się do powstania tej książki. Jak zwykle w pierwszej kolejności – poza rzecz jasna archiwistami – pragnę wyrazić wdzięczność tym, którzy na etapie pracy nad tekstem zapoznali się z całością lub fragmentami tej książki i podzielili swoimi krytycznymi uwagami, co pozwoliło mi uniknąć wielu błędów, nieprecyzyjnych wyrażeń i językowych nieścisłości. Byli to: Andrzej Boboli, Antoni Dudek, Piotr Gontarczyk, Paweł Libera, Michał Przeperski, Konrad Rokicki, Paweł Sasanka, Robert Spałek, Sławomir Stępień, Mirosław Szumiło i Dariusz Wilczak. Podziękowania adresuję też do koleżanek i kolegów z Zakładu Badań nad Dziejami Polski po 1945 r. w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk, którzy 25 stycznia 2012 r. referowaną przeze mnie koncepcję pracy w dyskusji poddali krytycznej, ale zarazem życzliwej analizie i ocenie. Słowa wdzięczności należą się także Magdalenie Jagielskiej, która jak zwykle starannie i z wielką życzliwością redagowała już czwartą książkę mojego autorstwa.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki